Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Stara a głupia…

…pomyślała o sobie i wyszła, zanim popłynęły łzy. Bo już czuła, jak ściska ją w gardle. Co się stało? Zaufała i została na lodzie.

X – tak ją nazwijmy, była jej koleżanką z dawnej pracy. Kilka lat temu przyjmowała ją do zespołu. X często potem podkreślała, jak dobrze została przyjęta, jak ona się nią zaopiekowała, wyciągnęła do niej rękę w nowym obcym miejscu. Wtedy pracowały ze sobą krótko, zostały więc miłe wspomnienia.

– Mało się znamy, ale wiem, że jesteś porządnym człowiekiem – usłyszała od X kilka miesięcy temu. Bo ich zawodowe drogi znowu się zeszły. Znowu przyjęła X do pracy, do swojej nowej pracy, którą niełatwo było znaleźć. Wiadomo, jak się ma trochę lat to pracodawcy jakoś łatwo zapominają o doświadczeniu, widzą za to metrykę. Jej się udało. Znowu dostała kierownicze stanowisko. Miała stworzyć swój zespół.

Od razu do głowy przyszła jej X, bo cokolwiek o niej teraz myśli, jedno się nie zmieniło – X jest fachowcem, zna się na swojej robocie, ma liczne kontakty. Nie trzeba było jej długo przekonywać, wystarczył awans na zastępcę. Bo ambicje X zawsze miała ogromne i tylko do szczęścia brakowało jej, by została gdzieś szefem. Została więc wiceszefem. I wydawało się, że jest zadowolona.

Planowały razem kolejne zadania, ustalały z kim się spotkać, żeby coś dobrego dla swojej firmy załatwić, poukładały się z podziałem obowiązków. Wiedziała, że X uwielbia błyszczeć, kocha bywać i „przyjaźnić się” z potencjalnymi klientami. Postanowiła przekazać jej tę „reprezentacyjną działkę”. – Ma rozległe znajomości, to dla nas dobrze – myślała.
Szef był zadowolony, bo zmiany w dziale szły według jego myśli. Kilkakrotnie gratulował jej produktu, tego, jak go teraz prowadzi, jak korzystnie się zmienił. Ona mówiła mu, że dobrze im idzie, że mają wielkie plany i wiele wskazuje na to, że się spełnią. Że X jest bardzo przydatna.

Czuła gdzieś ósmym zmysłem, że powinna być bardziej stanowcza, ukrócić dyrektorskie zapędy X. Zaobserwowała, że X czasem na spotkaniach próbowała przejmować stery. A że z natury jest hałaśliwa, nieraz udawało jej się skierować na siebie uwagę. Nie przewidziała, że X jest nie tylko głośna, ale też świetnie potrafi manipulować ludźmi. Jak się okazało – nią też. Jak w każdym zespole tak i u nich dochodziło czasem do nieporozumień w kontaktach służbowych z sąsiednim działem, z którym musiały ściśle współpracować. X umiała podkręcać atmosferę, podpuszczać, że trzeba opowiedzieć o wszystkim szefowi, niemal zawsze pierwsza rozpoznawała winnego i informowała, że ta jest głupia, tamta na niczym się nie zna, a jeszcze inna nie umie się ubrać i odezwać jak należy.

Nie przywiązywała wagi do gadania X, jeśli się z nią nie zgadzała. Dyskutowała, gdy dostrzegała rację w jej wywodach. Ot normalnie, jak człowiek z człowiekiem, koleżanka z koleżanką. Bo typowych stosunków szefowa – podwładna między nimi nie było. Zespół był malutki, postawiła więc na stosunki koleżeńskie. Ale to się okazało jej największym błędem. Bo X poczuła się silna. Bardzo silna…

Jakiś czas temu szef wezwał do siebie X. Rozmawiali długo. Prawdopodobnie już nie pierwszy raz. – Opowiedziałam mu, których klientów uda się moim zdaniem namówić do współpracy – powiedziała po powrocie. Zdziwiła się, że szef jej na to spotkanie nie poprosił. Za parę dni szef znowu wezwał X, a gdy wróciła – poprosił i ją do siebie. Żeby powiedzieć, że od teraz X zajmie jej miejsce. A dla niej w firmie go nie ma.

Po roku znowu nie ma pracy. Stara a głupia, pomyślała o sobie i wyszła, zanim popłynęły łzy.

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén