Trochę mi jeszcze zostało do emerytury, jednak zmęczona pracą w korporacjach, zniechęcona ludzką zawiścią i narzekająca na wieczny brak czasu coraz częściej myślę o ZUS-owskim stypendium. Wtedy to sobie odpocznę!
Ostatnio myślę o tym jeszcze częściej, bo moja przyjaciółka Ania (znacie ją, bo już tu kilka razy u mnie pisała) jakiś czas temu została emerytką i dawno nie widziałam jej tak wyluzowanej i szczęśliwej jak teraz. Nawet mnie skapuje trochę tego jej szczęścia, bo jako osoba z dużą ilością wolnego czasu często zapędza przyjaciół do swojego ogrodu na pogaduszki i coś dobrego do jedzenia (na zdjęciu widzicie stół gotowy na przyjacielski „lanczyk”). Anka kwitnie, ja jej zazdroszczę i złośliwie postanowiłam ją wykorzystać. – Napisz, jak ci jest na tej emeryturze – poprosiłam ją. I napisała. Jak to ona – dowcipnie, wesoło i błyskotliwie. Zapraszam, przeczytajcie.
Czytam właśnie ostatni numer „Newsweeka” i wywiad z niejakim Carlem Honoré, entuzjastą slow life, czyli życia uwolnionego od presji czasu. Że też ja nie wymyśliłam tego terminu; jeździłabym teraz po świecie, jak ten entuzjasta i tłumaczyła ludziom, że tak fajnie jest zwolnić. W zasadzie po to przeszłam na emeryturę, pędziwszy przedtem prawie przez 40 lat, i tak jak w tym starym grepsie – niekiedy nie zdążałam nawet załadować taczki. Co rano samochodem na „Parkuj – jedź”, nie ma miejsc, włóczęga po okolicznym osiedlu, bo może ktoś już wyjechał do pracy. Najgorzej było w piątek, bo targ na Wolumenie – wszystkie emerytki z torbami na kółkach wychodzą z aut, mężowie parkują, ale tylko na chwilkę, no, może już odjadą, dalej do metra, właśnie… odjechało. Potem z pierwszej linii do drugiej, pędem na piechotę na uniwersytet. Zadzwonić, załatwić, umówić, odpisać, zarezerwować, wysłać, odebrać, zanieść, przegadać, zarejestrować, wypełnić… Wtedy wymyśliłam ten slow life.
I powiedziałam sobie: dość. Nawet przyjemnie było, kiedy szefowie i cały zespół prosili, że może bym jednak została, a może choć na pół etatu, oj, co my bez pani zrobimy. Pożegnałam się tortem i cytatem z Młynarskiego: „trzeba wiedzieć kiedy z szatni, płaszcz odebrać przedostatni, trzeba wiedzieć kiedy wstać i wyjść…” I wyszłam, tak jak się wychodzi ostatniego dnia przed urlopem, w podskokach.
Przez pierwszych kilka dni wszystko pędem jak zwykle, ale za każdym razem mówiłam sobie: no i po co tak lecisz, slow slow! Ponieważ jeszcze coś tam w pracy robię, łapałam się na tym, co zawsze – w łóżku zaczynałam rozwiązywać palące problemy ludzkości. Stop, nie pracuj w łóżku, włączałam sobie przycisk w głowie. Nic nie musisz!
Mam szczęście, bo mieszkam w starym ogrodzie. Następne kartki „Newsweeka” mnie w tym utwierdzają – spokój prosto z krzaka, ogrodoterapia i te rzeczy. Jednak dopiero teraz mogę ten ogród „obmieszkać”, jak mówi moja bratowa, dostrzec wszystkie fazy jego rozkwitu, nawozić, podlewać, ostrzyć, wyciąć, przesadzić, dokupić, a potem usiąść i patrzeć. A najprzyjemniej to robić z przyjaciółmi i rodziną, wtedy gdy siedzimy na tarasie, pijemy kompot z jabłek, jemy jabłka w cieście i szarlotkę, bo jabłka obrodziły jak nigdy, gdy każdy może tu robić, co chce i nawet nie musi gadać, tylko zaszyć się w krzakach. Niektórzy to mi nawet i skoszą trawę… A potem, otwierając bramę wciskam wszystkim te jabłka, śliwki, aronie, bo jako przetwórczy zakład owocowy sama nie wyrabiam.
Ani przez chwilę nie żałowałam mojej decyzji, chociaż życie toczy się teraz od dziewiątego do dziewiątego (a nie od pierwszego do pierwszego), ale przecież z głodu nie umrę. Chodzimy z innymi stypendystami ZUS-u do kina (wiadomo, przed południem taniej), bilety do teatru też są seniorskie, mam wreszcie czas na czytanie, choć do „Dzienników Goncourtów” jeszcze nie dojrzałam (mąż chciał je kiedyś wyrzucić, ale obiecałam, że przeczytam na emeryturze).
Moje slow life ma jeszcze jedną dewizę: każdego dnia zrób sobie jakaś przyjemność. Dziś to będą knedle ze śliwkami!
Bet
8 sierpnia 2018 — 17:16
Dokładnie tak jest jak pisze Ania! Co prawda nie każdy ma ogród do brania „świętego spokoju” prosto z krzaka, ale brak terminów i służbowych obowiązków dotyczy chyba większości osób w spoczynku:)) Oczywiście warunkiem tego błogiego odczucia jest dobre zdrowie i w miarę stabilna sytuacja finansowa.
A może taki stan zadowolenia mija z czasem i zacznie się okres zgorzknienia? Tego jeszcze nie wiem:))
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 17:38
Nie znam Cię Bet aż tak dobrze, jednak sądząc po blogowej działalności okres zgorzknienia ci nie grozi:) Tak samo jak Ani.
jotka
8 sierpnia 2018 — 17:38
Podoba mi się określenie – stypendystka ZUS, pożyczam sobie 🙂
Gdyby nie wakacje i perspektywa nagrody jubileuszowej też zdecydowałabym sie na ten krok, póki mogę, bo moze i ten przywilej mi odbiorą.
Coraz więcej osób decyduje sie na emeryturę, pomimo gorszej sytuacji finansowej, dla spokojniejszego życia właśnie.
Wśród znajomych w różnym wieku i profesji spotkałam tylko jedną, której źle było na emeryturze… ale to chyba taki typ.
Ogródek piękny i gościnny 🙂
Na emeryturę powinno sie iść w stanie pozwalającym na korzystanie z życia, a nie na siedzenie w przychodniach…
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 17:44
Oddaję do Twojej dyspozycji określenie ZUS-owskiej stypendystki 😉 Przyznam ci się, że ja nawet wystąpiłam o wcześniejsze stypendium, ale mi nie przyznali. Do roboty – wyczytałam między wierszami odpowiedzi z ZUS. No to się łapię różnej roboty i odliczam do tego wielkiego dnia… Pozdrawiam Jotko
Asmodeusz
8 sierpnia 2018 — 17:51
Ha, skąd ja znam ten stan? Pewnie dlatego, że poszedłem na emeryturę wcześniej niż większość, jeszcze z rozbiegu, by móc uciec z miejskiego gwaru, ulokowałem się na wsi.. Jeszczd imałem się różnych, dla mnie egzotycznych zajęć, ale teraz już tylko luz, no może trochę udzielam się społecznie, ale to nie to tempo, nie ten rytm.
W komentarzu wcześniej pada pytanie: „A może taki stan zadowolenia mija z czasem i zacznie się okres zgorzknienia?”. Odpowiem. Aby tradycji stało się zadość, musiałem założyć blog Zrzęda. Nie są w stanie załamać mnie choroby starości, obawiam się, że na łożu śmierci będę chciał słuchać anegdot i dowcipów.
Bet
8 sierpnia 2018 — 19:31
Asmodeuszu, dziękuję za rozwianie wątpliwości w kwestii prawdopodobnego zgorzknienia. Pozostanę przy zrzędzeniu:))
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 20:39
Dobry humor to jedna z lepszych dróg do dobrego samopoczucia, prawda? Ludzie weseli zawsze wydają się młodsi:)
Asmodeusz
8 sierpnia 2018 — 22:21
@Bet
Ale pamiętaj, że zrzędzić wolno tylko na pokaz 😉
@Iwono
Bez przesady z tą młodością – starości nie da się oszukać. Ta wesołość bierze się stąd, że młodych dopiero czekają te schody, na które się już wdrapałem 😀
Anna M.
8 sierpnia 2018 — 18:42
Właśnie czytam ostatni Tygodnik Powszechny, w którym prof. Wilkin mówi, że teraz ludzie odpływają z miasta na wieś, a nie odwrotnie (on zresztą też tak zrobił). Ale wcale nie trzeba tam mieszkać, jest mnóstwo na szczęście lasów (polecam spacery po Puszczy Kampinoskiej, gdzie się puszczamy z bratem i bratową na okrągło), parków i ogrodów znajomych! Pozdrawiam serdecznie!
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 20:40
Ja jak wiadomo najbardziej lubię ogrody znajomych:)
Ania
8 sierpnia 2018 — 19:29
Mi do emerytury sporo jeszcze brakuje, ale zazdroszczę przede wszystkim tego luzu, tego entuzjazmu ?
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 20:36
Moja Ania jest rzeczywiście bardzo pogodną osobą. Na szczęście jej samopoczucie się udziela i wszyscy znajomi na tym korzystamy. Pozdrawiam Aniu:)
Marek
8 sierpnia 2018 — 19:30
Wszystko to piękne i zachęcające, ale warto pamiętać, że jest to początkowy okres emerytury, gdy człowiek jest jeszcze sprawny i pełen radości życia. Niestety, nie ma żadnej gwarancji, że tak będzie zawsze – tym bardziej że mamy coraz większe szanse na dożycie prawdziwie sędziwego wieku.
Bo prawa do godnej śmierci na własne życzenie się nie doczekamy. I nasze dzieci, i nasze wnuki też zapewne nie. A Szwajcaria daleko i chyba jednak ciut za drogo jak na ZUS-owskie stypendium…
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 20:34
Z pewnością masz rację, ale przykrości i choroby nie czekają do emerytury i mogą się zdarzyć zawsze. jestem zwolenniczką postawy: ciesz się każdym dniem i myśl tylko o tym co dziś, bo nawet jutro jest nieprzewidywalne. Nie zawsze mi się to udaje, jednak bardzo się staram. Tak jest łatwiej. Pozdrawiam serdecznie.
barbara
8 sierpnia 2018 — 19:49
Też pędziłam, teraz na emeryturze trochę wolniej ale…pędzę…robię sobie przyjemności, czytam więcej, czasami wypad z mężem…życie toczy się dalej…trochę spokojniej…pozdrawiam serdecznie Iwonko…
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 20:35
Basiu, z pewnością się nie nudzisz, a to już bardzo dużo. Również Cię pozdrawiam:)
Anna
8 sierpnia 2018 — 20:47
ja niby sobie sama sterem żeglarzem i okrętem, ale czasem mam trochę nudy, a czasem robota goni jak szalona – jak ostatnimi czasy. emerytura jest fajna na początku. I jak jest jakas niezła kasa. Bo potem bywa różnie… chociaż może być fajnie. Znam emerytki radosne i z pasją, znam takie mniej kolorowe. Z różnych powodów. Ja lubię moją pracę, i pewnie za te kilka lat i tak będę dalej pracować. A jak bym sie uparła mogłabym już być ową stypendystką…ale nie chcę.
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 22:40
Ja też Anno lubię moją pracę, tyle że ta praca się zmieniła – w sensie sposób jej wykonywania, ludzie, którzy do niej trafili. Nie czuję się z tym dobrze, stąd myśli o „stypendium”. Wiem, że każdy kij ma dwa końce, niestety… Jednak cieszę się, jak widzę ludzi, którzy sobie dobrze radzą.
Andrzej Rawicz (Anzai)
8 sierpnia 2018 — 21:33
Reakcje na możliwość stania się „stypendystą/ką ZUS” są przeróżne. Ja miałem taką możliwość już kilkanaście lat temu (wystarczyło 45 lat życia i 10 lat pracy w szczególnych warunkach 😉 ). Skorzystałem i … po kilku tygodniach powróciłem do pracy, bo otrzymałem ciekawą propozycję. W zasadzie nie widzę większej różnicy, bo to co robiłem na zleceniach robiłem też w domu (serwis RTV/Comp). Nie obowiązywały mnie godz. pracy, bo jako ekspert pojawiałem się w firmie w ramach potrzeb. Pewno będzie brakowało tego obijania się w firmie i udawania strasznie zapracowanego, ale po co się martwić na zapas.
Świat się zmienia, i dzisiaj już nie zdarzają się 5-6 letnie dzieci, które – tak jak w PRL – pytane: Kim chcą być jak dorosną? odpowiadają: Emerytem !!!
Iwona Kmita
8 sierpnia 2018 — 22:42
U mnie w zasadzie też nie będzie różnicy, czy jestem w firmie, czy na swoim. Dlatego gdybym mogła to bym skorzystała ze „stypendium”;-)
Dorota
9 sierpnia 2018 — 15:55
No właśnie. Na emeryturze od trzech lat, a pracy tylko trochę mniej. Ale sama jej szukam, bo to, czego bałam się najbardziej, to zardzewienie umysłu. Jest jedna ogromna korzyść obecnej sytuacji: jestem szefem tylko samej siebie i w zasadzie nad sobą też nie mam szefów. Nie muszę nikogo oceniać, a mnie oceniają chyba nie najgorzej, skoro płacą mi za robotę. Pracuję dlatego, że CHCĘ, a nie dlatego, że MUSZĘ.
Lena Sadowska
8 sierpnia 2018 — 22:43
Witam.
Lubię pracować.
Choć gnam z miejsca na miejsce i troszeczkę marudzę:)
Lubię odpoczywać.
Choć po jakimś czasie w jednym miejscu też troszeczkę marudzę:)
Mimo mojego niezdecydowania, życzę Autorce, by spędzała swój Czas Upragnionej Swobody tak, jak najbardziej lubi:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 11:18
Dziękuję za życzenia Leno. Zwłaszcza że i ja korzystam z jej możliwości:)
anabell
8 sierpnia 2018 — 23:17
Jak na wszystko w życiu, trzeba mieć również pomysł na to, jak się będzie spędzało czas na emeryturze. Najmniejszy problem gdy ma się jakieś hobby, bo wreszcie ma się czas na realizowanie go.
Niektórym to się zdarza, że i tak na emeryturze cierpią na brak czasu – mnie
jakoś wciąż brakuje czasu. Wyobraż sobie, że od kilku miesięcy nie popełniłam żadnego „biżutka”. Naiwnie myślałam, że może coś zrobię gdy rodzina pojedzie na urlop- niestety, niewiele czasu mi przybyło.
To tak jest, gdy człowiek zmieni miejsce pobytu- wciąż jeszcze coś muszę poznać, zobaczyć, koniecznie poczytać i nie mogę poświęcić kilku godzin na zrobienie projektu i wcielenie go w życie.
Nie wykluczam też, że metryka też ma tu znaczenie;)
Serdeczności;)
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 11:20
Aniu, o metryce nawet nie wspominaj – wystarczy cie poczytać, a jak się jeszcze pozna, to już tylko sobie marzyć, żeby być podobnym. Biżutków szkoda, jednak, gdy wrócisz do pracy koniecznie się pochwal. Coś nowego bym może sobie wybrała?
oto ja
9 sierpnia 2018 — 08:45
ZUS-owskie stypendium jest pewnie mało atrakcyjne finansowo, ale spokój umysłu jest bezcenny. Jak wiesz Iwonko ostatni rok miałam szczególny i trochę naładowałam baterie, odpoczęłam. Może zabrzmi to dziwnie ale nawet się trochę cieszę, że wracam do pracy (a może nie wiem co mówię ha, ha, ha). Świadomość tego, że lubię swoją pracę z pewnością pozwoli jeszcze trochę wytrwać, bo fakt to pocieszający – już bliżej niż dalej. Pozdrawiam słonecznie i ……… to co mam w zamyśle jest nieustająco aktualne 😉
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 11:21
Dziękuję kochana:) Każdy pisze, że lubi swą pracę. Ja też swoją lubię, nie lubię tylko pracodawców (niektórych), bo mi ją obrzydzają.
Gabrysia
9 sierpnia 2018 — 09:20
Odkąd znalazłam moją obecną przystań, a mój mąż poszedł na emeryturę – ja też jestem jakby pół emerytką 🙂 bo niczego nie muszę, a wszystko chcę . Nie zamieniłabym tego stanu na żaden inny.
Wczoraj w oczekiwaniu na odczytanie wyników – siedzieliśmy w kawiarence i jedliśmy lody obserwując przez duże okno, katowicki pęd, który był równie szalony na chodnikach jak i ulicach. A my sobie z altanki obserwujemy młode jaskółki uczące się fruwać i chłoniemy każdą wspólnie spędzoną chwilę – oby tylko zdrowie dopisało jak najdłużej, bo bez tego nie da się cieszyć życiem. Każdemu życzę takich chwil w zwolnionym tempie, bo czy gnamy, czy idziemy powoli – na końcu czeka nas to samo 😉
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 11:22
Oj ta końcówka Gabrysiu… A jak wyniki?
Gabrysia
9 sierpnia 2018 — 11:38
Może zabrzmiało to zbyt smutno – chodzi mi o końcówkę, ale czytam właśnie ksiazki buddyjskiego mnicha i one są właśnie przepełnione nawoływaniem do zwolnienia. Pisze o tym w bardzo humorystyczny sposób , ale dający do myślenia. I ma rację bo czy dobiegniemy ledwie dyszac ,czy dojdziemy pełni zachwytu tym ,co po drodze widzieliśmy – wszyscy spotkamy sie dokładnie na tej samej mecie ? a wyniki dobre Iwonko, miałam przedwczoraj niekontrolowany „ odjazd” i szczęściem było to, że przydarzył mi sie w klinice kardiologicznej gdy bylismy z mężem na kontrolnej wizycie . Dostałam od razu na noc Holtera – ale to przez upał , rano przed wizytą oprócz kawy nie wypiłam nic więcej . Nie ma żartów – teraz już z wodą sie nie rozstaje ?
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 14:21
O jejku, Gabrysiu, dbaj o siebie:)
Gabrysia
9 sierpnia 2018 — 20:33
A to jeszcze moja dedykacja dla Stypendystki 🙂
Emerytura to wcale nie bzdura
To życia początek nowego
Zapowiedź czegoś nieznanego szalonego
Czasu dostatek na wszystkie wspaniałości
I nowych przygód niezliczone ilości
By być emerytem wesołym
Każdy z nasz marzy już od czasów szkoły
I w końcu marzenie się spełniło
Wiec niech ten czas będzie spędzony miło
A ZUS niech teraz wyskakuje z kasy
I płaci za te wszystkie rarytasy
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 22:36
dzięki za wierszyk Gabrysiu:)
Ultra
9 sierpnia 2018 — 15:12
Z tym slow to jest tak, że jedni potrafią, inni zwolnić nie umieją, a jeszcze inni nie mogą, bo muszą pomóc młodym, bo taka jest polska rzeczywistość, przy czym większość babć i dziadków z własnej woli pragnie pokazać świat, bo prawdą jest, że dziadkowie mają wiele cierpliwości i czasu dla swoich wnuków. Potem będzie miał kto trzymać za rękę i podtrzymywać, gdy będą starzy i słabi. Dobro wraca zawsze.
W każdym wieku należy zachować rozsądek i umiar we wszystkim, by nudy nie było.
Serdecznie pozdrawiam
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 22:37
Ja także wierzę, że dobro powraca. Niektórzy uważają, że zło również wraca do osoby, która je komuś wyrządziła. Obie wersje mi się podobają. Pozdrawiam Ultro:)
maradag
9 sierpnia 2018 — 17:18
Myślę, że każdy stan ma swoje przyjemne strony i te gorsze. Zależy od człowieka, ile jest w nim pogody ducha, optymizmu i potrzeby walki. To jest ten „aspekt ludzki”… Jesli jesteś pogodnym emerytem, który ma stabilną sytuację i wsparcie bliskich – to jest super. Jeśli jesteś samotna/samotny i świat o tobie zapomniał, to izolujesz się co raz bardziej…
Ale ja wspomnę o samym ZUS. Mam w pamięci przeszło dwuletnią walkę mojej Siostry z ZUS-em, o to by nie potrącali jej ubezpieczenia zdrowotnego , ( na podst. prawa unijnego, które mówi o tym, że płacisz tylko w jednym, unijnym landzie). Na swoim blogu miała Renia kilka notek na ten temat. A ja byłam obok i widziałam na co dzień tę walkę. Najbardziej zdumiało mnie pytanie pani z ZUS (Warszawski Oddział do Spraw Międzynarodowych!): na jakiej podstawie płaci pani ubezpieczenie w Holandii. A no na takiej, że tu jest to obowiązkowe, bez względu na status (pracujesz czy nie), masz meldunek – płacisz. Inaczej masz problemy. Do komornika włącznie. Odpowiedż ta była jednak nieakceptowalna. Następnym szokiem pyło stwierdzenie pani, że przecież mozna się leczyć w Polsce… (i tu opadły nam ręce, szczęki i biusty…). Płacimy dużo w Holandii, ale opieka medyczna jest rewelacyjna. Bez wkładania cichaczem w kieszonkę. Póżniej były tony papierów (formularze przebiegu pracy w Polsce, Holandii i Honolulu… gdzie wystarczyłyby daty płacenia tutaj ubezpieczenia, potwierdzone przez CZ tutejszą instytucję).
Renia nie doczekała pomyslnego załatwienia sprawy. Do samego końca miała odtrącaną składkę ubezpieczeniową w Polsce.
Przepraszam, że odbiegłam od tematu „jak fajnie być emerytem”, ale jak słyszę/widzę ZUS, to mi się nóż otwiera…
Przepraszam też Iwonko Twoją Anię. Podziwiam pogodę ducha, radość z każdego dnia i zazdraszczam ogrodu :-).
Ale też radzę uzbroić się w cierpliwość w załatwianiu formalności z ZUS. Chociaż pewno jest łatwiej gdy ma się wszystko pod ręką :-).
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 22:39
Pamięta Maradag opisy Reni o jej potyczkach z ZUS-em 🙁 Wcale się nie dziwię Twoim skojarzeniom przy tym akurat poście. I wcale nie odbiegasz od tematu. Wszystkie myśli dozwolone.
Ula H.
9 sierpnia 2018 — 21:31
Ta dewiza, by każdego dnia zrobić sobie jakąś przyjemność powinna przyświecać każdemu. Ja muszę jeszcze 10 lat pracować do emerytury, a wtedy – nie wiem co będzie. Teraz mam ciągle za mało czasu na wszystko – zawsze mam tyle do zrobienia ! Nie wiem, czy na emeryturze starczy mi czasu na wszystkie moje zajęcia i pasje ?
Uważam, że kobiety powinny wcześniej mieć możliwość odejścia na emeryturę, bo tak naprawdę większość z nas pracuje przynajmniej na dwóch etatach. Wychowujemy dzieci i prowadzimy dom, a oprócz tego normalnie pracujemy w jednej lub w kilku pracach. Po pięćdziesiątce przychodzi zmęczenie. Powinna być możliwość chociaż pracy na pół etatu, a drugie pół emerytury (?)
Iwona Kmita
9 sierpnia 2018 — 22:43
Ula, mam dokładnie takie samo zdanie na temat emerytury kobiet. Wcale mnie nie cieszyło wyrównanie lat pracy z mężczyznami. Nie mam nic przeciwko facetom, jednak my na ogół faktycznie pracujemy podwójnie. Mnie do emerytury już znacznie mniej brakuje niż Tobie, ale i tak muszę czekać. Z drugiej strony – może coś fajnego mnie jeszcze w zawodzie czeka?
Stokrotka
10 sierpnia 2018 — 05:42
Myślę, że do wszystkiego w życiu trzeba dojrzeć. Także do tego żeby zwolnić tempo a nawet się zatrzymać. Bo po co się śpieszyć? I tak życie – nawet takie bardzo powolne za nas zadecyduje.
Serdeczności Iwono 🙂
Iwona Kmita
10 sierpnia 2018 — 21:40
Masz rację Stokrotko.
Adrianna
10 sierpnia 2018 — 12:18
przepieknie miejsce:) zyc nie umierac eh
Iwona Kmita
10 sierpnia 2018 — 21:40
O tak, wiem coś o tym:)
iw.nowa.2.0
10 sierpnia 2018 — 18:25
Są takie dni, kiedy i ja już tęsknię za emeryturą, szczególnie kiedy dzień za dniem mam nieustanny pęd i ciągle coś, na szybko, na już, na wczoraj.
Od dawna próbuję slow life, ale jednak czasem to niewykonalne, dopóki człowiek pracuje.
Kiedy już dorosnę do emerytury to jednak będzie to wyglądało właśnie tak, albo bardzo podobnie jak u Twojej koleżanki :).
Pozdrów ją ode mnie bardzo serdecznie
Iwona Kmita
10 sierpnia 2018 — 21:41
Na pewno pozdrowię. Wiesz, u mnie podobnie, niby wiem, niby zwalniam, aż nagle wyrasta mnóstwo spraw do załatwienia…
Greenelka
11 sierpnia 2018 — 21:19
Kochana, skomentuję później, ( odwiedziny mam kilkudniowe), a na razie zapraszam do wspólnej zabawy na blogu.
Pozdrowionka:)
Jaga
12 sierpnia 2018 — 18:44
Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa niż wtedy kiedy zrezygnowałam z pracy zawodowej – zero pośpiechu, zero przymusu, zero wrednych ludzi. Nic nie muszę i życie jest piękne
Iwona Kmita
12 sierpnia 2018 — 18:50
Bo życie jest piękne, Jaga. Czasem bywa złe i smutne, jednak w ogólnym rozrachunku – nie ma nic piękniejszego, niż życie, prawda?
Marta
13 sierpnia 2018 — 11:43
Emerytura to jeszcze nie moje klimaty, ale slow life – jak najbardziej. 🙂
Iwona Kmita
14 sierpnia 2018 — 11:31
I dobrze, slow life każdemu dobrze służy:)
Modern
13 sierpnia 2018 — 15:31
Slow life to tylko w weekend 😀
Iwona Kmita
14 sierpnia 2018 — 14:31
Szkoda, trochę za krótko:(
Aneta
14 sierpnia 2018 — 09:20
Już nie długo mnie też czeka emerytura 🙂
Iwona Kmita
14 sierpnia 2018 — 14:31
Mnie też, jednak mnie to nie smuci
Kinga K.
14 sierpnia 2018 — 12:55
Lubię wieść slow life,chociaż do emerytury mi daleko 😉
Iwona Kmita
14 sierpnia 2018 — 14:32
Ja tak samo, tyle że do emerytury nie tak daleko…
Andrzej-Art Klater
15 sierpnia 2018 — 08:09
Jako szacowny emeryt rozważam jakiąś pozytywną aktywność . Być może otworzę własną firmę?!
uściski, Iwono
Malina M
16 sierpnia 2018 — 22:10
a ja już kod trzech lat jestem stypendystką ZUS-u , zgorzknieć w żadnym wypadku nie zdążyłam, bo wpadłam w … wir pracy zawodowej, kocha mnie ta praca okrutnie, a ja odwzajemniam 🙂 cóż, moi „chłopcy” w pracowni ani słyszeć nie chcieli, zresztą też wolałam na konstruktorów nie zwalać architektonicznej roboty,… Tak to Iwonko bywa – najpierw to co to ja nie zrobię na emeryturze, czego to nie napiszę, a może wrócę do malowania … może 🙂 w rzeczywistości nie odczułam zmiany, ale nie ma lekko – zdrowie przypomina mi o latkach, które lecą, jak oszalałe
Iwona
17 sierpnia 2018 — 09:12
To prawda, zdrowie wcześniej czy później zacznie dokuczać. I to jest ta gorsza cześć stypendium. Zdrowia życzę Malinko i fajnych projektów
Malina M
19 sierpnia 2018 — 14:56
🙂 dziękuję
a projekt akurat fajny mam teraz na tapecie – pałac w Luboradzu, kiedyś opowoim
Greenelka
17 sierpnia 2018 — 14:48
Ja już przestałam się spieszyć, chociaż jeszcze nie jestem stypendystką.
Iwona Kmita
17 sierpnia 2018 — 16:16
wiem, wiem. Tak trzymaj:)