Dziś niespodzianka – zabawny felieton mojej przyjaciółki Ani Mazurkiewicz, wieloletniej naczelnej pisma „Filipinka”. Felieton o higienie i pielęgnacji ze świetnymi cytatami z „Filipinki”. Poczytajcie dla przyjemności w przedświątecznym ferworze.
Jedyne w PRLu, ba, nawet w całym socbloku, pismo dla dziewczyn „Filipinka” skończyłoby w tym roku 60 lat. Od dawna nie ma go na rynku, ale co najmniej trzy pokolenia kobiet wspominają „Filipinkę” z nostalgią. Była prawdziwą przyjaciółką, doradzała, polecała, namawiała i przestrzegała. Także w kwestiach zdrowia i urody. A jak doradzała?
Kiedy przeglądam teraz stare roczniki, czuję się tak, jakbym sięgnęła co najmniej do XIX- wiecznych pism dla kobiet. My, dzisiejsze klientki drogerii, salonów kosmetycznych, galerii handlowych i małych sklepików mamy po prostu rajskie życie. Powspominajmy zatem, żebyśmy mogły się w tym przekonaniu utwierdzić.
Przede wszystkim trzeba było namawiać czytelniczki, żeby… się myły. W 1957 roku była to najważniejsza porada rubryki kosmetycznej:
„O konieczności przestrzegania higieny, o tym, że bez wody nie ma urody, że mydło i woda to podstawowe kosmetyki pisane było w tym miejscu wielokrotnie. Tym razem jednak bijemy na alarm. Nikt nie ma do was pretensji, jeśli przypudrujecie sobie nos, czy przy jakiejś okazji wizytowej przeciągniecie usta pomadką. Zanim jednak sięgniecie po puder – odpowiedzcie sobie na to pytanie, czy z wygodnictwa, lenistwa lub z innych niechlubnych względów, nie zaniedbałyście przypadkiem tych podstawowych spraw, które wchodzą w zakres dbania o siebie”.
Dziesięć lat później porada ma się nadal całkiem dobrze:
„Woda i mydło to najlepsze środki odświeżające, niepotrzebny będzie ani Poemat ani Marzenie (ogólnie dostępne perfumy w tamtym czasie – przypis AM), jeśli przed zabawą umyje się od stóp do głowy. Najlepiej będzie, jeśli kupisz sobie zwykłą, potrójną wodę kolońską. Perfumy pozostawmy starszym do dużych, balowych toalet.
Ale za to mycie włosów zbyt często było wręcz naganne i zakazane. W latach 50. Pojawia się w „Filipince” „Terminarz mycia włosów”!
„Raz na tydzień, gdy ma się włosy tłuste, raz na 8–9 dni – normalne, jeden raz w tygodniu, gdy ma się suche. Mydło do mycia włosów może być zwykłe toaletowe lub półtoaletowe. Jedynie w przypadku nadmiernego przetłuszczania można stosować mydła lecznicze: siarkowe lub dziegdziowe. Najlepiej jest przygotować do mycia roztwór mydła w postaci piany (1/4 kostki mydła ustrugać do garnuszka z wodą, podgrzewać mieszając, aż się mydło rozpuści i wytworzy mydliny”.
Jeszcze w 1984 „Filipinka” radziła:”Nawet najbardziej brudzące się włosy trzeba myć raz na 10 dni”.
Doskonale pamiętam tę udrękę. Zakaz częstego mycia głowy wypijałyśmy z mlekiem matek i babek. Powtarzały nam, że najlepiej doprowadzić je do takiego stany przetłuszczenia, że zwisały w strąkach, bo potem, podobno, już będzie tylko lepiej. Nie było. Pamiętam, jak wyglądałyśmy w liceum – w granatowych, paskudnych fartuchach z podszewki i z tłustymi, ulizanymi włosami i pryszczami na brodzie, które próbowałyśmy wyciskać ekierką. No po prostu dramat, tragedia, masakra. Włosy myło się w sobotę przed prywatką albo randką i nigdy, przenigdy nie złamałybyśmy tego zakazu. No jak można to było zrobić swojej własnej mamie! Tabu.
Drugą zmorą naszego życia był trądzik. Porada, że minie po ślubie, jakoś niespecjalnie nas przekonywała. Poza spirytusem salicylowym i płynem zwany acnosanem nie było w drogeriach nic, co mogło poprawić nasze samopoczucie. Zwłaszcza, że „Filipinka” grzmiała w 1979 roku:
„Trądzik pojawia się zarówno u dziewcząt jak i chłopców w okresie pokwitania. Jest to okres o tyle niefortunny, że zbytnie zainteresowanie swoim wyglądem i urodą, zbyt częste zerkanie do lutra budzi sprzeciw dorosłego otoczenia i posądzenia o nadmierną kokieterię”.
Kremy też były zakazane i „Filipinka” grzmi:
„A któż ci poradził stosować krem przy tłustej cerze?” (1984)
Najgorzej jednak było z poradnictwem dotyczącym makijażu, bo i w tym przypadku czytelniczka nie znajdywała wsparcia w redaktorkach.
F. jest bardzo restrykcyjna. „Przykro nam, ale nie zamieścimy w F. opisu malowania oczu. Uważamy, że umalowane oczy nie zdobią, a wręcz przeciwnie – wyglądają śmiesznie przy młodej twarzy. (1966) Pamiętajmy, że ze sztucznymi rzęsami częściej wygląda się dziwnie niż ładnie, że malowanie oczu wyszło już z mody, że zupełnie wystarczy przypudrowanie końca nosa i leciutkie przeciągnięcie końca rzęs patyczkiem posmarowanym odrobiną wazeliny. (1967). Co chciałaś powiedzieć, używając sformułowania makijaż szkolny? Jesteśmy przeciwne malowaniu się do szkoły, dlatego wybacz, że zrezygnujemy z informowania, jakie kosmetyki stosować”. (1984).
Gdy dorosłam, a z wiernej czytelniczki zostałam z biegiem lat, z biegiem dni, redaktorką a potem naczelną „Filipinki”, w której prowadziłam kosmetyczną rubrykę wspólnie z „prawdziwą” kosmetyczką, postanowiłam wszystko odwołać i pobić się w piersi. Wprawdzie nie moje, ale zawsze. Na mojej liście odwołanych porad znalazło się też nadużywanie lampy kwarcowej, szkodliwość okularów przeciwsłonecznych i mycie zębów mydłem. No, ale to już było w stanie wojennym, gdy pasta stała się rarytasem.Autorka była redaktorką naczelną kultowego dwutygodnika dla dziewczyn „Filipinka”, współredaktorką – razem z dyplomowaną kosmetyczką, Teresą Geyer – filipinkowej rubryki „Salon kosmetyczny” , na podstawie której powstała też książka pod tym samym tytułem.
kloszard
28 marca 2018 — 17:16
Nic dodać nic ująć. Dziękuję pięknie i z delikatnym skinieniem za ofiarowanie mi potrzebnej dzisiaj ,porcji uśmiechu. Dziękuję pięknie. Wspaniale się ubawiłam i dowiedziałam też czegoś.
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:14
Cieszę się
Anna
28 marca 2018 — 17:33
Pamiętam te porady…. z tym myciem włosów święta prawda, tak nas uczono i jak która umyła po pięciu dnach to była…cóż… no głupia. A w dodatku ładnie wyglądała z czystymi włosami, to już był straszny grzech. Dzisiejsze nastolatki nijak tego nie pojmują i całe szczęście :).
iwona
28 marca 2018 — 17:40
Pewnie, że szczęście:) Ja pamietam, jak na włosy sypało sie mąkę (taki ówczesny suchy szampn, ha, ha). Potem ja trzeba było dokladnie wyczesać. Włosy może tluste nie były, ale ładne też nie.
kloszard
28 marca 2018 — 18:18
Mąkę ????? 600 ,500,450,krupczatkę ?…. Niesamowite czasy a jakie kreatywne.
Anna
28 marca 2018 — 19:40
najlepsza była ziemniaczana :), poważnie
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:15
Tego już nie pamietam;-)
Andrzej Rawicz (Anzai)
29 marca 2018 — 08:50
W tamtych czasach, stojąc w różnych kolejkach, czytałem wszystko co mi w rękę wpadło. Pamiętam więc, że nie tylko „Filipinka”, ale i inne pisma („Przyjaciółka”?) polecały tę metodę z mąką. Miałem sąsiadkę, która to stosowała z dużym sukcesem.
Od siebie bym dodał, że takiej mąki nie warto było wyrzucać, bo „nadawała” się do pieczenia ciasta, oczywiście wtedy dodajemy mniej tłuszczu … 😉
jotka
28 marca 2018 — 18:03
Kto nie pamięta Filipinki, życia uczyła po prostu. Faktycznie, gdy sobie przypomnę tamte czasy, jakie życie było proste, a nastolatki jeszcze niewinne.
Porada by przede wszystkim używać mydła, nadal aktualna. Dziś dziewczyny często wiedzą jaki makijaż zrobić, ale że trzeba go dokładnie zmywać czy używać dezodorantu to już nie wiedzą. Gdy zaczyna się wiosna i wchodzę do klasy , to mam ochotę uciekać na świeże powietrze. To także rola rodziców, by uczyć higieny ciała i ubioru.
Zauważyłam, że w dzisiejszych pismach więcej jest o celebrytach i randkach, niż o podstawowych sprawach ważnych dla nastolatków.
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:19
Masz rację Jotko, dzisiejsze pisma dla nastolatków (te które jeszcze wychodzą, a nie jest ich za dużo) jeśli już mają poradnictwo to raczej dotyczące życia bardzo intymnego niz podstawowych zasad higieny. A z tego co piszesz – przydałyby sie. Cóz, czasy się zmieniają…
Agnieszka
28 marca 2018 — 18:24
Ja również czytywałam filipinkę. A potem zniknęła z rynku…cóż. Takie czasy…
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:20
Zabiły ja zagraniczne wydawnictwa – taka jest prawda:(
Bet
28 marca 2018 — 19:55
A ja nadal jestem przeciwna malowaniu się „do szkoły”. Tym bardziej, że dzisiejsze makijaże szkolne to pełny profesjonalizm z użyciem kilkunastu kosmetyków. No, cóż, wyszło ze mnie Flipińskie wychowanie:))
Sama kiedyś korzystałam z porad u Filipinki i dowiedziałam się, że wykrochmalony biały kołnierzyk przy fartuszku uczyni mnie najbardziej atrakcyjną uczennicą:)) To miał być sposób na łamanie koleżeńskich serc. Nie sprawdziło się… Hi,hi,hi…
Jednak i tak kochałam Filipinkę a niektóre z jej artykułów pamiętam do dziś.
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:21
Ja myśle, że delikatne podkreślenie rzęs do szkoły to nie grzech:)
ariadna
28 marca 2018 — 21:01
Pamiętam to czasopismo 🙂
Wychowałam się na nim, choć porad higienicznych nie przybierałam do siebie. Wręcz przeciwnie – do dziś odczuwam konieczność codziennych kąpieli 😉
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:22
Całe szczęście;-)
boja
28 marca 2018 — 21:10
Słabo pamiętam to całkowicie niepożądane przeze mnie czasopismo. Za to doskonale pamiętam zespół, którego nazwa pochodzi od tytułu tej gazety, czyli „Filipinki”. Dziewczyny z zespołu do dzisiaj prezentują się pierwsza klasa!
Iwona Kmita
28 marca 2018 — 21:23
A to też prawda, zespół był super: jedno wspólne imię mamy, Filipinki; tak się wszystkie nazywamy, Filipinki. To był szał:)
Gabrysia
28 marca 2018 — 21:47
Pamiętam tez czasopismo ” Jestem”. Ile tam było ciekawych rzeczy, takich o których nawet mama nie mówiła. Jaka ja się czułam dorosła, kiedy mogłam sobie kupić pierwsza gazetkę dla siebie, a nie podczytywać starszej siostrze.
Asia ma rację, w dzisiejszej kolorowej prasie, nie ma już takich „cennych” porad, są reklamy i życiorysy celebrytów. Ale się miło wspomina
iwona
29 marca 2018 — 10:15
Racja Gabrysiu, miło tym bardziej, że tak wiele znajomych ma podobne wspomnienia. Grunt to mieć swój… grunt w życiu:)
Rena
28 marca 2018 — 22:22
No właśnie – zmora tamtejszych czasów to te tłuste włosy. Jakoś nie pamiętam ,żeby mnie mama ograniczała w myciu głowy ale pamiętam to mydło siarkowe wrr… Filipinkę też czytywałam , jakoś jednak sybko przerzuciłam się na „Przekrój” i „Zwierciadło” .ALe ja nie byłam grzeczną dziewczynka i zawzięcie czytałam „Kobieta i Życie” – Bardziej mnie kręciło niż „Filipinka”..Miło jednak poczytać i …powspominać..
iwona
29 marca 2018 — 10:14
Pewnie każda z nas przynajmniej podczytywała te „damskie” pisma:)
barbara
28 marca 2018 — 22:49
Czytalam, bo to moje czasy, chyba jednak nie stosowałam się do wszystkiego co pisali. Nie chodziłam z tłustymi włosami, mama w niczym mnie nie ograniczała. Myłam kiedy chciałam. Makijaż do szkoły był niedozwolony, malowałam się po i na niedzielę. Co do pasty w stanie wojennym to nie pamiętam żebym miała problemy a wcześniej w latach 70-tych pamiętam Saluks czy Soluks/z solą wstrętna ale skuteczna /. Fajny wpis Iwonko, przypomniały mi się stare czasy. Woda i mydło to samo zdrowie, wtedy jeszcze woda bez chloru i mydło bez chemii albo z niewielką ilością. Pozdrawiam serdecznie 😊😊😊. Zapewne za ładnych parę lat ludzie będą śmiać się z obecnych porad…
iwona
29 marca 2018 — 10:13
Basiu, do dzisiaj masz swój własny, elegancki styl:)
barbara
29 marca 2018 — 12:14
Iwonko, miałam straszą o 7 lat siostrę i kuzynkę /kuzynka światowa dziewczyna była/ więc podglądałam, podbierałam…
iwona
29 marca 2018 — 15:27
Szczęściara, ale tak czy inaczej trzeba mieć w środku to coś, co pomaga dobrze wybierać:)
Igomama
28 marca 2018 — 23:00
🙂 Och… Czytane dzisiaj porady „Filipinki” z lekka trącą myszką. 😉
Może nawet „z lekka” to delikatnie powiedziane.
Też pamiętam tamte czasy. Nawet się zastanawiałam niedawno, czemu kiedyś wystarczyło mi rzadkie mycie głowy, a dziś włosy domagają się częstego mycia.
I wręcz pomyślałam, że to chyba ja je przyzwyczaiłam do tego luksusu, to teraz mam… A to chyba takie „filipińskie” myślenie właśnie.
Ale z czasopism zdecydowanie najbardziej lubiłam „Jestem”.
Bardzo wartościowe czasopismo.
Szkoda, że już nie wychodzi.
iwona
29 marca 2018 — 10:12
Jestem jeszcze dość długo wychodziło, chyba znikło ok. roku 2000. Tak mi się zdje, choć było to wtedy już inne Jestem niż to z dawnych młodych lat:)
Andrzej Rawicz (Anzai)
29 marca 2018 — 08:52
W tym artykule koleżanki wkradł się chyba błąd:
„… „Raz na tydzień, gdy ma się włosy tłuste”, raz na 8–9 dni – normalne, „jeden raz w tygodniu, gdy ma się suche” …”
iwona
29 marca 2018 — 10:11
autor, autor, prosimy o wyjasnienie!
Anna M.
29 marca 2018 — 12:26
Autorka się bije w pierś: raz w miesiącu, gdy ma się suche! Chyba ta straszliwa porada po prostu nie chciała mi przejść przez klawiaturę…
iwona
29 marca 2018 — 15:26
I ja się w piersi biję. Zauważyłam to, ale pomyślałam, że każdy pewnie wie o co chodzi. Brawo Andrzej za czujność!
Andrzej Rawicz (Anzai)
29 marca 2018 — 15:52
Ja też się biję. Podejrzewałem – patrząc na linię postępową „deadline” – że to będzie 2 tygodnie, no góra trzy, ale miesiąc to nawet dla mnie ciut za dużo.
W każdym razie miło, że wracamy do przeszłości, która przecież nie zawsze była taka nieudana.
Bet
29 marca 2018 — 09:31
Dla równowagi przypomnę, że Filipinka uczyła także świetnych, prostych sposobów pielęgnacji cery podając przepisy na maseczki z naturalnych produktów: twarożku, miodu, ogórka i truskawek. To samo „odkrywają” dziś nowoczesne kosmetyczki aby być „Eko”.
Ponadto, zalecana przez Filipinkę „Surówka piękności”: surowe płatki owsiane z dodatkiem suszonych owoców i orzechów zalane mlekiem lub wodą – to wypisz wymaluj obecne „energetyczne śniadanie” propagowane przez wielu dietetyków.
iwona
29 marca 2018 — 10:11
Życie kołem sie toczy – parafrazując… No bo cóż jeszcze mozna nowego wymyślić???
maradag
29 marca 2018 — 11:09
Och, pamiętam tę mąkę…
Dziś moje „pióra” myję codziennie, jesli trzeba. Ale pamiętam gdy moja podczęstochowska babcia mówiła: „o jakie ładne włosy, tak się błyszczą”…. a ja nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze (i z tym pryszczem na nosie);-). I jeszcze według babci zęby z żółtym odcieniem – były silne i zdrowe…
„Filipinka” odzwierciedlała więc ówczesne, zakorzenione od pokoleń, trendy.
A mysmy były takie grzeczne…. 😉
iwona
29 marca 2018 — 11:22
Za grzeczne – do dzisiaj nam to zostało. Czasem trzeba by się wkurzyć, ale coś człowieka powstrzymuje…
Lena Sadowska
29 marca 2018 — 12:24
Witaj, Iwono.
„Filipinka”, którą miałam okazję czytywać u dużo starszych kuzynek, kojarzy mi się raczej sympatycznie.
Nie pamiętam cytowanych „porad higienicznych i anty-makijażowych”. Może nie były po prostu jeszcze w kręgu moich zainteresowań, bo byłam za smarkata:)?
Pozdrawiam:)
iwona
29 marca 2018 — 15:25
Może i tak, a potem pojawiła się konkurencja. A jeszcze potem pismo zamknieto:(
Anna M.
29 marca 2018 — 12:32
W „Jestem” miałam też swoją rubrykę – „ABC medycyny”… A na ostatniej Filipińskiej Wigilii (kolegium redakcyjne zbiera się raz w roku) Valeria (dział reklamy) zrobiła nam niespodziankę: znalazła u kogoś na strychu tamte stare Filipinki z 1957 roku. My jesteśmy z przedostatniego rozdania – z najlepszych lat 70., 80., 90. I niestety, dziś F. nie miałaby szans.
iwona
29 marca 2018 — 15:24
Pewnie dlatego się jej nie reaktywuje – wciąż budzi skojarzenia niepopularne niestety w dzisiejszych czasach. Szkoda, bo wydaje mi sie, że tzw. normalne dziewczyny chciałyby czytać coś z życia własnego i zapytać o własne problemy a nie jakiegoś tam dajmy na to „Dżastina” 😉
Asmodeusz
29 marca 2018 — 13:22
Trzy rzeczy pamiętam bardzo dokładnie. „Filipinki” jako zespół wokalny i ten przeklęty acnosan. Ale najbardziej sobotnie kąpiele, gdy w bloku brakowało wody, bo wszyscy kąpali się w tym samym czasie.
iwona
29 marca 2018 — 15:21
Oj, tak, masz rację. Acnosan wydawał się lepszy od spirytusu. No i mimo wszystko ile pięknych kobiet mamy, choć się słuchały tych dziwnych porad.:)
Jaga
29 marca 2018 — 14:45
Już się widzę po tylu dniach bez wody… wystarczy mi jeden dzień na siłowni
iwona
29 marca 2018 — 15:19
Na szczęście wtedy siłowni nie było, ha, ha:)
PKanalia
3 kwietnia 2018 — 11:15
pierwsze siłownie już były, aczkolwiek nie tak wypaśne w sprzęt i zaplecze socjalno – higieniczne, faktem jest jednak, że kobiety raczej tam nie zaglądały…
anabell
29 marca 2018 — 17:10
Dzięki „Filipince” nauczyłam się szyć i właściwie kupowałam ją głównie z powodu
wykrojów dostosowanych do dziewczęcych figur.
A pierwsze co uszyłam wg ich porady to były rękawiczki z jednym palcem i to nawet dwuwarstwowe.
Z ich porad „kosmetycznych” to raczej nie korzystałam, od 12 roku życia chodziłam regularnie co miesiąc do kosmetyczki na usuwanie zaskórników dostawałam od niej jakiś fluid do smarowania twarzy.
Miłego;)
iwona
29 marca 2018 — 18:19
Ho, ho, od młodości pełny profesjonalizm. Nic dziwnego, ze masz taką ładną cerę:)
L.B.
29 marca 2018 — 18:02
Fajny artykuł. 😉 Uśmiechałam się, czytając. Osobiście nie wyobrażam sobie mycia włosów raz w tygodniu, ani takiego radzenia sobie z trądzikiem, z którym się zmagam bardzo długi czas. Cóż, i żeby tak się nie myć? To w sumie nawet dzisiaj się spotyka… Smutne i przykre, że ludzie mydła nie potrafią używać i odstraszają innych od siebie.
iwona
29 marca 2018 — 18:20
Na szczęście dla nas czasy się zmieniły i zasady higieny także. A przecież wtedy też były postepowe wobec wcześniejszych:)
Ultra
29 marca 2018 — 19:37
Czytałam, czytałam Filipinkę i czekałam na każdy egzemplarz. Na owe czasy świetna, a nawet powiedziałabym uczyła życia w większym stopniu niż współczesne czasopisma skupione na wyglądzie, a nie tym, co powinno być w głowie.
Naprawdę tak pisało, że cały miesiąc nie myć włosów? Dziewczyny myły, przynajmniej w mojej klasie.
Serdeczności
iwona
29 marca 2018 — 19:40
No tak pisali, autorka na pewno niczego nie wymyśliła. Miała mozliwosci, by przejrzeć wiele starych numerów:)
Anna M.
30 marca 2018 — 09:38
Muszę dodać koniecznie, że ja już pracowałam w czasie, gdy takich porad nie udzielałyśmy 🙂 W latach 50. leżałam w łóżeczku z siatką!
iwona
30 marca 2018 — 10:25
Wimy, wiemy, miałam na mysli, że jako redaktorka naczelna miałas dostep do starych numerów pisma:)
Iwona Zmyslona
30 marca 2018 — 10:18
Aż mi się łezka zakręciła w oku od Waszych wspomnień. Na swoim pierwszym blogu „Moje hobby, to życie”, zamieściłam post o wszystkich znaczeniach słowa „Filipinka”(teraz przyszło mi na myśl, że nie uwzględniłam chyba tego najbardziej oczywistego :Filipinka, to mieszkanka Filipin). Natomiast opisane zostało czasopismo(oczywiście nie tak doskonale jak zrobiła to Anna M), zespół wokalny i rodzaj granatu(wylazło wojskowe uzależnienie), także restauracja o tej nazwie.
Moja babcia mawiała „woda i mydło, najlepsze pachnidło”, dlatego też moja matka walczyła z makijażem siostry, a ja malowałam się sporadycznie tylko przy okazji wyjścia do teatru lub ślubu członka rodziny. Makijaż szkolny był nie do pomyślenia. Pozdrawiam.
iwona
30 marca 2018 — 10:27
Czasem latem w autobusie lub tramwaju też sobie mysle tak, jak mawiała Twoja Babcia, Iwonko. Ja również nie malowałam się aż do czsu studiów – dopiero wtedy w zasadzie na co dzień zaczęlam podkreślac oczy i pudrować nos:)
Anna
30 marca 2018 — 12:14
Doskonale pamiętam „Filipinkę” i jej porady dla dziewcząt. Jednak nie pamiętam czasów, w których to czasopismo zakazywało częstego mycia włosów czy też stosowania kremów do twarzy.
Myślę, że dziewczyny miały swój rozum i nie stosowały się restrykcyjnie do tych porad.
W moim liceum miałyśmy zakaz farbowania włosów i malowania oczu i ust. Nawet nie mogłyśmy mieć pierścionków na palcach i kolczyków w uszach.
Teraz gdy patrzę na gimnazjalistki, którym tusz kapie z oczu, a włosy mają kolor tęczy, kolczyki w nosie i na języku,przypominają mi się czasy skromnych i naturalnie wyglądających nastolatek.
iwona
30 marca 2018 — 14:17
Mam podobne odczucia Anno. Rzadko można spotkac nastolatkę wyglądającą naturalnie.
Andrzej Rawicz (Anzai)
30 marca 2018 — 18:52
Iwonko, wiem, że wyjdę na starego zrzędzącego belfra, ale z tym dziegciem to chyba coś nie tak.
https://pl.wiktionary.org/wiki/dziegie%C4%87
Nie pisałbym o tym, ale jesteś moim niekwestionowanym guru w zakresie redagowania tekstów i składni. Może nie mam racji, bo w różnych miejscach też piszą „dziegdziu”. Jeżeli uznasz to za stosowne to skasuj ten komentarz.
Serdecznie pozdrawiam Ciebie i autorkę i przepraszam za tą upierdliwość. Belfry tak mają, szczególnie te na emeryturze. 😉
iwona
30 marca 2018 — 20:20
Andrzeju, zauważ, że ten kawałek jest cytatem ze starej „Filipinki”. Myśle, że po prostu wówczas tak się pisało:)
Andrzej Rawicz (Anzai)
30 marca 2018 — 20:53
Pewnie masz rację Iwonko. Ja mam jeszcze starsze roczniki „Radjoamatora”. Taka była wtedy pisownia, gdzie np. zamiast „i” pisano „j”.
Szczęśliwych i radosnych świąt życzę.
Ula H.
30 marca 2018 — 23:13
Ha ha ha !!! Woda i mydło jednak nie wyszły z mody ! Gdy chodziłam do liceum, jedna z nauczycielek ciągle nam powtarzała: ” Myjcie się dziewczyny, bo nie znacie dnia ani godziny”.
Teraz jest trochę inaczej. Nie dla każdego – woda i mydło. Medycyna i kosmetologia ciągle się rozwija. Jest dużo alergii i bardzo duży wybór kosmetyków – dla każdej cery.
Nie to, co kiedyś. Pamiętam, że był jeden szampon… oj, nie ! Dwa szampony: Bambino i Familijny, które kupowało się w kiosku Ruchu. I dla wszystkich krem Nivea ! I dobrze było ! A teraz sklepy prześcigają się w promocjach na produkty i człowiek nie wie co wybrać. Więc kupuje na zapas i każdy ma w domu „pół sklepu z kosmetykami”.
iwona
31 marca 2018 — 09:26
Ponoć od nadmiaru glowa nie boli, jednak w kwesti kosmetyków zgadzam się z tobą. Podobnie z kupowanym jedzeniem i ubraniami. Pozdrawiam serdecznie:)
PKanalia
31 marca 2018 — 10:23
Filipinka była pismem „dziewczyńskim”, więc w tamtych czasach go nie czytywałem, dopiero nieco później zacząłem doceniać walory edukacyjne takowych, np. jako źródło wiedzy o ich targecie… ale Acnosan kojarzę… istotnie był niezły na wszelkie „syfki” skórne, ale czy była to zasługa zestawu ziół, czy samego spirytusu, w którym były macerowane, tego już nie wiem… uważam, że ktoś mógłby spróbować odtworzyć recepturę, w końcu za peerelu powstało nieco zaiste niezłych produktów, choćby kultowy „Ludwik”… za to walory rozrywkowe tegoż specyfiku doceniały okoliczne meneliki, które ponoć bardziej go ceniły od tzw. „wody(?) brzozowej”… podobno było to najtańsze źródło substancji czynnej ETOH i „zdrowsze” od równie popularnych win systemu „Wino”…
PKanalia
31 marca 2018 — 10:24
p.s. pozdrawiać jzns :)…
iwona
3 kwietnia 2018 — 13:38
„Meneliki” to chyba doceniały i doceniaja wszystko, co ma w środku wodę ognistą.
Maria
31 marca 2018 — 18:20
Pamiętam „Filipinkę” „Przyjaciółkę”, wtedy to było COŚ.
Moja mama i babcia też uważały, że włosów nie należy myć często;)
hegemon
2 kwietnia 2018 — 08:06
Moje siostry czytywały Filipinkę, to pamiętam. Kiedyś ludzie rzadko się myli, co zbyt przyjemne dla oczu i nosa nie było, teraz przesadzają w drugą stronę i męczą się z alergiami, które są wynikiem nadmiernej higieny. Jestem ciekawy, czy znajdzie się jakaś droga po środku?
iwona
2 kwietnia 2018 — 11:50
Tym środkiem jest zdrowy rozsądek, prawda? Tyle, że ostatnio to też deficytowy towar;-)
Asia
2 kwietnia 2018 — 10:35
Iwonka nie zapomnę lekcji geografii w sobotę. Wszystkie w przetłuszczonych włosach, a na lekcji zastępstwo z jakąś pyskatą świeżą nauczycielką:
– Jak wy wyglądacie. Zapyziałe kurczaki!!!-
Grzmiała z katedry.
Sporo racji miała, ale w tamtym czasie zwyczajnie ją znienawidziłyśmy 🙂
Pozdrawiam
https://goodmorning73.blogspot.com/
iwona
2 kwietnia 2018 — 11:54
Też takich nienawidziłam;-)
Asia
9 kwietnia 2018 — 11:52
Dzisiaj sama powtarzam synowi, że zbyt częste mycie włosów je osłabia. W mojej rodzinie mężczyźni łysieją na potęgę, ale podobno mądrej głowy włos się nie trzyma
Pozdrawiam
https://londynsrondyn.blogspot.com/
Marta Trzeciak
3 kwietnia 2018 — 20:03
Trochę „śmieszno”, trochę „straszno”. Filipinkę oczywiście kojarzę, ale już w tym nowszym wydaniu, w którym historie o sypaniu mąki na włosy raczej by się nie pojawiły. 🙂
Iwona Kmita
3 kwietnia 2018 — 22:37
To nowe wydanie było zupełnie odmienne od pierwowzoru, już takie robione na wzór tych niemieckich czasopism dla kobiet:(
Greenelka
3 kwietnia 2018 — 21:53
Ja sobie zrobiłam maseczkę ze spirytusu salicylowego na pryszcze. Wyglądałm jak ugotowany burak. Trzy tygodnie zwolnienia miałam:)
Iwona Kmita
3 kwietnia 2018 — 22:36
No nie, nie uwierzę:)
Greenelka
10 kwietnia 2018 — 18:07
Musisz. I wycinałam brwi nożyczkami. Bo Ja byłam strasznym dzieckiem. Kradłam mamie kosmetyki i malowałam sie na potęgę. Powieki niebieskie i te klimaty:) Nosiałam lennonki i dżinsowy kapelusz z wyhaftowanym napisem ” Tajemnica tajemnic.” Sama sobie sie taka wydawałam:). Filipinki nie czytałam. Wolałam „Radar”. Na ostatniej stronie były teksty angielskich piosenek. Np. Cohena.
Iwona Kmita
10 kwietnia 2018 — 22:35
Agnieszko, zaskakujesz mnie:) Chociaż… Może nie do końca. Z pewnością masz wielką wyobraźnię i silny charakter a to wybuchowa mieszanka
Renata
3 kwietnia 2018 — 22:36
Niesamowity artykuł. Nie powiem, że się uśmiałam, bo urodzona w ’83 pamiętam jeszcze, jak kąpać (pod prysznicem) mogłyśmy się tylko w sobotę i tylko w sobotę. W pozostałe dni, mycie mogło odbywać się jedynie w misce – do dzisiaj nikt nie umie mi wytłumaczyć, dlaczego tak było:) A mycie włosów? Hmm, na szczęście do 13 roku życia mogłam nie myć włosów wcale a one i tak wyglądały na świeże, dlatego korzystałam z tego przywileju ile tylko mogłam i myłam, a raczej to mama zaciągała mnie do łazienki i szorowała mi włosy, nawet nie wiem czy nie mydłem:) O makijażu do szkoły nie było można nawet pomyśleć… Więc chyba z jednej strony się uśmiałam a z drugiej nawet zatęskniłam za niemyciem włosów, bo od kiedy skończyłam te 13 lat, muszę myć je codziennie, bo jeśli tego nie zrobię, wyglądam „jakbyś miała smażyć na tych włosach frytki” – pamiętne słowa mojej mamy gdy miałam te naście lat 🙂
Pozdrawiam Iwono!
Iwona Kmita
3 kwietnia 2018 — 22:39
Kurczę, to były czasy. Popatrz, ile z nich pamiętamy. Cóż, w końcu to nasza młodość.
Iwona Kmita
3 kwietnia 2018 — 22:42
Renato, twój blog mnie nie przyjmuje…
Renata
5 kwietnia 2018 — 10:13
Iwono, bo na razie jest zablokowany, tak naprawdę od grudnia. Mam zastój, nie wiem do końca o czym chciałabym pisać, więc postanowiłam na „chwilę” odejść, nabrać dystansu, pomyśleć, poszukać. Niby jest nadal w sieci, ale tylko ja go widzę:) Jak wrócę z tym czy nowym, na pewno dam znać. Póki co, może nie regularnie, ale będę Was odwiedzać. Pozdrawiam ciepło i wiosennie przede wszystkim:)
Pojedyncza
12 kwietnia 2018 — 11:52
Oj, aż się łezka w oku kręci. 😉 Filipinka rzeczywiście towarzyszyła kilku pokoleniom dziewcząt – czytała ją moja Mama, czytałam ja… Niektórych cytowanych porad już oczywiście nie pamiętam, ale np. przeświadczenie, że zbyt częste mycie włosów szkodzi pokutowało długo…
parrafraza
14 kwietnia 2018 — 02:01
Ja „Filipinki” nie czytywałam, ale włosy o-b-o-w-i-ą-z-k-o-w-o wolno było myć tylko raz w tygodniu. No a kąpiel, tak jak powyżej pisze Renata – raz w tygodniu w sobotę. Śmieszne się to teraz wydaje, prawda?
Co do makijażu, moje liceum było pod tym względem bardzo restrykcyjne, nazywaliśmy je nawet „Pensja Motuli” ,(to z węgierskiego serialu „Abigail” szkoła z internatem prowadzona przez zakonnice). Nie wolno się było malować, nosić choćby jednego pierścionka, ba, rozpuszczać włosów też nie było wolno. A spódniczki (była wtedy moda na mini) sam dyrektor czasem osobiście mierzył linijką wchodzącym uczennicom i tych z najkrótszymi nie wpuszczał do szkoły. Brzmi anegdotycznie, ale to prawda.
Co do mycia się, no cóż, nasz naród nigdy jakoś nie pałał miłością do mydła i wody 😉
Pomysłowa
24 kwietnia 2018 — 12:21
To teraz rozumiem, skąd te protesty starszego pokolenia na częste mycie głowy… Ale że myć zęby mydłem? To chyba nie była jakas awaryjna metoda, tylko taka na co dzień? Trochę szokujące 😉
Iwona Kmita
24 kwietnia 2018 — 13:41
Mnie też to szokuje:(
Beata, Magazyn Kuchenny
12 lipca 2018 — 10:24
Inne czasy 😀
Mimo to wspominam Filipinkę miło i z rozrzewnieniem. Ale tych włosów mytych raz na tydzień, to sama sobie teraz nie mogę darować. A tak było…
Iwona Kmita
12 lipca 2018 — 10:27
Bo to było świetne pismo:)
Kobieta po 30
25 lipca 2018 — 11:42
Któż nie pamięta Filipinki…:) Dziękuję za przyjemną lekturę