Szkoda, że nie ma takiego znaku ostrzegawczego. O ile łatwiejsze byłoby życie, gdybyśmy mogli po prostu unikać miejsc, w których pojawiają się oni – osoby, które funkcjonują na tym świecie chyba tylko po to, żeby innymi manipulować, niszczyć ich, pozbawiać radości z życia i wiary w siebie.
Toksyczny człowiek to ktoś, kto uprzykrza ci życie, pozbawia cię poczucia własnej wartości, nie wspiera cię, nie zachęca do rozwoju, nie życzy ci dobrze, nie cieszy się z twoich sukcesów. Toksyczni ludzie gaszą wszelki entuzjazm, a widzą w tobie tylko wady. Tyle definicja. Jednak oblicza toksycznych są bardzo różne. Spotkałam na swej drodze przynajmniej kilka takich osób.
- Szef. Jedna z moich szefowych była mistrzynią manipulacji i pomniejszania osiągnięć i umiejętności innych. Była znakomitą aktorką udającą przyjaciółkę, jednak tylko pod warunkiem, że zawsze podziela się jej zdanie, także na temat innych, każdy jej punkt widzenia. W przeciwnym razie – stawałaś się wrogiem numer 1. Uwielbiała podjudzać jednych przeciwko drugim, tworzyła atmosferę zagrożenia utratą pracy, sprawiła, że nikt nikomu nie ufał. Uciekłam stamtąd. Do dziś nie rozumiem, dlaczego kilka osób pracowało z nią przez lata, wspierając psychikę lekami.
- Partner koleżanki. Byli ze sobą wiele lat. Sprawiał wrażenie czułego, wpatrującego się w nią męża. Trudno było sobie choć raz nie pomyśleć: trzeba mieć szczęście, żeby trafić na takiego faceta. Prawda wyszła na jaw, gdy bliżej się poznałyśmy i zaprzyjaźniłyśmy. W ich domu wszystko i wszyscy musieli tańczyć tak, jak on zagrał. Potrafił być niezwykle złośliwy, na każdym kroku umniejszać jej wiedzę (a miała rozległą), urodę ( a była i jest bardzo atrakcyjna), umiejętności pani domu. Nie mógł jedynie przyczepić się do jej osiągnięć zawodowych, bo w porównaniu z własnymi ona weszła na szczyt. Może to zresztą było źródłem jego frustracji…
- Pewna osoba w rodzinie. Jest typem człowieka, który we własnym mniemaniu kieruje się w życiu jasnymi zasadami, jest dobry, prawy, uczciwy, nikogo by nie skrzywdził. Rzecz jednak w tym, że tylko jego zasady i sposób życia są właściwe. Ten, kto żyje inaczej jest w najlepszym wypadku dziwny, rozczarowujący, źle wychowany.
- Matka koleżanki. To typowa cierpiętnica. Zawsze spokojna, smutna, nie narzuca się, często ma w oczach łzy, gdy koleżanka nie robi tego, co ona sugeruje. Efekt? Wszyscy w domu jej ulegają, bo jak tu zrobić przykrość takiej spolegliwej, dobrej osobie?
Każdy z was zna pewnie mnóstwo podobnych przykładów. Bo toksyczni naprawdę są wszędzie, i o ile trudno ich nie spotkać, o tyle łatwo im ulec. Niestety kosztem siebie, własnego zdania, dla spokoju w domu czy w pracy, żeby nie wywołać kłótni, nie sprowokować dyskusji czy nawet awantury. Jeszcze gorsza jest inna opcja – robimy to wszystko nieświadomie, w przekonaniu, że to dzieje się dla naszego dobra. Jednak płacimy wysoką cenę, ponieważ wcześniej czy później zaczniemy dostrzegać, że coś jest nie w porządku, ale… z nami. To znak, że toksyczny osiągnął swój cel
„Każdego dnia natykamy się na toksycznych ludzi. Możemy ich spotkać na każdym kroku: w pracy, urzędzie, szkole. Czasem stykamy się z nimi w relacjach prywatnych, a nawet rodzinnych.
‚Instrukcja obsługi toksycznych ludzi’ to przewodnik po relacjach z ludźmi, którzy „zatruwają” nam życie. Katarzyna Miller i Suzan Giżyńska podpowiadają, jak nie ulegać wpływom toksycznych ludzi, wychodzić obronną ręką z konfliktowych sytuacji, a także jak radzić sobie z emocjami, które nam przy tym towarzyszą.”
Powyższy fragment zacytowałam z ostatniej strony książki „Instrukcja obsługi toksycznych ludzi”. To ona zainspirowała mnie do tego wpisu. Jest to kolejna pozycja znanej psycholożki i psychoterapeutki Katarzyny Miller pisana w duecie – tym razem z Susan Giżyńską, reżyserką i copywriterką, twórczynią akcji społecznych.
Autorki wybrały ciekawą formę przekazu. Nie ma tu nudnych wykładów, opisów. Każdy rozdział dotyczy innej toksycznej sytuacji, która została opisana w formie listu do autorek. Komentarz do niej jest zamieszczony w punktach, w związku z czym przekaz jest jasny i zrozumiały. Potem mamy rozmowę autorek, a jej punktem wyjścia jest właśnie opisany problem. Często jest ona bardzo intymna, dotyczy doświadczeń z życia obu pań. Dostarcza nam nowych informacji, propozycji rozwiązania problemu
Jeśli lubicie czytać poradniki, akurat ten mogę wam polecić. Jest dobrze, wartko i zrozumiale napisany. Autorki szukają przyczyn różnych zachowań, zastanawiają się czemu ktoś uwikłał się w toksyczną sytuację w pracy, w domu, w związku, w przyjaźni. Na pewno wielu osobom otworzą się oczy i spojrzą na swoje życie i relacje bardziej krytycznym okiem.
jotka
15 listopada 2018 — 20:41
Nie wiem czy przeczytam, ale masz rację, takich ludzi spotykamy wszędzie. Znam wszystkie wymienione przez Ciebie typy, a najgorsze jest to, że nie zawsze możemy od nich uciec, trzeba znaleźć swój sposób, uodpornić się lub starać się unikać…
Toksyczni ludzie to także hejterzy, którym nie chodzi o dyskusje, ale o wyśmiewanie, denerwowanie, podważanie wiedzy czy zwyczajnie upuszczenie pary naszym kosztem.
Toksyczny może być całkowity brak umiejętności podejmowania decyzji, co utrudnia relacje, zwłaszcza gdy ta decyzyjność przerzucana jest na inne osoby wbrew ich woli.
Życzę nam wszystkim jak najmniej takich ludzi na swojej drodze.
Iwona Kmita
15 listopada 2018 — 20:44
Trudno uciec zwłaszcza, gdy takie osoby są w rodzinie. We wspomnianej książce autorki nazywają też toksycznym ludzi, a właściwie zachowanie, osób, które ulegają tym manipulantom. Mnie się to wydaje krzywdzące. Ale może coś w tym jest…
jotka
16 listopada 2018 — 10:41
Też uważam to za krzywdzące, bo jeśli już to są toksyczne dla siebie samych, gdyby to było takie proste to autorki byłyby bezrobotne…
anabell
15 listopada 2018 — 21:06
Nie mam problemu z toksycznymi osobami-zbyt dobrze znam swe wady i zalety by się przejąć zdaniem toksycznego kierownika lub koleżanki. I nigdy nie miałam oporów by takiej osobie nie wygarnąć w cztery oczy co o niej myślę, niezależnie od tego jakie był miedzy nami stosunki – służbowe czy też prywatne.
Co ciekawe wygarnięcie toksycznej kierowniczce w cztery oczy, że się mnie zwyczajnie „czepia” poskutkowało tak dobrze, że się nawet zaprzyjaźniłyśmy- pracowałam z nią potem jeszcze 6 lat, biurko w biurko.
Bo większość tych „toksycznych” nie zdaje sobie sprawy z tego, że są toksyczni.
Poza tym od dziecka jestem niesamowicie asertywną babą, co doprowadzało całą moją rodzinę do „białej gorączki” i na moje NIE nie było siły.
Bo pewnie też jakiś rodzaj toksyczności we mnie tkwi.
Myślę, że ludzie często sami siebie nie doceniają, nie orientują się we własnych
możliwościach i zupełnie niepotrzebnie ulegają presji innych, jednocześnie przy tym cierpiąc.
Od niemowlęctwa uczą nas posłuszeństwa nie motywując swoich racji, więc powstaje przekaz : „słuchaj się mnie bo ja jestem : mądrzejszy, starszy, jestem ojcem/matką/ słuchaj się, bo ja jestem silniejszy.
I u niektórych ten przekaz się świetnie utrwala a potem ktoś o silniejszej psychice wykorzystuje to.
Miłego;)
Iwona Kmita
15 listopada 2018 — 21:57
Aniu, myślę że jesteś silną osobą i nie grozi ci uzależnienie od kogoś toksycznego. Masz też rację, że aby ulec trzeba mieć coś w psychice, brak wiary w siebie, słabą samoocenę – wtedy łatwiej uwierzyć, gdy ktoś nam coś wmawia. Asertywność i siła wewnętrzna to nie są często spotykane cechy. Ja uciekłam od złej baby a druga, jak wiesz, pozbyła się mnie. Bo ja zawsze chcę wierzyć, że wszyscy są życzliwi. A to nieprawda. Pozdrawiam
PKanalia
16 listopada 2018 — 13:47
asertywność to nie jest takie sobie zwykłe „NIE” i już… to sztuka uprawiania takiego „NIE”, by nie tworzyć dodatkowego złego klimatu w danej sytuacji, dodatkowego, ponad te nieciekawe wibracje, które owo „NIE” tworzy już z definicji… a mistrzostwo to jest takie „NIE”, gdy nadal jest sympatycznie…
miłego :)…
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 13:57
Masz rację, asertywność to sztuka, którą niewielu potrafi uprawiać.
Gabrysia
15 listopada 2018 — 21:27
Od ” punktu drugiego” uciekłam Iwonko i nie żałuję… chociaż toksyny zostały we mnie i objawiają się teraz różnymi dziwnymi chorobami, długo jeszcze będę z nimi walczyła. Mówisz, że książka bardziej udana niż poprzednia?
Iwona Kmita
15 listopada 2018 — 21:59
Dobrze, że miałaś siłę, by uciec. 🙂 Co do książki, tak, jest lepsza. Poprawnie, bez błędów napisana i dużo ciekawsza. Choć ja chyba nie jestem odbiorcą poradników 🙂
Asmo
16 listopada 2018 — 00:55
Kiedy ja właśnie nie cierpię poradników, gdyż mam wrażenie, że to też próba manipulacji. Oczywiście nie krytykuje tej książki, wszak jej nie czytałem. Wydaje mi się po prostu, że sytuacje w życiu bywają tak bardzo różne od przykładów zawartych w takich poradnikach, że żaden poradnik nie przewidzi wszystkich niuansów naszego życia. Mam prosty dowód odnośnie toksycznych ludzi. Moi rodzice byli toksyczni i, chcąc nie chcą, przez dwadzieścia lat byłem na nich skazany. A podobno to najpiękniejsze lata naszego życia. Jasne, nauczyłem się z tym żyć, ale nic przez to nie było łatwiejsze,
PS. Proszę żadnego współczucia dla mnie 😉
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 12:32
Nie namawiam do czytania, sama się przyznałam do samooceny, że nie jestem raczej odbiorcą takich pozycji. Niemniej jednak, sam temat moim zdaniem jest ciekawy i nośny, więc książka może cieszyć się powodzeniem. I dobrze, skoro ma ona komuś pomóc. Ty jak sądzę, znalazłeś własny sposób, by nie dać się krzywdzącym ocenom. I tego ci gratuluję. ja niestety po niektórych toksycznych kontaktach zostałam z większą wiedzą o ludziach , ale i z uszczerbkiem na zdrowiu 🙁
Asmo
16 listopada 2018 — 14:08
Nic za darmo, każde doświadczenie w kontaktach międzyludzkich niesie ze sobą ryzyko bolesnych urazów. Mnie ich też nie szczędzono. Tylko teraz, tak mimochodem, zastanawiam się na ile sam jestem toksyczny dla innych? I gdzieś tam z tyłu głowy kiełkuje myśl, że pewnie byłem.
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 14:30
Czasem trzeba zastosować wet za wet.
Iwona Zmyslona
16 listopada 2018 — 10:42
Czasami mam wrażenie, że przyciągam toksycznych ludzi. Mam ich w swojej rodzinie, miałam wśród współpracowników. Bardzo spodobał mi się komentarz Asmo „Wydaje mi się po prostu, że sytuacje w życiu bywają tak bardzo różne od przykładów zawartych w takich poradnikach, że żaden poradnik nie przewidzi wszystkich niuansów naszego życia. „. zgadzam się z jego zdaniem w pełni. Co do książki, to przeczytałabym ją, aby poznać sposób pisania i poglądy Suzan Giżyńskiej. Sposób myślenia K.Miller w pewnym sensie poznałam przy poprzedniej książce i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Ona lubi manipulować ludźmi, wykorzystując do tego zdobytą wiedzę z psychologii. Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 12:33
Iwonko, myślę, że da się coś zrobić, byś przeczytała tę książkę 🙂 Z przyjemnością się nią z Tobą podzielę 🙂
PKanalia
16 listopada 2018 — 13:30
akurat też mam pod ręką książkę na ten temat /”Toksyczni koledzy” – A.A.Cavaiola, N.J.Lavender/ tak sobie zaglądam do niej od czasu do czasu… co prawda skupia się ona na relacjach w korpo, ale to akurat jest bez znaczenia…
natomiast na co dzień chyba sobie nieźle radzę takimi typami, jakoś tak intuicyjnie już, mam „nosa” do prób manipulacji mną, jednak odrobina naukowej teorii zaszkodzić nie może… byle się nie wkręcić za bardzo i nie wpuścić w szukanie znamion tej manipulacji wszędzie dookoła, bo samemu można stać się toksycznym…
p.jzns :)…
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 13:54
Toksyczne relacje z korpo znam niestety z doświadczenia – własnie w korpo miałam nieprzyjemność zaczerpnąć mnóstwa jadu. I muszę się przyznać, że pozostał we mnie strach przed takimi ludźmi. Są silniejsi ode mnie, jestem zbyt ufna i mierzę ludzi swoją miarą…
PKanalia
16 listopada 2018 — 16:57
niewykluczone, że korpo jest środowiskiem przyjaznym dla pewnych postaw ludzkich, a może nawet ich generatorem… kiedyś słyszałem taki tekst z ust jakiegoś managera /średniego stopnia w hierarchii/:
„firma nie jest po to, by zawierać przyjaźnie, tylko po to, żeby za……..ć!”…
…
jakże odmiennie brzmi tekst szefa innej firmy /o wiele mniejszej/, który twierdził, że przyjazne relacje w firmie to warunek konieczny, żeby „coś z tej roboty w ogóle wyszło”… akurat ta firma padła /z zupełnie innych powodów, niż relacje międzyludzkie/, ale pamiętam, że praca w niej sprawiała mi wręcz przyjemność, bo ekipa była naprawdę super…
…
ta ufność naukowo należy do grupy „błędy atrybucji wywołane projekcją”, a tak po ludzku mówiąc oznacza to, że przypisujemy innym takie same przyjazne intencje, jakie sami mamy wobec nich… nie jest łatwe wykorzenić z siebie skłonność do tego błędu, bo to jest balansowanie na krawędzi, która po drugiej stronie ma kanał zwany „podejrzliwość”…
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 17:12
No właśnie, to samo znaczy, że mierzę ludzi własną miarą
Kinga K.
16 listopada 2018 — 13:40
Szkoda czasu na złe towarzystwo 😉
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 13:55
To prawda, jednak czasem jesteśmy na nich skazani i warto wiedzieć, jak się zabezpieczyć, jak się chronić.
Kinga
20 stycznia 2020 — 22:28
Prawda, ale jeśli mamy obowiązek w pracy wystarczy być kulturalnym na poziomie zawodowym, nie trzeba nawet kawy pić z tą osobą razem w budynku, a poza nią już tego problemu nie ma. Wychodzę z założenia,że ja do swojego życia złych ludzi nie zapraszam i ich nie chcę, więc sama się odcinam 🙂
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 17:32
Czasami nie jest to takie proste. Toksyczny osacza, początkowo nawet nie wiesz, że taki jest a tymczasem wpadasz w jego sidła. To często osobowość psychopatyczna i trudno przed nią się bronić, zwłaszcza, gdy jest twoim szefem
Jaga
16 listopada 2018 — 14:35
Wydawało mi się, że jestem odporna na takie sytuacje i takich ludzi i zawsze sobie z nimi radziłam. Aż przyszła do pracy pani nazwijmy ją Holy. celowo i rozmysłem mieszała, drażniła, podlewała, kwasiła, wikłała, mąciła, zaciemniała, manewrowała, wrabiała i gnębiła tych, którzy jej podpadli , w sposób cwany, bo rękami innych, zazwyczaj przełożonych, z fałszywym uśmiechem na twarzy. A mnie wręcz nienawidziła (nie wiedzieć dlaczego – przecież ja jej zawsze prawdę w oczy mówiłam) a wszystko to robiła z użyciem tak zwanych damskich wdzięków – u niej zresztą bardzo wątpliwej jakości a że, w naszej instytucji było 90 % populacji męskiej więc miała pole do popisu.
W związku z tym, że nienawidzę fałszu, zakłamania i manipulowania ludźmi ci którzy pracowali ze mną wiedzieli, że jestem dobrym fachowcem i niezłym pracownikiem. A wyprowadzona z równowagi mówiłam prawdę prosto w oczy
nie owijając bułki w bibułkę co często było świetnym antidotum na debilaste intrygi pani Holly. Ale w końcu pani Holly trafiła na bardzo podatny grunt, pozwalając cieszyć się ze swych wdzięków jednemu z przełożonych bez umiaru a ja nie miałam już siły ani ochoty udowadniać po raz setny, że nie jestem wielbłądem. A byłam na pozycji przegranej bo Pan Bóg, stwarzając mężczyznę powiedział mu: daję ci mózg, oraz penisa i tylko tyle krwi, aby mogło działać jedno z nich. A dzięki temu została moją przełożoną a ja miałam tak dość, że w ciągu paru minut napisałam wypowiedzenie.
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 16:29
Dobrze zrobiłaś. I jak zwykle fantastycznie opisałaś tę sytuację. Może powinnaś książkę napisać Jago. Np. jakiś poradnik z przymrużeniem oka. Pierwsza kupię 🙂
Jaga
16 listopada 2018 — 21:35
Iwonko, chyba zostanę przy gryzmoleniu bloga 🙂
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 12:54
Szkoda…
Agnieszka
16 listopada 2018 — 15:08
Poradnik do przeczytania, bo przed toksycznymi osobami niestety nie uciekniemy…to chociaż umiejmy z nimi postępować…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 16:27
Racja Agnieszko. Biegnę zrobić sobie kawę 🙂
Bet
16 listopada 2018 — 15:42
Ojej! W każdej z toksycznych charakterystyk odnajduję trochę siebie :((( Ratunku!
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 16:27
Ojtam, ojtam, z ciebie to prawdziwa żartownisia 🙂 Tym facetem też jesteś trochę?
Lena Sadowska
16 listopada 2018 — 16:03
Witaj, Iwono.
Zawodowo wciąż mam do czynienia z mozaiką osobowości, ale praca to praca -trzeba być profesjonalnym i robić swoje.
Prywatnie natomiast należę do tych uprzejmych i cierpliwych, więc niektórym wydaje się, że „nie potrafię”:) No cóż – potrafię:) Nigdy nikogo nie oceniam, nie zaczepiam, nie obrażam, ale umiem na zimno dać do zrozumienia, jakich zachowań nie toleruję i gdzie znajduje się granica, której przekraczania sobie nie życzę (uwielbiam to sformułowanie: „nie życzę sobie”:)). Jeśli pokojowy apel nie skutkuje, umiem powiedzieć wprost, że nie mam ochoty na kontakt, uśmiechnąć się i odejść:)
Prywatnie nie bawię się w naprawianie:) Przyjmuję ludzi takimi, jakimi są, z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo też nie jestem alfą i omegą, ale jeśli bardzo mijamy się osobowościowo, charakterologicznie, czy choćby – poglądami, rezygnuję z relacji:) Uważam po prostu, że komfort psychiczny jest ważniejszy, szarpanie się nie przynosi niczego dobrego i czasem lepiej odpuścić.
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
16 listopada 2018 — 16:33
Leno, z Twojego opisu jest dla mnie jasne, że jesteś osobą prawdziwie asertywną. Zazdroszczę, moim zdaniem to bardzo cenna umiejętność. Ze smutkiem przyznaję, że nie opanowałam jej w odpowiednim stopniu i pewnie dlatego czasem cierpię 🙁
Lena Sadowska
16 listopada 2018 — 19:52
Nie jest łatwo powiedzieć komuś, że nie chce się jego towarzystwa. W moim wypadku to ostateczność. Najpierw stosuję serię uników:): nie dzwonię, przy spotkaniach staram się ograniczyć rozmowę do przywitania, próbuję zmienić temat, gdy forma albo treść rozmowy przestaje mi odpowiadać, ucinam dialog i odchodzę. Dopiero, gdy to nie odnosi skutku, decyduję się na uwagi typu: „nie lubię, gdy…”. Jeśli i one są mało czytelne, mówię wprost, że nie mam ochoty na dalszą znajomość. Zawsze jest mi bardzo przykro, ale ta przykrość i tak jest mniejsza od tej, którą czuję w towarzystwie takiej osoby.
Mam swoją listę „zachowań nie do przyjęcia” (nie jest długa:)) i są one tak skrajnie różne od moich, że nie widzę po prostu możliwości porozumienia. Więc – po co się męczyć:)?
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 12:56
Czeka mnie jeszcze długa praca nad sobą. Nie wiem, czy wykonalna, zbyt wiele w sobie noszę cech, które utrudniają prawdziwą asertywność, Leno:)
barbara
16 listopada 2018 — 17:20
O tak, jest masa takich ludzi, każdy chyba takich spotkał. Pamiętam kolegę, miły, uczynny, chodzący ideał, w „białych rękawiczkach” potrafił tak zdołować ,że…szkoda słów…na szczęście kontakty się urwały…w pracy też różnie bywało, czasem ulegałam, dla świętego spokoju. Teraz jestem mocniejsza i nawet jak taki się pojawi to się nie daję. Buziaki Iwonko…
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 12:56
I skąd te wredne istoty się biorą, kto je skrzywdził? No cóż, świat nie może być idealny…
A.
16 listopada 2018 — 17:42
Toksyczni ludzie to inaczej wampiry energetyczni…Czytałam trochę na ten temat…Potrafią doskonale „wyssać” naszą energię i chęć do życia…
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 12:57
Trzeba się bronic przed nimi na wszystkie sposoby. Bo każdą słabość wykorzystają bez skrupułów
szarabajka
16 listopada 2018 — 18:50
Jestem idealną ofiarą dla tego typu ludzi. Wiem to, ale nie zamierzam się zmienić. Tracę, często nawet zdrowie, przez nich, ale za to ile zyskuję! Nigdy nie byłabym tak szczęśliwa, gdybym cały czas podejrzewała, kontrolowała, nie ufała. Zwariować można 😉
Jeśli widzę, że jestem wykorzystywana w ten toksyczny sposób – odchodzę, nie walczę, na wojnie nie ma wygranych, są tylko przegrani. Ból jest wtedy, kiedy nie można odejść, bo np. jest się dzieckiem narcystycznej matki 🙁 Pamiętasz film „Biały oleander”? Ja go oglądam na żywo. I nie mogę zrobić nic.
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 12:59
Przykro mi… Mam tylko nadzieję, że przez lata trochę się uodporniłaś. jednak, czy można uodpornić się na matkę? Chyba nie…
maradag
16 listopada 2018 — 20:30
Oj, dla mnie to naprawdę trudny temat… Spotkałam w swoim życiu „wszystkie punkty toksyczności” z Twojego wpisu. Ktos w komentarzach napisał o „przyciaganiu” pewnego rodzaju ludzi do siebie. Moje dążenie do „świętego spokoju”, jest na pewno podatnym gruntem dla manipulantów.
Inna prawda, (czasem), to jest gdy, „ofiara” staje się „katem”. N.p.: teraz, z perspektywy kilku lat, widzę jak zycie z „psychicznym terrorystą” i uleganie mu bądż ze strachu, bądż dla świetego spokoju – zrobiło ze mnie toksyczną osobę… „On ma rację! – wołałam, mając tu i ówdzie siniaka”. A pózniej, gdy juz cały świat wiedział, że nie ma, to ze łzami w oczach : „jestem taka biedna, nie obrażaj się na mnie”… A wcale tak nie musiało być, gdybym … Ach, gdybym była inna….
Ludzie są rózni, więc i emocje są różne. I reakcje na te emocje. Nie dać się zwariować i nie doprowadzać innych do szaleństwa… Byc silnym i … kochac bliżnich?… Łatwo jest wypowiadać regułki, trudniej żyć w zgodzie z nimi.
A ja i tak kocham „święty spokój”… ;-).
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:05
Maradag, wszyscy kochamy spokój. Nie obwiniaj się, nie stałaś się toksyczną osobą tylko osobą, która szukała sposobów, by wyrwać się spod wpływu tej drugiej strony rozsiewającej swój jad. Jeśli znalazłaś sposób i on pomagał – chwała tobie. Nie warto oceniać tego sposobu. W sytuacji zagrożenia dobre jest wszystko, co pozwoli uniknąć bólu. Najważniejsze, że w końcu się wyrwałaś, w końcu żyjesz tak, jak chciałaś i masz ten spokój, o którym marzyłaś. I że możesz tworzyć!
Andrzej Rawicz
16 listopada 2018 — 21:40
Dobrze jest wiedzieć, że na świecie istnieją i tacy ludzie, ale … czyż świat bez nich nie byłby ułomnym? Poza tym do wszelkich poradników staram się podchodzić z należytym dystansem. Życie nie składa się przecież z samych pozytywów, bo „życie to nie jebajka to jebitwa”.
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:08
Jasne że tak, ja też nie kocham poradników, ale cieszę się, że ten wpis wywołał taką dyskusję. Wiele można się dowiedzieć. Choćby tego, że niemal każdy kiedyś zetknął się z kimś wrednym, kto chciał zatruć mu życie bez wyraźnego powodu, dla własnej satysfakcji. Masz szczęście, że udało ci się tego uniknąć.
Andrzej Rawicz
18 listopada 2018 — 20:04
Mój toksyczny przeciwnik (dyrektor) dostał dwie oferty: wezwanie do prokuratury, albo dymisję – wybrał to drugie. Ja dostałem propozycję zajęcia jego miejsca, ale też wybrałem to drugie. Nie przypominam sobie, abym w ciągu 42 lat pracy zawodowej nie zetknął się z osobami, które nazywa się – nieprecyzyjnie – toksycznymi. Te cechy, zahaczające o umiejętność motywacji podwładnych, są jednak bardzo poszukiwane wśród kandydatów na kierownicze stanowiska. Znałem takie miejsca pracy (oczywiście przeważnie korpo), gdzie kierownik miał zapewniony awans, gdy doprowadził np. do samobójstw, albo znacznej utraty zdrowia podwładnych. Przykre, ale prawdziwe!
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 23:42
trudno uwierzyć!!!
Andrzej Rawicz
19 listopada 2018 — 06:49
Korpo to nie jest dno, jeszcze gorzej jest w sł. mundurowych, a prawdziwe dno to t.zw. „drugie życie”. Ale po co się zatruwać. 🙂
Ula H.
16 listopada 2018 — 23:12
Myślałam ostatnio o tym i nawet chciałam napisać na ten temat… Oczywiście nie wykluczam, że napiszę … kiedyś.
Temat toksycznych ludzi wraca do mnie jak bumerang i nawet wiem dlaczego. Dlatego, że tacy ludzie pojawiają się ciągle w moim życiu.
Najgorsze jest to, że nie każdego da się rozpoznać tak szybko, bo niektórzy działają bardzo podstępnie, np. udają dobrą koleżankę – i trudno dostrzec, że jest się pod wpływem manipulanta.
Rzeczywiście różne są oblicza takich ludzi. Wydaje mi się, że może się również tak zdarzyć, że np. w związku dwójki osób – obie osoby będą na siebie działały toksycznie, ale to już patologia chyba… (?)
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:10
Patologia? Niestety Ula, to „normalne”, w tym sensie, że zdarzają się takie związki. Tylko jeśli ludzie w nich pozostają i wzajemnie sączą jad to znak, że im to sprawia frajdę i są siebie warci.
Ula H.
18 listopada 2018 — 15:19
Ojejku ! Nie wiedziałam… obserwuję na odległość taki związek, w którym jad się przelewa w obie strony , ale nie mam na to wpływu.
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 15:47
I nie próbuj wpływać, bo ty na tym stracisz
Stokrotka
17 listopada 2018 — 07:21
Przeczytam ale dopiero po pewnym czasie.
Bo ja do dzisiaj nie mogę się pozbierać po tym co mnie spotkało w ostatnich latach pracy. Mieć dwie po kolei toksyczne szefowe – to chyba wyjątkowy pech. A ta druga miała być podobno lekarstwem. Była dużo gorsza. Bliska znajoma prezesa, osoba o bardzo niskiej inteliigencji i z byle jakim wykształceniem.
Lekceważyła wszystkich. Kpiła, obgadywała, każdemu wystawiała złą opinię. Naprawdę nie mogliśmy nic zrobić, bo ciągle straszono nas zwolnieniami. Na dodatek stosowała mobbing. W końcu zaczęto zwalniać. Ja poszłam na pierwszy ogień.
Zauważyłam, że toksyczni ludzie łączą się i wspierają. I to jest największy problem.
Bardzo dobrze że o tym piszesz Iwonko.
Serdeczności
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:12
Jak wiesz Stokrotko, miałam podobne przejścia z szefowymi. I to na końcowym etapie mojej zawodowej działalności. W efekcie teraz nie zatrudniam się na stałe, wolę żyć skromniej ale w spokoju. I cieszyć się tym, co mam. Zwłaszcza, że nie do końca doszłam do siebie…
Anna
17 listopada 2018 — 15:07
Poradnikom z zasady mówię nie, za panią MIller nie przepadam, ale to z wielu powodów. Natomiast toksyczni ludzie i toksyczne relacje…tak… śmiem twierdzić, że nawet absolutnie asertywni nie sa na to całkowicie odporni. Po prostu sami nie wiedzą, kiedy przechodza na druga strone mocy. I w jakis sposób każdy z nas ma chwile, gdy staje się dla innej osoby toksyczny. Trochę, ale jednak.
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:14
To trochę Anno to chyba rodzaj samoobrony. Albo ocena kogoś nie wprowadzonego w sytuację. ja uważam, że w obronie przed toksycznymi można sięgać po każdą broń. Bo ochraniamy siebie.
Anna
17 listopada 2018 — 15:39
Kiedyś interesowałam się, kim są wampiry energetyczne i widzę bardzo duże podobieństwo do ludzi toksycznych.
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:14
Może nawet to te same osoby?
Anna
18 listopada 2018 — 14:49
Z Twojego opisu wynika, że ludzie toksyczni właśnie są takimi wampirami energetycznymi, o których moja mama mówiła, że „dziury nie zrobią, a krew wypiją”
boja
17 listopada 2018 — 22:22
O kurde! Dałaś mi do myślenia… Może ja też jestem toksyczny?
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 13:15
Boja, czasem każdemu się zdarza. Ale wydaje mi się, że ty masz sposób, by wyładować napięcia – siadasz i piszesz. A wraz z tym ucieka pewnie wściekłość i ginie powód, by sączyć jad 🙂
Greenelka
18 listopada 2018 — 16:47
Ja uciekam od toksyków jak umiem. Moje życie tak się ułozyło, że udaje mi sie to bez trudu. Wcześniej bywało inaczej i meczyłam sie bardzo, bo albo wybuchała kłótnia, albo puszczałam mimo uszu co toksyk do mnie mowił. Znam takiego jednego, powiem Ci, że już nie podchodze do telefonu, kiedy dzwoni. Jakoś nie potrafię mu powiedzieć, żeby się odczepił. Ale jego towarzystwo mnie potwornie przygnębia, zatem… Ponieważ mieszka w innej wiosce, wracam do pierwszego zdania, udaje mi się go unikać.
Pozdrówka
Iwona Kmita
18 listopada 2018 — 18:58
I słusznie postępujesz 🙂 Dobrze, że masz takie możliwości. Późno, lecz też to zrozumiałam 🙂
Salsa
20 listopada 2018 — 18:39
Ciekawy artykuł, daje do myślenia 🙂
Ultra
22 listopada 2018 — 00:28
O toksycznych można bez końca. Wszędzie ich widać. Mnie udawało się omijać szerokim łukiem, dlatego szkody mi nie uczynili.
Serdecznie pozdrawiam
parrafraza
25 listopada 2018 — 03:09
Najgorzej chyba radzić sobie z takimi, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, że są toksyczni.
Którzy nie robią tego z zapiekłej złośliwości, tylko z poczucia osamotnienia, czy niedowartościowania.
Maria
28 listopada 2018 — 23:34
Pokochać siebie, tak szczerze, zaakceptować ze wszystkim i pokochać, a żadni toksyczni ludzie już nam nie będą straszni. Bo gdy kochamy siebie nie pozwalamy nikomu się krzywdzić, kiedy trzeba mówimy nie, łagodnie ale stanowczo, nawet w rodzinie jak trzeba.
Weronika
29 listopada 2018 — 22:33
Prawdziwie napisane.
Igomama
29 listopada 2018 — 23:37
Bardzo ciekawy temat Iwonko poruszasz.
Temat – rzeka można powiedzieć.
Tyle tej toksyczności wokół, że trzeba mieć jej świadomość.
Trzeba umieć się przed nią bronić (jeśli się da).
No i dbać, by samemu nie być dla kogoś toksycznym…
Marta
11 grudnia 2018 — 13:23
Bardzo fajnie napisany artykuł, który porusza bardzo ważną kwestie 🙂