Czerwone wino bardzo lubię, ale nie zawsze mi służy. Białe jest idealne, zwłaszcza, gdy dzień jest gorący, a trunek chłodny.
Nie wiem czy takie zwierzenie, w dodatku publiczne, jest „poprawne politycznie”. Ale trudno, zaryzykuję. Tak, lubię wino i cieszę się, że jest ostatnio najchętniej wybieranym trunkiem podczas spotkań towarzyskich, przyjęć w ogrodzie czy podczas służbowego lunchu. Przynajmniej w moim otoczeniu.
Choć z różnych względów jestem bardzo wyczulona na picie alkoholu, to nie ma co udawać – nie da się go zupełnie wykreślić z życia. Dlatego wolę, że rośnie popularność wina, a nie wysokoprocentowych trunków. Zresztą, wszystko jest dla ludzi, byle – nomen omen – nie tracić głowy. A dobrym winem raczej trudno się upić.
W zależności od rodzaju można je dopasować do każdego dania. Zresztą nie ma już podobno sztywnych reguł co do tego, jakie wino zaserwować do określonej potrawy. Możemy spokojnie popijać sobie takie, które nam smakuje i które „lubi” nasz organizm.
Cenię czerwone lekko wytrawne, ale mogę wypić góra dwie lampki, bo bywa trochę za ciężkie i czasem podrażnia żołądek – prawdopodobnie jest to reakcja alergiczna, którą wywołują tzw. aminy (histaminy, które rozszerzają naczynia krwionośne w mózgu oraz tyraminy, które je zwężają). Dlatego wybieram przeważnie białe półwytrawne lub wytrawne – wino białe alergizuje znacznie rzadziej (mnie się to nie zdarzyło), a jeśli już, to nieprzyjemne objawy mogą wywoływać siarczyny dodawane niekiedy jako środek konserwujący.
Pomijając potencjalne uczulenie, wino, szczególnie czerwone ma kilka cennych właściwości. Zawiera tzw. flawonoidy, czyli substancje korzystnie działające na serce i układ krwionośny, min. osłabiają skłonność do powstawania zakrzepów, pomagają dotleniać komórki organizmu, zapobiegają miażdżycy. Słyszałam również, że w winie odkryto związki o właściwościach przeciwnowotworowych. Z tych wszystkich powodów podobno lampkę dziennie można traktować jak lekarstwo (ale chyba lepiej się do tego rytuału za bardzo nie przyzwyczajać).
W gorący letni wieczór lubię się napić mieszanki białego wina z wodą i lodem (tzw. szprycer). Można taki napój długo sączyć, i nie bać się przedawkowania. Sprawdziłam to na sobie i potwierdziłam podczas ostatniego urlopu w Hiszpanii. Do wegetariańskiej paelli smakowało świetnie, tak samo do tortilli i kurczaka po katalońsku.
Kilka ogólnych zasad serwowania:
Wino czerwone podajemy w pękatych czarkach z szerokim otworem, co sprzyja uwalnianiu się aromatu. Młode wino powinno mieć temperaturę 12-14 stopni, dojrzałe 15-16 stopni. Kieliszek napełniamy do 1/3 wysokości. Trzymamy go za nóżkę i lejemy po ściance. Pasuje do wołowiny, wieprzowiny, dziczyzny oraz serów typu: cheddar, parmezan.
Wino białe serwujemy w smukłych kieliszkach z wąskim otworem (nie stracą zbyt szybko zapachu) i na niewysokiej nóżce; podajemy w temperaturze 8-12 stopni. Białe wino można serwować do ryb, owoców morza, drobiu.
Wina musujące i szampany powinny mieć 4-8 stopni. Kieliszki do takich trunków są wysokie i wąskie. Napełniamy je do połowy.
Wino różowe smakuje najlepiej, gdy ma temperaturę 8-12 st. Musujące 4-8 stopni. Kieliszki napełniamy do połowy. Podajemy do sałatek, przekąsek, zapiekanek, ryb, cielęciny. Różowe wino jest idealne na upał, zwłaszcza jako aperitif na przyjęciu w ogrodzie.
* Zasady co do kształtu kieliszków zostały złagodzone – w sprzedaży pojawiły się kieliszki tzw. uniwersalne, w których możemy podać każde wino.
O charakterze wina da się co nieco powiedzieć jeszcze przed pierwszym łykiem. Jasne białe wina są zwykle odświeżające i ostre, natomiast te o ciemniejszym żółtym odcieniu – delikatniejsze i bogate w aromaty. Ciemnoczerwone i wręcz bordowe będą cięższe, wyraziste w smaku. Warto je serwować do jedzenia. Trunek o jaśniejszym odcieniu czerwieni zazwyczaj działa orzeźwiająco i można go pić samodzielnie.
Kilka ciekawostek:
- do wyprodukowania butelki wina o pojemności 0,75 l potrzeba soku z ok. 1,5 litra winogron;
- wątroba rozkłada alkohol w tempie jeden drink na godzinę. Zatem dwa kieliszki do obiadu zostaną zmetabolizowane po dwóch godzinach;
- wino ma „nogi” zwane też łzami – tak nazywane są strumyczki, które spływają po ściance kieliszka, gdy się nim zakręci. Im więcej alkoholu w winie tym więcej ma „nóg”;
- wbrew popularnym sądom nie wszystkie wina są lepsze z upływem czasu – tylko ok. 10 proc. produkowanych win zyskuje na leżakowaniu;
- ciśnienie w butelce dobrego szampana może osiągnąć 6 atmosfer, co wystarczy do napompowania opon autobusu.(znalezione w książce „Wino. Jak zostać znawcą” Richarda Kitowskiego i Jocelyn Klemm)
Z winem, z jego podawaniem łączy się swoisty rytuał. Gdzieś przecież te butelki trzeba przechowywać, nalewać do odpowiednich kieliszków i odpowiednią ilość, podawać we właściwej temperaturze, mieć dobry korkociąg do otwierania, nalewak, żeby nie ciekło po butelce, korek, żeby zamknąć nie do końca opróżnioną. Wybrałam ze stron internetowych kilka „winnych” gadżetów, żebyście zobaczyli, jak ładne bywają to przedmioty.
Ciekawa jestem, czy lubicie wino i które wam najbardziej smakuje. Czy wierzycie w jego zdrowotne właściwości? I czy także zauważyliście, że w towarzystwie, w którym jest podawane kultura picia i zachowania jest wyższa niż tam, gdzie stawia się na mocne trunki.
Anna
27 maja 2017 — 16:12
Ja z alkoholi też najbardziej wino, ale zdecydowanie czerwone, i może być bardzo, bardzo wytrawne. Na białe decyduję sie bardzo rzadko, chyba że prossecco, i to najlepiej w drinkach typu Aperol albo Hugo, chociaż tam zamiast soku z kwiatów czarnego bzu wolę dodać nieco nalewki z tychże. Pisałam już u siebie kilka razy w podobnym temacie, więc sie nijak nie przejmuj politycznością. I pokazałam kiedyś ciekawy gadżet do otwierania bardzo starego wina lub takiego z uszkodzonym korkiem. Co do siarczynów – są w każdym winie, chyba że masz takie kompletnie z prywatnej produkcji. I jeszcze bym uważała co do czasu rozkładu – to zalezy od wagi, temperatury, równiez płci… nam kobietom idzie to niestety nieco wolniej niż panom.
A i upic się winem można… całkiem, całkiem dobrym:):):). Szalenie przyjemny temat poruszyłaś, tak się miło zrobiło:)
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 16:27
Fajnie, że tak uważasz. A upić się winem – pewnie, że można. Dlatego napisałam „raczej nie można”. bo jednak sporo by trzeba było wypić, a o tym przecież nie myślimy, prawda?
Anna
28 maja 2017 — 15:03
W moim przypadku powyżej butelki na osobe jest niebezpiecznie już…
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 21:42
No na pewno. Chyba takiej ilości nie przekraczam:)
Gabrysia
27 maja 2017 — 16:58
Właśnie zakończyłam rozmowę z ciocią, która opowiadała mi o swoim sąsiedzie. Pan po zawałach i z przeszłością kardiologicznie bogatą, po wizycie u jakiejś syberyjskiej znachorki czy innej zielarki, odstawił leki i pija sobietydzień jedną lampkę ” byczej krwi” dziennie wieczorem,a potem tydzień przerwy. Podobno nigdy tak dobrze się nie czuł . I teraz nie wiem czy to za sprawą zdrowotnych właściwości wina, czy jego oprocentowania ?
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 18:05
Hm, no nie wiem, ważne, że mu pomaga. Ale chyba bym nie doradzała odrzucenia tradycyjnej medycyny.
Ultra
27 maja 2017 — 18:13
Kiedyś kojarzono wino ze szklaną butelką. Obecnie czytam wypowiedź M. Kondrata: „Bag-in-box to forma opakowania stosowana w przypadku różnych produktów. Składa się z dwóch elementów: foliowego worka i kartonowego pudełka. Dzisiejsze standardy produkcji sprawiają, że to rozwiązanie jest neutralne dla smaku wina i naszego zdrowia. Większość opakowań bag-in-box pozwala zmieścić od 3 do 5 litrów. Koszt butelek jest wyeliminowany, co daje wymierne oszczędności. Kolejną zaletą jest trwałość wina, które po otwarciu kurka może być spożywane nawet do 6 tygodni. Dla porównania smak wina w otwartej butelce zmienia się niekorzystnie już po 3-4 dniach. Konstrukcja BIBa pozwala uchronić zawartość przed wpływem tlenu, który inicjuje powstawanie wad w winie. Niektórzy zwracają też uwagę na ekologiczny aspekt wytwarzania i transportu BIBów. Ich produkcja wymaga mniejszych niż szkło nakładów energii, a wino przewożone w dużych opakowaniach pozwala ograniczyć emisję CO2”. Kupujemy wino w workach, taki trend.
Zasyłam serdeczności
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 18:22
Tak słyszałam o tym i próbowałam takiego wina. Z tego, co się dowiedziałam (i ze swojego smaku) wynika, że wino w kartonach jest zwykle słabszego gatunku, takie stołowe winko do popijania przy posiłku. Nie słyszałam, żeby wysokogatunkowe wina były sprzedawane w Bag-in-box. Ale może o czymś nie wiem… Pozdrawiam
Anna
28 maja 2017 — 15:02
Takie wino to w sam raz na wakacje – stoi gdzieś pod ręką, obok kostkarki do lodu, i pije się je raczej dla zaspokojenia pragnienia, do jedzenia i te pe, delektować to sie tym średnio można, aczkolwiek bywają niezłe. I tyle. Niezłe.
jotka
27 maja 2017 — 18:41
Lubię wino, najlepiej lekkie, ale czasami, zimowa porą można skusić sie na cięższe. Bardzo dobre są wina mołdawskie, bardzo dużo ostatnio na rynku win z polskich winnic o różnych smakach.
W ciepłe dni lubię się orzeźwić kieliszkiem martini z lodem i cytryną.
dawno temu, gdy koleżanką ze szkoły miała anemię, lekarz przepisał picie czerwonego wina z żółtkiem, na szczęście o salmonelli nikt wtedy nie słyszał.
Nie przepadam za winem wytrawnym, albo może nie piłam dobrego…
A moda na kieliszki zmienia się faktycznie co jakiś czas. Fajny temat, Iwonko 🙂
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 20:33
Słyszałam, że polskie wina są bardzo dobre, ale też bardzo drogie, niestety.
Anna
28 maja 2017 — 15:01
Miałam okazję pić i mam kilka polskich win – jednak pozostane przy sentymencie do włoskich szczególnie…
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 21:41
Chyba cie rozumiem:) Ostatnio z różnych stron słyszę pochwałę Primitivo – coś wiesz o takim winie?
Anna
29 maja 2017 — 20:53
wiem:), ale to nie jest moje ulubione – może jednak być:), to podobno inna nazwa zinfandela, w sensie szczepu:)
Iwona
30 maja 2017 — 10:59
Dzięki za info, Aniu
L.B.
27 maja 2017 — 19:32
Lekarz mi ostatnio zalecił picie czerwonego wina, by podnieść poziom żelaza, więc jeśli lekarz poleca to wierze, że ma właściwości zdrowotne. ;D Dla mnie jak wino to czerwone albo białe i koniecznie słodkie. Ostatnio w sumie bardziej posmakowało mi białe, choć ja to i tak raz na rok piję. Dla mnie alkohol mógłby nie istnieć. Wódki czystej wcale nie tknę, drinka ewentualnie. No i piwko czasem, ale smakowe zazwyczaj, bo normalne mi jakoś nie wchodzi i się zmuszam do jego wypicia ;D. Często też prowadzę samochód, więc nie mogę nic takiego wypić. Ten niebieski kieliszek mnie urzekł, jest przepiękny, tak samo ten Julia. Wspaniale się prezentują. 😉 Zaskoczyłaś mnie tym, że tylko 10%-tom służy leżakowanie. Tak się mówi, że im wino starsze, tym lepsze, a tu się okazuje, że to dotyczy niewielkiego stopnia.
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 20:35
Naprawdę nawet drobne gadżety wychodzą teraz spod rąk designerów i zachwycają urodą. zwykłe wydawałoby się korki do butelki czy korkociągi mogą być małym dziełem sztuki.
Gaja
27 maja 2017 — 20:08
Też jestem fanką wina, ale wytrawne jest dla mnie za ciężkie. Zwykle wybieram czerwone półwytrawne albo różowe. Dobre spostrzeżenie z tą kulturą picia, chociaż z drugiej strony – ile należałoby go wypić, żeby stracić wyczucie?… Osobiście więcej niż trzy lampki (!) przy jednej okazji nie strawię, a po takiej ilości raczej nie tańczy się na stole 🙂
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 20:36
Dlatego uważam, że to dobrze, że wino staje się coraz popularniejsze. Taniec na stole, hm, ciekawe… też mi się nie zdarzyło.
anabell
27 maja 2017 — 20:17
Lubię wino, ale bardzo rzadko piję. Bo jak się bierze non stop leki, to tak naprawdę nie ma kiedy go wypić. Jeśli mam w planie wieczór z winem, to muszę sobie poprzestawiać leki tak, by wieczorem ich nie łykać. A i tak najczęściej piję je „rozcieńczone”. Ostatnio piłam wino na bazie soku z kwiatów czarnego bzu, oczywiście z dodatkiem bąbelków.Jak dla mnie- oryginalny, przyjemny smak. Piłam też „zabąbelkowany” nieco cydr, robiony w domu na bazie soku tłoczonego z jabłek. Pycha, z lodem zwłaszcza. Przy okazji widziałam taką prawdziwą wyciskarkę do soku jabłkowego, który do beczki spływa poprzez kilka warstw słomianych mat.
Poza tym, kiedyś robiłam wino w domu.Okropna papranina, ale wyszło nam to wino świetnie, tylko to drylowanie wiśni mnie nieco zmordowało, a kuchnia wyglądała tak, jakby ktoś kogoś zasiekał na śmierć.
Gdy jeszcze byłam w domu, mój dziadek robił wino z owoców dzikiej róży – co roku eksperymentował z innymi szczepami drożdży winnych. Ale już samo szykowanie owoców dzikiej róży do nastawienia moszczu jest przeogromnie pracochłonne. Każdy owoc należy naciąć i starannie oczyścić z małych, diablo kłujących pesteczek.
Miłego;)
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 21:27
Mój wujek cały czas robi domowe wino, jest naprawdę udane. Sam też robi orzechówkę i nic tak na żołądek nie pomaga jak kieliszeczek tego trunku.
Oj, to prawda, leki i alkohol to kiepskie zestawienie. Pewnie, że bez alkoholu można żyć pięknie, ale szkoda, że człowiek musi mieć takie ograniczenia.
Bet
27 maja 2017 — 21:20
Uwielbiam! Po prostu uwielbiam: Białe, czerwone i różowe pod warunkiem, że nie są słodkie. A zimne i bardzo zimne, wina musujące… Ach, przepadam:))
W przypadku chwilowego braku Szampana szprycer też dobry!
Iwona Kmita
27 maja 2017 — 21:28
Hurra, czuję bratnią duszę względem wina i szprycerka. Pozdrawiam Bet 🙂
alElla
28 maja 2017 — 09:26
A mnie przyjmiecie do klubu bratnich dusz? 😉 Otóż wino wytrwane ma dla mnie smak napoju, który się po prostu popsuł, hi, hi…
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 13:26
Do klubu przyjmuję i przekonam cie, że wytrawne może być pyszne:)
Ultra
28 maja 2017 — 10:33
A co to jest ten szprycer? Dodaje się wody sodowej do wina, ale po co?
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 13:28
I jeszcze lód się dodaje. Po co to wszystko? Cóż, napój jest wtedy słabszy, na dłużej wystarcza, można sobie spokojnie popijać. Niektórzy to i przez cały wieczór sączą.
parrafraza
28 maja 2017 — 02:04
Kilka ciekawych rzeczy dowiedziałam się z Twojego wpisu.
Lubię wino, czasem pijam i preferuję białe półwytrawne. Ale koneserem nie jestem, zatem ulubionych rodzajów nie mam.
Z tą kulturą picia, to u nas faktycznie bywa różnie. Co do mocnych alkoholi, nie myślimy o koniaku, którym się tak jak i winem delektuje, ale rzecz jasna o wódce.
Wódkę często, zbyt często pije się tylko dla, że się tak eufemistycznie wyrażę –
„efektu wypicia” 😉 Nie mówię o sączonych powoli drinkach, czy wypitych dwóch kieliszkach na przyjacielskim spotkaniu.
Polacy, choć nie w takim stopniu jak Rosjanie znani są w świecie z pochłanianych zdumiewająco wielkich ilości „polish vodka”. Niestety.
Pozdrawiam majowo 🙂
iwona
28 maja 2017 — 09:50
Uff, cieszę się, że coś nowego znalazło się w poście. jak ma się komentatorów, którzy sa tak oczytani i inteligentni to człowiek czyli ja martwi się, że same banalne oczywistości pisze. Pozdrawiam 🙂
parrafraza
5 czerwca 2017 — 18:48
Osobiście nie pretenduję do grupy osób wybitnie inteligentnych i oczytanych 😉 Ale myślę, że i dla nich, tak, jak i dla mnie Twój blog jest bardzo interesujący.
Iwona Kmita
5 czerwca 2017 — 19:55
Dzięki wielkie:)
alElla
28 maja 2017 — 07:09
Klik dobry:)
Ja nie wiem, jakie wino preferuję, bo nie lubię żadnego. Jeśli już dam sobie wcisnąć kilka łyków, to po czerwonym jestem chora.
Do wystawnego obiadu kupuję wino różowe, jako pasujące do wszystkich dań i deserów.
Pozdrawiam serdecznie.
iwona
28 maja 2017 — 09:51
To nie daj się namawiać na czerwone, ewidentnie cię uczula. Podpowiadam lekkie białe, też są dobre, naprawdę 🙂
barbara
28 maja 2017 — 07:13
Za winem nie przepadam /jak i za innymi trunkami z procentami/, czasami skuszę się na lampkę białego czy czerwonego wina. Chyba najbardziej lubię szampana ale też tylko kieliszek i na wyjątkowe okazje. Winem, tak jak każdym procentowym trunkiem, można się upić, zależy od ilości. Unikam alkoholu nie ze względu na „poprawność polityczną” ale dlatego, że mi nie służy, mój organizm go nie toleruje. Pozdrawiam serdecznie, miłego dnia…
iwona
28 maja 2017 — 09:54
Argumenty przekonujące Basiu i nie podlegają dyskusji. Ale chyba trochę szkoda bo czasem odrobina wina naprawdę poprawia humor. I to nie z powodu zawartości alkoholu. Po prostu lubię te momenty, gdy z przyjaciółmi siedzimy sobie razem i od czasu do czasu łykniemy trochę z kieliszka.
alElla
28 maja 2017 — 07:19
Wśród gadżetów do wina nie zauważyłam „obrączki”, którą zakłada się na szyjkę butelki, aby przy nalewaniu krople wina nie ściekały po butelce.
W zestawie na zdjęciu widzę pompkę z korkami do zamykania próżniowego. Mam taką. Jest bardzo przydatna dla tych, którzy nie wypijają całej butelki wina w tym samym dniu.
Od biedy i szampan tak zamknięty za kilka dni jeszcze może być.
iwona
28 maja 2017 — 09:55
Zamiast obrączki wybrałam nalewaki. Też świetnie się spisują i te akurat fajnie wyglądają:)
Iwona Zmyślona
28 maja 2017 — 08:14
Alkohol pijam 4 razy do roku(urodziny, imieniny, święta). Nie znam się na wódkach, więc wybieram je pod kątem gościa. Próbowałam z winem ale w sklepie zawsze wybrałam niewłaściwe(nawet podpowiedź ekspedienta była błędna). Czy białe czy czerwone zawsze słodkie, bo wytrawne jest „drętwe”. Gdyby mnie było stać na koniak, to lampkę jego sączyłabym najchętniej. Co się tyczy kieliszków, to i tak nigdy nie jestem w stanie zapamiętać,który do jakiego trunku. Smak podnoszę sobie czekoladkami z likworem, a dla ochłody piję miętę z lodem. Ukłony.
iwona
28 maja 2017 — 09:57
Iwonko, zatem dobrą wiadomością jest to, ze kieliszki są już uniwersalne, dobre do każdego rodzaju wina. Co do smaku – nie przejmuj się, to że nie smakuje Tobie, nie znaczy, że innym też nie. Czekoladki z likworem – pyszna rzecz, dobra konkurencja dla wina. Miłej niedzieli 🙂
Maria
28 maja 2017 — 10:15
Ja to tak wszystkiego po trochu… próbuję;) Lubię smakować nowości, których nie znam. Nie mam ulubionych win, więc eksperymentuję czasem. Wszystko zależy od towarzystwa w jakim się znajdę, ale nigdy nie są to duże ilości. Z lampką wina wieczorem miło się relaksuje;)
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 13:29
Po trochu, ok, ale mam nadzieje, że nie na jednym przyjęciu. Mieszanie trunków na dobre raczej nie wychodzi;-)
Maja
28 maja 2017 — 14:21
Wpis pouczający …
Czerwone wytrawne wino to także i mój klimat , ale „wino to szyderca” warto o tym pamiętać i pić z umiarem 😉
Anna
28 maja 2017 — 21:23
Iwono, niestety, jestem przebrzydłą abstynentką, choć dość dobrze znam się na alkoholu. Pozwalam, aby mi nalano kieliszek wina, który podnoszę ze wszystkimi i udaję, że piję.
Mamy działkę, więc mąż robi wina z czerwonej porzeczki i aronii, ale gdy pozlewa do butelek, to rozdaje wszystkim znajomym i rodzinie, w domu niewiele zostaje. Czasami tylko umoczę usta i powiem, czy jest wystarczająco słodkie.
Jako abstynentka bardzo źle się czuję w towarzystwie ludzi, którzy nadużyli alkoholu i plotą bzdury.
Nie mogę patrzeć na młode dziewczyny pijące piwo z butelki lub puszki. Jutro u nas zaczynają się juwenalia, więc takich widoków będę miała pod dostatkiem.
Serdecznie pozdrawiam w upalny wieczór.
Iwona Kmita
28 maja 2017 — 21:45
Nie trzeba być abstynentka żeby źle się czuć wśród podpitych osób, nie wspomnę o pijanych. Co do dziewczyn, cóż, teraz takie czasy, że zachowują się tak samo jak młodzi mężczyźni. Zwykle faktycznie słabo to wygląda.
Networkerka
28 maja 2017 — 22:48
Przed ciążą zdecydowanie byłam zwolenniczką czerwonego lub białego, ale koniecznie słodkiego wina. Nie wiem, jak sytuacja zmieni się, gdy znów będę mogła sięgać po alkohol 😉
Iwona
29 maja 2017 — 12:07
No tak, czasem smak po ciąży zmienia się całkowicie. Trzymaj się zdrowo:)
Ola
29 maja 2017 — 22:38
Jak widzę, sporo mamy tutaj miłośników wina. I ja się do nich zaliczam! I również publicznie to wyznałam, przy okazji swojej wizyty w Winnicach Jaworek, gdzie zachwyciliśmy się z mężem polską produkcją i całą otoczką z nią związaną. Oprowadzono nas po piwnicach, pokazano sprzęt, objaśniono tajniki, widzieliśmy winorośl rosnącą w równych rządkach. No ale, oczywiście najprzyjemniejsza z tego wszystkiego była degustacja! Dla mnie wygrało (jak zawsze zresztą) czerwone wytrawne. Bo ja po prostu szaleję za dobrymi czerwonymi wytrawnymi lub pół-wytrawnymi winami. Nie będę ukrywać, że bzika mam przede wszystkim na punkcie win włoskich. Nie jestem żadną wielką znawczynią, ale zdarza nam się być na warsztatach z sommelierem czy innych tego typu. We wrocławskim Świecie Win mieliśmy przyjemność poznać przedstawiciela winnicy Cantine San Marzano i od tego czasu po restauracjach szukamy zawsze szczepu Primitivo lub Negroamaro 😀 A po wyprawie do Turynu w każdej restauracji zamawiałam butelkę Barbera d’Asti (fajne i relatywnie tanie). A teraz nie zamawiam niczego i nie piję niczego, bo wiadomo… w ciąży nie można. A mam czasem w upalne dni ochotę na dobrze schłodzonego szampana…
Iwona
30 maja 2017 — 10:58
Olu, fajnie, że jesteś. O polskiej produkcji tylko słyszałam, nie próbowałam, niestety. Przy najbliższej okazji to zrobię :). Natomiast ostatnimi czasy z różnych stron słyszę peany na cześć Primitivo, też muszę koniecznie spróbować.
Też się nie zaliczam do znawczyń wina, mam przyjaciół, którzy pod tym względem są niezastąpieni i mnie douczają. Natomiast po prostu bardzo lubię dobre wino. Czerwone najbardziej, choć czasem mi nie służy. Ale pokochałam też białe. No a dobry szampan nie jest zły, jak wiadomo. Pozdrawiam serdecznie
Kami
30 maja 2017 — 12:06
Bardzo interesujący artykuł i też tak patrząc na te wszystkie trunki to wino jest najlepsze, a jeszcze jak jest czerwone półwytrawne to żyć nie umierać.
Pozdrawiam 🙂
Iwona Kmita
31 maja 2017 — 10:45
Też uwielbiam czerwone półwytrawne. Czasem wytrawne są delikatne, np. chilijskie. Też są super:) Pozdrawiam, fajnie, że wpadłaś
Andrzej Rawicz (Anzai)
31 maja 2017 — 21:35
Niestety nie jestem smakoszem win. Podobnie jak alElla uważam, że wino to zepsuty dobry sok, który najwyżej nadaje się do podlewania sosów. Natomiast uwielbiam półsłodkie wermuthy.
Iwona Kmita
1 czerwca 2017 — 15:44
Oj, Andrzeju, nie wiem czemu ale sądziłam, że będziesz smakoszem i znawcą win;-)
Królowa Karo
1 czerwca 2017 — 23:58
Ja nauczyłam się pić wino we Francji i odtąd – jeśli już sięgam po jakiś alkohol – to zazwyczaj jest to właśnie wino. Fajnie, że u nas ta kultura picia wina też się rozwija.
dopieszczamy.pl
2 czerwca 2017 — 22:32
Dobre wino nie jest złe :), a na dodatek kieliszek czerwonego wina ponoć świetnie wpływa na zdrowie. Dobrym winem można się delektować – zachwycać bukietem, kosztować smak, podziwiać barwę. I ten niezwykły rytuał związany ze smakowaniem wina… kojarzy mi się z podarowaniem sobie odrobiny luksusu :). W trakcie moich podróży lubię odwiedzać lokalne winnice – mam kilka butelek przywiezionych z dalekich egzotycznych zakątków. Butelka lokalnego trunku z Santorini czeka na taką wyjątkową okazje i spokojnie leżakuje kolejny rok w barku 🙂
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 10:42
Kinga, mam nadzieję, że to jest ten rodzaj wina, które może leżakować. Bo jak pisałam, tylko 10 proc. gatunków zyskuje na czasie, pozdrawiam ciepło 🙂
dopieszczamy.pl
3 czerwca 2017 — 19:10
No tak, wiem… ale ze mnie taka właśnie koneserka 🙂
A z drugiej strony… powiedzenie, że kobieta jest jak wino, czym starsza to lepsza jest chyba w takim razie nieprawdziwe albo chodzi też o 10% kobiet 😉
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 23:30
Wolę myśleć, że w przypadku kobiet jest odwrotnie;-)
boja
3 czerwca 2017 — 18:33
Nie bardzo lubię wino. Pijam je, kiedy już naprawdę nic innego nie ma…
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
3 czerwca 2017 — 23:43
Dobre wino nie jest złe, naprawdę;-)
Danka
13 czerwca 2017 — 11:10
Jak milo spotkać Blogerkę 50+ – zapraszam do grupy na FB, jest nas niewiele, ale jesteśmy:-). Przyznam się, że ja pijam czerwone latem z wodą, a że trochę go schodzi od wielu lat robimy z mężem swoje wino – czerwone wytrawne. Kiedyś piliśmy białe ale ciągle zapominaliśmy rano wkładać do lodówki, by było gotowe na wieczór. i tak zaczęliśmy pic czerwone, bo nie trzeba pić zimnego. Pozdrawiam
Iwona Kmita
13 czerwca 2017 — 14:25
Chętnie do Was wpadnę, nie wiedziałam o takiej grupie:)
Daria | Mistrzyni Codzienności
26 czerwca 2017 — 10:02
Kiedyś zawsze piłam wino białe, a od niedawna zaczynam gustować w czerwonym. Może mogłabyś polecić swoje ulubione czerwone?
Iwona Kmita
26 czerwca 2017 — 10:18
Bardzo dobre, lekkie i niedrogie jest kalifornijskie Sutter Home, jest zresztą również pyszne białe tej marki.
alexanderkowo.pl
26 czerwca 2017 — 10:06
Ja jakoś specjalnie nie przepadam za winem. Piję sporadycznie. Wolę np smakowe piwa, ale dla każdego coś dobrego to co innego 🙂
Iwona Kmita
26 czerwca 2017 — 10:16
Piwo w upał jest rzeczywiście bardzo dobre, choć ja wolę klasyczne jasne i ciemne:)
Magda
26 czerwca 2017 — 11:40
Ciekawy artykuł. Lubie wina półsłodkie, ale latem od czasu do czasu lubię wybić cydr.
Iwona Kmita
26 czerwca 2017 — 12:59
Ja też lubię zimny cydr:)