Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Slow life w stanie spoczynku

Trochę mi jeszcze zostało do emerytury, jednak zmęczona pracą w korporacjach, zniechęcona ludzką zawiścią i narzekająca na wieczny brak czasu coraz częściej myślę o ZUS-owskim stypendium. Wtedy to sobie odpocznę!

Ostatnio myślę o tym jeszcze częściej, bo moja przyjaciółka Ania (znacie ją, bo już tu kilka razy u mnie pisała) jakiś czas temu została emerytką i dawno nie widziałam jej tak wyluzowanej i szczęśliwej jak teraz. Nawet mnie skapuje trochę tego jej szczęścia, bo jako osoba z dużą ilością wolnego czasu często zapędza przyjaciół do swojego ogrodu na pogaduszki i coś dobrego do jedzenia (na zdjęciu widzicie stół gotowy na przyjacielski „lanczyk”). Anka kwitnie, ja jej zazdroszczę i złośliwie postanowiłam ją wykorzystać. – Napisz, jak ci jest na tej emeryturze – poprosiłam ją. I napisała. Jak to ona – dowcipnie, wesoło i błyskotliwie. Zapraszam, przeczytajcie.

Czytam właśnie ostatni numer „Newsweeka” i wywiad z niejakim Carlem Honoré, entuzjastą slow life, czyli życia uwolnionego od presji czasu. Że też ja nie wymyśliłam tego terminu; jeździłabym teraz po świecie, jak ten entuzjasta i tłumaczyła ludziom, że tak fajnie jest zwolnić. W zasadzie po to przeszłam na emeryturę, pędziwszy przedtem prawie przez 40 lat, i tak jak w tym starym grepsie – niekiedy nie zdążałam nawet załadować taczki. Co rano samochodem na „Parkuj – jedź”, nie ma miejsc, włóczęga po okolicznym osiedlu, bo może ktoś już wyjechał do pracy. Najgorzej było w piątek, bo targ na Wolumenie – wszystkie emerytki z torbami na kółkach wychodzą z aut, mężowie parkują, ale tylko na chwilkę, no, może już odjadą, dalej do metra, właśnie… odjechało. Potem z pierwszej linii do drugiej, pędem na piechotę na uniwersytet. Zadzwonić, załatwić, umówić, odpisać, zarezerwować, wysłać, odebrać, zanieść, przegadać, zarejestrować, wypełnić… Wtedy wymyśliłam ten slow life.

I powiedziałam sobie: dość. Nawet przyjemnie było, kiedy szefowie i cały zespół prosili, że może bym jednak została, a może choć na pół etatu, oj, co my bez pani zrobimy. Pożegnałam się tortem i cytatem z Młynarskiego: „trzeba wiedzieć kiedy z szatni, płaszcz odebrać przedostatni, trzeba wiedzieć kiedy wstać i wyjść…” I wyszłam, tak jak się wychodzi ostatniego dnia przed urlopem, w podskokach.

Przez pierwszych kilka dni wszystko pędem jak zwykle, ale za każdym razem mówiłam sobie: no i po co tak lecisz, slow slow! Ponieważ jeszcze coś tam w pracy robię, łapałam się na tym, co zawsze – w łóżku zaczynałam rozwiązywać palące problemy ludzkości. Stop, nie pracuj w łóżku, włączałam sobie przycisk w głowie. Nic nie musisz!

Mam szczęście, bo mieszkam w starym ogrodzie. Następne kartki „Newsweeka” mnie w tym utwierdzają – spokój prosto z krzaka, ogrodoterapia i te rzeczy. Jednak dopiero teraz mogę ten ogród „obmieszkać”, jak mówi moja bratowa, dostrzec wszystkie fazy jego rozkwitu, nawozić, podlewać, ostrzyć, wyciąć, przesadzić, dokupić, a potem usiąść i patrzeć. A najprzyjemniej to robić z przyjaciółmi i rodziną, wtedy gdy siedzimy na tarasie, pijemy kompot z jabłek, jemy jabłka w cieście i szarlotkę, bo jabłka obrodziły jak nigdy, gdy każdy może tu robić, co chce i nawet nie musi gadać, tylko zaszyć się w krzakach. Niektórzy to mi nawet i skoszą trawę… A potem, otwierając bramę wciskam wszystkim te jabłka, śliwki, aronie, bo jako przetwórczy zakład owocowy sama nie wyrabiam.

Ani przez chwilę nie żałowałam mojej decyzji, chociaż życie toczy się teraz od dziewiątego do dziewiątego (a nie od pierwszego do pierwszego), ale przecież z głodu nie umrę. Chodzimy z innymi stypendystami ZUS-u do kina (wiadomo, przed południem taniej), bilety do teatru też są seniorskie, mam wreszcie czas na czytanie, choć do „Dzienników Goncourtów” jeszcze nie dojrzałam (mąż chciał je kiedyś wyrzucić, ale obiecałam, że przeczytam na emeryturze).

Moje slow life ma jeszcze jedną dewizę: każdego dnia zrób sobie jakaś przyjemność. Dziś to będą knedle ze śliwkami!

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén