Znam, znam, nawet nie jedną, bo jak Wam niedawno pisałam, spełniłam jedno ze swych marzeń i odwiedziłam to miasto.
Co napisać o Barcelonie po pięciodniowej wizycie? Opisy zabytków znajdziecie wszędzie, nie będę więc się na ten temat rozwodzić zbyt długo. Ale spróbuję opowiedzieć swoje wrażenia, opisać klimat miasta, jego charakter, ludzi. I pokażę trochę zdjęć (gdy w nie klikniecie – powiększają się).
5 dni wystarcza, by poczuć atmosferę i zobaczyć najważniejsze, wytypowane przez przewodniki zabytki. Niestety, to za mało, by np. wejść do środka Sagrada Familia albo obejrzeć wnętrza w budynkach Gaudiego, bo kolejki po bilety są niemiłosiernie długie, a czas szybko leci i kolejne zabytki czekają. Poza tym bilety, nie ma co ukrywać, są dość drogie. Ale… przynajmniej będzie po co wrócić.
Pierwszego dnia przywitało nas – mnie, mojego męża i dwójkę naszych przyjaciół – cieplutkie słońce. Szliśmy ulicami pełnymi zieleni. Przy każdej szerszej ulicy, po obu stronach, rosną potężne drzewa, często moje ulubione wysokie palmy. W mieście jest też kilka wielkich parków, które są prawdziwymi oazami zieleni. Nie widziałam natomiast typowych trawników, zwłaszcza na tych wąskich uliczkach, które tak mi się podobają. Żal było patrzeć na psy wyprowadzane na spacer po… deptaku. Ale nie widziałam „niespodzianek” po drodze, sprzątania po swoich czworonogach widocznie tam nie unikają.
W Barcelonie można odetchnąć świeżym powietrzem. Polskiego taksówkarza zapytałam, czy mają tam smog. Nie mają, a w każdym razie nie mówi się o tym tyle, co u nas. Samochodów jest dużo, ale korków prawie nie ma. Auta jeżdżą stosunkowo wolno, równym tempem, nikt się nie ściga i nie wyprzedza bez sensu. To i korki się nie tworzą. Poza tym, dużym odciążeniem jest metro, którym można dostać się praktycznie wszędzie. Jest stare i… brzydkie, ale sprawne i punktualne. Pociągi jeżdżą bardzo często.
Barcelona jest zatłoczona, przynajmniej w dzielnicach opanowanych przez turystów, a w sąsiedztwie zabytków tłum jest zwarty i naprawdę wielki. Trzeba się pilnować, żeby nie zgubić towarzystwa, i żeby nie stracić portfela. Na szczęście nikomu z naszej czwórki się to nie zdarzyło, ale krążą opowieści o umiejętnościach barcelońskich kieszonkowców. Ludzie są pogodni i uprzejmi. Starają się odpowiadać na pytania, pokazują drogę. Znając choć trochę angielski, można się spokojnie porozumieć. Myślę, że nasz pan Prezes powinien się tam wybrać i zobaczyć, jak wielu jest w Barcelonie obcokrajowców, i to tych, których on nie lubi, ciemnych i smagłych na twarzach Hindusów, Arabów i pewnie wiele innych nacji. Opanowali drobny handel, pracują do późna w nocy w swoich sklepikach. I dobrze, bo wracając do domu nawet o północy, można zrobić podstawowe zakupy. Restauracje są otwarte zwykle do 1-2, ale o północy nie można już siedzieć w ulicznych ogródkach. To ze względu na mieszkańców, by zapewnić im ciszę nocną. Niełatwe życie mają palacze – papierosy sprzedawane są w specjalnych sklepikach, których nie ma zbyt wiele.
Mieliśmy szczęście do pogody. Cały czas było cieplutko i słonecznie. W ogóle nie padało, a podobno o tej porze zdarzają się krótkie ale mocne deszcze. Po wczesnomajowym chłodzie w Warszawie to była wspaniała odmiana. Od razu wskoczyliśmy w letnie rzeczy, a ja musiałam sobie kupić odkryte buty, bo w tenisówkach się gotowałam. Ale dzięki temu mam chociaż sandałki na pamiątkę. Codziennie wiał zbawienny lekki wietrzyk, który cudownie orzeźwiał.
Grunt do dobry PR. Jechałam do Barcelony urzeczona widokiem miasta ze zdjęć, zachwyciły mnie budynki i budowle Gaudiego. Myślałam, że niemal na każdym kroku będę podziwiać jakieś kolorowe cudeńko spod ręki tego architekta. Miasto jest naprawdę urokliwe, secesyjne kamienice piękne, szlachetne w formie, zachwycające dekoracyjnymi detalami. Jednak żeby zobaczyć budynki Gaudiego trzeba po prostu jechać w konkretne miejsca. Moim zdaniem Hiszpanie odrobili lekcję z dobrego PR-u. Potrafią „sprzedać” turystom swoje zabytki, budując atmosferę niepowtarzalności i piękna. Dlatego nie mogę powiedzieć, że byłam rozczarowana, po prostu spodziewałam się czegoś innego. Ale i to, co zobaczyłam było fantastyczne. Dlaczego my Polacy tak słabo „sprzedajemy” swoje perełki, dla których turyści mogliby przyjeżdżać z całego świata. Wiem, że jest lepiej pod tym względem, ale do europejskich umiejętności PR-owskich nam jeszcze sporo brakuje.
Co nam się udało zobaczyć? Jak na pięć dni to myślę, że sporo. Zaczęliśmy wędrówkę od pomnika, a właściwie kolumny Krzysztofa Kolumba – to jeden z symboli Katalonii. 60-metrowy pomnik upamiętnia przybycie Kolumba do Barcelony po odkryciu Ameryki. Potem spacerowaliśmy najsłynniejszym barcelońskim deptakiem zwanym La Rambla. Dla mnie to taki wielki deptak w stylu sopockiego Monciaka i panuje na nim podobna atmosfera: tłoczno, mnóstwo piwnych i winnych ogródków i straganów z pamiątkami. Piłam tam przepyszną sangriję. A że Monciak bardzo lubię, to i na Rambli czułam się w swoim żywiole.
Spacerkiem dotarliśmy do starych hal targowych – La Boqueria. Początki targowisk sięgają podobno XII wieku. Obecny budynek na targowisku powstał w XIX w., a w 1914 r. przykryto go dachem. Można tam kupić niemal wszystkie produkty z całego świata. Są przyprawy, zioła, słodycze, owoce morza, warzywa i owoce no i mięso i wędliny – wszystko fantastycznie wyeksponowane. Oczami można jeść wszystko. Lepiej tylko pod wpływem emocji nie kupować od razu na początku, bo słono przepłacimy.
Idąc piechotą od placu Catalunya ulicą de Gracià spotkaliśmy dwie perełki – najsłynniejsze budynki zaprojektowane przez Antonio Gaudiego: Casa Batlló i Casa Milà. Casa Batló (1904-1906) stanowi koronny dowód niesamowitej, nieograniczonej wyobraźni Gaudiego oraz świadectwo jego inspiracji, którą jest natura. Fasada budynku, jak się mówi, odzwierciedla morze, czasem spokojne, czasem burzliwe. Balustrady balkonów porównywane są do … czaszek lub tradycyjnych masek weneckich. Dach ma kształt smoka, a utrzymane w jasnych tonacjach płytki mają imitować łuski gadów.
Casa Milà (1912 r), drugi budynek, od chwili powstania wzbudzał emocje. Zyskał nawet miano La Pedrera – kamieniołom. Podobno najpiękniejszy jest jego dach (na którym nie byłam), który kształtem przypomina rozkołysane morze. Natomiast udziwnione kominy mają symbolizować ulatujący dym.
Wieczorem wybraliśmy się do Parku Fontann na Placu d’Espanya. Mówiono nam, że po prostu trzeba to zobaczyć. Faktycznie miejsce jest piękne, zielone, jest nawet niewielki staw, a fontanny tańczą lepiej niż niejedna gwiazda w Tańcu z gwiazdami. I błyszczą jak gwiazdy w kolorowym świetle. Mieliśmy pecha, nie trafiliśmy na spektakl z muzyką, ale i same tańce były warte naszej wyprawy.
Na drugi dzień spacerowaliśmy ulicą Nowa Rambla, szukając Pałacu Güella. Antoni Gaudi zaprojektował go na zlecenie katalońskiego przemysłowca Eusebia Güella. Budowa zakończyła się w 1889 roku. Kolejnym etapem wędrówki była stara dzielnica żydowska Barri Gotic. Cała ta dzielnica-starówka jest perełką hiszpańskiego gotyku. Wąskie, kręte uliczki, grube mury monumentalnych budynków. Podziwialiśmy m.in. katedrę św. Krzyża i św. Eulalii.
Następny dzień zaczął się od wizyty w muzeum Picassa – zbiór jest naprawdę duży, od bardzo wczesnych prac artysty po ostatnie. Po obejrzeniu wszystkich dokładnie widać, jak bardzo zmieniał się styl malowania mistrza. Jest to pierwsze na świecie muzeum artysty i jedyne założone za jego życia. Niestety, nie wolno było robić tam zdjęć.
Widzieliśmy też przepiękną bazylikę Santa Maria del Mar (bazylikę świętej Marii Morskiej) – perłę katalońskiego gotyku, ulubioną świątynię ludu. Nawet jest nazywana „kościołem dla ludu”.
Wieczorem – niespodzianka, którą sprawiła nam moja przyjaciółka. Jeszcze w Polsce kupiła bilety do barcelońskiej opery na spektakl Wagnera „Latający Holender”. Oczywiście nic nie rozumiałam, bo arie były po niemiecku, ale sam śpiew i muzyka w niesamowicie pięknym Gran Teatre del Liceu to była niesamowita uczta dla ducha. Sam XIX-wieczny teatr jest drugim co do wielkości w Europie, po paryskim Bastille. Odnowiony po pożarze w 1994 r mieści scenę operową i baletową. Jest nowocześnie wyposażony. Siedzieliśmy wysoko „na jaskółce”, ale przy każdym fotelu jest mały ekranik, na którym widać, co dzieje się na scenie i wyświetlane są słowa pieśni. Gapa ze mnie, bo dopiero pod koniec spektaklu zorientowałam się, że można włączyć angielską wersję.
Z wizytą w operze wiąże się zabawne zdarzenie. Wybraliśmy się w sobotę, wchodzimy, przykładamy bilety do czytnika – nie działa. Drugi raz – to samo. Podeszła pani z obsługi, obejrzała bilety i z uśmiechem mówi: Państwo mają wejściówki na jutrzejszy spektakl. Hm, śmiesznie było, ale też nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Skoro już się wystroiliśmy to poszliśmy do kawiarni na lampkę szampana – Cava oczywiście.
Żeby was nie zanudzić, ostatnie dni opiszę i pokażę na zdjęciach w kolejnym poście.
- W tle pomnik Krzysztofa Kolumba
- W drodze na Ramblę pierwszy raz w życiu nie rozpoznałam mima – wzbudziłam radośc otoczenia, gdy wrzasnęłam bo „pomnik” nagle mnie przytulił. No ale Gaudi jak żywy, prawda?
- Rambla, zielona i pełna budek z pamiątkami
- Na straganach w starych halach targowych można dostać zeza – wszędzie wokół stoiska z pięknie wyeksponowanymi produktami.
- Na tym zdjęciu więcej konkretów.
- Plac Katalonia
- Z pod ręki Gaudiego wyszły perełki architektury – oto Casa Batlló,
- szkoda, że nie udało się wejść do środka…
- A to już Casa Milà w całej okazałości, choć z daleka.
- Casa Milà
- Balustrada balkonu w budynku Casa Milà projektu Gaudiego w zbliżeniu.
- Pałac Güell – w wąskiej uliczce Nowa Rambla trudno było zrobić zdjęcie większej części bydynku.
- ale detal dowodzi, jak jest piękny.
- Uliczki dawnej dzielnicy żydowskiej są niezwykle urokliwe.
- W tle katedra św. Krzyża i św. Eulalii.
- Placa del Rei
- Uliczki bywają bardzo wąziutkie.
- Znowu jedna z uliczek..
- Ten budynek to siedziba rządu Katalonii na placu de Sant Jaume.
- Katedra św. Krzyża i św. Eulalii
- Tu starałam się pokazać sufit w operze, ale zdjęcia z komórki nie oddają piękna dekoracji.
- Sala zapiera dech w piersiach.
- Pokaz w Parku Fontann oglądaliśmy bez muzyki, z jednej strony szkoda, z drugiej dobrze, bo nie było zbyt wielu oglądających i mogliśmy w pełni przyjrzeć się „tańcom” wody.
- Czasem trzeba było odpocząć przy piwie…
jotka
3 czerwca 2017 — 20:21
Iwonko, odwiedziłaś wszystkie miejsca, które i mnie by zachwyciły, bo uwielbiam secesję 🙂 O Gaudim córka koleżanki pisała pracę licencjacką, więc z architekturą Hiszpańska byłam na bieżąco.
Zdjęcia wydały mi sie znajome, bo brat z bratową byli tam w ubiegłym roku lub dwa lata wstecz i zrobiliśmy seans ze zdjęciami przy winie.
Wyjazd marzeń , można powiedzieć 🙂 mam nadzieję, że nie mieliście morderczego upału…
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 23:36
Nie Asiu, pogoda była wymarzona do zwiedzania – bardzo ciepło, ale nie upalnie, z lekkim wietrzykiem. Na prawdę wyjazd marzeń:)
Maja
3 czerwca 2017 — 21:00
W sumie miałaś piękną wycieczkę w miłym towarzystwie – po prostu super ! A mnie miło było przeczytać i pooglądać . Szczerze mówiąc, efekt jest taki
, że rozmarzyłam się . Moje dzieci były na wczasach w Barcelonie i z podobnym zachwytem relacjonowały mi swój pobyt …więc teraz zamarzyłam by osobiście tam pojechać i zobaczyć te cuda na własne oczy . Marzenia czasem się spełniają , więc kto wie 🙂
Pozdrawiam serdecznie . 🙂
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 23:32
Kto wie, w końcu i moje marzenie o Barcelonie się spełniło. Bardzo Ci życzę tego samego, pozdrawiam ciepło
maradag
3 czerwca 2017 — 21:01
Uwielbiam secesję chyba od zawsze… Inspiruje mnie. Chciałabym tez kiedyś „dotknąć” Gaudigo…
Pozdrawiam
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 23:35
Rzeczywiście Dagmaro dotknąć Gaudiego to nie to samo, co zobaczyć na zdjęciach. Życzę Ci, abyś kiedyś zobaczyła Barcelonę. Dzięki Twojej artystycznej duszy takie spotkanie na pewno zaowocowałoby czymś pięknym, np. obrazami, kolażami
barbara
4 czerwca 2017 — 07:51
Wspaniała relacja Iwonko. Jak na pięć dni to zobaczyłaś wszystko co można zobaczyć. Barcelona to moje marzenie. Może kiedyś się spełni.
Pozdrawiam, miłego dnia…
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 09:59
Bardzo ci tego życzę Basiu:)
Iwona Zmyślona
4 czerwca 2017 — 08:14
W Barcelonie były na wycieczce moja mama z siostrą. Kiedy wspomniałaś o Sangriji, to w tym momencie przypomniało mi się, że było to jedyne wino, które rodzicielka, pijała i to właśnie od czasu pobytu w Hiszpanii. Móc spełnić chociaż jedno marzenie jest wielką rzeczą i gratuluję, że Tobie się to udało. Z przyjemnością obejrzę część drugą relacji, chociaż wiadomo, że globtroterem nie jestem. Do miłego zobaczenia(oby kiedyś osobistego).
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 10:00
Do miłego Iwonko, czekam na sygnał i… jadę do Ciebie
Stokrotka
4 czerwca 2017 — 09:15
Piękną wycieczkę miałaś Iwonko. Dziękuję za piękny opis Barcelony.
Nie znam tego miasta podobnie jak całej Hiszpanii tym bardziej Ci dziękuję za tę ucztę podróżniczą….
A secesję uwielbiam – widziałam ją w Muzeum w Płocku …
Pozdrawiam serdecznie,
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 10:03
Jak wiesz z moich wpisów Stokrotko – zobaczenie Barcelony to było jedno z moich marzeń. Cieszę się, że się ono spełniło i że nie czuję zawodu. I nabrałam nadziei, że i inne się spełnią. Zapraszam wkrótce na drugą część relacji, pozdrowienia:)
A.
4 czerwca 2017 — 09:44
Piękna jest Barcelona z Twojego postu:) Ja niestety złamałam nogę…leżę uziemiona. Chyba za mało bólu było w moim życiu:)) Ściskam
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 10:03
O matko, jak to się stało? Ależ miałaś pecha 🙁
Bet
4 czerwca 2017 — 10:28
Też poznałam te urokliwe uliczki! Cudne są i cudna jest Barcelona oraz cała Katalonia. Pamiętam, że wielką trudność sprawiło nam wyjście z dworca kolejowego, a metrze zgubiłam się autentycznie. Pomimo tego Barcelonę wspominam z czułością.
Hola!
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 11:19
Hola, a mnie się wydaje, ze metro jest nieźle oznaczone. Może nad tym popracowali:)
Bet
4 czerwca 2017 — 18:17
No tak, ale jak się nie zdąży wysiąść na właściwej stacji i w ślad za właściwą osobą
i się stoi jak jakaś sierota na peronie i zanim się oznaczenia „skuma” to przeżywa się dramatyczne chwile.
Myślę, że to ja powinnam nad sobą popracować:))
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 19:04
Oj tam, ja bym się też spietrała;-)
alElla
4 czerwca 2017 — 11:21
Klik dobry:)
Katalończycy bardzo lubią Polaków i Gaudi to okazał, przytulając Ciebie.
Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 11:38
Podoba mi się ta interpretacja:)
alElla
5 czerwca 2017 — 09:45
Katalończyków Hiszpanie nazywają Polakami. I nie wiadomo, skąd wzięło się to przezwisko „polacos”.
Gdy na boisko mają wyjść piłkarze Barcelony, to kibice Realu Madryt podskakują i skandują: „Kto nie skacze, jest Polakiem!” Ci z Barcelony odpowiadają im wtedy, że lepiej być Polakiem niż hiszpańskim psem.
Iwona Kmita
5 czerwca 2017 — 09:52
Nie miałam o tym pojęcia, wiem natomiast, że Katalończycy są bardzo zamknięci, niechętnie akceptują innych u siebie – trochę to podobne do dzisiejszych Polaków a właściwie dużej ich części
alElla
5 czerwca 2017 — 10:58
Barcelona nie chce już turystów. Mają dość, że miasto przerodziło się w jeden wielki park rozrywki. Głównie narzekają na hałas, śmieci i tłok. Nie wiem, czy już to uczyniono, ale żądano wprowadzenia ograniczeń w sprzedaży biletów wstępu do katedry Sagrada Familia i parku Gaudiego oraz zakazu wejścia dla grup turystycznych na targ La Boqueria w godzinach zakupowego szczytu.
Były manifestacje przeciwko nieodpowiedniemu zachowaniu przyjezdnych oraz żadania zakazu krótkoterminowego wynajmu mieszkań i zamieniania domów w hostele dla młodzieży. Barcelona szczególnie niezadowolona jest z milionów turystów przybywających drogą morską, z których nie ma korzyści, ponieważ śpią i jedzą na statkach, a w mieście prawie nic nie wydają.
alElla
5 czerwca 2017 — 11:10
PS. Podczas wakacji w parkach i ogródkach z placami zabaw dla dzieći pojawiają się transparenty z napisami, by turyści wracali do domu, ponieważ katalońskie dzieci nie mają miejsca do bezpiecznych zabaw, a opiekunowie dzieci nie mają gdzie usiąść, ponieważ wszystkie ławki są pozajmowane przez turystów- nawet śpiących.
Iwona
5 czerwca 2017 — 13:09
Słyszałam o propozycjach tych zakazów, jeszcze nie działają i my nie odczuliśmy na sobie żadnej niechęci – przeciwnie, ludzie byli życzliwi. Cóż, zawsze znajdą się niezadowoleni. Ciekawe, czy wiążą ograniczenia z mniejszą kasą, bo to przecież się wiąże. jednak turyści zasilają budżet miasta i to niekiepsko.
alElla
5 czerwca 2017 — 14:20
Nie wiem, czy wiąża, ale wiadomym jest, że nadmiar turystów w konsekwencji zabija także turystykę.
Anna
4 czerwca 2017 — 13:06
Alez pięknie opowiedziałas o swojej wycieczce… A BArcelona , jak każde duże miasto – ma miejsca cudowne, ma i zwykłe… ma czar i urok, ale mozna to zepsuć – tłumem, upałem, brakiem informacji. Twoja relacja zachęca i to bardzo:):):)
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 14:24
Myślę, że jednak więcej jest plusów niż minusów, gdy się ogląda tak piękne miasto. Chyba, że zostanie się tam na dużo dłużej – na pewno wyjdą jakieś wady.
anabell
4 czerwca 2017 — 14:03
Gdy moja córka pojechała do Hiszpanii na objazdową wycieczkę to wróciła zachwycona. Orzekła, że tak naprawdę to w każdym z miejsc, w których była powinno się spędzić nie dwa dni , zgodnie z programem, ale 2 tygodnie. A i tak zapewne miałoby się wielki niedosyt.
Oglądałam film dokumentalny z odnawiana Casa Mila- to była strasznie skomplikowana sprawa.
Cieszę się, tak dobrze trafiliście z pogodą, bo wiem od „wtajemniczonych”, że
zwiedzanie Barcelony w upale jest niemal gehenną.
Miłego;)
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 14:25
Mogę to sobie wyobrazić – mieliśmy jeden gorący dzień, a to jeszcze nie był prawdziwy upał:)
Gabrysia
4 czerwca 2017 — 16:06
Piękna wycieczka Iwonko i dowód na to, że marzenia się spełniają. Z przyjemnością obejrzałam zdjęcia, bo niewiele wiem o Barcelonie jakoś nigdy nie leżała w kręgu moich zainteresowań. ale wygląda bardzo imponująco. Pewnie teraz nabrałaś ochoty by tam oczywiście wrócić za jakiś czas. Pozdrawiam serdecznie
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 19:04
Chciałabym wrócić Gabrysiu, ale teraz myślę o Pradze, bo tam też nie byłam
L.B.
4 czerwca 2017 — 16:32
Te wszystkie obiekty na zdjęciach robią wrażenie. Niesamowite są! Dużo aut, ale nie ma korków – jak to możliwe! U nas komunikacja miejska, rowery, skutery, choć może w dużo mniejszej liczbie skutery, a korki i tak, bo jeszcze drogi rozkopane… Brak korków to naprawdę szczęście. Widzę, że spędziłaś bardzo przyjemne pięć dni, a i jeszcze sandałki są na pamiątkę poza fotografiami i wspomnieniami! Moja przyjaciółka bardzo chciałaby odwiedzić Hiszpanię, mam nadzieję, że jej się uda, tak jak i Tobie.
Pozdrawiam serdecznie. 😉
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 19:03
A może i Ty się kiedyś wybierzesz. Pomyśl kochana o sobie, nie tylko o innych. Życie jest krótkie…
L.B.
4 czerwca 2017 — 19:54
Ja to najbardziej do Włoch bym chciała, ale najpierw Polskę całą, choć jedno miasto w każdym województwie. 😉 Mam barierę przez wyjeżdżaniem za granicę. Ale no może kiedyś. 😉
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 21:59
Bariery są po to, by je przekraczać:)
Ultra
4 czerwca 2017 — 18:19
Iwonko,
2002 ogłoszono rokiem Gaudiego i moja przyjaciółka wybrała się szlakiemtego architekta. Najbardziej zafascynowana była bajkowością Casa Batllo i kolorami Parku Guella, czyli miasteczkiem zaprojektowanym dla swego przyjaciela.
Trwa proces kanonizacyjny Gaudiego, więc pędził ascetyczne życie.
A Barcelona śni się wszystkim, trzeba mieć marzenia.
Zasyłam serdeczności
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 19:02
A wiesz, że mnie park Guell zawiódł? Wprawdzie znowu nie wydałam kasy żeby wejść na platformę ale park obeszłam, owszem piękny, zielony, świetnie zaprojektowany, ale żeby tak się zachwycać jak inni ludzie, to ja nie. Naprawdę chcą go kanonizować???
alElla
5 czerwca 2017 — 12:45
To ascetyczne i – jak twierdzą zwolennicy jego beatyfikacji – „święte” życie to zaczął wieść na krótko przed śmiercią, gdy popadł w depresję. Wcześniej nie stronił od uroków życia. Nie wiem, czy o tym samym przyjacielu myślę, ale przyjaźnił się z poetą wyklętym przez Kościół. Liczne dzieła Gaudiego dowodzą, że nie zawsze wielbił Pana Boga. Używał symboli masońskich, satanistycznych, jakichś smoków, odwróconych krzyży…
Iwona
5 czerwca 2017 — 13:06
Cóż, ja też uważam, że to przesada. Ale dzięki za info, poczytałam sobie o tym wczoraj…
dopieszczamy.pl
4 czerwca 2017 — 19:31
Nie mogłam się doczekać Twego wpisu o Barcelonie! Mnie się też marzy jakaś podróż do jakiegoś pięknego zakątka świata. Barcelony nie znam, a wiele dobrego słyszałam o tym mieście. Na Twoich zdjęciach prezentuje się pięknie :). A historia z operą, do której się wybraliście dzień wcześniej – skąd ja znam podobne roztrzepanie :). Dobrze, że wykorzystaliście okazję i wybraliście się na lampkę szampana 🙂
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 21:56
A wiesz, że Cava był (była?) pyszny? Pewnie także dlatego że w Hiszpanii. A co do roztrzepania – każdemu się zdarza, a śmiechu było co nie miara. Pozdrawiam Kingo
Andrzej Rawicz (Anzai)
4 czerwca 2017 — 19:45
A gdzie jest Boniek? 😉
Wybierałem się tam wielokrotnie, ale nigdy nie dotarłem, bo zawsze prognoza pogody mnie zniechęcała. Unikam miejsc z temp. wyższą od 22-24 st.
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 21:57
My mieliśmy szczęście, upału nie było tylko przyjemne ciepło. Bo ja też upałów nie trawię. Bońka nie spotkaliśmy, pewnie to była nie ta uliczka;-)
Karolina Kary B.
4 czerwca 2017 — 22:33
Barcelona jest moim marzeniem od lat, a dzięki Twojemu wpisowi udało mi się ją odwiedzić choć wirtualnie :). Dziękuję.
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 22:46
Bardzo się cieszę i życzę, żeby to marzenie Ci się spełniło:)
Iza
4 czerwca 2017 — 22:44
Dziękuję za tą relację<3
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 22:47
🙂 Zapraszam wkrótce na drugą część.
Iwona
5 czerwca 2017 — 15:35
dziękuję, że wpadłaś do mnie:)
Chwila spokoju
4 czerwca 2017 — 22:46
Chciałabym odwiedzić te stare targowiska… pewnie wydałabym całą wypłatę 🙂 właśnie dziś proponowałam Barcelonę mężowi na wakacje, może się uda. Ściskam!
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 22:55
Bardzo ci tego życzę. A targowiska – robią wrażenie. Tylko jak pisałam, im głębiej wchodzimy, tym niższe ceny. I to znacznie niższe:)
Jaga
4 czerwca 2017 — 22:48
Super wycieczka 🙂 w Rzymie maniakalnie robiłam sobie zdjęcia z wszystkimi „pomnikami” – niektóre nawet po polsku potrafiły mówić 🙂
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 22:56
Całe szczęście, że nie tylko ja mam taki epizod zaliczony. Ale wierz mi, że ten „Gaudi” wyglądał bardzo pomnikowo;-)
Kasia - MindfulCultures.pl
4 czerwca 2017 — 22:55
Ciekawie i konkretnie – piękne zdjęcia! 🙂 Na pewno skorzystam z Twoich wskazówek przed podróżą do Barcelony. Plus tytuł kojarzący się z Mundialem 1982 chyba… 😉
Iwona Kmita
4 czerwca 2017 — 23:00
Tak tak, dalej w tej piosence było:
W uliczkę wyskoczy Boniek
Będzie słychać na stadionie
Brawo Polonia,
Brawo ten pan.
Ten hymn na Mundial śpiewał Bohdan Łazuka
Agnieszka Jarosz
4 czerwca 2017 — 23:06
piękne miasto, zachwycająca architektura i Ci ludzie. 5 dni to zdecydowanie za krótko.
Iwona Kmita
5 czerwca 2017 — 09:54
Będzie za to po co wrócić:)
Igomama
4 czerwca 2017 — 23:21
Wspaniała fotorelacja – można się rozmarzyć.
Iwonko, dziękuję za ten spacer po Barcelonie.
Nie miałam okazji odwiedzić Hiszpanii, więc tym bardziej zaciekawiły mnie Twoje wrażenia.
Fajnie opowiedziałaś – tak „po swojemu”, nie jakby się czytało przewodnik, a rozmawiało z przyjaciółką…
Czekam na drugą część.:)
Iwona Kmita
5 czerwca 2017 — 09:53
Dziękuję, to bardzo miły komentarz:)
alElla
5 czerwca 2017 — 15:16
Pomimo – jak widać po śladach – kilku tutaj podejść, czuję się nienasycona 😉 🙂 , więc w głodzie czekam na drugą część uczty, o!
🙂
Iwona
5 czerwca 2017 — 15:34
Robi się alEllu 🙂
parrafraza
5 czerwca 2017 — 18:14
Dziękuję Ci za tę wycieczkę po Barcelonie. Przepiękne, urokliwe miasto. Czekam na kolejną część 🙂
Iwona Kmita
5 czerwca 2017 — 18:20
Jest w robocie:)
Jola
5 czerwca 2017 — 23:02
Fajna jest Barcelona. Byłam w 1998 roku. Nie było jeszcze takich tłumów. W parku Guell wczesnym popołudniem było właściwie pusto, a teraz – gdy oglądam zdjęcia na blogach – kłębią się tam masy ludzi. Ciekawe, czy dotarliście do tego parku, stworzonego przez mistrza Gaudiego? On jest położony trochę na uboczu od centrum miasta
Iwona
6 czerwca 2017 — 13:24
Z tego, co wiem to właśnie park Guell został zaprojektowany przez Gaudiego. Była to kontynuacja zamówienie, gdy skończył pałac Guella:)
Gaja
7 czerwca 2017 — 12:06
Już od czterech lat nie wyjeżdżam za granicę, to nawet nie jest związane z lękiem na widok tego co się dzieje, (no może trochę), po prostu podróże zaczęły mnie męczyć. Czekam aż mi to zmęczenie przejdzie, bo Barcelona jest warta obejrzenia – NA PEWNO 🙂
Iwona Kmita
7 czerwca 2017 — 18:49
NA PEWNO:)
Ultra
7 czerwca 2017 — 16:46
Iwonko, przekonałam moją córkę, więc będzie w Hiszpanii. A Barcelonę trzeba odwiedzić, chociaż raz w życiu. Dziękuję za te uliczki w Barcelonie.
Zasyłam serdeczności
Iwona Kmita
7 czerwca 2017 — 18:48
Oj, bardzo się cieszę:)
Anna
8 czerwca 2017 — 14:17
Mój syn był w Barcelonie, ja, niestety, nie. Gdy wrócił, spytałam, czy widział Sagrada Familia. Okazało się , że nie. Myślałam, że szlag mnie trafi!
Czytałam powieść o budowie Santa Maria del Mar, ale ani autora, ani tytułu sobie nie przypomnę. Może uda mi się przypomnieć tytuł i autora powieści o Gaudim, ale nie w tej chwili.
Właśnie po przeczytaniu powieści o Gaudim wynalazłam w internecie wszystkie jego budowle i znam je doskonale. Jednak co innego oglądać zdjęcia, a co innego zobaczyć te cudeńka na własne oczy.
Chyba już wcześniej pisałam, że nieładnie jest komuś czegoś zazdrościć, ale zazdroszczę Ci tej eskapady.
Cieplutko pozdrawiam.
Iwona
8 czerwca 2017 — 17:38
Aniu, ciekawa jestem tytułu książki – napisz, gdy sobie przypomnisz. Co do zazdrości – akurat w tym przypadku jest niegroźna:) Szkoda tylko, że syn nie zobaczył Sagrady, akurat to w Barcelonie trzeba zobaczyć. Również pozdrawiam 🙂
Anna
10 czerwca 2017 — 15:19
Już mam ten tytuł i autora:
Tajemnica Gaudiego” Esteban Martin, Andreu Carranza
W pewnym sensie jest to powieść podobna do „Kodu Leonarda da Vinci”.
Nigdy synowi nie daruję, że nie obejrzał Sagrada Familia. Do tej pory mu to wypominam.
Miłego weekendu.
P.S. może uda mi się się znaleźć tytuł i autora powieści o budowie Santa Maria del Mar.
Iwona Kmita
10 czerwca 2017 — 16:35
Dziękuję bardzo, na pewno przeczytam:)
Networkerka
9 czerwca 2017 — 22:55
Zazdroszczę, ale tak pozytywnie wycieczki i znajomości Barcelony 😉
Iwona Kmita
10 czerwca 2017 — 12:43
Rozumiem, też czasem zazdroszczę innym podróży:)
ariadna
10 czerwca 2017 — 09:40
Przepiękna ta Barcelona. Nie ukrywam, że zauważam tu specyficzne pierwiastki budownictwa charakterystycznego dla Portugalii 🙂
Wspaniała wycieczka! Tylko pozazdrościć 🙂
Iwona Kmita
10 czerwca 2017 — 12:43
Masz rację, że dostrzegasz. Ze względu na położenie obu krajów wcale to nie dziwi, prawda?
Ola
13 czerwca 2017 — 09:53
Barcelona… mmmm uwielbiam! Jest tak cudowna, ze znowu się rozmarzyłam by się tam wybrać! Byłam dwa razy i oba te wyjazdy były cudowne 🙂
Ewa
25 czerwca 2017 — 11:20
Mam w planach wycieczkę do Barcelony, ale odstraszają mnie tłumy. Jest jakaś pora roku, w której jest tam trochę luźniej? 🙂
Iwona Kmita
25 czerwca 2017 — 11:31
Myślę, że pierwsza połowa maja jest najlepsza pod tym względem:)
betulek
25 czerwca 2017 — 11:41
Pięknie… trzeba się wybrać 🙂
Smiley Project
25 czerwca 2017 — 11:58
Sama też mam bardzo miłe wspomnienia z Barcelony 😉 Choć osobiście preferuję Rzym 🙂
Iwona Kmita
25 czerwca 2017 — 12:31
Oj, w Rzymie też byłam zakochana i przerodziło się to w trwałe uczucie:)
Strefa Koloru - Edyta Jabłońska
25 czerwca 2017 — 14:38
Ja w te wakacje mam w planach odwiedzić Barcelonę 🙂
Iwona Kmita
25 czerwca 2017 — 17:40
Będziesz zachwycona. Na pewno:)
Gleam Oblivion
25 czerwca 2017 — 18:52
Casa Batlló i Casa Milà przepiękne. A co do mima, to gdyby mnie nagle objął pomnik chyba bym zeszła na zawał. Patrzyłam na to Twoje zdjęcie i patrzyłam i zastanawiałam się jak ten człowiek coś takiego zrobił. W życiu bym nie powiedziała, że to żywa osoba.
Iwona Kmita
25 czerwca 2017 — 23:10
Uff, jaka ulga – już się bałam, że taka gapa jestem. On naprawdę był niesamowity:)
Homoturisticus
26 czerwca 2017 — 12:06
O Barcelonie słyszałam już sporo, niestety wciąż jeszcze nie znalazła się ona na moim turystycznym szlaku. Bardzo ciekawy i rzetelny wpis z konkretną dawką informacji. Dzięki 🙂
Pink Lipstick
27 czerwca 2017 — 19:18
Też mi się marzy Barcelona 🙂 Mam nadzieję, że i moje marzenie się spełni, bo architektura tego miasta jest przepiękna.
codojedzenia
29 czerwca 2017 — 10:47
Byłam w Barcelonie. Budynek na pierwszym zdjęciu to prawdziwe arcydzieło architektury! Wierzę, że marzenia się spełniają!
Greenelka
17 września 2017 — 21:30
Tak, miłośniczka Gaudiego, a ja dopiero teraz znalazłam u Ciebie ten wpis. Ale gapa ze mnie! Wiesz, myśmy byli w styczniu, zatem o bilety było łatwiej ,więc wszędzie weszliśmy, chociaż ja mam straszny lęk wysokości, więc na wieży Sagrada Familia po prostu zamknęłam oczy i skuliłam się w kącie i w efekcie nic nie widziałam, podczas kiedy mój mąż wychylił się przez balustradę i robił zdjęcia.
Barcelonę kochałam od dziecka, bo mam słabość do pewnych nazw, kiedyś muszę o tym napisać, to fascynujący temat, tak myślę. Potem przyszedł Gaudi, zakochałam się w jego stylu, no a potem Zafon i tu już totalnie wsiąkłam.Wiedziałam, że muszę tam pojechać i przekonać się czy mnie to miasto rozczaruje czy będzie dalej uwodzić. Barcelona jest przepiękna, zresztą opisałaś to tak,że nic tu dodać. Jednak nigdy bym tam nie mogła mieszkać. Za duży tłok. Straszne zagęszczenie, mało zieleni. Dla człowieka, który kocha przestrzeń, niemożliwe miejsce. Ale szłam śladami bohaterów Cienia wiatru i tu się nie zawiodłam. Wszystko okazało się takie jak sobie wyobrażałam. Nawet Gaudi został na drugim miejscu…
Pozdrawiam Cię serdecznie Iwono
Iwona Kmita
18 września 2017 — 07:07
Czuję, że zrobiłam ci przyjemność tym wpisem, bardzo się cieszę:)
Greenelka
18 września 2017 — 18:53
I to jaką !!!!