Czy słyszeliście o tym, że 25-26 stycznia odbył się IV Narodowy Kongres Żywieniowy? Ja przyznaję, że nie słyszałam.
Może za mało słucham i czytam, a może raczej zbyt wiele polityki mamy ostatnio w mediach, my wszyscy zbyt się rozpolitykowaliśmy i, siłą rzeczy, inne informacje słabo się przebijają. Mediom informacja o otyłości wśród dzieci też na pewno wydaje się mniej ważna od kolejnych rewelacji na taśmach Kaczyńskiego.
Podczas wspomnianego kongresu przedstawiono zmiany w
Piramidzie Zdrowego Żywienia i Stylu Życia Dzieci i Młodzieży.
Dotyczą one głównie zaleceń związanych z obecnym trybem życia młodych ludzi, które pozwolą skuteczniej walczyć z nadwagą i otyłością młodych ludzi.
Problem otyłości dzieci i młodzieży staje się u nas coraz poważniejszy, ja bym powiedziała, że już jest bardzo poważny. Co trzeci 8-latek ma nadwagę. 26% dzieci 11-letnich jest na prostej drodze do otyłości. Dotyczy to także 24% 13-latków i 15% dzieci piętnastoletnich. Oznacza to, że:
zdrowie 3/4 młodych ludzi w grupie 11-15 lat jest poważnie zagrożone
z powodu złego odżywiania, braku ruchu i spędzania wielu godzin dziennie w towarzystwie urządzeń elektronicznych. (Powyższe dane i zalecenia są rezultatem badań międzynarodowych prowadzonych we współpracy z Biurem Europejskim Światowej Organizacji Zdrowia „Health Behaviour in School-aged Children” -HBSC)
Pierwszym krokiem do zmiany tych tendencji ma być promowanie odświeżonej piramidy żywieniowej – w jej podstawie znalazły się, obok aktywności fizycznej (min. godzina dziennie), dwa nowe elementy. Są to:
odpowiednia ilość snu i ograniczenie czasu spędzanego przez dzieci i młodzież przed ekranami różnych urządzeń.
Zdaniem uczestników kongresu 2 godziny dziennie przy komputerze czy telefonie to maksymalny czas, jaki dzieci mogą poświęcić tym urządzeniom! Co natomiast zrobić, żeby jak najszybciej zacząć zwalczać otyłość? Należy do programu nauczania wprowadzić przedmiot nazwany roboczo „zdrowie”, którego ranga powinna być taka sama jak np. matematyki, języków obcych czy języka polskiego. Jeśli dzieci będą od małego uczone, co to znaczy prawidłowe odżywianie, jak się ono przekłada na zdrowie, jakie znaczenie ma w tym aktywność fizyczna, będą umiały odróżnić zdrowe i śmieciowe jedzenie i nie będą unikać ruchu.
Teoretycznie wszystko gra. Zalecenia są bardzo dobre. Jednak praktyka, obawiam się, będzie po przeciwnej stronie. Jestem niemal pewna, że wspomniany przedmiot w szkole szybko się nie pojawi (czy w ogóle będzie?) A jeśli ktoś jest w stanie zrobić coś, by jego dziecko, wnuk, wnuczka spędzali przed ekranem tylko 2 godziny dziennie, to już teraz mu gratuluję. To samo dotyczy ruchu. Nie tylko dzieci, ale i nas, dorosłych. W końcu przykład idzie z domu!
O tym warto wiedzieć:
do 2030 roku z otyłością będzie mieć problem co najmniej połowa mieszkańców Europy, a młode pokolenie będzie żyło znacznie krócej od swoich rodziców;
- w ciągu ostatnich 40 lat otyłość stała się światową plagą: z 3,2% w 1975 r. wzrosła do 10,8% w 2014 r. wśród mężczyzn, natomiast u kobiet z 6,4% do 14,9%. Jeśli trend się nie zmieni to szacuje się, że w 2025 r. 18% mężczyzn i 21% kobiet na całym świecie będzie cierpiało na otyłość;
Polska zajmuje 5. miejsce na świecie pod względem nadwagi i otyłości u dorosłych;
w latach 70. otyłych było 10% polskich uczniów, dziś jest to ponad 20%;
tylko 30% dzieci i młodzieży i 10% dorosłych w Polsce uprawia aktywność fizyczną w stopniu korzystnym dla zdrowia;
aż 99% dzieci w wieku przedszkolnym zjada w ciągu dnia słone, słodkie, tłuste, tzw. śmieciowe przekąski.
Tu powinnam napisać, jak złe odżywianie odbija się na zdrowiu, wspomnieć o niebezpieczeństwie rozwoju cukrzycy, chorób układu krążenia i ruchu. O chorobach serca, kręgosłupa, kolan. O nowotworach, o depresjach, zaburzeniach w sposobie odżywiania (bulimia, anoreksja). Sądzę jednak, że moi czytelnicy dobrze o tym wiedzą. Za to mam do was kilka pytań:
- Czy uważasz, że ty i twoja rodzina właściwie się odżywiacie? Co rozumiecie przez dobre odżywianie?
- Czy wasze dzieci, wnuki mają nadwagę?
- Czy w waszym bliskim otoczeniu są osoby otyłe, a zwłaszcza grube dzieci?
- Czy uprawiasz jakiś sport, czy ćwiczysz w domu, spacerujesz regularnie?
Nie chcę, abyście potraktowali te pytania jak ankietę i na nie odpowiadali, myślę jednak, że mogą być przydatne w komentarzach. Zacznijmy od siebie 🙂
(za informacje o Kongresie dziękuję firmie Nestle)
Gabrysia
31 stycznia 2019 — 17:08
Oj mój Misiek ma nadwagę i to sporą, ale takim go już od losu dostałam 🙂 Pracujemy nad tym… może inaczej, dopóki ja sama pracowałam – efektów nie było, ale teraz on się zabrał do pracy. Iwonko, tylko widzisz, wszystkie koleżanki mi ” misia ” zazdroszczą , bo jego dobroć jest wprost proporcjonalna do wagi, zresztą Budda – zawsze uśmiechnięty, też najszczuplejszy nie był 🙂 ( oczywiście żartuję i wiem, że dla zdrowotności musimy pracować dalej )
Iwona Kmita
31 stycznia 2019 — 17:51
Gabrysiu jestem pewna, że dobroć nie zmniejsza się wraz z wagą. A na pewno rośnie prawdopodobieństwo długiego wspólnego życia. Powodzenia Wam życzę bo to praca dla dwojga
?♥️
Lena Sadowska
31 stycznia 2019 — 18:31
Witaj, Iwono.
Niby ustalenia Kongresu nie są niczym odkrywczym, ale teoria sobie, a praktyka – jak zauważyłaś – sobie.
Trudno dziwić się dzieciom czy młodzieży, że spędzanie czasu w wirtualnym świecie uważają za największą atrakcję, skoro ich opiekunowie również tę formę spędzania wolnego czasu uważają za najlepszą.
Nadwaga jest, moim zdaniem, tylko fizycznym skutkiem, u podłoża leży natomiast zanikanie więzi rodzinnych. Trudno integrować się, wgapiając się w monitor. A wystarczyłby przecież godzinny spacer, wspólne podziwianie nawet znanych widoków i banalne wzięcie się za ręce:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
31 stycznia 2019 — 18:52
Masz rację Leno, nadmiar kilogramów to zwykle zajadanie jakichś problemów albo bezmyślnie sięgnie po jedzenie, o co nietrudno gdy człowiek wpatruje się w ekran. Poza tym powielamy rodzinne wzorce. Jeśli w domu źle się jadło i zalegało na kanapie to i u siebie tak się będzie żyło. Tylko kto to może zmienić? Pomysł z zajęciami w szkole wydaje się bardzo dobry. Niestety w naszych warunkach i kłopotach w oświacie czarno to widzę
jotka
31 stycznia 2019 — 19:24
Nie muszę czytać o kongresach czy badaniach naukowych, mam to naocznie u siebie w pracy. W drodze do szkoły dzieciaki jedzą batony, mini-pizze lub chipsy, nie chcą wychodzić na przerwie na boisko(bo po schodach trzeba zejść), piją słodkie napoje, a w plecakach znajdziesz więcej słodyczy niż kanapek.
W porównaniu z niektórym uczennicami klas 6-8 czuję się mała i chuda…
Ale te słodycze i chipsy kupują im rodzice.
W rodzinie staramy sie jadać zdrowo, ruszamy sie, ale ogólnie zauważyłam, że np. zbyt duże są porcje w restauracjach, w sklepach namawiają do kupna 2-3 sztuk, bo taniej. Rynek to wszystko nakręca i nie widach końca…
Iwona Kmita
31 stycznia 2019 — 22:09
Cóż, rynek żyje na koszt naszej głupoty zwanej też słabością. A za to jak wiadomo trzeba płacić. W tym przypadku kilogramami. Szkoda tylko dzieciaków?. A czy w szkolnych sklepikach są te „pyszności”? Bo kiedyś było to zabronione.
jotka
1 lutego 2019 — 10:20
U nas nie ma sklepiku, jest automat z tzw. zdrową żywnością, dlatego wszelkie trucizny dzieciaki przynoszą z domu.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 12:00
To dobrze, że chociaż w szkole tych świństw nie sprzedają 🙂
Bet
31 stycznia 2019 — 19:50
Obserwuję malutkie dzieci wożone w wózkach i zauważam, że prawie każde z nich ma w rączkach coś do pogryzania: paluszki, ciasteczka, chrupki itp… I tak to już potem leci, z wiekiem nawyk podjadania utrwala się.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 11:59
Pełna zgoda Bet – złe nawyki to jeden z kluczy do tej historii 🙂
Jaga
31 stycznia 2019 — 21:07
Bez Kongresu to wiem 🙂 ale walczę ciągle i wciąż. Z różnym skutkiem. Nie chcę się poddawać bo istnieje ryzyko że nie zmieszczę się w drzwi no a już nie wspomnę o aspektach zdrowotnych 🙂
Iwona Kmita
31 stycznia 2019 — 22:03
Jakoś nie mogę w to uwierzyć ?. Jeśli jednak, to dobrze, że masz tego świadomość i nie dopuścisz. Zresztą przy twoim mocnym charakterze na pewno dasz radę.
Andrzej Rawicz (Anzai)
31 stycznia 2019 — 22:10
To dlaczego moja żona wcina słodkie ciasta i torty, tłuste udka panierowane, słone wędzone kiełbasy i nadal przy wzroście 171 waży 42 kg, a ja od samego patrzenia na jej wyczyny boję się utyć? Może więc metabolika i geny mają większe znaczenie niż się spodziewamy?
Iwona Kmita
31 stycznia 2019 — 23:11
Może po prostu wyjątek potwierdza regułę? Na pewno geny maja jakiś wpływ ale nie wierze ze twoja żona przez cały czas jada takie rzeczy. Przy dobrych genach może sobie na nie pozwolić od czasu do czasu
jotka
1 lutego 2019 — 15:33
To prawda, geny graja dużą rolę, już dawniej mówiło się o takich ludziach, że lepiej ich ubierać, niż żywić 🙂
szarabajka
31 stycznia 2019 — 23:48
Jak kiedyś bałam się utyć „i tu i tam” :), to teraz boję się schudnąć, bo to oznaczałoby dla mnie zły znak i konieczność szybkiego kontaktu z lekarzem. Z wiekiem optyka tego problemu się zmienia. Moi synowie są po ojcu genetycznie rośli, od samego urodzenia, choć trudno ich nazwać otyłymi. Wnuczka, natomiast, je tak niewiele, że i tu problem jest odwrotny od tego w notce.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 11:58
Cóż na wnuczkę trzeba uważać… Ja też nie chciałabym za wiele schudnąć, bo w pewnym wieku to się od razu odbija na wyglądzie 🙁
PKanalia
1 lutego 2019 — 09:23
nie będę marudził, że „za moooich czasów to się w piłę rżnęło na podwórku, a nie ślęczało przed komputerem, ani srajfonem” choćby dlatego że to nie mój styl, a poza tym wtedy książki też się czytało, a czytać i biegać za piłką naraz raczej nie sposób… poza tym nawet jestem w stanie zrozumieć /choć bynajmniej nie zaakceptować/ fakt, że obecnie dzieciaki nie kwapią się do zdrowego ruchu na świeżym powietrzu i wybierają inne, stacjonarne opcje spędzania czasu…
za to pojąć nie potrafię, dlaczego obecnie w kraju (jakby nie było) cywilizowanym, niż wtedy, jada się, a raczej ŻRE (statystycznie rzecz biorąc) więcej śmieci, niż za tych „moooich” mniej cywilizowanych czasów…
p.jzns :)…
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 11:54
W dodatku je się mnóstwo tych śmieci. To jest największym problemem. A dlaczego to robią: reklama, naśladownictwo, np. z filmów, niska cena, brak zainteresowania ze strony domu (przygotowane śniadanie, kanapka do szkoły – kiedyś to było powszechne), jedzenie bezmyślne, przy ekranie (sięgasz po byle co), dostępność na każdym kroku, nawet w kiosku ruchu, na ulicy, w metrze, na stacji itd, itp 🙁
Iwona Zmyslona
1 lutego 2019 — 11:42
W dużej części zgadzam się z wypowiedzią Anzai,moja matka przez całe życie była korpulentna. Mówiło się, że „jest grubej kości”, natomiast mój ojciec bez względu na to co jadł, całe życie był szczupły. Ja i siostra poszłyśmy w matkę,każda z nas waży prawie 90 kg. Nie uprawiamy sportu, nie ćwiczymy w domu. Nie umiałabym być wegetarianką, bo bez sztuki mięsa w weekend źle się czuję. Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 11:57
Iwonko, tak jak odpowiedziałam Anzai – wyjątki potwierdzają regułę. Są osoby, które mają świetną przemianę materii i dobre geny, jednak nie ma raczej osób, które wyłącznie na „śmieciach” zachowują szczupłą sylwetkę i zdrowie. Jeśli masz w tv kanał TLC obejrzyj „”Historie wielkiej wagi” – to o Amerykanach zapasionych fastfoodami, którzy próbują się odchudzić pod okiem lekarza. Uściski 🙂
anabell
1 lutego 2019 — 12:10
Wina tkwi również po stronie lekarzy- nikt nie bada dzieci pod kątem funkcjonowania tarczycy, która ma decydujący wpływ na nasz metabolizm. Nie wiem dlaczego robi się założenie, że dzieci z natury rzeczy są zdrowe i dopóki funkcjonowanie dziecka nie odbiega zbyt od normy to się po prostu dzieci nie bada. Druga sprawa- chyba na całym świecie utrwalił się jako właściwy obraz małego dzidziusia wzorowany na włoskich amorkach- pyzate i krąglutkie.
A te nabyte w dzieciństwie komórki tłuszczowe prześladują nas potem przez całe życie.
Bo one z nami zostają na zawsze i potem musimy się stale martwić by ich nie dożywiać i by ich nie przybywało.Co do dzieci w wieku szkolnym-tu jest wymóg, że każde dziecko już od pierwszej klasy musi uprawiać jakiś sport.
W podstawówce wszystkie dzieci uczą się pływać i są to zajęcia bezpłatne.Poza tym jest tu sporo szkółek i klubików piłkarskich, które nie są bezpłatne, ale i tak mają pełny komplet.Nie przypominam sobie bym w Warszawie choć raz widziała takie małe Kajtki trenujące „piłkę kopaną” pod okiem trenera.
Tu też są sklepiki szkolne, ale nie ma w nich śmieciowego jedzenia. A moi wnuczkowie to obaj chudzielce, starszy zwłaszcza.Czasem się śmieję,że starszy wygląda jak fakir.
Odchudzenie dzieci to współdziałanie wielostronne a tego to w Polsce brakuje.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 13:10
U nas też od jakiegoś czasu nie można, zdaje się, w sklepikach sprzedawać niezdrowych produktów. Tyle że dzieci nie mają nawyku kupowania tych zdrowych. Drożdżówka zawsze się marzy. I oby tylko drożdżówka, ale zwykle ją cola popijają lub innym gazowanym świństwem. Z tego co wiem u nas też w podstawówce są zajęcia z basenu. Mój syn, wprawdzie już wieki temu, ale chodził z klasą na basen, uczyli się pływać. To bardzo sensowne zajęcia ale trwały chyba tylko przez semestr. Nie wiem jak jest teraz.
Bet
1 lutego 2019 — 13:53
Mam dobrą wiadomość! W mojej dzielnicy, miejscowy klub sportowy /czwartej czy którejś tam ligi/ prowadzi szkółkę piłkarską dla dzieciaczków. Obserwowałam z zachwytem zajęcia, które zawierały zabawy ruchowe z piłką, trenowanie elementów gry w piłkę nożną poprzedzone pogadanką o zasadach działania w zespole i fair play, opowieściach o sławnych zawodnikach itp. Dzieci było mnóstwo, chłopcy i dziewczynki, czterech trenerów uwijało się z nimi i świetnie dawali radę z rozbieganą gromadą. Rodzice młodych piłkarzy świetnie bawili się na trybunach nawiązując między sobą przyjazne relacje. Aż radość było patrzeć na to wszystko.
Mam nadzieję, że takie zajęcia odbywają się w wielu podobnych klubach.
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 16:48
I to faktycznie jest dobra wiadomość. Oby to nie była przysłowiowa jaskółka co to wiosny nie czyni.
SielskieM
1 lutego 2019 — 17:07
O Kongresie też nie słyszałam, ale jak się okazuje atakował mnie, on czy nie on, nie wiem, plakatami na przystanka komunikacji miejskiej…
O procentach na nich było i było to przerażające i nie dlatego, że tyle osób jest otyłych, ale dlatego, że ja ami nie znam, ani nie pamiętam kiedy widziałam osobę, która miałaby problemy z kilogramami…ale faktycznie, wśród dzieci zdarza mi się widzieć te większe…Dzieciom współczuję, bo też byłam z tych większych….wyrosłam? I nie obwiniałabym zawsze rodziców, no chyba, że widzę dziecko z chipsami. Moja mama miała fioła na punkcie zdrowego jedzenia i porządku, a ojciec wszelkich aktywnych wycieczek. Jak dostałam pierwszego cukierka, odłożyłam do zabawek, bo nie wiedziałam do czego służy 😉 W tamtych czasach każde dziecko się ruszało, światek, piątek, zima , lato zawsze…ja byłam duża, ale to nie sprawiało, że byłam „wolniejsza” . Do czego ja dążę 😉 Do tego, że odżywiając się super zdrowo w domu, potrzebowałam zjeść coś super słodkiego, sklepowego poza 🙂 Teraz jest grubo ponad 25 lat od tamtych czasów, a ja muszę uważać na każde słodkie i ich ilości. Mam przyjaciółkę, która, gdy ja jadłam zdrowo, ona czekolady i batony od babci z Ameryki;) Ciągle tak ma, od sportu stronila zawsze i jest szczuplutka 🙂
Matko jak ja sie tu uzewnętrzniłam 😉 a chciałam napisać tylko, że moi domownicy odżywiają się lepiej ode mnie…pokłosie niesłodkiego dzieciństwa 😉
W kwestii sportu, mimo, że może godziny dziennie nie ma, ale i tak jestem sprytniejsza od domowników 🙂
Wniosek: dzieci trzeba nauczyć jest słodkie 🙂 Moja mama nie piecze i nie piekła, no i nie kupowała…plus jest taki, że kupne słodkie wydaje mi się dziś niejadalne 😉 a do własnego ewentualnie wiem co wrzucam 😉
Iwona Kmita
1 lutego 2019 — 17:17
Ja myślę, że wszystko jest dla ludzi, słodycze też. Rzecz w tym, by umieć powiedzieć stop. A z tym bywa kłopot. I zamiast 2 kawałków czekolady znika cała tabliczka. Ja w dzieciństwie jadłam bardzo mało słodyczy, po prostu mnie nie interesowały. Cukierki mogły leżeć i czekać na mnie a i tak się nie doczekały. I dziś jest podobnie, lubię domowe ciasto, ale cukierki, batony itp mogą dla mnie nie istnieć. I nadal bardzo lubię domowe ciasto 🙂
Stokrotka
2 lutego 2019 — 07:17
Odpowiadam Iwonko:
1. Moja rodzina odżywia się prawidłowo głównie dzięki mnie. Ale niestety wnuki nie lubią i nie chcą jeść jarzyn i owoców. I to nas okropnie martwi.
2. Nikt z nas nie ma nadwagi.
3. Mam jedną koleżankę niesamowicie grubą. Ale ona zawsze taka była. Przejęłą tę otyłość genetycznie po matce. No i zawsze lubiła jeść dużo, tłusto i słodko. Ale dzieci i wnuki ma szczupłe.
4. Spaceruję regularnie i chodzę 2 razy w tygodniu na gimnastykę odpowiednią do mojego wieku. Dzieci i wnuki też dużo się ruszają, dzieci chodzą na siłownię, a urlop spędzają czynnie. Tylko osobisty małżonek przedkłada siedzenie przed telewizorem ponad wszystko.
Wydaje mi się, że najzdrowsze jest takie bycie ani grubym ani chudym.
Iwona Kmita
3 lutego 2019 — 23:01
Z mężami tak bywa. Mój też lubi sport… W telewizji ?
Krystyna
2 lutego 2019 — 20:16
Bardzo ciekawe, tez nie wiedziałam nic na temat tego kongresu. Ja z kolei nie czuję się szczupła , a wg wszystkich tablic nie mam nadwagi.
http://krystynaczarnecka.pl/
Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich .
Krystyna
Iwona Kmita
3 lutego 2019 — 22:59
Krystyna, sprawdziłam jak wyglądasz i rzeczywiście nie masz powodu do narzekania na figurę. Ale ja cię rozumiem bo mam podobnie. Niby waga ok a jednak człowiek inaczej wygląda, cialo nie to. Cóż, taka kolej rzeczy. Pozdrawiam serdecznie
Ultra
3 lutego 2019 — 11:08
Iwonko, słusznie napisałaś, że dzieci jedzą, a nie ruszają się.Nawet w kinie muszą chrupać, na przedstawieniach również mlaskają. Taki mają przykład, bo starsi fundują im taki model życia. Pouzależniani od klikania nawet nie widzą uzależnienia dzieci, które nawet na dwór nie wychodzą, bo cały czas w komputerze. Takie lekcje mogłyby pomóc, ale trzeba by mentalność ministrów zmienić, na razie nie ma szans, wszak jesteśmy dopiero po XIX wiecznej reformie.
Serdecznie pozdrawiam
Iwona Kmita
3 lutego 2019 — 22:53
Smutno to zabrzmiało Ultro. Tym bardziej więc na nas, na domu, na rodzinie spoczywa większy obowiązek. Wiem jak to brzmi ale to prawda. Przykład jest najważniejszy.
Ula H.
3 lutego 2019 — 13:00
Ja już dziś biję się w pierś, bo sama wiem, że za dużo siedzę przed komputerem, a zdecydowanie za mało się ruszam. Zaczęło się od blogowania, które coraz bardziej mnie wciągało i teraz poświęcam przygotowaniu posta sporo czasu, a i odpowiadać trzeba na komentarze i utrzymywać kontakt z czytelnikami… Nie ! Broń Boże – nie narzekam. Lubię to !!! Jednak za mało się ruszam i nie jestem konsekwentna. Jeśli zaś chodzi o jedzenie to odżywiam się zdrowo, a przynajmniej się staram. Naprawdę !!! Bardzo lubię czekoladę, ale trzeba też sobie trochę osłodzić życie :))
Dane, które przytoczyłaś są straszne i alarmujące. Powinien w rządze być taki alarm, który świeci na czerwono i wyje, dopóki się nie poweźmie jakiś konkretnych rozwiązań, a pomysł z przedmiotem pt. „zdrowie” – bardzo mi się podoba.
Iwona Kmita
3 lutego 2019 — 22:50
Dołączam do ciebie w sprawie ruchu. Ja dodatkowo mam pracę siedzącą przy kompie. Teraz mamy Nelę to przynajmniej spacery są częstsze i regularne. To już coś ?
boja
3 lutego 2019 — 21:49
A ja jestem przerażony! W dzieciństwie wcinałem szczaw i mirabelki, a teraz lubię fasolkę po bretońsku… Co ze mną będzie?
Greenelka
6 lutego 2019 — 15:28
No, ja Cię nie mogę 🙂
Iwona Kmita
3 lutego 2019 — 22:47
Będzie dobrze dopóki sam ją będziesz gotował. ?
Anna
4 lutego 2019 — 16:54
Otyłością chyba nie przebijemy mieszkańców USA, aż strach na nich patrzeć.
Niestety, mam nadwagę, choć nie nazwałabym jej otyłością, jednak nie mogę sobie odmówić dobrego jedzenia, które sama gotuję.
Mój syn całe życie się odchudza, ale kiepsko mu to wychodzi. Ma na poddaszu swego domku całą siłownię, ale nie ma czasu ćwiczyć.
Miałam kiedyś rowerek stacjonarny, ale po „przejechaniu” 200 kilometrów kazałam go zawieźć do garażu, bo w mieszkaniu nie było na niego miejsca.
Wnuczka jest szczuplutka, choć spędza dużo czasu przy laptopie.
Mój mąż ma wagę odpowiednią do swego wzrostu, może dlatego, że od wiosny do późnej jesieni pracuje na działce.
Iwona Kmita
5 lutego 2019 — 15:53
Oj, mnie też trudno narzucić sobie kulinarny reżim. ?
Anna
5 lutego 2019 — 15:05
Zapomniałam dodać, że była minister oświaty, pani Joanna Kluzik- Rostkowska chciała nauczyć dzieci zdrowego odżywiania się, ale po przejęciu rządów przez PiS, nowa minister zaniechała tego i znów uczniowie w szkolnych sklepikach kupują słodkie drożdżówki, które popijają słodkimi napojami.
Iwona Kmita
5 lutego 2019 — 15:52
O, dziękuję. Pamiętałam o decyzji p. Kluzik ale nie wiedzialam, czy jeszcze obowiązuje. No to wiele wyjaśnia
Kobieta po 30
5 lutego 2019 — 23:52
Córka opowiada ile dzieci mają słodyczy, jak wiele śmieciowego jedzenia przynoszą do szkoły. Szok. I to wszystko pakowane przez rodziców, bo jest w pierwszej klasie…Sklepiku szkolnego nie ma
barbara
6 lutego 2019 — 11:58
U mnie kłopoty z wagą zaczęły się po 55 roku życia i tak się z nią zmagam…
Mąż ma lekki brzuszek, będziemy z tym walczyć. Wnuki chudzieńkie, córka też i zięć, nie ma u mnie w rodzinie grubasów. Pozdrawiam cieplutko Iwonko…
Iwona Kmita
6 lutego 2019 — 13:18
Cóż kobiety często tak mają po 50. Cenię w Tobie Basiu, że mimo tych, jak piszesz kłopotów, świetnie zawsze wyglądasz i świetnie się ubierasz 🙂
iwnowa
6 lutego 2019 — 14:27
Niektórzy już przychodzą na świat w rodzinach z nadwagą, problemy podobno są większe z nawykami życiowymi, w tym odnośnie odżywiania i sportu, a mniej zależne od tzw. hormonów.
Ja walczę ze sobą od wczesnych lat szkolnych, zawsze lubiłam sport i jestem nieszczęśliwa, kiedy z jakichś powodów, np. zdrowotnych nie mogę się ruszać odpowiednio dużo, żeby być w formie. Ale jeśli ktoś bardzo nie chce, to się go końmi nie zmusi, znajdzie milion wymówek, żeby się nie ruszyć i nie zrobić nic dla zdrowia.
Fajnie by było, gdyby dietetyka była obowiązkowym przedmiotem w szkołach, ale to by musiał być przedmiot prowadzony naprawdę przez fachowców.
Pozdrowienia
IW
p.s. już z nowego miejsca 🙂
Greenelka
6 lutego 2019 — 18:33
Piszę o tych sprawach do znudzenia, ech…
Małgorzata
7 lutego 2019 — 23:53
Zdjęcie mimo to apetyczne
Hanna Tołczyk
11 lutego 2019 — 01:32
Mąż (60) bardzo lubi grać w piłkę nożną,wiek wspłógraczy nieistotny. Kiedyś zgarnął grupkę dzieciaków od nas ze wsi i pojechali na orlika sobie pograć… No i niespodzianka – pan opiekujący się obiektem oświadczył,że boisko jest dla dzieci (były dzieci,od 7 do 16 lat + dwójka dorosłych),czynne tylko w godzinach pracy szkoły,po 16 już nie można. Czyżby to było wychowanie dla zdrowia? Na szczęście historia ma pozytywne zakończenie – pojechali do innej miejscowości, gdzie trwał trening dorosłych z klubu kat b. Przyjęli serdecznie naszych „pielgrzymów”,zagrali z nimi mecz i nawet dzieciaki pierwszą połowę zakończyły dwubramkową przewagą… Nie wszyscy zrozumieli ideę powszechnie dostępnych boisk dla chcących poćwiczyć. Pozdrawiam Hanna Tołczyk
Ala
15 lutego 2019 — 12:51
no czasem przydałoby się coś zmienić