Trochę się u mnie ostatnio działo, na pisanie bloga nie starczało czasu. Dlatego żeby o sobie przypomnieć, postanowiłam złożyć wam krótkie sprawozdanie:
- Miałam niemiłą okazję odwiedzać bliską osobą w szpitalu. Nie był to szpital warszawski, ale nie ma to większego znaczenia bo i ze stolicy mam podobne obserwacje. Zastanawiam się dlaczego chorzy muszą leżeć w tak brzydkim otoczeniu. Nikt mi nie powie, że od pieniędzy zależy wygląd korytarzy i sal szpitalnych. Wchodzisz do budynku i od razu patrzysz na bure podłogi i schody, kioski z mydłem i powidłem, gdzie kupisz i piżamę, i kapcie, i podpaski, i gazetę, i i filiżanki, i zabawki, i kto wie, co jeszcze. Idziesz na oddział. Ściany są w kolorze kupy, naprawdę. Nie powiem, czyste, ale dlaczego takie brzydkie. Czy chora osoba musi przebywać w takim otoczeniu? Czy ściany nie mogą być w pogodnym, ciepłym odcieniu? I te okropne olejne lamperie, które na rogach ścian wzmocniono boazerią z paskudnej płyty meblowej. Jak za komunizmu… Szafki przy łóżku też pamiętają tamte czasy – metalowe, odrapane, krzywe, chyboczą się na wszystkie strony. Podobnie krzesła, których zresztą brakuje…
Toalety to kolejna historia. Oczywiście chyba dla bezpieczeństwa (sic!) nie ma żadnych zamków, wchodzisz i się modlisz, żeby ktoś zapukał, zanim otworzy drzwi. W rogu za ścianką – kabina prysznicowa. W tym „aneksie” w ogóle nie ma drzwi, musisz wsunąć głowę, żeby sprawdzić czy wolne. I ten zapach, a właściwie fetor – tak jakby za grosze nie można było kupić zawieszek zapachowych do muszli klozetowej. A papier toaletowy i ręczniki papierowe…. wierzcie mi, nie chce się tego wziąć do ręki. I znowu, jest w zasadzie czysto tylko paskudnie i bez głowy urządzone. Zastanawiam się, czy ktokolwiek myśli o pacjentach, planując urządzenie szpitalnych pomieszczeń. Przecież można teraz naprawdę tanio kupić proste meble, pościel i akcesoria do wyposażenia wnętrz. W dużych ilościach pewnie nawet w dobrej cenie. Czemu więc ta wszechobecna brzydota? Zwłaszcza, że chyba się myśli o pacjentach bo na ścianie wisi nowoczesny płaski telewizor.
Gdy czasem w polskich filmach oglądam szpitale (a takich szpitalnych seriali było i jest kilka) to się zastanawiam, gdzie reżyser widział te ładne, dwuosobowe salki, nowoczesne meble, ładne kolory. No gdzie??? - Niektórzy z was pytają mnie, co z pracą. Cóż, nie zatrudniłam się w żadnej redakcji, korporacji, wydawnictwie. Wybrałam inną drogę – chcę pisać na zlecenie i w ten sposób zarabiać. Po ostatnich przeżyciach mam dośc korporacyjnego pseudo życia. Wiem, łatwo nie będzie, takich jak ja jest mnóstwo. W dodatku są młodzi i tani. Bo ja nie wynajmę się za 12 zł od strony, a takie kwoty są proponowane. I ludzie zabiegają o te zlecenia. Postanowiłam się szanować, nie na darmo mam za sobą lata doświadczenia w pracy dziennikarsko-redaktorskiej. Kilka zleceń już mam, kokosów z tego nie będzie, ale pierwsze koty za płoty. Muszę się też nauczyć planować pracę, bo zdarza się, że siedzę przy komputerze dosłownie cały dzień. Trzymajcie za mnie kciuki, a jeśli usłyszycie, że ktoś szuka osoby do pisania lub redagowania tekstu – pamiętajcie o mnie:)
L.B.
26 września 2017 — 12:55
W mojej okolicy akurat szpitale całkiem ok wyglądają zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, choć 50 km dalej trafiłam na taki, co to w ogóle na miano szpitala nie zasługuje. Ciągle w remoncie, taki jakby po więzieniu go zrobiono i to na szybko. Jak telewizor to tylko własny. W sumie dobrze, że tam tylko na rehabilitacje przyjmowali, bo nie wyobrażam sobie, żeby umieścić tam pacjentów po operacjach czy dzieci. Może zaczęto dbać o komfort pacjenta w gabinecie lekarskim, ale jeśli o budynki chodzi to już nie, bo nie można mieć wszystkiego ;/. Omijam szpitale szerokim łukiem. W żadnym nie chciałabym zostać na dłużej. Ludzie, którzy tam pracują są przepracowani, a przez to wyżywają się na pacjentach, cała ta atmosfera bólu, cierpienia, śmierci, bo przecież w szpitalu znajduje się kostnica czy prosektorium, nie wiem, ale jest ta świadomość, że gdzieś jest sala operacyjna, na której ktoś może umrzeć, a z jego martwym ciałem coś trzeba zrobić, gdzieś przechować. Nasza opieka zdrowotna naprawdę jeszcze wymaga wiele pracy, nakładów finansowych. Tylko jak nie ma ludzi, którzy zadbają chociaż o zamki w toaletach to czego oczekiwać? Do kogo się zwrócić? Powodzenia ze zleceniami, masz rację, ceń swoje umiejętności i doświadczenie. 😉
Iwona Kmita
26 września 2017 — 13:17
Macie szczęście, że szpitale wyglądają u was w porządku. To tylko dowodzi, że wiele zależy od ludzi. A kolor farby na ścianach to już na pewno.
Marek Te
26 września 2017 — 14:32
Hej, Iwona, skaszaniła Ci się „żona” w podtytule…
A co to się stało, że Ty już nie za redakcyjnym biurkiem? Wspominasz o jakichś przejściach – czyżbym coś przegapił? No, jestem bardzo ciekaw, jak sobie będziesz radzić na nowej drodze zawodowej, tym bardziej, że sam jestem w trakcie budowania jej na nowo.
Powodzenia w każdym razie…
Iwona Kmita
26 września 2017 — 14:38
Hej, zaraz poprawie się jako Żona. A co z pracą pisałam w poście http://iwonakmita.pl/stara-a-glupia/, możesz przeczytać, jeśli masz ochotę. Za stara jestem na różne gierki. Być może podkulę ogon i wrócę za biurko ale jeszcze nie teraz:)
Marek Te
27 września 2017 — 12:27
Boaaah, paskudna historia. No, ale tacy bywają ludzie, niestety.
Ja od 19 lat jestem na swoim, nie umiałbym już wrócić na etat, za bardzo mnie zwichrowała samodzielność. Za bardzo lubię samotność i święty spokój w pracy. Nie dla mnie już biurowy zgiełk (a pracowałem kiedyś w małym redakcyjnym pokoiku z czterema maszynami do pisania, nierzadko wykorzystywanymi jednocześnie).
Teraz siedzę spokojnie sam w moim gabinecie, dwa metry za mną śpi na wersalce zwinięty w kłębek kot – o, to są dla mnie warunki do pracy 🙂
Asmodeusz
26 września 2017 — 14:49
Akurat mam za sobą dwutygodniowy pobyt w takim szpitalu jak opisujesz. Przyznam, że właściwie mi to w niczym nie przeszkadzało, pragnąłem li tylko podreperować zdrowie. Jeśli już, wkurzały mnie dwie rzeczy: prześcieradło, którego za żadne skarby nie dało się utrzymać w ryzach na łóżku i sanitariaty, choć z innego powodu. Wszędzie wisiały tabliczki „Zakaz palenia na terenie szpitala”, na drzwiach do tego przybytku tabliczka była dwa razy większa niż gdzie indziej. A jednak do łazienki się dostać graniczyło z cudem, gdyż tylko tam było okno na zewnątrz i palacze zrobili sobie palarnię. Personel szpitala był bezradny gdyż regulamin nie przewidywał jakichś szczególnych sankcji dla krnąbrnych pacjentów.
Iwona Kmita
26 września 2017 — 15:03
O tak, pościel to w ogóle oddzielna para kaloszy – prześcieradła nie naciągniesz, kołdra zbija się w ciężki „kamień”. A tam gdzie bywałam nie było zbyt wielu tabliczek z zakazem palenia. I kolejek nie widziałam. Chyba że w męskim… Ale nie wiem, czy ktoś w takim przybytku chciał spędzać więcej czasu niż trzeba.
Gabrysia
26 września 2017 — 15:17
Sama nie wiem co o tym myśleć. W ubiegłym roku mąż trochę po szpitalach „podróżował” i tak: Jeden był po generalnym remoncie , wszystko nowiusieńkie pachnące i miłe oprócz… personelu, którego przy okazji remontu nie wymienili. Uciekał stamtąd w podskokach. Drugi był w takim stanie, że tylko brakowało mi tam zakonnic z czepkami sterczącymi z przodu głowy, ale za to jaka atmosfera… no i tak to było Iwonko… Trzymam kciuki za powodzenie Twoich planów.
PS w listopadzie będę miała dwie przesiadki w Warszawie , w drodze do Lublina ( bo remont torów i trzeba przez Warszawę) może zdążymy wspólnie i całkiem spokojnie wypić jakąś kawę ?
Iwona Kmita
26 września 2017 — 16:16
Z największą przyjemnością Gabrysiu, daj znać, jak już będziesz wiedziała co i jak:)
bezzasadna
26 września 2017 — 16:31
Pewnie Pani nie ucieszy fakt, że nie biegnę z ofertą pracy do Niej. Lubie zatrudniać ludzi których nawet jeśli nie lubię mogę oskarżyć o wiele , mi potrzebnych umiejętności. Wspomnienia szpitali… Niedawno wizytowałam dwie szkoły obok siebie stojące od 50 lat. Jedna piękna, zadbana, odnowiona druga ,żywcem przeniesiona z czasów powstania PRL . W pierwszej już nikt nie pamięta czarnych tablic a tu same takie. Można narzekać ,że brak pieniędzy i dlatego w tej drugiej tak źle ale to nie brak pieniędzy a brak odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu.
Może jak tak panie się spotkają na tym dworcu, trafią się czekający na Tuska i będzie radosne powitanie.
Pozdrawiam serdecznie i z uśmiechem.
Iwona Kmita
26 września 2017 — 16:50
To samo pisałam o szpitalu – że to nie o brak pieniędzy chodzi a o zarządzanie i podstawowa wiedzę o ludzkich potrzebach. Szkoda, że mnie pani nie może oskarżyć o jakieś umiejętności… Może dostałabym propozycję zatrudnienia.;-)
bezzasadna
26 września 2017 — 17:25
Wspomniałam :”mi potrzebnych umiejętności”. Nie będę ich wyliczała bo to dość niegrzeczne by było opowiadanie bez chęci pomożenia komuś.
Przepraszam za formę :”Pani”…po wizycie w urzędzie czepialskim mam wybitnie poddańcze odczucia przemieszane z chęcią otrucia kogoś lub pozbawienia kończyn.
iwona
26 września 2017 — 18:49
🙂
jotka
26 września 2017 — 19:00
W naszym szpitalu jest jakby lepiej, miałam okazję przebywać, mąż też i zgrzeszylibyśmy , narzekając. Co do zapachów i czystości: salowe uwijały się rzetelnie, ciągle ktoś sprzątał, wycierał, wietrzył, pucował, nawet pospać nie dawali, ale gdy weszłam raz za jedną z pacjentek do toalety, to miałam ochotę ja cofnąć, by po sobie posprzątała…
Może taka zmiana pracy wyjdzie Ci na dobre, nie przekonasz sie, póki nie spróbujesz, ale masz rację cenić się trzeba.
Życzę wielu zleceń w rychłym czasie 🙂
iwona
26 września 2017 — 21:56
Dziękuję Jotko:) Co do szpitala to jak wspomniałam – tam też było czysto tylko brzydko, niemiło, zimno. A wystarczy tylko trochę pomyśleć o ludziach, żeby było im choć trochę przyjemniej. Bo kłopoty już mają.
Ania
26 września 2017 — 19:40
Co do szpitali to większość szpitali taka jest, ale można też trafić na takie naprawdę zadbane – pachnące, czyste, nawet jedzenie zacne, chociaż kolorki sal białe…bez wyrazu, ale za to sprawiają wrażenie jeszcze większego porządku i czystości.
Ja akurat biel bardzo lubię na ścianach i na mnie ona działa ok 😉
iwona
26 września 2017 — 21:58
Aniu, biel byłaby ok. A tam był kolor bury plus taki beżowo-brązowy. Okropny:(
anabell
26 września 2017 — 20:23
W ładnym szpitalu to leżał w lutym mój mąż- ale mój był w szpitalu Medicoveru, miał tam operację na koszt NFZ. To nowy, prywatny szpital. Jasno, czyściutko,
przestronnie, personelu pielęgniarskiego jak mrówek w mrowisku. Każda nim wparowała do sali to wpierw zapukała. Wszystko dobrze, z głową rozplanowane.
U nas najwięcej jest starych budynków szpitalnych z wieloosobowymi salami
chorych i nawet nie bardzo jak jest je zrewitalizować. Ale i tak zawsze wszystko
zależy od „głowy”, czyli dyrekcji i ordynatorów poszczególnych oddziałów.
Jest w W-wie bardzo stary szpital na Płockiej, gdzie jest piekielna ciasnota na salach, ale zawsze było tam czyściutko, nawet w przeładowanej, zbyt małej łazience.
Ale i w obrębie jednego szpitala są oddziały, w których ordynator oddziału wydaje odpowiednie zarządzenia i cały oddział funkcjonuje inaczej niż inne.
Widziałam to na własne oczy w szpitalu MSW. Leżałam wprawdzie na sali 6 osobowej, ale miałyśmy własną łazienkę bardzo mądrze zaprojektowaną i zadbaną.A pielęgniarki chirurgiczne- super. Jeszcze nie zdążyło się zdjąć palca z dzwonka a już były. I nawet paskudne opatrunki były niemal przyjemnością – fachowość i empatia na najwyższym poziomie. Czego nie można było powiedzieć o oddziale kardiologii zachowawczej w tym samym szpitalu.
Po naszym przystąpieniu do UE wiele szpitali załapało się na unowocześnienie
niektórych oddziałów lub wręcz powstanie nowych, w ramach funduszy europejskich. Np. jeden z warszawskich szpitali położniczych otworzył nowy oddział onkologiczny, nowocześnie i z głową zaprojektowany.
Bo wiesz – ryba psuje się od głowy- jeżeli gospodarz nie jest dobry, to wszystko
zle funkcjonuje.
Rozkręciśz się Iwonko, rozkręcisz. Widzę Cię w Newsweeku, może nie natychmiast, ale za niedługo. Pasujesz do tej redakcji.
Miłego;)
iwona
26 września 2017 — 22:08
To prawda – wszystko zależy od osoby zarządzającej. Dlatego jestem zła, że szpitale bywają takie brzydkie. Niby czyste, niby w porządku a po prostu nieprzyjemnie, zimno, bez gustu. A tak niewiele potrzeba… Dziękuje za wiarę we mnie. Zobaczymy co czas przyniesie:)
Jaga
26 września 2017 — 20:36
A kto by się przejmował potrzebami ludzkimi…. następny proszę ….
iwona
26 września 2017 — 21:59
Czasem tak jest…
Jaga
27 września 2017 — 17:58
w większości takich „placówek” panuje beznadzieja potęgowana jeszcze (tak jak u mnie brakiem nadziej )
Greenelka
26 września 2017 — 20:52
Iwonko, najpierw najważniejsze. Jednak płyniesz w innym kierunku i super. Dopłyniesz, choć woda może być zimna, jak to w nieznanych akwenach. Trzymam kciuki. Piszesz świetnie, dasz sobie radę. Po co Ci wyścig korporacyjnych szczurów.
A c o do szpitali, u nas, w pobliskim miasteczku jest jeden i nie jest najgorszy, nie jakiś super, ale unowocześniają go wciąż i robią przyjaznym dla pacjenta, o ile w ogóle szpital taki może być. Lekarze są z sercem, to mogę powiedzieć. Mam małe doświadczenie, ale mojego męża wyciągnęli z bardzo ciężkiego zawału. Natomiast mogłabym dni całe opowiadać o szpitalach niemieckich, spędziłam na emigracji prawie 30 lat i znam tamtejszy system od podszewki. Owszem szpitale tam są piękne, ale za to lekarze zimni jak ryby. Mają przylepiony uśmiech do twarzy i ma się uczucie,że się rozmawia z paragrafem. Moim zdaniem są gorsi od naszych polskich. Moja mama poszła do takiego szpitala na proste badanie i miała tam być tylko jeden dzień. Owszem, leżała w pięknym pojedynczym pokoju, ale w wyniku błędu lekarza została w nim nie jeden dzień, lecz pół roku, po czym wyjechała stamtąd na cmentarz. Polski. Teraz skarżymy ten piękny szpital i przede mną wiele stresu, ale nie dam się. Generalnie nie mogę po tym patrzeć na lekarzy i szpitale. Żadne. Ani szpetne, ani ładne. Sorry,że się tak u Ciebie wywnętrzyłam, nie gniewaj się, po prostu temat …
Pozdrowionka
iwona
26 września 2017 — 22:02
Nie mam na co się gniewać. Przykro mi z powodu twoich przeżyć, bardzo. Masz rację – ludzie są najważniejsi. W szpitalu, o którym pisałam lekarze byli w porządku.
Obyście dali rade wygrać w sądzie.
Design Your Home with me
26 września 2017 — 21:47
Trzymam kciuki za Twoją pracę „na swoim”, rozumiem w pełni Twój wybór, bo sama podobnego dokonałam ( choć przecie w innej branży:)) i to nawet nie zaznawszy życia w korpo. Chyba „od zawsze ” wiedziałam, że nie dałabym rady.
Co do szpitali też mocno zwracam uwagę , na ergonomię wystrój, gdziekolwiek nie jestem od razu bym coś przestawiała poprawiała – takie zboczenie zawodowe, ale powiem Ci że gdańskie szpitale zmieniają się z roku na rok i naprawdę jest coraz lepiej. Już 10 lat temu jak rodziłam 1 dziecię byłam pozytywnie zaskoczona, a przy drugim ( 5 lat temu) było jeszcze lepiej ( oczywiście mówię tylko o wnętrzach!). Są jeszcze miejsca gdzie czas się zatrzymał na latach 70-tych, ale powoli idzie nowe.
iwona
26 września 2017 — 22:05
Obawiam się, że tam gdzie ja bywałam nawet twój talent i poprawki by nie pomogły. Po prostu brzydkie bezguście.
Lena Sadowska
26 września 2017 — 21:59
Witaj, Iwono.
Masz rację – „wystrój” szpitali bywa koszmarny. Czasem mam wrażenie, że to jakaś pokrętna taktyka rekonwalescencyjna – żeby się, broń Boże, pacjentowi za bardzo nie spodobało i nie zechciał zostać dłużej:(
Powodzenia Ci życzę w realizacji planów zawodowych. Bardzo. Bardzo.
Pozdrawiam:)
iwona
26 września 2017 — 22:03
Dziękuję Leno:) Powodzenie się przyda, bardzo:)
Iwona Zmyslona
27 września 2017 — 05:34
Powodzenia.!!!!
A.
27 września 2017 — 05:59
Trzymam kciuki za kolejne zlecenia:-))
Seeker
27 września 2017 — 08:11
Nie będę Ci życzyć znalezienia świetnej pracy, bo nie muszę- znajdziesz ją. Będzie ciekawa i świetnie płatna, obiecuję. Po prostu pięknie napisz CV, list motywacyjny, czy co tam się teraz w Polsce pisze. Niech Twoja pisemna wizytówka przedstawia w profesjonalny i nieznoszący sprzeciwu obraz tego, jak wiele umiesz i jak ogromne masz doświadczenie.
Ciekawe, od czego zależy taka różnica w wystroju i zagospodarowaniu szpitala. Czytając Twój opis robiło mi się szkoda pacjentów. W komentarzach wychodzi na to, że to właściwie rosyjska ruletka- albo kolor kupy na ścianiach, albo całkiem przyzwoicie 🙁
iwona
27 września 2017 — 09:37
Wszystko zależy od ludzi, którzy zarządzają. Każdą sumę można wydać na paskudną farbę i na ładną w tej samej cenie.
Dziękuję za wiarę we mnie. Przyda się:)
Ultra
27 września 2017 — 09:17
Często bywam w szpitalach, więc zabieram swojego jasia, papierowe ręczniki, środki do dezynfekcji itp. Smutne jest jeszcze co innego: w tych brzydkich szpitalach są „jedynki” wymuskane, z własną łazienką dla ważnych osobistości, bo są równi i równiejsi, niestety.
Iwonko, początki pracy na swoim będą trudne, ale warto mieć i takie doświadczenie. Życzę powodzenia.
Zasyłam serdeczności
iwona
27 września 2017 — 09:38
Właśnie, nierówne traktowanie to pewnie kolejny problem. Choć nie chce mi się wierzyć, żeby w szpitalu o którym mówię były takie jednoosobowe enklawy. Ale, kto wie?
Maja
27 września 2017 — 09:56
Generalnie stan techniczny polskich szpitali jest zły tak twierdzi NIK, w wielu z nich potrzebne są gruntowne remonty, te jednak wymagają dużych nakładów finansowych. A tych nakładów nie ma skąd brać. Do tego szpitale coraz częściej działają niczym zakłady produkcyjne . Likwiduje się mniejsze szpitale ,tworzy potężne kołchozy szpitalne molochy . Tam nie ma miejsca na roztkliwianie się
, pacjent jest sztuką , jednostką chorobową . Szybko załatwić i niema cię …Liczy się moc przerobowa a więc pacjent nie może tam zalegać zbyt długo , dlatego estetyka miejsca jest na szarym końcu .
Są inne ważniejsze problemy niż kolory ścian / dodajmy , że te kolory często są bardzo wiekowe/…
dodam tylko , że całkiem niedawno spędziłam 7 godzin pod drzwiami izby przyjęć szpitala powiatowego z lecącym z nóg pacjentem leczonym onkologicznie , który do tego kilka dni wcześniej przeszedł operację . Rozpoznano u niego zgorzel woreczka żółciowego. Na trzeci dzień po tym zabiegu wywalono go do domu . Szpital przecież wykonał zadanie . A ty człowieku lecz się dalej sam w domu tam masz to czego oczekujesz – ładne ściany , obsługę i właściwą dietę . Niestety pacjent słabł więc lekarz pierwszego kontaktu dał skierowanie do szpitala . Po 7 godzinach wysiadywania jaja pod drzwiami dostaliśmy się przed oblicze lekarza , który po zaproponowaniu kroplówki w izbie przyjęć, wystawił jakąś receptę i odesłał pacjenta bez żadnych wyjaśnień do domu . Jednym słowem pozostaje tylko modlić się żarliwie o ZDROWIE .
Iwona Kmita
27 września 2017 — 21:59
Oj tak, najlepsze wyjście to byż zdrowym. I tego ci życzę:)
Anna
27 września 2017 — 18:24
Na wygląd ścian, a szczególnie ich kolorystykę, pacjenci nie mają wpływu, ale już na czystość w toalecie- tak.
Dwa razy leżałam w pewnym przecudnym szpitalu w niewielkim mieście powiatowym i byłam zachwycona, o czym nawet napisałam w jakimś poście. To naprawdę był szpital na miarę XXI wieku.
Podejrzewam, że gdyby w toaletach śmierdziało, to pierwsza bym zwróciła uwagę ordynatorowi podczas obchodu, bo na takie sprawy jestem bardzo uczulona.
Iwona Kmita
27 września 2017 — 21:58
Odważna jesteś:) ja bym chyba raczej jakiejś przełożonej pielęgniarek powiedziała:)
Anna
28 września 2017 — 14:05
A dlaczego miałabym się bać ordynatora? To on powinien wziąć przełożoną pielęgniarek na dywanik.
ariadna
27 września 2017 — 19:08
Nie mam kompletnie żadnych doświadczeń, jeśli chodzi o szpitale. Na razie (odpukać), od tego przybytku trzymam się z daleka, więc trudno mi ocenić jego stan w naszym mieście.
Zmieniałam pracę dwa razy, za każdym razem dokonując totalnej zmiany branży. To nie jest niemożliwe, a czasem zmiana wychodzi na lepsze.
Powodzenia Iwonko.
Tak elokwentna osoba jak Ty, na pewno zostanie doceniona 🙂
Iwona Kmita
27 września 2017 — 21:55
To dobrze, ze nie masz doświadczeń ze szpitalami, ja już trochę mam, choć sama nie leżałam na szczęście. A z pracą – gdyby to było tak proste, ktoś doceni i już. Ale nie jest. Może jednak będę mieć szczęście?
Martynka
27 września 2017 — 20:25
Nieprzyjemności ze szpitalami – chyba każdy wie o co chodzi. Gdy mój tata był w szpitalu również dużo się naoglądałyśmy. Szczególnie tego pomieszczenia, które było „łazienką” i „toaletą”. Trochę to ironiczne, bo niby mamy ten NFZ itp. itd., a warunki są jakie są.
Życzę powodzenia i dobrze rozplanowanej pracy (sama mam z tym problemy!).
M.
Iwona Kmita
27 września 2017 — 21:53
Własnie tego dobrego rozplanowania najbardziej się boję. Ale co tam, kto nie ryzykuje w kozie nie siedzi…
barbara
28 września 2017 — 09:10
Trzymam kciuki Iwonko, powodzenia. Co do szpitali to szkoda mówić. Wystrój, warunki dla pacjenta to jedna sprawa ale ważniejsza to ta, że zamyka się oddziały i nie ma się gdzie leczyć. W mnie oddział ginekologiczny zamknięty a nowoczesny oddział onkologiczny był pod wielkim znakiem zapytania, na szczęście jest ale jak długo? Jest coraz gorzej. Pozdrawiam serdecznie, miłego słonecznego dnia Ci życzę…
Kobieta po 30
28 września 2017 — 10:44
Szpital to jakaś paranoja, bo niby miejsce, w którym człowiek powinien powracać do zdrowia, a dba się tylko o aspekty czysto fizyczne, zamiast o samopoczucie, ale to temat rzeka.
Trzymam kciuki za pracę na swoim 🙂
iwona
28 września 2017 — 16:50
Tak, u nas wciąż zdrowie fizyczne jest oddzielone od psychiki. Niestety.
maradag
28 września 2017 — 15:54
Tak, to prawda, że nie wszystko zależy od kasy. Ale wiele od mentalności. Myślę, że w Polsce jednak bardzo trudno o zmiany w tej dziedzinie… I tak n.p. w szpitalu ma być smutno, cierpiętniczo i już. Pod koniec życia naszej mamusi, wiele razy „odwiedzałam” szpitale w rejonie jej zamieszkania. Ale muszę przyznać, że nie zwracałam wówczas uwagi na estetykę kolorystyczną (choć normalnie jestem bardzo wrazliwa na…), ważne było dla mnie, że jest czysto, a opieka profesjonalna. Każda sala czy pokój miał swoją łazienkę. Ale przyznaję, że w tamtym czasie mniej zwracałam uwagę na otoczenie. Moje wszysstkie zmysły bowiem konctrentrowały się na bliskiej mi osobie.
Ale tak dla porównania. Bywałam w szpitalu u mnie, w Holandii, jako pacjent. No cóż. Jasno, pastelowo, przestronnie i czysto. Pachnie. Jakoś tak, nie śmierdzi szpitalem. Na ścianach korytarzy piękne, kolorowe obrazy. A oddział dziecięcy odwiedza często Ktoś, z czerwonym nosem i w kolorowym ubranku i urządza dzieciakom zabawne spektakle. Każy pokój ma swoją łazienkę z prysznicem, ale ubikacja jest osobno. Przy kazdym pokoju! Gdyby nie to że jestes tam, bo cos ci reperują i cierpisz, to sama przyjemność ;-). To schodzisz sobie na dół do holu i idziesz sobie do tamtejszej kawiarenki na gorącą czekoladę z bita śmietaną ;-).
Iwonko życzę wytrwałości i sukcesów w nowych przedsięwzięciach.
iwona
28 września 2017 — 16:49
Dziękuję za życzenia:)
Twój opis szpitali, nawet tego z polski z oddzielnymi łazienkami, brzmi jak bajka. Oby takie bajki zaczęto wszędzie „opowiadać”.
PKanalia
28 września 2017 — 17:17
to ciekawe, bo ja ostatnio miałem okoliczność z takim szpitalem, że gdy spojrzałem na budynek, na elewację, to od razu mi się zachciało wyzdrowieć…
tymczasem jak się okazało wszystko poszło, jak z pewnym panem, który ożenił się z bardzo brzydką dziewczyną… gdy koledzy się z niego nabijali, on patrząc na nich z wyższością mawiał „ładna to ona nie jest, gdybyście wiedzieli, jak ona [censored], to byście spuchli z zazdrości”… podobnie było z tym „moim” szpitalem… okazało się być super… tylko to żarcie, ale w końcu szpital nie jest do jedzenia, tylko do leczenia, tak?…
pozdrawiać jzns :)…
iwona
28 września 2017 — 17:56
Myślę, że miałeś szczęście. I bardzo dobrze. A może nie chodzi o szczęście, może „fajnych” w środku szpitali jest sporo tylko ja miałam pecha? Wolę to wyjście. Pozdrawiam:)
Anna
28 września 2017 — 20:39
Pewnie trafię do szpitala, raczej prędzej niż później, i będę bardzo upierdliwą pacjentką – na szczęście w okolicy nie sa złe. Z warszawskich odwiedziłam kiedyś Damiana, ale za te pieniądze jakie tam zostawiłam, to wstyd byłoby, żeby coś było nie tak. Jadałam tam najlepszą zupę marchewkową w zyciu… w pięknej porcelanowej zastawie. I po jakiś 18 godzinach, mimo konkretnej operacji, mogłam stamtąd zniknąc…
Co do pracy – po paru bardzo tłustych latach na swoim nieco się teraz nudzę, i kombinuję co z tą nuda zrobić, więc wiem, co możesz czuć.
Iwona Kmita
1 października 2017 — 17:43
Lepiej nie typuj, że trafisz do szpitala. Oby nie. Nawet jak to jest klinika taka jak Damian, to jednak szpital i obyś nie musiała się tam meldować. A już na pewno nie w publicznym, prowincjonalnym, na oko – takim, co to zatrzymał się w rozwoju wiele lat temu…
Co do pracy – wiesz mój problem polega na tym, żeby nie zatrudnić się znów w jakiejś bezosobowej korporacji. Poznałam kilka i coraz gorzej znoszę biurokratyczną atmosferę, wyścig szczurów, wzajemne podkładanie nogi (czego ofiarą padłam ostatnio) itp. Chciałabym robić to, co potrafię i móc na tym zarabiać. Tylko tyle i aż tyle. Pozdrawiam cię cieplutko
hegemon
30 września 2017 — 00:01
Ze szpitalami chyba trochę się poprawia. Mój ojciec często tam bywa i widzę duże zmiany na lepsze, ale może to dotyczy tylko tego szpitala?
A ten co wyjdzie z korporacji, to już po jakimś czasie nie da rady wrócić. Tylko poza korporacją niełatwo jest zarobić. Mam nadzieję, że tobie się uda 🙂
iwona
30 września 2017 — 09:20
Trzymaj kciuki – nie będę wiedziała póki nie sprawdzę.
Stokrotka
30 września 2017 — 07:51
Iwonko – gdy byłam mniej więcej w Twoim wieku – zredukowali mnie razem z 350 innymi pracownikami. Nie byłam jeszcze stara ale też nie młoda …. no i skażona poprzednim ustrojem… o którym się mówiło bardzo źle. Lata po straceniu pracy pamiętam jako koszmar.
Imałam się róznych zajęć – uczyłam np. dzieci w przedszkolu jęz. angielskiego.
Będzie dobrze – jestem tego pewna. Głowa do góry!!!
A jeśli chodzi o szpitale – to toalety w łazienkach są specjalnie nie zamykane na zamek…. Ludzie słabną w różnych sytuacjach….
iwona
30 września 2017 — 09:20
Stokrotko, póki co – wierzę że się uda. Za jakiś czas – w zależności od rozwoju sytuacji – podejmę decyzję. Dziękuje za wiarę we mnie, przyda się.
Królowa Karo
30 września 2017 — 11:43
W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a masz rację. Otoczenie w szpitalu jest dobijające. A przecież psychika w procesie zdrowienia odgrywa ważną rolę. Dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na to, aby zadbać o samopoczucie pacjentów?
iwona
30 września 2017 — 12:04
Pewnie dlatego, że u nas nie myśli się o pacjencie jako całości, ale tylko o tej akurat konkretnej chorobie.
Andrzej Rawicz (Anzai)
1 października 2017 — 06:28
Aż boję się przyznać, by nie zapeszyć, ale pacjentem szpitala nigdy nie byłem. Mało tego, ostatnie zwolnienie lekarskie dostałem w 1987 r., w PRL było to dość popularne. Zdarzały się incydentalne przypadki choroby, ale na szczęście charakter pracy (nienormowany czas pracy, własny gabinet, umowy podobne do zleceń o dzieło, czy kontraktów menedżerskich) pozwalał na leczenie się w … pracy. 😉
Natomiast ze wstydem przyznaję , że (bardziej z nudów) pisałem w latach 2000-2010 t.zw. konspekty do kilku poczytnych gazet za … 4-5 zł. za stronę. Lubiłem potem obserwować co wyczyniano z moim tekstem.
Iwona Kmita
1 października 2017 — 17:44
Mogę sobie wyobrazić co z nimi robiono. Jaj jednak nie będę sprawdzać na sobie, jestem już dużo dalej na swojej drodze niż ty wtedy. Na pewno mnie rozumiesz.
Anna
1 października 2017 — 11:32
Czuję się – parę komentarzy wyżej – jakas taka…opuszczona…
Iwona Kmita
1 października 2017 — 17:38
Anno, jak ty się uchowałaś bez odpowiedzi. jak pech to pech. Sorry bardzo;-)
Lecę nadrobić:)
iw.nowa.2.0
5 października 2017 — 11:54
Witaj Iwonko,
1. szpitale z seriali to marzenia i życzenia wszystkich chorych, a te w realu są po prostu obrzydliwe. Tylko niektóre zaczynają powoli się odnawiać.
Ale jak wiemy dotacje na szpitale i różnego rodzaju schorzenia są jeszcze zmniejszane, nie chce mi się więc myśleć, że komuś jeszcze zależy na wyglądzie sal, kolorze ścian, zamkach w łazienkach czy prysznicach.
Moi dziadkowie zawsze uważali szpitale za umieralnie, w takim prostym znaczeniu nadal niestety w przewadze to tak wygląda.
2. Życzę serdecznie powodzenia na wolności. Jako freelancer od lat wiem, jak to jest nie zejść do pewnego poziomu, a jednocześnie utrzymać się i żyć godnie.
Nie poddawaj się, z czasem będzie lepiej i nauczysz się przetrwać te gorsze chwile.
Trzymam kciuki
Pozdrowienia
Iwona Kmita
5 października 2017 — 12:00
Z punktem nr 1. niestety się zgadzam. Jeśli chodzi o punkt. 2. – serdecznie dziękuje i zdradzę ci, że się niepokoję. Nie jest łatwo niestety w mojej branży – w końcu każdy potrafi pisać, tak myślą, więc moje oczekiwania wydają się przesadzone. Ale próbuję:)
Ola
11 października 2017 — 09:13
Mam dokładnie takie same wrażenia odnośnie szpitali. Że możnaby przecież dużo ładniej to wszystko urządzić. A zazwyczaj jest szaro, buro (albo przeraźliwie zielono) i jakoś tak bardzo przygnębiająco. Od razu człowiek wie, że przyszedł do szpitala i nic dobrego go tutaj nie czeka 😉 Ale np. porodówka na Kamieńsiego we Wrocławiu jest bardzo kolorowa i przytulna. Pokoje mają swoje nazwy: wiosna, lato, jesień, zima. Jest miły personel. Wszystko jest. Tylko, że 16 września tę porodówkę zamknęli i nie wiadomo kiedy otworzą. Jak coś dobre, to zamykają.
A jak to jest z tym pisaniem na zlecenie? Gdzie się szuka takich zleceń? Pewnie taki zwykły człowiek bez doświadczenia (co po prostu lubi pisać i tyle, a ogólnie to jest po anglistyce) nie miałby szans dostać jakiegokolwiek zlecenia, prawda? Albo by dostał za te 12 zł i popsuł Ci rynek… To też niedobrze. Sama się denerwuję jak ktoś mi psuje rynek w mojej dziedzinie.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wielu sukcesów.
Bedę wpadać, o ile dziecko będzie pozwalało.
iwona
11 października 2017 — 09:35
Olu, cieszę się, że do mnie wpadłaś. Co do szpitali – mamy podobne zdanie. Szkoda, że mało komu chce się coś zmienić bez nakładów, choćby kolorystykę. Może to kwestia wrażliwości? Jeśli chodzi o zlecenia – cóż, to naprawdę ciężka praca, żeby je zdobyć. Ja odświeżam kontakty z dawnych redakcyjnych lat, szukam po różnych grupach na FB, daję ogłoszenia i takie tam tego typu działania. Myślę, że dałabyś radę z pisaniem. Musiałabyś jedynie wgłębić się w niektóre oczekiwania i poznaćdość specyficzny język tej branży. Ale wszystko jest dla ludzi a dobre pióro w tym zawodzie – najważniejsze.
Igomama
16 października 2017 — 21:36
Powodzenia Iwonko!
Wierzę w uczciwość ludzką i sprawiedliwość.
Masz mnóstwo atutów.
Twoje mocne punkty to: wykształcenie w tym kierunku, doświadczenie w pracy dziennikarza, lekkie pióro, rzetelność, sumienność, błyskotliwość, elokwencja, inteligencja, zaciekawienie światem…
i pewnie można by jeszcze długo tak wyliczać.
Nie trać wiary w siebie, nie koncentruj się na swoim wieku (jesteś w jego kwiecie, dyspozycyjna, spełniona macierzyńsko, idealny moment na pracę).
Całym sercem jestem z Tobą.
Wierzę w Twój sukces.
iwona
18 października 2017 — 19:21
Bardzo, bardzo ci dziękuję za te słowa:)
Igomama
14 listopada 2017 — 22:35
🙂