„Ludzie bowiem mogą zamykać oczy na wielkość, na grozę, na piękno, i mogą zamykać uszy na melodię albo bałamutne słowa. Ale nie mogą uciec przed zapachem”. Patrick Süskind – Pachnidło. Historia pewnego mordercy.
Jeśli czytaliście tę książkę to pewnie pamiętacie, że jej bohater miał niesamowity dar i talent – wyjątkowy zmysł węchu. Potrafił odróżnić i nazwać każdy zapach, zarówno przyjemny, jak i niemiły. Ten dar pozwolił mu stworzyć tytułowe pachnidło, dzięki któremu uniknął kary śmierci za morderstwa wielu młodych kobiet, których zapach starał się utrwalić w swoim kosmetyku.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ miałam okazję wysłuchać ciekawego wykładu prof. Władysława Bruda, twórcy i szefa Polleny Aroma.
Zapach towarzyszy nam przez cały czas, wydziela go każdy człowiek, zwierzę, rośliny, po prostu wszystko wokół nas. Nie jesteśmy w stanie rejestrować wszystkich tych aromatów. I całe szczęście, bo byłoby to nie do wytrzymania. Jednak nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak potężną siłę ma zapach. Pomyślcie – możemy nie używać innych zmysłów, możemy nie patrzeć na coś, nie słuchać, nie dotykać, ale nie możemy wyłączyć węchu i uciec od woni, bo po prostu musielibyśmy przestać oddychać. Zapach jest wszędzie, jeśli go nie czujemy to tylko dlatego, że się do niego przyzwyczailiśmy. Nie czujemy np. zapachu swojego mieszkania, który z pewnością wyczuwa każdy nasz gość. Nie czujemy zapachu miejsc, w których często bywamy. Ale gdy zajrzymy tam po dłuższej przerwie na pewno będzie rozpoznawalny.
Na ogół słowo zapach kojarzymy z przyjemnym doznaniem. Tymczasem jest to określenie odnoszące się do każdej woni, także przykrej, czasem ohydnej, nie do wytrzymania. Ale dobrze że i taka istnieje, bo wzbudza naszą czujność, często ratuje nam życie, gdy wydziela ją substancja trująca lub w jakiś sposób szkodliwa dla naszego zdrowia. Uważa się, że człowiek jest w stanie rozróżnić ok. 10 tys. bodźców zapachowych, niektórzy naukowcy uważają, że o wiele, wiele więcej.
Z przyjemnym zapachem kojarzą się perfumy i kosmetyki. Podczas spotkania, o którym wspomniałam, wąchałam próbki różnych substancji zapachowych używanych do wytwarzania perfum. Trudno uwierzyć, ale niektóre z nich, niezbędne w produkcji, po prostu śmierdzą. Zwykle służą one jako utrwalacze zapachu i są bardzo drogie. I tak:
- * ambra jest jedną z najdroższych substancji świata – kilogram może kosztować ponad 100 000 zł. Jest to substancja pozyskana z wydzieliny, a ściślej z wymiotów, wieloryba. W dodatku ta wydzielina musi przez dłuższy czas pozostawać w wodzie (unosi się na niej) i dopiero wtedy zdobywa swe właściwości. Jest potem wyławiana albo zbierana na plażach, gdzie wyrzuca ją morze. W dotyku przypomina wosk, zapachem – podobno skoncentrowaną woń końskiego potu. Podobno, bo nie wiem jak pachnie pot konia. Ambra w każdym razie kompletnie mnie nie zachwyciła.
- * kastoreum – wydzielina narządów płciowych bobra. Zwierzę wykorzystuje ją do natłuszczania futra oraz oznaczania swego terytorium (wtedy – w połączeniu z moczem). To kolejna śmierdząca substancja niezbędna do utrwalania zapachu perfum, mydeł, balsamów.
- * cywet – ekstrakt z gruczołów okołoodbytniczych zwierząt o tej samej nazwie. Ten „zapach” również był nie do wytrzymania, niemal przyprawił mnie o mdłości.
- * piżmo – wydzielina z gruczołów okołoodbytniczych piżmowca (jelenia piżmowego). Ma silny zapach amoniaku, dopiero po rozpuszczeniu w alkoholu nabiera przyjemnego aromatu.
Wiedziałam, że wśród składników perfum są substancje, których zapach do przyjemnych nie należy. Jednak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że one tak strasznie cuchną.
Dziś do produkcji perfum i kosmetyków najczęściej wykorzystuje się syntetyczne odpowiedniki wspomnianych substancji, ponieważ zwierzęta, które je w naturalny sposób wytwarzają, są pod ochroną, a perfumiarze dbają o swoje interesy. Jeśli biznes ma się rozwijać, nie może być kojarzony z krzywdą zwierząt. Zastanawiam się jednak, czy w przypadku markowych bardzo drogich perfum rzeczywiście tak jest? Czy płacimy tylko za markę, za piękny flakon, za tradycję? Tylko wytwórcy znają cała prawdę.
Na koniec ciekawostka. Czy wiecie co to jest Larendogra? Jest to spolszczona nazwa Eau de la Reine d’Hongrie – francuskiej wersji słynnej „Wody Królowej Węgier”. Stworzyła ją, wraz ze swoimi alchemikami, Elżbieta Łokietkówna, w XIV wieku królowa Węgier i Polski. Podobno dzięki temu zapachowi miała wielkie powodzenie, czarowała i uwodziła królów, cesarzy, dworzan. W aromacie tego kosmetyku można rozpoznać olejek rozmarynowy – roślinny afrodyzjak, a także inne olejki, m.in. Ylang-ylang, tymiankowy, zawiera też, a jakże – ambrę.
Polscy perfumiarze odtworzyli ten zapach. Replika XIV-wiecznych perfum jest obecnie cenną serią limitowaną, numerowaną, z certyfikatem.
L.B.
10 grudnia 2016 — 19:31
O jej, nie wiem co mam powiedzieć ;D, taki nam tutaj zaserwowałaś wpis, że dech zapiera. 😉 Akurat ostatnio rozmawiałam z koleżankami z roku o perfumach. Przyjemnie się czujemy ładnie pachnąc i gdy ludzie się za nami obracają, czując nasz zapach. Zapachy działają na zmysły, wywołują różne reakcje, a ambra to po prostu ładna nazwa dla czegoś ohydnego ;D.
Pozdrawiam. 😉
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 21:35
Też byłam zaskoczona. Nieprzyjemny zapach – ok – takie się zdarzają, ale naprawdę te były nie do wytrzymania. W każdym razie dla mnie. Trudno sobie wyobrazić, że są składnikiem tak pięknie pachnących kosmetyków. I to koniecznym
Anna
10 grudnia 2016 — 19:32
Bardzo interesujący artykuł, chociaż mnie, jako wielbicielce perfum, te treści sa znane. Chętnie bym jednak powąchała opisane specyfiki, bo moja wiedza o nich jest niestety tylko teoretyczna. Wiem, że cuchną, ale i tak chciałabym… w celach poznawczych. Bo ja na kosmetyki pielęgnacyjne czy upiększające wydaję dość umiarkowane kwoty, natomiast perfumy….hm… umiar gdzieś mi ucieka. Pachnidło w obu wersjach, i literackiej i filmowej, było dla mnie ważnym przeżyciem, bardzo jestem ciekawa jakie naprawdę trudne musi być życie człowieka z tak doskonałym i czułym węchem. Mnie wydaje się, że jestem na zapachy wrażliwa, i to mi czasem bardzo, bardzo przeszkadza… a co ciekawe, ja często doskonale wyczuwam zapach, ale niestety nie potrafię go nazwać. Denerwuje mnie to.
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 21:33
Może powinnaś zapisać się na warsztaty perfumeryjne, wtedy na pewno będziecie wąchali substancje, o których pisałam. Na koniec wykładu my też mieliśmy taki mini warsztat, komponowaliśmy swoje zapachy z rożnych olejków, kierując się ich właściwościami. Ja wybrałam mieszankę odprężającą, połączyłam geranium z pomarańczą i sandałem. Fajnie wyszło
Anna
12 grudnia 2016 — 22:17
Lubię te wszystkie składniki… jak trafię w okolicy na taki wykład albo warsztaty, na pewno się wybiorę. A z perfum chwilowo mam etap na zapachy Bottega Veneta, w zasadzie lubię każdy kolejny, najbardziej chyba nieśmiertelny Skin. Natomiast największe rozczarowanie ostatniego roku to dla mnie Good Girl Caroliny Herrery…. uwielbiałam wszystkie zapachy tej marki, a ten mnie po prostu odrzucił.
Iwona Kmita
12 grudnia 2016 — 23:04
Nie znam tych zapachów, muszę wybrać się do sklepu i powąchać. Czas zacząć używać coś nowego.
jotka
10 grudnia 2016 — 21:14
Świetne ciekawostki, o wielu rzeczach nie miałam pojęcia. Bardzo ciekawy musiał to być wykład.
Jeśli chodzi o zapachy perfum, to zadziwia mnie , że ten sam zapach uwielbiany jest przez wiele kobiet, a nam się np. nie podoba i odwrotnie. Gdzieś czytałam, że dawniej kobiety, z braku perfum, a raczej pieniędzy na nie, perfumowały się naturalnymi zapachami, jak wanilia, olejek z róży itp.
Podobne dziwne sytuacje zdarzają sie w przypadku zapachów przykrych, ja np. nie znoszę zapachu zalegającej skoszonej trawy, gdy już zaczyna gnić i zapachu przepoconych ubrań, nie raz wychodziłam ze sklepu, bo ktoś epatował zapachami długo niepranych ubrań.
A ostatnia ciekawostka to wprost rewelacja 🙂
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 21:39
Ja chyba nie mam tzw. nosa, ale zdecydowanie, niestety, bardziej reaguję na przykre zapachy. Te wyczuwam z daleka, podobnie jak tobie zdarza mi się skądś wyjść z powodu osoby brzydko pachnącej. Natomiast nie potrafię rozróżniać zapachów pięknych, w tym sensie, że nie wychwytuję niuansów zapachowych – ładny to ładny i tyle. Żałuję, bo może łatwiej byłoby mi dobrać sobie i wymieniać perfumy. Tymczasem mam swoje 2, 3 ulubione zapachy i się ich trzymam.
jotka
11 grudnia 2016 — 08:54
To podobnie jak ja, co skutkuje tym, że gdy kończą produkcję jakiegoś zapachu, to muszę znów szukać nowego. Tak było z Suprise Heidi Klum. Nie ma tego NIGDZIE…
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 11:42
Ja z kolei kocham Envy Gucciego. Jeszcze jest w sklepach choć swoje lata ma 🙂
Bet
10 grudnia 2016 — 21:50
Perfumy są jak wiele spraw w życiu: Wpierw musi śmierdzieć aby potem pachnieć.
Albo jak historia o brzydkim kaczątku, który zamienia się w pięknego łabędzia. Albo jak krótki żywot bajecznych motyli powstałych z obrzydliwych larw. Larendogra? Nigdy nie słyszałam o takiej perfumie.
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 22:34
Szczerze mówiąc ja też dopiero się o niej dowiedziałam. Mam nawet próbkę – zapach nie jest może porażająco piękny, po prostu przyjemny jak dla mnie. Ale za to bardzo trwały. Zapewniano nas, że utrzymuje się nawet przez dobę
Bet
11 grudnia 2016 — 09:54
Jest w sprzedaży? Chętnie spróbuję.
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 10:14
Tak, jest, np. tu: http://www.drbeta.pl/eau-de-perfum-larendogra.html
Pozdrawiam 🙂
Bet
11 grudnia 2016 — 22:58
Zwiodłaś mnie na pokuszenie – kupiłam! Dzięki za link :))
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 23:43
Daj znać, jak pachnie 🙂
Bet
12 grudnia 2016 — 18:10
Jasne, że dam znać. Widzę, że tylko ja się skusiłam na eksperyment. Będę więc „królikiem doświadczalnym”:))
Iwona Kmita
12 grudnia 2016 — 19:55
No nie, ja mam ten tester i uważam, że jest w porządku. Myślę, że będziesz zadowolona 🙂
Bet
14 grudnia 2016 — 19:28
Jestem oczarowana Larendogrą:)) Zapach mocny ale bardzo interesujący. Zyskuje na intensywności po chwili od „zakropienia”. Jeśli przetrwa na mym przegubie do rana to będzie to hit! Czuję się jak węgierska księżniczka:))
Świetnie zapakowana przesyłka i dostawa ekspresowa.
Flakon dość prosty, kanciasty, zatkany korkiem. Żadnych tam aerozoli, spryskiwaczy. Trzeba chlapać. Słowem – utrzymane w stylu dawnych wieków.
Czy ocena produktu wystarczająca?
Iwona Kmita
14 grudnia 2016 — 22:53
Hurra, bardzo się cieszę. Byłoby mi głupio jakbyś poczuła się zawiedziona. Węgierska księżniczka…, no, no, podoba mi się ta ocena. Nie wiem, czy zapach na twojej skórze dotrwa do rana, ale na mnie jest bardzo trwały. Pozdrawiam
Maria
10 grudnia 2016 — 22:03
Ależ ciekawy temat. Pojęcia nie miałam o pochodzeniu tych niezbędnych składników! Ciekawe jak wpadli na to pierwsi wynalazcy…, że musi być składnik „śmierdzący”, żeby całość mogła pięknie pachnieć?
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 22:31
A tego się nie dowiedziałam. Musze poszperać, może coś napisano na ten temat, pozdrawiam 🙂
anabell
10 grudnia 2016 — 23:24
Zapewne pamiętasz czas pustych półek? Przyjaciel nasz odkrył, że nie ma na rynku perfum- po prostu przy szalejącej inflacji nikomu się nie opłacało sprowadzanie wód toaletowych ani tym bardziej perfum.
A był to okres gdy tworzyły się pierwsze firmy prywatne i razem z przyjaciółmi utworzyliśmy spółkę z o.o.
I robiliśmy również perfumy a tak naprawdę to tylko rozcieńczaliśmy gotowe esencje sprowadzone z zagranicy i konfekcjonowaliśmy je.
Biznes się kręcił dość krótko, bo trochę zbyt pózno zabraliśmy się za tę „produkcję”. Była to era „Opium”, „Anais”, „Quarz”, „Antilope” i kilku innych, niezłych zapachów.
Po dwóch miesiącach wchodząc do rozlewni by policzyć „urobek” dostawałam mdłości. I choć to było dawno, bo w drugiej połowie lat osiemdziesiątych do dziś nie używam żadnych perfum lub wody perfumowanej i bardzo pilnuję by kosmetyki, których używam były bezzapachowe.
Iwona Kmita
10 grudnia 2016 — 23:58
Widocznie nie jesteś stworzona na perfumiarkę. Zresztą nie dziwię się, ja mam kłopoty by dłużej wytrzymać w dużych perfumeriach, gdzie unosi się mieszanka zapachów. Trzeba widocznie mieć specjalne predyspozycje by pracować w takim zawodzie.
Iwona Zmyślona
11 grudnia 2016 — 00:26
Jako studentka od sympatyzującego ze mną chłopaka dostałam najmniejszy chyba z możliwych flakonik „Cotty”(nie mam pojęcia czy była to woda czy perfumy), bo był to pierwszy tego rodzaju kosmetyk w życiu. W swojej pierwszej zawodowej pracy chciałam przypodobać się koleżankom i kupiłam perfumy „Gazela”, które obok „Pani Walewskiej” wtedy były najmodniejsze. Jako wielka entuzjastka Coco Channel słyszałam o jej perfumach,ale nigdy ich sobie nie zafundowałam. Jestem wyczulona na ostre zapachy jak i odory. Dziś nie używam perfum, bo moje kalectwo nie idzie z nimi w parze. Prawdą jest, że ludzie tworzący perfumy muszą mieć specjalne predyspozycje, dlatego są oni poszukiwanymi i cenionymi pracownikami.
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 10:10
Też używałam „Gazelę”. Pamiętam też, jak od chłopaka (dziś męża) dostałam „Masumi” Coty, wtedy bardzo modne. To był mój chyba pierwszy taki poważny, modny zapach. Z tego co wiem ciągle jest w sprzedaży. Pozdrawiam
Marta Kamińska
11 grudnia 2016 — 17:32
Widzę, że znasz się na rzeczy! 😉
Natalia
11 grudnia 2016 — 17:56
Dużo pracy włożyłaś w napisanie artykułu. Super się go czyta i w pełni udziela informacji. Brawo. Oby tak dalej. Ja osobiscie używam dwóch rodzajów perfum od kilku lat i nie lubie w sumie zmieniać na inne.
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 18:16
Ja też rzadko zmieniam. Przyzwyczajam się, poza tym nie lubię poszukiwań. Dzięki za miłe słowa
czerwonafilizanka
11 grudnia 2016 — 18:20
Mam zapach z tej marki i lubię go:)
Gaja
11 grudnia 2016 — 19:47
No to mnie uświadomiłaś – a ja szukam zawsze w perfumach tej upojnej woni piżma… Zupełnie nie kojarzyło mi się z odbytem piżmowca. Teraz już wiem. Ale i tak przy tym upodobaniu pozostanę. Jeśli chodzi o jedzenie, gdyby ktoś mi zaserwował tego typu rewelacje, to raczej z ulubionej potrawy bym zrezygnowała.
Iwona Kmita
11 grudnia 2016 — 20:07
Na szczęście w połączeniu z innymi składnikami, zwłaszcza alkoholem te „śmierdziuchy” zaczynają pięknie pachnieć
A.
12 grudnia 2016 — 06:52
Bardzo interesujący wpis Iwonko:) Wiele można dowiedzieć się z niego ciekawych rzeczy:) Ja lubię perfumy o nutach kwiatowych:)
Mercedes
12 grudnia 2016 — 10:21
Pachnidło czytałam i do dziś na wspomnienie tej opowieści mam gęsią skórkę. A to znaczy , że mocno poruszyła mnie jej treść.
Lubię piękne zapachy /ale cena niejednokrotnie przeraża / i mam świadomość z czego powstają, ale przy zakupie lepiej się nad tym nie zastanawiać by sobie nie obrzydzać 🙂
Współcześnie mamy taki ogrom pachnideł , że aż trudno się zdecydować … nos nie jest wstanie podołać i często po chwili jestem bezradna bo już nic nie czuję . 🙂 Lubię jak mój facet kupuje mi perfumy /ma gust/ a ja i niespodziankę i dobry zapach bez frustracji. 🙂
A na koniec mała dygresja – mamy perfumerie, drogerie z uginającymi się pod mnogością kosmetyków półkami … a ludzie nadal zbyt często po prostu śmierdzą. Bo po 1/ nie dbają o higienę po 2/z jakichś powodów unikają dezodorantów .
Iwona
12 grudnia 2016 — 12:26
Niestety zgadzam się z Tobą. I także tego nie rozumiem.
Anna M.
12 grudnia 2016 — 14:15
Ale wywołałaś temat, chyba nigdy nie było tylu wpisów! Ja też uwielbiam perfumy i pamiętam te czasy, gdy dobrzy ludzie przywozili coś z wielkiego świata, albo można było upolować ten „wielki świat” w Modzie Polskiej. Kiedyś przywiozłam sobie z Paryża „Je reviens”, bo gdy byłam mała tych perfum używała mama. I już pierwszego dnia po powrocie cały flakon wylądował na kafelkach w łazience. Rok temu z powodu okrągłych urodzin zamówiłam je sobie u moich synów – w Polsce w sklepach nie ma. Dostałam, umarłam ze szczęście – ale to już nie to samo… Nie dlatego, że mam inną pamięć zapachu; po prostu producenci „ulepszyli” skład. I jeszcze jedna obserwacja – banalna wprawdzie: perfumy pachną inaczej na każdej skórze. Na mojej siostrze Małgosi Diory są cudowne, na mnie śmierdzą, niestety… W związku z tym jestem tańsza w obsłudze!
Iwona
12 grudnia 2016 — 14:21
Aniu, to wcale nie jest banalne, co piszesz – to podkreślał też prof. Brud, u każdego perfumy pachną inaczej, że wszystko zależy od rodzaju skóry, od reakcji na kosmetyk, na zapach. I jeszcze mówił, żeby nie wąchać próbek na paskach papierowych, tylko na własnym ciele, np. na przegubach rąk – tylko wtedy będziemy wiedzieć, jak naprawdę będziemy pachnieć.
PS. co do liczby wpisów – poszperaj, bywało już nawet lepiej 🙂
Stokrotka
12 grudnia 2016 — 14:34
Tekst rzeczywiście nadzwyczaj ciekawy. O ambrze i piżmie wiedziałam, ale inne składniki czy też utrwalacze zapachu zaskoczyły mnie.
A tak przy okazji – to należę do tych osób, które cierpią na nadwrażliwość zapachową. Wyczuwam wszystko i wszędzie dużo wcześniej niż inne osoby. Jeśli to są piękne zapachy to dobrze. Ale wszystkie paskudne typu przypalenia, dymy i inne doprowadzają mnie do bólu głowy.
Dziękuję za ciekawy tekst.
🙂
Iwona Kmita
12 grudnia 2016 — 18:09
Ja natomiast łowię zapachy z pewnym opóźnieniem. Myślę, ze silna alergia i wieczne katary w dzieciństwie się do tego przyczyniły.
dopieszczamy.pl
12 grudnia 2016 — 14:54
Bardzo ciekawy post i jaki oryginalny temat. Byłam na mini warsztatach dotyczących komponowania zapachów perfum i rzeczywiście wiele składników ma zapach co najmniej dyskusyjny i dopiero jako kompozycja kilku tworzy piękny bukiet zapachowy.
Iwona Kmita
12 grudnia 2016 — 18:07
Dzięki za pochwałę 🙂 Przyznasz, że takie warsztaty to fajna zabawa, prawda? A przy okazji człowiek się czegos nowego dowie.
Natalia | Zapiski ze świata
12 grudnia 2016 — 17:30
Ależ ciekawych rzeczy się dowiedziałam! Choć najpierw się przeraziłam, teraz w sumie myślę, że nieważne, czy we flakoniku wydzielina wieloryba, czy bobra, ważne, że produkt finalny pachnie zjawiskowo 😉
Iwona Kmita
12 grudnia 2016 — 18:05
Też tak myślę 🙂
Jaga
12 grudnia 2016 — 23:06
Najbardziej mi się podoba w perfumach, że na każdej skórze te same kompozycje zapachowe pachną inaczej 🙂
Malina M
13 grudnia 2016 — 16:12
świetna notka, tyle w niej zaskakujących wiadomości. Czy dobrze być tak zaskoczonym ? dobrze, chociaż osoby z wybujałą wyobraźnią mogą „zapamiętać”.
—————–
Wiesz Iwonko, ja zapamiętuję nie tylko obrazami ale zapachami, to zapacht najbardziej w mojej pamięci się zagnieździły. Pamiętam zapach choinki z dzieciństwa, był pomieszany z zapachem pasty do podłogi, palonego w piecu drzewa. To był zupełnie inny zapach niż choinka teraz , może dlatego, że teraz choinki nze szkółki a może inne pasty, a może coś jeszcze innego.
——————
Ze wszystkich perfum najbardziej lubię perfumu mojego dzieciństwa. Mamcia używała wody „Antilope” Weil Paris. Dla mnie miała cudowny zapach. Czasami, po kryjomu, zakładałam szpilki, wypychałam manimy stanik watą i nacierałam końce uszu Antylopą, byłam szczęśliwa udając dorosłą. Potem rzeczywiście dorosłam i własnych perfum używałam. Studentki było stać na „być Może” , „Preludium”od wielkiego dzwonu na Masumi. Pierwszymi perfumami, które w życiu dostałam w prezencie od chłopaka była właśnie Antylopa. To do dzisiaj mój zapach 🙂 i Kwiat Kawy
Iwona
13 grudnia 2016 — 17:42
Ja dostałam od przyszłego wtedy jeszcze męża Masumi – takie pierwsze poważne pachnidełko.
Co do zapachu domu.. ja też pamiętam zapach parkietów czyszczonych pastą Agata lub Buwi. Nie wiem, czy dziś ktoś jeszcze pastuje podłogi. Wszystko lakierowane, woskowane, olejowane albo sztuczne panele. I w mamy szpilkach też chodziłam. Pamiętam zwłaszcza jedne, czarne, z wąziutkim noskiem i dziurkami wzdłuż palców. Ot, zebrało mi się na wspomnienia, dzięki 🙂
Malina M
13 grudnia 2016 — 16:15
a co do zaskoczeń – uwielbiałam kiedyś miód spadziowy … uwielbiałam do momentu, kiedy zgubiła mnie dociekliwość. Przeczytałam jak powstaje, teraz jej rzepakowy, albo gryczany, albo każdy inny, oprócz spadziowego.
Iwona
13 grudnia 2016 — 17:37
hm, chciałoby się zapytać, jak powstaje, ale może lepiej nie?
Beata
13 grudnia 2016 — 22:25
A co z tzw. zapachami kreatywnymi: silna szefowa :), kreatywny gość 🙂 . albo tymi kuszącymi płeć przeciwną. Tu piżmo, tam cytrus ? Co ty o tym sadzisz? Prawda czy kłam ?
Iwona Kmita
13 grudnia 2016 — 23:24
Nie wiem, czy powiedziałabym o tym, że to kłam, bo aż takiej wiedzy na ten temat nie mam. Ale z tego co wiem, to raczej nieprawda. każdy z nas reaguje na inne zapachy i każdy z nich działa na nas w inny sposób. Czyli to co dla jednego jest np. aromatem energetyzującym, zachęcającym do działania, dla drugiego może znaczyć po prostu przyjemny lecz obojętny zapach. Podobnie jest z z perfumami mającym oddziaływać na płeć przeciwną – zdaniem prof. Bruda nie należy wierzyć w żadne feromony, bo człowiek i każda istota wytwarza ich tak wiele, że uogólnianie, że któryś przyciąga mężczyzn, a inny kobiety jest jest nadużyciem. Ale to wszystko moje wnioski z wykładu 🙂
Paweł
14 grudnia 2016 — 16:45
Niesłychanie interesujący wpis. Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o perfumach — uwielbiam je!
Iwona Kmita
14 grudnia 2016 — 18:40
Niedługo wrzucę post o tym, jak kupować perfumy na prezent, żeby nie popełnić gafy. Pozdrawiam 🙂
ariadna
14 grudnia 2016 — 21:31
Zapach w życiu człowieka odgrywa naprawdę bardzo ważną rolę!
Z tego powodu odtrąciłam człowieka, który planował się ze mną ożenić.
Jego zapach….to nie była moja bajka…
Iwona Kmita
14 grudnia 2016 — 22:57
Wygląda na to, że masz wyjątkowo czuły nos, pozazdrościć. Choć domyślam się, że czasami pewnie wolałabyś nie mieć tej właściwości. Ja mam niestety węch osłabiony wskutek alergii i wiecznych katarów w dzieciństwie.