Bywam tam kilka razy w roku, bo odwiedzam mamę. Nigdy jednak nie przyglądałam się mojemu rodzinnemu miastu jak turystka. Aż do tej pory.
Tak naprawdę to zasługa Joanny z bloga Oto Ja która pokazała fotografie z wycieczki po swym mieście i zachęciła nas do tego samego. Sięgnęłam więc do galerii w telefonie i wybrałam zdjęcia, które robiłam w Ostrowcu w lipcu tego roku. Spojrzałam na moje miasto innym okiem i wiecie co? Spodobało mi się.

W tle kościół św. Michała. Zdjęcie robiłam z daleka, z parku, który jeszcze zobaczycie. Kościół powstał w 1614 r. Zaledwie rok później niż miasto, które datuje się na 1613.

Kościół Najświętszego Serca Jezusowego z 1930 r., zaprojektowany w stylu zakopiańskim, fot. Jakub Hołun
Najdawniejsze wzmianki o mieście sięgają XIV w. Najpierw była to wieś Ostrów położona na prawym brzegu rzeki Kamienna. Przyjmuje się, że w 1613 Ostrowcowi nadano prawa miejskie. Przez lata miasto i jego okolica należały do znanych rodów m.in. Czartoryskich, Lubomirskich, Tarnowskich. Pod koniec XVIII i w XIX wieku w Ostrowcu Świętokrzyskim i okolicach rozwinął się przemysł. Wtedy też powstała huta, którą w okresie powojennym nazwano im. Marcelego Nowotki. Potem była to po prostu Huta Ostrowiec. A teraz została zaledwie niewielka część tzw. Nowego Zakładu. W 2003 jego właścicielem stała się hiszpańska grupa Celsa. Pamiętam czasy, gdy huta zatrudniała ok. 17 tys. mieszkańców, pracowali tam także moi rodzice. O 6 rano, o 14 i o 22 w mieście odzywała się syrena oznajmiająca początek pracy kolejnej zmiany hutników.

W tym budynku było moje przedszkole., które otaczał z jednej strony park, zwany kierkutem. Oczywiście chodzi o kirkut, żydowski cmentarz. Pamiętam z dzieciństwa jak na trawie walały się macewy, teren był, mało powiedziane, zaniedbany. Dziś jest inaczej.
Poszam na kirkut. Ciekawa byłam, jak teraz wygląda. Miła niespodzianka – to pięknie zaaranżowany niewielki park, żydowskie nagrobki zebrano w jednym miejscu, ogrodzono. Skąd nagrobki? Otóż w czasie wojny na terenie Ostrowca Świętokrzyskiego było getto. Nigdy w szkole nam o tym nie mówiono… W czasie wojny i okupacji zginęło tam 11 tys. Żydów.
Przeczytałam, że z Ostrowca pochodzi wiele znanych osób, np. Mira Kubasińska (wokalistka zespołu Breakout), aktorzy Halina Skoczyńska, Agnieszka Warchulska, Mirosław Baka, jazzman Włodzimierz Pawlik, prof. Jan Samsonowicz, reżyser Jan Rybkowski.
Dowiedziałam się także, że w moim mieście i okolicach gnieździ się piękny ptaszek wędrowny żołna zwyczajna, zamieszkujący przede wszystkim Europę Południową. Nasze miasto wybrała sobie na mieszkanie niewielka garstka tych pięknych ptaków:)
Na koniec muszę się do czegoś przyznać – nie lubiłam swojego miasta. Zawsze wiedziałam, że się wyprowadzę, że nie będę tam mieszkała. Wpłynęło na to wiele czynników, nie ma co się nad tym rozwodzić. Jednak czas robi swoje, im jestem starsza, tym więcej czuję sentymentu do Ostrowca. I choć nie sądzę, że mogłabym tam żyć na stałe, to przyznaję, że miasto wypiękniało. Zobaczcie kilka zdjęć z mojej wycieczki. Ciekawe, czy w Ostrowcu dostrzeżecie coś ładnego.
- W tym bloku się wychowałam. Ulica Iłżecka
- Widok na Iżłecką
- Moje przedszkole a przed nim park – dawny kirkut
- Tablica opisująca zabytek – 300-letni dąb znajdujący się na terenie kirkutu.
- Dąb w całej okazałości
- Uliczka w parku-kirkucie
- Moja podstawówka, nr 2 im. Tadeusza Kościuszki. Za moich czasów nie było tych budynków po prawej stronie…
- Liceum Ogólnokształcące im. Joachima Chreptowicza – tu zrobiłam maturę.
- Widok na ul. Sienkiewicza. Zdjęcie zrobiłam pod słońce. Ale efekt interesujący, prawda?
- Ulica Sienkiewicza, a wlaściwie jej początek niedaleko rynku.
- Staw w parku miejskim.
- Park
- Park
- a nad stawem w parku – taka rodzinka…
- obok tej rodzinki… samotnik
- Jeszcze jeden widoczek
- Budynek ostrowieckiego starostwa mieści się naprzeciwko mojego bloku. Ja pamiętam, że był tam internat szkoły zawodowej.
jotka
4 sierpnia 2017 — 13:24
Iwonko, zainspirowana tym samym, co Ty napisałam post, czeka w kolejce. Fajnie, że podchwyciłaś temat, dzięki temu przybliżyłaś nam swoje miasto. Przejeżdżałam kiedyś przez Ostrowiec Świętokrzyski, ale nie był okazji do zwiedzania.
Chyba wszyscy stajemy się sentymentalni i szukamy śladów z dzieciństwa, nawet, gdy niektóre miejsca niezbyt dobrze wspominamy.
Iwona Kmita
4 sierpnia 2017 — 16:48
To prawda, widzę, że zupełnie inaczej teraz patrzę na miasto, szukam ciekawych miejsc w najbliższej okolicy. Muszę np. wpaść do muzeum porcelany w Ćmielowie – to „rzut beretem” od Ostrowca.
SielskieM
17 sierpnia 2017 — 13:49
Poznaję Twoje rodzinne miasto, pijąc kawę z filiżanki z Ćmielowa 🙂 i tak rozmyślam o nietraktowaniu poważnie 😉 najbliższego otoczenia.
Ja post w tym stylu poczyniłam, jak się okazało, że miasto, do którego jeździłam od lat prawie dwudziestu, do rodziców, nie będzie już „moje”, a ja znam jego historię, ale mgliście, zabytki też, ale wybiórczo…a teraz będę już tylko turystką 🙂
Krystyna
4 sierpnia 2017 — 16:37
Powrót do przeszłości jest zawsze bardzo ciekawy.
Patrzmy innym okiem, już dorosłego człowieka i jakie to wszystko jest małe 🙂
Moje rodzinne miasteczko też jest piękne obecnie,
ale wrócić bym nie chciała 🙂
Iwona Kmita
4 sierpnia 2017 — 16:52
Zupełnie jak ja. Krystyno, wrzuciłam do siebie na FB „koci” baner. Pozdrawiam:)
Danuta Kitowska
4 sierpnia 2017 — 17:58
Bardzo dobry pomysł promocji swojego miasta. Bo o swoim lepiej się pisze, a na pewno lepiej się czyta to co napisał „swój”. Gratuluję 🙂
Bet
4 sierpnia 2017 — 18:09
No proszę, piszesz: „miasto wypiękniało” – a podobno Polska w ruinie…
Fajna podróż sentymentalna i prawdą jest, że miejsca otulone mgiełką wspomnień zyskują na urodzie:))
Zauważam też, że miejsca z dużą ilością wody bardzo podnoszą atrakcyjność miejscowości. Ten ostrowiecki park wygląda naprawdę pięknie w lustrze wody.
Coś w tym H2O jest magicznego.
Iwona Kmita
4 sierpnia 2017 — 18:14
Sama byłam zaskoczona tym parkiem, a zwłaszcza tym że nigdy nie chialo mi sie tam iść. Tym razem mama też mnie na siłę wyciągnęła. I nie żałuję.
Anna
4 sierpnia 2017 — 18:10
Mnie najbardziej podobają się te żołny:). Chyba przyjadę kiedyś je fotograficznie upolować:)
Iwona Kmita
4 sierpnia 2017 — 18:13
Piękne są, a nawet nie wiedziałam, że takie cuda tam gniazdują:)
bezzasadna
4 sierpnia 2017 — 20:05
Pięknie i nie ma co się wtrącać do wspominek a może zadbać o swoje wspomnienia. Jutro kształtów może już brakować , tych które pamiętamy.
Warto znaleźć czas .
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 00:00
Bardzo pięknie to napisałaś:)
bezzasadna
5 sierpnia 2017 — 07:07
Dziękuję, i za odwiedziny u mnie , tym bardziej znaczące gdy wiem jak zapracowaną jesteś kobietą a mimo to łączysz wszystko w piękną całość. Mój blog, bardzo powoli w bólach się tworzy . Przepraszam ,że nie sprawia przyjemności spójnością, konsekwencją jak u Ciebie ale dziękuje ,że mam na kim się wzorować i próbować, próbować, próbować.
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 11:05
Bardzo ciekawy jest twój blog i na pewno będę wpadać. Nie ma co porównywać naszych wpisów, bo u ciebie jest sztuka, u mnie codzienność. Oba potrzebne:)
Ania
4 sierpnia 2017 — 22:03
Zabrałaś mnie na piękną wycieczkę i pełną wspomnień da Ciebie -dziękuję 🙂
Miasto bardzo ładne, podobają mi się zdjęcia, a szczególnie to robione pod słońce i Twojego przedszkola, zdjęcia cmentarza też mi się podoba, ale nie jestem pewna, czy takie określenie jest właściwe.
Zauważyłam, że z wiekiem i ja z pewną dawką sentymentu patrzę na swoje miasto. Nie wiem z czego się to bierze, ale człowiek tak jakoś inaczej niektóre rzezcy postrzega.
Pozdrowionka serdeczne 🙂
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 00:02
Pewnie z wiekiem blakną gorsze wspomnienia a zostają te dobre, miłe, ciekawe. Poza tym człowiek chce czuć , mieć swoje miejsce, do którego biegną wspomnienia. Uściski Aniu
oto ja
4 sierpnia 2017 — 22:40
Bardzo mi miło, że ujęłaś moją skromną osobę w swoim wpisie. Dziękuję 😉
Skoro tak po prostu stałam się „kierowniczką zamieszania” mam nadzieję, że kolejni bloggerzy przedstawią Czytelnikom swoje miasto. Może nam się utworzy Klub pod nazwą : „Lubię moje miasto”
W Ostrowcu nigdy nie byłam, ale to nic nie znaczy, bo bardzo fajnie przedstawiłaś swoje rodzinne miasto. Moje serce podbił kościółek w zakopiańskim stylu i oczywiście przepiękny ptaszek.
Pozdrawiam 😉
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 00:00
Też bardzo lubię ten kościółek. Jest dość daleko od mojego domu, ale kiedyś blisko mieszkała moja kochana babcia Nacia (Natalia). Dlatego jest mi tym bardziej miły.
m_16Waszek
4 sierpnia 2017 — 23:45
Iwonko,oczarowałaś..Bierę dzidę i idę! Dzidka,pakuj się,jadziem..
Iwona Kmita
4 sierpnia 2017 — 23:58
Ostrowiec czeka:)
Maja
5 sierpnia 2017 — 10:48
Ciekawy wpis , śliczne fotki … dzięki Tobie odbyłam miły spacer po mieście , którego nie znam. Sentymentalne powroty do miejsc naszego dzieciństwa budzą wspomnienia i czasem wywołują łzę w oku …
Pozdrawiam .:)
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 11:32
Dzięki, fotki robiłam na gorąco, nie przykładając się specjalnie. Jednak dzisiejsze smartfony wiele potrafią;-)
A.
5 sierpnia 2017 — 11:05
Leżałam w szpitalu kiedyś z panią pochodzącą z Ostrowca:) Nawet przez jakiś czas wysyłałyśmy sobie kartki ze świątecznymi życzeniami. Zatem Ostrowiec bardzo dobrze mi się kojarzy.
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 11:30
Świat jest mały, prawda?
boja
5 sierpnia 2017 — 11:09
Ten dąb robi wrażenie. Dobrze, że Szyszko nie zainteresował się nim…
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 11:29
Ja zdecydowanie nie żałuję:)
august
5 sierpnia 2017 — 11:58
Świętokrzyskie jest w ogóle bardzo ciekawe. Byłem pozytywnie zaskoczony jak tam pierwszy raz się pojawiłem
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 13:31
To bardzo ładny region, Góry Świętokrzyskie zaskakują urodą szlaków.
Ewa
5 sierpnia 2017 — 12:07
Ja równiez czuję się zainspirowana do pokazania mojego rodzinnego miasta…hmmm, widać w Twojej recenzji sentyment i sporo wspomnień -to najważniejsze 🙂
anabell
5 sierpnia 2017 — 12:10
Nie byłam nigdy w Ostrowcu Świętokrzyskim a dzięki Tobie odbyłam po nim małą wycieczkę. Miasto ładne i zadbane, a to najważniejsze, że władze o miasto dbają.
Mamy w Polsce bardzo wiele ładnych miast i miasteczek.
To, że dorastająca młodzież ucieka do większych miast wcale mnie nie dziwi- nie ma to nic wspólnego z urodą danego miasteczka ale z ….jego atmosferą.
A atmosferę tworzą ludzie. W niedużej aglomeracji zanika anonimowość- wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, często więcej i lepiej niż sam obiekt zainteresowania.
I właśnie ta atmosfera najczęściej zraża młodych, tylko często nie potrafią sobie tego uświadomić.
Osobiście nie wyobrażam sobie mieszkania w jakiejś niedużej miejscowości,
w której wszyscy się dookoła znają i doskonale wiedzą co dziś na obiad gotujesz.
Polacy może i są serdeczni i gościnni, ale głównie są paskudnie wścibscy i nachalni.
Mieszkam od1973r na tym osiedlu i wierz mi, z własnego bloku znam (10 klatek,
8 mieszkań na klatce) zaledwie kilka osób, głównie tych co posiadali psy.
Z innych uliczek osiedla też kilka, w porywach można by się doliczyć, że znam 20 osób. Co nie znaczy, że wiem co robią, że często ich spotykam.
To sytuacja zupełnie nie do pomyślenia w małych miejscowościach.
Miłego;)
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 13:30
Masz rację , najprawdopodobniej i mnie o to chodziło. Nasz blok to 3 klatki po 3 mieszkania na pietrze, budynek 4-piętrowy. Znałam wszystkich i wszyscy znali nas. I w okolicznych blokach też. A przecież miasto nie było z tych najmniejszych, wtedy miało ok. 60 tys. mieszkańców. Ale atmosfera prowincji, i to ta nieciekawa, towarzyszyła mi całe dzieciństwo i młodość.
dopieszczamy.pl
5 sierpnia 2017 — 13:26
Iwonko, cieszę się, że dostrzegłaś piękno swego rodzinnego miasta. Miałam wrażenie, czytając Twoje niektóre wpisy na FB, że nie lubisz tego miejsca. Ja też nie zawsze przepadałam za rodzinną miejscowością, w odróżnieniu – jak wiesz – od mojej mamy, która uważa, że to perła w koronie 😉 polskiej prowincji. Od jakiegoś czasu jednak zaczęłam tęsknić z tą miejscowością – chyba się starzejemy 😉
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 13:27
Coś w tym jest, niestety…
alElla
5 sierpnia 2017 — 15:21
Klik dobry:)
Gdy wracam do dawnej lektury czy filmu, to wiem, że to ja się zmieniłam, skoro odkryłam coś, czego wcześniej nie zauważyłam. Z miastami jest chyba inaczej. To one się zmieniają.
Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 20:52
Wiesz, moje jest z pewnością bardziej zadbane, odnowione, ale młodzi ludzie narzekają, że nie ma tam co robić, tzn. nie ma pracy i nie ma możliwości ciekawego spędzenia czasu.
Małgosia
5 sierpnia 2017 — 18:32
Piękne miasto. Popatrzyłaś na nie zupełnie innymi oczami… Ja wczoraj wpadłam na pomysł, aby przez jeden dzień zachowywać się jak turyści w naszym Poznaniu. Zaplanować dzień, wybrać miejsce, gdzie można pójść, przemieszczać się miejskim rowerem albo tramwajem, zobaczyć, jakie nowe miejsca się pojawiły, jak się zmieniły, pójść do restauracji, które z reguły tylko mijamy, po prostu odkryć nieznane i inaczej spojrzeć na nasze miasto. Dziękuję za inspirację. <3
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 20:04
Och, po Poznaniu to też bym chciała pobuszować. Nasi przyjaciele, którzy stamtąd pochodzą kochają to miasto i są zachwyceni. Uściski:)
L.B.
5 sierpnia 2017 — 18:56
Ja lubię swoją miejscowosc i ją fotografuję, aczkolwiek też chcę sie stamtąd wyprowadzić ze względu na brak perspektyw do rozwoju. To nie miejsce dla młodych osób chcących się rozwijać ale na odpoczynek tak. Zdjęć na telefonie nie mogę obejrzeć ale po miniaturkach widzę że jest interesująco. Pozdrawiam.
Iwona Kmita
5 sierpnia 2017 — 20:03
Ojej, to nie wiem czemu ci się nie powiększają. Powinny po kliknięciu:( Dobrze, że postanowiłaś wyjechać, żeby się rozwijać. I dobrze, że wiesz, gdzie chcesz wrócić:)
Gabrysia
5 sierpnia 2017 — 21:58
Wydaje mi się, że to całkiem dobry pomysł. OTO JA – ma wszystkie pomysły trafione. Zaraziła mnie, a raczej mojego męża fotografią i projektem 365 🙂 . Taka mała społeczność blogowa, która poznaje się z czasem coraz bardziej – poznająca rodzinne strony każdego z jej współtwórców. Super sprawa. Bardzo Iwonko podoba mi się Twoje miasto. Nigdy w tamtych stronach nie byłam. Pozdrawiam
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 00:48
Może inni blogerzy też się zarażą tą inicjatywą:)
Networkerka
5 sierpnia 2017 — 22:41
Całkiem urokliwe miejsca 🙂
Ultra
5 sierpnia 2017 — 22:47
Iwonko,
świętokrzyskie to urzekające województwo. Ostrowiec z kolei to duże, ciekawe miasto i wcale nie jest prowincjonalne. Prowincja zawsze mieści się w głowie, więc niejeden mieszkający w stolicy ma mentalność prowincjała, a ten z małego miasta szeroki umysł i bogatą osobowość.
Zasyłam serdeczności i podziwiam piękne zdjęcia
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 00:51
To prawda, region świętokrzyski jest niezwykle ciekawy i piękny. Mamy wiele miejsc do oglądania i zwiedzania z każdej strony – tu Krzemionki, tu Jaskinia Raj, tu Święty Krzyż i św. Katarzyna. Mamy Ćmielów z fabryką porcelany, Jędrzejów z muzeum zegarów. I wiele innych. Dziś widzę to wyraźniej niż w dzieciństwie:)
maradag
6 sierpnia 2017 — 02:20
Nigdy nie byłam w Ostrowcu. Wydaje się być sympatycznym miastem. Ale nie to jest ważne. Ważne są takie powroty… Ja nie lubiłam Katowic. Może przez te zimowe dojazdy z małej mieścinki, z małego dworca. Może przez ówczesnych żebraków i cyganki natarczywe, a może przez „brud i smród” ówczesny gdy dymiły okoliczne kopalnie i huty…. Nie wiem. Kiedy tam jadę dzisiaj, to oddycham całkiem innym powietrzem. Jest rozmach, przestrzeń, zieleń, a nowoczesność świetnie komponuje się z remontowanymi secesyjnymi kamienicami. I co mnie niezmiernie dziwi – nie strach chodzić wieczorem po ulicy. Miasto żyje kawiarniami, koncertami. Jest nawet na środku, w samym centrum, płytki basenik gdzie małe dzieci moczą pupy, a mamusie siedzą na kamiennych leżakach i plotkują. Brakuje tylko wytwornego kelnera, który drinki roznosi…
Rozpisałam się nocą…ale wywołałaś wspomnienia… %3
maradag
6 sierpnia 2017 — 16:19
Jej, przepraszam za koszmarne błędy…. nie wiem co mi się stało… czy to ta koszmarna noc, czy kompletny zastój umysłowy…
Czy możesz usunąć ten wpis? Proszę…
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 20:55
Dagmaro, nocne wpisy są czasem „nieobliczalne”. Ale twoje wspomnienia – piękne. Nie chcę ich tracić.
Kasia
6 sierpnia 2017 — 09:55
Jak to się mówi: cudze chwalicie, swego nie znacie. Staw mi się najbardziej podoba. Czuję się zainspirowana do wycieczki po moim rodzinnym mieście:-)
Lena Sadowska
6 sierpnia 2017 — 10:50
Witaj, Iwono.
Też nigdy nie byłam w Twoim mieście. Na zdjęciach wygląda na bardzo przyjemne:)
Natomiast ja zawsze wiedziałam, że chcę wrócić do siebie. Darzę swoje miasto wielkim sentymentem i nic a nic nie przeszkadza mi jego zaściankowość:)
Lubię mieć miejsce, do którego wracam. Może dlatego, że wciąż włóczę się po świecie:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 21:00
Jak miło Leno, że znów do mnie wpadłaś. Nie mogę się doszukać Twojego bloga. Czy jest jakiś kontakt z Tobą?
Lena Sadowska
7 sierpnia 2017 — 10:53
Miło dowiedzieć się, że Ktoś tęsknił;)
Zaglądałam do Ciebie, tyle, że nie zawsze muszę mieć coś do powiedzenia:)
Jeśli interesuje Cię coś na kształt „produkcji własnej” to – zapraszam:
kartkazbrulionu.blog.pl
Pozdrawiam:)
Iwona Zmyslona
6 sierpnia 2017 — 11:30
Z przyjemnością obejrzałam Twoje miasto uwiecznione na zdjęciach. Nigdy w nim nie byłam, ale słyszałam bo brat przyjaciółki tam mieszka i pracuje. Swoje rodzinne miasto Wrocław zawsze wspominam z sentymentem i robię sobie wyrzuty, że kiedy w nim mieszkałam, to nie poznałam wystarczająco. Pozdrawiam.
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 21:01
Byłam kiedyś we Wrocławiu na koncercie sylwestrowym na Starówce. Bardzo miłe wspomnienia… Piękne miasto.
Anna
6 sierpnia 2017 — 13:43
Jednym słowem- podróż sentymentalna. Najważniejsze, że wreszcie odczułaś swoje powinowactwo z rodzinnym miastem i dostrzegłaś jego uroki.
Choć moja rodzinna wieś prawie już w niczym nie przypomina tej, którą pamiętam, to do tej pory darzę ją sentymentem.
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 21:02
Tak Anno, poczułam do Ostrowca sympatię i cieszę się z tego. Jeszcze tyle miejsc chcę odwiedzić…
Andrzej Rawicz (Anzai)
6 sierpnia 2017 — 20:34
Niestety nie mam takiej możliwości, aby pokazać domy i miejsca, gdzie się urodziłem, wychowałem i spędziłem najszczęśliwsze lata dzieciństwa i młodości. Ze wszystkich trzech domów rodzinnych (rodziców i dziadków) wywłaszczono nas pod budowę wielkopłytową. Teraz tam, zamiast pięknych ogrodów, króluje beton i stal.
Późniejsze, pomaturalne, okresy życia też trudno zaliczyć do wspomnień, bo ok. 7 lat mieszkałem w polskich akademikach, 3 lata na studiach podyplomowych za granicą, i ok. 4 lat na t.zw. służbowych przeniesieniach.
Masz jednak rację, że do takich miejsc, które jeszcze istnieją, i w których spędziliśmy kawałek życia, wraca się ze szczególną atencją.
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 21:04
Pozostają ci zatem wspomnienia i fotografie. I pewnie piękne pamiątki… To również nasze bogactwo.
Stokrotka
6 sierpnia 2017 — 20:44
Kilka razy przejeżdżałam tylko przez Twoje rodzinne miasto, więc nie mogłam zauważyć jego uroku.
Ale z pewnością możesz być z niego dumna.
🙂
Iwona Kmita
6 sierpnia 2017 — 21:05
Staram się dostrzegać zmiany i rzeczywiście jestem z nich dumna. jednak jeszcze sporo trzeba zmienić, żeby młodzi chcieli tam zostawać lub wracać…
SzydelkoweCUDAsie
6 sierpnia 2017 — 22:56
Bardzo często jest tak, że szukamy cudownych miejsc, a nie mamy pojęcia, jakie bogactwo mamy w zasięgu ręki 🙂 Bardzo fajne zdjęcia zebrałaś na telefonie i fajnie, że je pokazałaś – to zdjęcie bloku, w którym się wychowywałaś na pewno przywołuje mnóstwo wspomnień 🙂 Od pierwszego zdjęcia zastanawiałam się, o jakim mieście piszesz, dopiero później się dowiedziałam 🙂 Ciekawy wpis!
Iwona Kmita
7 sierpnia 2017 — 13:40
Już Stanisław Jachowicz w XIX wieku powiedział: cudze chwalicie swego nie znacie, sami nie wiecie co posiadacie.
polskanightingale
6 sierpnia 2017 — 22:59
Ależ ładne ptaki 😀 jak byłam młodsza też nie lubiłam swojego miasta. Teraz, na emigracji bardzo za nim tęsknię, i też udaje mi się często wychwycić drobne, piękne szczegóły, których nie widziałam przez 19 lat życia w Starogardzie. Myślę, że następnym razem też sobie zrobię takie rozliczenie z rodzinnym miastem. Pozdrawiam
Iwona Kmita
7 sierpnia 2017 — 13:37
I pomyśleć, że nie miałam pojęcia o tych skrzydlatych mieszkańcach mojego miasta:)
Leseratte
6 sierpnia 2017 — 23:35
Pięknie! 🙂 Czasami taki spacer z aparatem może nam uświadomić piękno naszej okolicy.
Może ja też się przejdę…
Pozdrawiam!
Iwona Kmita
7 sierpnia 2017 — 13:36
Naprawdę warto spojrzeć na „swoje miejsce” jak turysta. Wiele udaje się dostrzec:)
marcepanowykacik
7 sierpnia 2017 — 08:27
Bardzo ciekawy pomysł. Będę musiała zrobić tak samo. Popatrzeć okiem turystyki na miasto , w którym mieszkam. W Ostrowcu nigdy nie byłam, dzięki Twoim zdjęciom czuję potrzebę, odwiedzenia tego pięknego miasta. Pozdrawiam serdecznie 🙂 ❤
natalia
7 sierpnia 2017 — 12:18
Jak kiedys przyjechałam do mnie rodzina w odwiedziny no miejsca w któreym mieszkałam 5 lat, zorentowałam się jak ja mało wiem o swojeje miejscowości. Czym prędzej nadrobiłam zaległości i zobaczyłam jej plusy a nie tylko mankamenty 🙂
Iwona Kmita
7 sierpnia 2017 — 13:36
I to jest najfajniejsze, że po bliższym przyjrzeniu okazuje się, że w naszej najbliższej okolicy jest sporo do zobaczenia.:)
Barbara
8 sierpnia 2017 — 10:51
Dzięki promocji swojego miasta zachęciłaś mnie do jego odwiedzin. Mam nadzieje, że będąc w Polsce uda mi się to miasto zobaczyć. Jest piękne. 🙂
Iwona Kmita
8 sierpnia 2017 — 12:04
To jedno z wielu miasteczek na prowincji, które starają się jak mogą, by zachęcić turystów. Jeśli rzeczywiście będziesz niedaleko, odwiedź koniecznie Ćmielów z fabryką porcelany, Krzemionki Opatowskie, Bałtów z wielkim parkiem dinozaurów, który kochają wszystkie dzieci, zamek w Iłży i wiele innych okolicznych atrakcji blisko miasta.
Ula H.
8 sierpnia 2017 — 21:02
Ładne miasto ! Lubię odwiedzać takie zakątki, niby zwyczajne, a jednak natchnione wspomnieniami.
Ja kocham swoje miasto, choć mija już dwa lata jak się z nim rozstałam. Gdy przyjeżdżam i zdarza się , że akurat mam czas , by odwiedzić znane mi miejsca to zawsze są to spacery bardzo sentymentalne. Porównuję jak było dawniej i jak jest teraz, co się zmieniło. Zastanawiam się czy mieszkają tam jeszcze ci sami ludzie, co kiedyś…
Człowiek nie wyprze się swoich korzeni, bo trzeba pamiętać kim się jest i skąd się pochodzi. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Iwona Kmita
8 sierpnia 2017 — 21:22
Ja dopiero zaczynam lubić swoje miasto… Ale masz rację – trzeba mieć swoje korzenie, pamiętać skąd jesteśmy i szanować wspomnienia
barbara
9 sierpnia 2017 — 17:49
Pięknie opisałaś Iwonko swoje rodzinne strony…
Rykoszetka, blog o życiu w mieście
29 sierpnia 2017 — 18:34
Naprawdę warto przyglądać się bliżej swojej okolicy 🙂 Kiedy przeprowadzałam się w granicach Wrocławia w nowe okolice, prowadziłam #Projekt 1 KM – w promieniu 1 km chciałam znaleźć jak najwięcej ciekawych miejsc, ładnych widoków, żeby szybciej poczuć się jak w domu i podzielić się tym z Czytelnikami 🙂
Iwona Kmita
29 sierpnia 2017 — 21:52
Podoba mi sie nazwa i pomysł- projekt 1 km. Brzmi intrygująco:)
Aga
2 września 2017 — 14:24
Piękna relacja. Ja jestem na etapie, w którym pragnę uciec z mojego rodzinnego miasta, co tak już mnie znudziło. Zresztą ja nie pasuję do miejsca, gdzie niemal nic się nie dzieje. Może również za parę lat inaczej spojrzę na moją mieścinę. Kto wie. 🙂 Miłego dnia Ci życzę. 🙂
Iwona Kmita
2 września 2017 — 20:50
Znam ten etap, mam go za sobą – uciekłam, a teraz wspominam z przyjemnością:)
Greenelka
4 września 2017 — 13:52
Iwonko, bardzo piękne zdjęcia i niezwykle ciekawe to co piszesz. Przyznam się, że w ogóle nie znam Świętokrzyskiego, no, ale wszystko przede mną. Oczywiście, mnie jako pasjonatkę natury najbardziej urzekły ujęcia z parku i wszystkiego co się z nim wiąże. Nie wiedziałam, że w Ostrowcu żyją tak rzadkie ptaki…
Ja, co dziwne, nie czuję żadnego sentymentu do mojego rodzinnego Poznania. Nigdy się w nim dobrze nie czułam, coś mnie gnało do przodu i zresztą było tyle różnych powodów, nieważne. Po prawie 30-tu latach spędzonych na emigracji nie wróciłam tam. Nie przywiązywałam się też do miejsc , w których mieszkałam za granicą i nie tęsknię za nimi. Dopiero teraz odnalazłam swoje refugium, w malutkiej wiosce tuż przy Bieszczadach. I czuję się, jakbym była tu od zawsze. Po tylu latach błądzenia… Jakbym wreszcie trafiła we właściwe miejsce, a ono przyjęło mnie z radością. ot, taka dziwaczka ze mnie.
Pozdrawiam Cie serdecznie
Iwona Kmita
4 września 2017 — 14:10
Wow, blisko Bieszczad!!! Szczęściara. kochamy z mężem te góry, zresztą jak i inne. Ale parę lat temu byliśmy w Bieszczadach i cudne chwile tam spędziliśmy. Nie dziwię się, że kochasz swoje miejsce na ziemi. Ja teraz myślę z sentymentem o Ostrowcu, ale przez wiele lat, począwszy od wczesnej młodości chciałam stamtąd uciec. I na pewno bym tam nie wróciła. Uściski
Greenelka
4 września 2017 — 19:43
No właśnie góry. „W górach jest wszystko, co kocham…”