Zwyciężyłam nie tyle ze sobą dosłownie, co z zimową niechęcią (spadkiem nastroju) do ruszania się z domu.
Zaznaczam w kalendarzu różne wydarzenia, w których chciałabym wziąć udział. Rzadko mi się to udaje, bo zawsze znajdę jakieś ważniejsze zajęcia czy sprawy do załatwienia. Dziś kalendarz pokazał mi, że zamierzałam wziąć udział w Festiwalu Rękodzieła, Rzemiosła i Upcyklingu „Przerób – My” (https://przerobmy.pl). Ideą wydarzeń pod tym hasłem jest promocja drobnego rzemiosła, rękodzieła, przetwarzania i upcyclingu.
No i zaczęło się myślenie: iść czy nie. Zimno, mokro, zakupy do zrobienia. Wreszcie pomyślałam: dość, weź się w garść, planowałaś to idź. I… poszłam. A właściwie pojechałam do centrum handlowego, gdzie odbywał się ten festiwal. I nie żałuję. Powiem wam, że wręcz byłam z siebie dumna, bo: udało mi się zwalczyć własny opór, dałam radę zaparkować na wielkim, kilkupoziomowym parkingu, a potem z niego wyjechać i trafić na właściwą drogę do domu, co nie było łatwe, gdyż w tych okolicach bywam rzadko i na ogół nie jestem wówczas kierowcą. Obejrzałam stoiska z ręcznie robioną biżuterią, ceramiką, zdrowotnymi poduszkami, plecakami szytymi z materiałów odzyskanych z innych rzeczy. Widziałam też warsztaty dla dzieci, na których wyplatały z wikliny kosze i robiły ogródki w szklanych pojemnikach. W sumie czas minął mi bardzo przyjemnie.
Nowe życie mebli
Jedna z uczestniczek festiwalu, Małgosia Margas, jest moją koleżanką jeszcze z czasów, gdy szefowałam „Czterem Kątom”. Chciałam się z nią zobaczyć, bo lubiłyśmy się, a od dawna nie miałyśmy kontaktu. Ponadto Gosia zaimponowała mi swoją postawą, gdy zwyrodnienie kręgosłupa i jego operacja unieruchomiły ją w domu na dłuższy czas. W czasie zwolnienia zainteresowała się dekupażem. Zaczęła ozdabiać tą techniką przeróżne rzeczy i naprawdę robiła to pięknie. To był jednak pierwszy etap jej, jak się okazało, nowego życia. Małgosia odeszła z redakcji, założyła własną firmę-pracownię Dekudeku. Początkowo dekorowała różne przedmioty i sprzedawała je w internecie i na różnych targach. Potem zajęła się renowacją mebli i robi to cały czas do dziś. Na dzisiejszym spotkaniu opowiadała o tym, jak odnowić meble drewniane, fornirowane a nawet laminowane. Pokazała kilka rzeczy, które zyskały dzięki niej nowe życie, gdyż Gosia w zasadzie specjalizuje się w wyszukiwaniu starych mebli i odnawianiu ich, nadaje im inny wygląd, styl, czasem postarza, czasem unowocześnia. Wejdźcie na jej stronę http://dekudeku.pl/ i sami zobaczcie.
Poduszki na dobry sen
To było bardzo ładne stoisko pełne kolorowych, niedużych poduszeczek w pięknych powłoczkach, które są wypełnione łuską gryki i mieszanką siedmiu ziół działających rozluźniająco i ułatwiających zasypianie. Pani Ania, która je szyje zapewniała mnie, że z taką poduszką szybko zasnę. Zioła pochodzą z Puszczy Białowieskiej, gdzie mieszka pani Ania. Łuska gryki jest odporna na zgniatanie, dostosowuje się do kształtu ciała i przyjemnie szeleści, uwalniając olejki eteryczne z ziół. Poduszka idealnie nadaje się do podparcia szyi i karku. Z powodzeniem można ją wziąć w długą podróż. Ciekawa jestem jej działania, dziś sprawdzę, bo kupiłam sobie taką poduszeczkę. Więcej informacji o wyrobach z logo „ma sie” https://www.facebook.com/masiewo/posts/903595116444328/
Plecak i torba w jednym
Na tym stoisku firma Nowowiejskibags (http://www.bags.nowowiejski.com/) zaprezentowała bardzo fajne plecaki, które mogą też służyć jako torebki. Są one uszyte z niezwykle mocnych tkanin pozyskanych np. ze starych leżaków, tapicerek mebli itp. Nie są to tanie wyroby, jednak zostały bardzo porządnie uszyte i naprawdę są efektowne, a ze względu na trwałość – nie do zdarcia. Pan Bogdan opowiadał mi, na czym polega upcycling ( w odróżnieniu od recyclingu rzeczy nie są przetwarzane na inne tylko stare przedmioty, tkaniny itp. są przerabiane na zupełnie inne przedmioty, tak jak np. materiał ze starej kanapy posłużył do uszycia plecaka). Chodzi też o to, by co się da wykorzystać ponownie, nie marnować zgodnie z popularnym hasłem zero waste.
I takie oto miałam przyjemne przedpołudnie 🙂 Poniżej kilka zdjęć z wydarzenia
- Festiwal odbywał się w centrum handlowym Blue City w Warszawie
- Dzieci wyplatały koszyki
- Poduszki na zdrowszy sen
- Plecaki z upcyclingu
- Ręcznie robiona ceramika
L.
22 stycznia 2020 — 20:24
Super, że poszłaś. Też miałabym wielki problem z poradzeniem sobie na takim parkingu i przez to chyba bym zrezygnowałam, tym większy mój podziw dla Ciebie. Uwielbiam takie rzeczy. Cenię każdą kreatywność. 😉
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 20:37
Dziękuję, jestem jeszcze bardziej dumna z siebie po twoich słowach.
jotka
22 stycznia 2020 — 20:45
Jestem pod wrażeniem, obejrzałam te meble, wyglądają imponująco i sama strona także.
Zawsze podziwiam wszystkich, którym się chce i jeszcze zarażają innych 🙂
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 22:52
Tak, Małgosia stała się zupełnie inną osobą. Jako redaktorka też była dobra, jednak nie było w niej tego entuzjazmu, który widzę, gdy robi to, co kocha. I robi to znakomicie.
Andrzej Rawicz (Anzai)
22 stycznia 2020 — 20:52
Szczerze podziwiam. Ja w zasadzie nie robię aż tak długofalowych planów, bo nadal jeszcze jestem związany umowami, zleceniami. Z parkingami się „nie zadaję” bo to nie na moje nerwy, wolę być pasażerem.
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 22:56
Powiem ci, że i ja często odpuszczam,gdy pomyśle jak sobie poradzę. Dlatego postanowiłam sama ze sobą powalczyć. I coś mi mówi, że teraz nie będę szukać wymówek. A tych zleceń to ci zazdroszczę, mnie tak dobrze z tym nie idzie.
Asmo
22 stycznia 2020 — 21:09
Wielopoziomowy parking powiadasz. Zaparkować to pół biedy, ale ja kiedyś przez dwie godziny szukałem samochodu… Dopiero gdy znalazłem, zorientowałem się, że te rewiry mają swoje oznakowanie. Wystarczy zapamiętać 😉
Ja tam sobie nie żałuję, jak jest okazja wychodzę, tylko moja kotka Hava się strasznie denerwuje.
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 22:58
Na szczęście wiem o oznakowaniu. Wychodząc z auta powtarzałam: poziom liścia, miejsce H 10. I jeszcze zapamiętałam koła jakiego sklepu wchodziłam na parking.
Karolina90
22 stycznia 2020 — 22:12
Dla takiego przed poranka i ja bym nie miała kłopotów ze wstaniem z łóżka i wyjściem z domu. Wspaniale, że udało Ci się przezwyciężyć swoją słabość. Pozdrawiam
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 22:59
Dziękuję bardzo 🙂
Bet
22 stycznia 2020 — 22:33
Ho, ho, ho! Taki upcykling uprawiałam już wiele lat temu szyjąc spódnice z zasłon zdjętych z okien, prując stare swetry dla odzyskania włóczki, doszywając falbanki w celu umodnienia przechodzonej sukienki i przerabiając spodnie na spódnice. Tylko wtedy nie wiedziałam, że to się tak ładnie nazywa :))
Nadal bardzo popieram takie manewry!
Iwona Kmita
22 stycznia 2020 — 23:00
No widzisz Bet, przewidziałaś ten trend już dawniej – gratuluję. Ja niestety nie mam zdolności manualnych. A raczej jestem zbyt niecierpliwa.
szarabajka
22 stycznia 2020 — 23:12
Różnie bywa z tym zmuszaniem się. Mam takie doświadczenia, że jeśli robię coś „przez rozum”, to okazuje się, że głupia byłam 🙂 Tym bardziej się cieszę, że Ciebie ta karma nie dotyczy 😉
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:52
Kiedyś karma wróci do ciebie, tak to już jest 🙂 Pozdrawiam ciepło
PKanalia
23 stycznia 2020 — 06:07
rubasznie podłączę się do Bet i wspomnę takie czasopismo, jak „Trybuna Ludu”… miało znakomitą stronę sportową, a potem się go używało jako podkładkę do kubła na śmieci… to był dopiero upcykling, do tego bardziej eko, niż obecne worki foliowe…
a tak poważniej(?) to łuski gryczane są naprawdę super… sesja zazen na poduszce nimi wypełnionej szybciej zaowocuje oświeceniem, niż sesja poduszce wypełnionej pierzem… spanie potem na niej też jest okay… sny są jak jak po herbatce z ziela Calea zacatechichi /nielegalnego zresztą nie wiedzieć czemu/…
p.jzns 🙂
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:53
No, no, to niezłe przeżycia mnie czekają 🙂
Anna
23 stycznia 2020 — 11:35
Lubię takie rzeczy oglądać, robić niekoniecznie, i posiadać u siebie tez niekoniecznie. Podziwiam jednak osoby, które to robią. A parking w Blue City spoko jest :).
anabell
23 stycznia 2020 — 11:44
Zazdroszczę Ci tej wystawy. Ja teraz też jestem na etapie zwyciężania siebie samej – opornie mi to idzie, ale zaczynam widzieć światełko w tunelu – jakoś zaczęło mi się to wszystko pomału układać w głowie. I pewnie niedługo wrócę do rękodzieła.
Odkryłam, że po prostu muszę zaakceptować to wszystko co mnie spotkało, bo mój bunt zupełnie w tej sytuacji nie pomoże. To przypadek gdy moja wysoka asertywność jest tylko i wyłącznie przeszkodą.
Mam nadzieję, że teraz będziesz Iwonko częściej bywać na blogu- brakuje tu Ciebie!
Serdeczności;)
Iwona
23 stycznia 2020 — 12:36
Anusiu, bardzo dziękuję za miłe słowa. 🙂 Cóż, myślę, że nie masz innego wyjścia jak zaakceptować, a raczej pogodzić się z tym, co się stało. Bunt będzie tylko przypominał o bólu i stracie co może cię bardzo osłabić. Wróć do do rękodzieła, robisz piękne rzeczy, chętnie obejrzę, chętnie kupię. Ucałowania
maradag
23 stycznia 2020 — 12:53
Parałam się takim rękodziełem już jakieś 40 lat temu :-). Patchworkowe swetry robione ze starych, sfilcowanych sweterków; sukienki z podkoszulków, z koronkową wstawką, torby czy plecak ze starych dżinsów i.t.p. Nie mówiąc o „nadawaniu meblom nowego życia”… Gdy wytapetowałam kiedyś cały przedpokój, (łącznie z szafami na wysoki połysk), tapetą w drobne kwiatuszki, to myślałam, ze teściowa wypisze mnie z rodziny… 😉 Ale później przyzwyczaiła się do ekscesów aranżacyjnych ulubionej synowej ;-).
Oczywiście, że nie wyrosłam z tego… Jednak chore ręce i inne tam, hamują nieco moje kreatywne zapędy. Ale w głowie cała masa projektów :-).
Podziwiam za zwycięstwo ze sobą 🙂
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:51
Wiem Maradag, że robisz przepiękne rzeczy. Już wiele razy się nimi zachwycałam 🙂
Agnieszka
23 stycznia 2020 — 13:16
No to przyznam, że też tak mam. Zapisuję a potem…tyyyyyyle rzeczy do zrobienia. I podobnie jak Ty, czuję prawdziwą radochę, kiedy wyjdę z tego swojego kokonu;)
Bardzo fajny festiwal, uwielbiam takie:)
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:50
ja też cię pozdrawiam Agnieszko i dobrej kawy życzę 🙂
Lena Sadowska
23 stycznia 2020 — 15:09
Witaj, Iwono.
Też bawię się w takie rzeczy, więc całym sercem popieram:)
Ostatnio ponownie „odkryłam” przyjemność, jaką daje robienie biżuterii (ale tak wiesz – od podstaw, od dziurki w koraliku i rozczesania wełnianych włókienek na sznurek) więc ścibolę:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:50
Ciekawa jestem twojej biżuterii, mam nadzieję że nam pokażesz, gdy już skończysz. Uściski, Leno 🙂
Bożena
23 stycznia 2020 — 18:02
No tak, najważniejsze, to żeby w ogóle zdecydować się ruszyć z domu. Zima też ciężej mi to przychodzi, prawdziwa domatorka ze mnie. A te poduszki z gryki już kiedyś oglądałam, niestety, tylko w sieci. Pomyślałam, że to pewnie znów kolejny wynalazek na fali naturalnego stylu życia. Nie ma to jak zobaczyć, dotknąć, powąchać.
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:49
Poduszki Bożenko, są fantastyczne. Super mi się z moją śpi, szyja ma takie naturalne wsparcie. No i pachnie 🙂
Anna
23 stycznia 2020 — 20:43
Kiedyś zajmowałam się różnymi robótkami, ale już dawno mi przeszło.
Też jestem za tym, aby niczego nie marnować, gdy można coś naprawić lub przerobić, ale ja jestem z innej kategorii ludzi, która nie wyrzuci dziurawej skarpetki, lecz ją zaceruje.
Serdecznie pozdrawiam.
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:48
Anno, i o to chodzi, żeby cerować a nie wyrzucać, żeby wszystko naprawiać, nie kupować nowe. Gratuluję Anno 🙂
Stokrotka
24 stycznia 2020 — 07:13
To bardzo miłe uczucie:-))
Ostatnio dwa razy zwyciężyłam bo jednego dnia poszłam sobie kupić nową sukienkę a drugiego nową bluzkę. Bo od lat już nic nie kupowałam wychodząc z założenia że w starych ciuchach też mogę chodzić.
Serdeczności Iwonko.
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:47
Fajnie, że coś nowego sobie kupiłaś, to poprawia samopoczucie, prawda?
SielskieM
24 stycznia 2020 — 23:33
Przede wszystkim brawo za pojechanie i ten parking 🙂
Bardzo lubię jarmarki, festiwale i inne spotkania rękodzielnicze…
…A z Twojej wyprawy najbardziej przypadł mi dziś upcycling 😉 Mam takie…jakby to nie zabrzmiało, pamiątkowe łóżko polowe w piwnicy 🙂
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:46
Czy to znaczy, że łóżko jest z upcyclingu? Jeśli inna jest jego historia to może, żeby je zatrzymać, uszyj z tkaniny coś innego:)
Małgorzata
25 stycznia 2020 — 10:17
Bardzo się cieszę, że przyszłaś. To niesamowite uczucie, kiedy ktoś robi coś specjalnie dla ciebie. Miło było zobaczyć Cię i porozmawiać po długim czasie. Koniecznie musimy się spotkać i pogadać na spokojnie.
A przy okazji, myślałam, że tylko ja mam tak, że planuję różne wyjścia itp. i kiedy trzeba już to zrobić, łapie mnie leń, niemoc, nie wiem jak to nazwać i szukam pretekstów, żeby zostać w domu. Kiedy już się wybiorę, jestem z tego zadowolona. Nie jestem więc sama 🙂
Iwona Kmita
25 stycznia 2020 — 11:45
Koniecznie musimy się spotkać na spokojnie 🙂 I, uff, cieszę się, że nie tylko ja mam „lenia” w sobie 🙂
Gabrysia
25 stycznia 2020 — 20:31
Ja też Iwonko odniosłam zwycięstwo nad samą sobą – dając się skusić na wyjazd w środku zimy 🙂 Dzisiaj już wróciłam i nie żałuję. Mój kręgosłup odżył i ja też. Czasem trzeba przezwyciężyć wewnętrznego lenia. A dzieła – cudne.
Iwona Kmita
26 stycznia 2020 — 13:21
Kochana, Ty jesteś podróżniczką, ciągle masz jakieś ciekawe zajęcia. Nie ma mowy o lenistwie. Cieszę się, że odpoczęłaś 🙂
Iwona Zmyslona
26 stycznia 2020 — 10:09
Przede wszystkim cieszę się, że zamieściłaś nowy i jakże ciekawy tekst na blogu. Chyba jakieś 3 lata temu kupiłam materac wypełniony łuskami gryki, a poduszkę dostałam w prezencie. Używam jej, ale pewnie przez brak tych ziół, sen nie przychodzi. Bardzo interesuję mnie działalność Pani Małgosi, bo już w 2016 namawiałam syna, na takie odnawianie mebli, on jednak poszedł w tatuaże. Tak jak pisały Bet i Maradag pokolenia naszych rodziców i nasze, z upcyclingiem są obeznane, szczególnie gdy się ma zacięcie krawieckie, dziewiarskie. W mojej rodzinie celowała w tym moja matka, a ja zazdroszcząc jej wyobraźni i umiejętności próbowałam ja nieudolnie niestety naśladować. Mimo tego zabawę miałam tak wspaniałą, że teraz żałuję iż ręce w stawach tak słabe, że już nie daję rady utrzymać druty, szydełko czy nożyczki. Też chętnie obejrzałabym biżuterię Leny, póki co właśnie skończyłam czytanie Jej bloga i zastanawiam się jak skomasować 11 stron(moja charakterystyka i teksty autorki) do postu, który zechcieliby przeczytać inni. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Iwona Kmita
26 stycznia 2020 — 13:20
Iwonko, ja niestety nie mam zacięcia do takich „robótek”. Tym bardziej podziwiam Gosię, Maradag, Lenę, Anabel. Takie hobby musi dawać mnóstwo przyjemności, a niekiedy także pieniądze. Ściskam Cię serdecznie
Michał
26 stycznia 2020 — 14:15
Witaj Iwonko.
Ja tam zbyt pracowity nie jestem. Lubię za to wypoczywać.
Coś tam od czasu do czasu podłubię. Od trzech lat już nie jeżdżę samochodem, bo stary mi się rozsypał, a na nowy mnie nie stać, a lata mam już raczej nie do jazdy.
No chyba, że obok kierowcy.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Iwona Kmita
26 stycznia 2020 — 20:45
Najlepiej, gdy można wypoczywać robiąt to, co lubimy, prawda? Np. dłubiąc coś tam. Pozdrawiam 🙂
Barbara
27 stycznia 2020 — 13:56
Bardzo dobrze Iwonko, że się przełamałas i poszłaś, brawo TY ???❤️?. Jesteś zadowolona i szczęśliwa i i to chodzi. O tej porze roku mamy spadek formy, trzeba z tym walczyć i nie dać się. Serdecznie pozdrawiam, miłego tygodnia Ci życzę… buziaki ? posyłam
Iwona Kmita
27 stycznia 2020 — 14:34
Dziękuję Basiu:)
Ula H.
10 marca 2020 — 20:31
Kocham taką ceramikę ręcznie wyrabianą !!! Chętnie zawsze kupuję na jarmarkach coś ceramicznego.
Widać, że warto było wyruszyć z domu w ten „nieznany świat rękodzieła i recyklingu”. Ciekawa jestem czy te poduszki z gryką mają datę ważności ? Nigdy nie kupiłam takiej poduszki, a te – nie dosyć, że są zdrowe to i ładne w dodatku !
Decoupage i odnawianie mebli oraz wiklina – nie są mi obce, bo sama podejmuję się wielu wyzwań i poznaję nowe techniki. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Iwona
13 marca 2020 — 12:42
Ula, poduszka sprawuje mi się bardzo dobrze. Zioła już wprawdzie nie pachną, ale jest bardzo wygodna, wspaniale się układa do ciała. Polecam każdemu 🙂