Pamiętacie „Czterdziestolatka”? W jednym z odcinków Karwowscy uznali, że w dobrym tonie jest posiadanie przodków. Skończyło się na kupnie obrazu z dostojnym starszym panem, który podobno był łudząco podobny do pana inżyniera.
Na blogach czytam czasem o Waszych historiach rodzinnych. Piszecie o dzieciach, o rodzicach, dziadkach, pradziadkach, pokazujecie stare fotografie.
Niedawno koleżanka z dzieciństwa powiedziała mi, że tworzy drzewo genealogiczne. Wpadła na ten pomysł krótko po śmierci taty, gdy uświadomiła sobie, że jest coraz mniej osób, które mogą opowiedzieć jej o przeszłości. Z kolei moja bliska przyjaciółka, także po śmierci ojca, tak wciągnęła się w przeglądanie rodzinnych papierów i fotografii, że powstała
z tego świetna książka, którą zwieńcza rozległe drzewo jej rodu. Przy okazji odkryła kilka fascynujących historii rodzinnych i odnalazła gdzieś na antypodach bliskich kuzynów, których przodkowie osiedli tam po powrocie z zesłania na Syberię. Od tamtej pory odwiedzają się od czasu do czasu i utrzymują kontakty przez internet.

Na zdjęciu u góry mój tatuś ze swoim ojcem, mamą (z prawej) i babcią. U dołu: moja babcia Ania z dziadkiem Olkiem oraz moja mamusia i jej młodszy brat.; dalej mój tata ze mną; moi rodzice krótko po ślubie.
Moja rodzina jest niewielka. Tata odszedł młodo, zanim się to stało nie w głowie było mi odpytywanie go z dziejów rodziny. W minione święta wielkanocne poprosiłam mamę, żeby mi opowiedziała co nieco o historii jej rodziny i rodziny taty, kim dokładnie był mój dziadek, babcia oraz ich rodzice, czym zajmował się mój dziadek ze strony ojca, kim była mama mojego taty, bo niestety żadnego z nich nie miałam szczęścia poznać, oglądałam ich tylko na zdjęciach, bo umarli przed moimi narodzinami…
Na część pytań mama nie znała odpowiedzi, na niektóre tematy wiedziała mało. Pomyślałam, że dobrze by było samej poszperać. Nie zbuduję raczej drzewa swojej rodziny, nie mam na to ani czasu, ani cierpliwości i pasji do drobiazgowego przeszukiwania kontaktów, dokumentów, szperania w archiwach, urzędach stanu cywilnego, w internecie. Ale chcę dowiedzieć się o bliskich jak najwięcej, póki są jeszcze osoby, które mogę zapytać.
Nowa moda
Chwalimy się swoimi przodkami, nie ukrywamy jak kiedyś skąd pochodzili, czym się zajmowali. Wręcz w dobrym tonie jest wiedzieć skąd wywodzi się rodzina. Pokazujemy herby, jeśli je mamy, ordery i odznaczenia swoich bliskich. Powstają strony internetowe, gdzie ludzie dokumentują poszukiwania przodków, jeszcze więcej jest takich, gdzie można znaleźć pomoc w zbudowaniu własnego drzewa genealogicznego, pobrać schemat, dowiedzieć się od czego zacząć. Tyle że nawet taka pomoc nie zwalnia z własnych poszukiwań poza siecią. Nikt za nas nie pojedzie w nasze rodzinne strony, nie będzie grzebał w archiwach, przetrząsał dokumentów. Chyba że za to zapłacimy. Bo są osoby, które „zawodowo” się tym zajmują. Tylko czy wtedy to nadal jest nasza przyjemność?
I blisko, i daleko
Podoba mi się to poszukiwanie przodków, poznawanie relacji rodzinnych, odtwarzanie drzew genealogicznych. Temu celowi wyjątkowo sprzyja internet. Choćby media społecznościowe i blogowanie. Sama dzięki FB nawiązałam kontakt ze wspomnianą na początku koleżanką z dzieciństwa, odnowiłam relację z kuzynkami ze strony taty, z bratem ciotecznym, którego pamiętałam jako małego chłopca. A dziś to dorosły mężczyzna mieszkający za granicą, z którym fajnie mi się od czasu do czasu rozmawia. Ten trend do poznawania korzeni jest mocno związany z czasami, w których żyjemy – rozjeżdżamy się po całym świecie i nic dziwnego, że błyskawicznie dochodzące wirtualne listy do rodziny i przyjaciół odgrywają wielką rolę w naszym życiu. Wystarczy kliknąć i po drugiej stronie odezwie się ktoś bliski. Czujemy, że nawet będąc gdzieś tam emigrantem, mamy swoje korzenie, należymy do określonego kręgu. Na świecie mało jest stałych pewnych rzeczy. A rodzina do takich należy. Już przed laty Starsi Panowie Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski śpiewali z przekonaniem:
„Rodzina nie cieszy,
nie cieszy, gdy jest,
Lecz kiedy jej nima
Samotnyś jak pies”.
Jeżeli więc szperanie w przeszłości to dzisiejsza moda, bardzo mi się ona podoba. A wam? Może też odkryliście jakieś fascynujące rodzinne historie?
oto ja
6 maja 2017 — 16:24
Co jakiś czas sobie obiecuję, że poszperam i jakoś zawsze czasu za mało. Obym tylko zdążyła zapytać o historię rodziny, bo ze starszego pokolenia została tylko najbliższa Ciocia.
Pozdrawiam ? i życzę powodzenia w Twoich poszukiwaniach ?
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 17:53
Mnie bardzo kręci, żeby np. w wakacje pojechać w rodzinne strony taty, mamy i zobaczyć kto tam jeszcze mieszka, co wie o naszej rodzinie. Nasza rodzina niestety nie była za bardzo „rodzinna”, nie było spotkań, rodzinnych zjazdów itp. Chyba ze 3 lata temu urządziłam w moim rodzinnym mieście spotkanie rodziny ze strony mamy, tej najbliższej, bo nawet w tym gronie rzadko się widujemy. Byli zaskoczeni, ale się zjawili i naprawdę było fajnie.
oto ja
10 maja 2017 — 11:57
Właściwie to zupełnie niezły pomysł. Starszych Członków mojej rodziny pozostało niewielu. Porosły ich dzieci, pojawiły się wnuki. A najpewniejszym spotkaniem rodzinnym pozostaje niestety pogrzeb.
Jakby tak zorganizować spotkanie rodzinne na działce, którą posiadam. Przecież taki rodzinny event, to kwestia dobrej organizacji (w pracy nie takie rzeczy się robi). Nie będę się tu publicznie deklarować, nie mniej jednak podsunęłaś niezły pomysł warty przemyślenia. Dzięki 😉
Iwona
10 maja 2017 — 15:14
No, widzisz, cieszę się. Aż żałuję, że nie jestem Twoją rodziną:)
oto ja
11 maja 2017 — 07:55
Chętnie Cię adoptuję ?
A tymczasem podobno wiosna jednak nadchodzi, medycyna już trochę odpuściła sobie moją osobę, więc może za jakiś czas wyruszę do stolicy ?
Iwona Kmita
11 maja 2017 — 12:31
Wyruszaj koniecznie 🙂
jotka
6 maja 2017 — 18:18
To fascynujące zajęcie, ale do tego sie dojrzewa. Jako bardzo młodzi ludzie nie zwracamy uwagi na opowieści dorosłych, czasem traktując je jak sentymentalizm staruszków. Teraz wiele oddałabym za te opowieści. Wiele pamiętam, ale jeszcze więcej zapomniałam, dlatego zaczęłam spisywać okruchy pamięci, które mi w głowie pozostały.
Moja mama zaczęła robić drzewo genealogiczne , ale ze strony męża konary są puste, bo teściowie zmarli na tyle wcześnie, że nie zdążyłam tego uzupełnić, a szkoda… wolałabym sama zgłębiać historię mojej rodziny, niż zlecać to komuś obcemu.
Takie stare zdjęcia to skarbnica wiedzy o rodzinie i kawał naszej historii:-)
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 20:47
Popatrz, taka sprzeczność – trzeba do tego dojrzeć, a gdy już człowiek dojrzeje to często nie ma już z kim porozmawiać, kogo posłuchać. Pozostają papiery, internet, urzędy. Dobre i to
Bet
6 maja 2017 — 18:55
A mam, mam! Kilka lat temu napisał do mnie na portalu Nasza Klasa chłopak, który budował drzewo genealogiczne mojej rodziny. Ten młody mężczyzna okazał się studentem i pochodził z odległej ode mnie gałęzi tego drzewa. Brakowało mu nieco wiadomości, które byłam w stanie uzupełnić. Teraz mam całkiem okazały okaz drzewa genealogicznego swojej rodziny.
Portale społecznościowe sprzyjają takim działaniom i pomagają odnaleźć się po latach nieobecności.
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 20:50
Tak, internet i w tym przypadku otworzył mnóstwo możliwości. Jeśli chodzi o rodzinę mamy to dam radę, mam najwięcej kontaktów. Ale z taty strony, nawet nie wiem do kogo się zwrócić. Może do tych kuzynek co to je na FB odkryłam. Ale one w moim wieku, obawiam się, że wiedzą tyle samo, co ja.
maradag
6 maja 2017 — 18:56
Poruszyłaś we mnie właśnie uśpione nuty…. Kiedyś próbowałam dociec, dowiedzieć się czegokolwiek o rodzinie mojego męża, (pierwszego -ojca moich synów), ze strony jego ojca. Kogo bym w przeszłości nie pytała kim był, co robił jak znalazł się w życiu tesciowej – nic. Jedyna informacja to ta, że zmarł na pylicę płuc, gdy mąż miał 5 lat. Żadnych babć, dziadków, rodzeństwa z tej strony – nic. Teściowa nie żyje, mąż nie żyje. A mnie i synom pozostało tylko nazwisko. Oczywiście, ze próbowałam coś znależć, ale bez rezultatu. Więc schowałam „na lepsze czasy” temat. Pachnie mi to jakąś tajemnicą. Może nawet wstydliwą…
I czytam z pasją u innych, różne wspomnienia o rodzicach, dziadkach, przodkach znamienitych, a sama nie mogę się dokopać czegokolwiek o przodkach ojca moich synów…
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 20:53
A próbowałaś w Urzędzie Stanu Cywilnego w miejscu urodzin męża? Będzie tam jego świadectwo urodzenia, muszę być rodzice i podstawowe dane o nich. Ja w ten sposób dowiedziałam się, jak się nazywała mama mojego taty. Zmarła, gdy tata miał 4 latka. Nigdy o niej nie mówił. Bo przecież nie mógł jej pamiętać.
maradag
6 maja 2017 — 22:17
W czerwcu wybieram się do Polski. Spróbuję wykorzystać Twoją podpowiedż 🙂 Od czegoś należy zacząć 🙂
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 22:22
Życzę powodzenia – niech to będzie dobry początek 🙂
Anna
6 maja 2017 — 19:21
A ja mogę się pochwalić sporą wiedzą o historii mojej rodziny i całkiem pokaźnym drzewem genealogicznym. W tej chwili jeden z moich kuzynów zgłębia osiemnastowieczne manuskrypty parafialne i być może będziemy wiedzieć co działo się jeszcze wczesniej:). To bardzo ciekawe, i czasem zaskakujące. A takie dzieje bliższe, od końca wieku XIX, znam dosyć dobrze – często w domu o tym rozmawialiśmy i nadal rozmawiamy. Czasem niektórych historii mamy aż dosyć:):). A moja mame uprosiłam o spisanie wielu opowieści rodzinnych i teraz tylko musze to wklepać w komputer i nieco zredagować – i będzie super pamiątka:).
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 20:55
Koniecznie to spisz, może nawet zyskasz pomysł na książkę, tak jak Ania moja przyjaciółka. Ale faktycznie masz szczęście i powód do dumy, od 18 wieku, no, no.
Jaga
6 maja 2017 — 19:46
Zazdroszczę. Nasze koligacje rodzinne są bardzo skomplikowane i pewnie nie da się odtworzyć drzewa genealogicznego. Nie mam też niestety takich zdjęć. A szkoda. Pradziadek był inżynierem jeździł po Polsce i budował drogi a drugi był maszynistą . Obaj panowie nie mieli ciągot do selfi a szkoda. Mam tylko po pradziadku maszyniście jedwabny biały szalik – kiedyś tak maszyniści się ubierali do pracy 🙂
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 21:00
Mój dziadek ze strony mamy pracował na kolei i podobno miał liczące się stanowisko. Ale umarł jak mama miała 12 lat i nie dowiedziała się, jakie to było zajęcie. babci, czyli swojej mamy, też nie odpytała. Zdjęć na szczęście troszkę mam. A na 25 urodziny naszego syna zrobiliśmy mu z mężem album ze zdjęciami z jego dzieciństwa, z jego babciami, dziadkami, kuzynami. bardzo się ucieszył.
Gabrysia
6 maja 2017 — 20:33
Kiedyś nie miałam czasu i cierpliwości, żeby słuchać a teraz już nie ma za bardzo kogo:( Okazuje się np. że mój pradziadek to niezły gagatek był 🙂 i teraz z kuzynką dochodzimy, czy w nas płynie krew tej samej prababci 🙂 Jak przeczytałam tytuł – od razu widziałam Czterdziestolatka – jak szukał kosztownego drobiazgu 🙂 Pozdrawiam
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 21:02
Ale z tego filmu wynika, że i w tamtych czasach była moda na posiadanie przodków (wprawdzie przedstawiono to komediowo i ironicznie, ale jednak). Pewnie to się co jakiś czas nasila po prostu.
anabell
6 maja 2017 — 20:42
Dotarłyśmy z córką aż do XVI wieku, szperając w księgach parafialnych. Poza tym korzystałyśmy z pomocy Biblioteki Mormonów ( w Monachium), którzy mają spisy niemal wszystkich ksiąg parafialnych z Europy. I okazało się, że męska linia rodziny matki mego dziadka przywędrowała do Polski w XVI wieku z Holandii.
Z kolei męska linia ojca mojej babci pochodzi ze Szwajcarii i trafili do Polski jeszcze w XV wieku. Ten przodek był co prawda jakimś herbowym przodkiem, ale w Szwajcarii było okropnie dużo mocno zubożałych nosicieli tytułu „von” i oni służyli w obcych armiach. Wojska zaciężne nie były wtedy niczym dziwnym.
To wszystko dotyczy rodziny mego ojca. O rodzinie matki nie wiem nic i niemal nikogo nie znam, bo wychowywałam się w rodzinie ojca.
Poza tym znalazł mi się zupełnie nieznany kuzyn (niestety wielbiciel obecnej władzy) i z uporem maniaka twierdzi, że żeńska linia rodziny mojej babci jest spokrewniona z Chłopickimi. Ale w moim odczuciu to takie pokrewieństwo jak „dziesiąta woda po kisielu”.
Nie mniej założyłam album rodzinny, spisałam też wszystko co o rodzinie wiem i to „wiekopomne dzieło” dostanie córka.
Miłego;)
Iwona Kmita
6 maja 2017 — 21:06
Przebiłaś wszystkich Anabell – XVI wiek, no nie byle co. Szkoda, że ta druga gałąź taka skromna, ale wiadomo, życie i jego scenariusze. Muszę również spisać dla syna wszystko, co wiem. A przede wszystkim muszę dowiedzieć się więcej. Pozdrawiam
L.B.
6 maja 2017 — 23:02
Nie zauważyłam, żeby to była moda, ale może tym się stała. Trudno mi powiedzieć, bo ja zawsze się interesowałam tym, kto kim jest i wiem, że nie znam całej swojej rodziny. Wypytuję tatę czasem o różnych członków rodziny. Historie, jakie można usłyszeć są naprawdę świetnie. Chciałabym kiedyś stworzyć drzewo genealogiczne swojej rodziny, ale to wymaga czasu, pieniędzy i wiem, że ona jest liczna, więc też raczej się na to nie zdecyduję, choć fajnie byłoby wiedzieć kto był przed pradziadkami, od kogo się zaczęło. Cudne są Twoje zdjęcia, świetnie się na nie patrzy ;).
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 10:40
Na szczęście trochę tych zdjęć jest. I zamierzam wywołać te, które mam w komputerze – bardziej ufam, że zachowa się papier w pudełeczku niż folder w kompie. A co do mody – myślę, że jest i że pomógł jej internet i jego możliwości. Ale to akurat fajna moda.
Maria
6 maja 2017 — 23:41
Dzieje rodzinne zawsze mnie ciekawiły, ale że jestem najmłodszym dzieckiem i do tego „późnym” to za dużo tych korzeni nie odkopałam. Ojciec, który miałby więcej do opowiedzenia odszedł wcześnie.
Myślę, że takie szukanie korzeni może stać się fajną pasją. Książka jak najbardziej.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 10:41
Marysiu, może jednak to zajęcie dla ciebie? Ta książka, oczywiście. Pisarska wyobraźnia i wrażliwość uzupełnią niedostatki wiedzy:)
Stokrotka
7 maja 2017 — 06:23
Jak wiesz – trochę szperam w przeszłości i odszukuję i publikuję stare zdjęcia. Sprawia mi to radość. Ale staram się nie wychwalać swoich przodków. Wiem że różnie z nimi bywało. W rodzinie miałam ludzie wybitnych, mądrych, ale też i całkiem przeciętnych a nawet takich, o których nie wypadałoby nawet wspominać.
Ale to tak jest że w pewnym wieku człowiek chciałby poznać swoje korzenie, niezależnie od tego skąd się wzięły.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 10:43
Szczerze mówiąc Stokrotko o także Tobie myślałam, pisząc o blogowych opowieściach. Zawsze je czytam u Ciebie z pasję. I te starsze i te całkiem nieodległe. I znając Twój talent do pisania myślę, że może taką książkę nam kiedyś pokażesz 🙂
kloszard
7 maja 2017 — 06:24
…drzewiej brat mojej kochanki, hrabia…a ja dopiszę ,że w cudzysłowie, zebrał się na opowieści ze swoich poszukiwań. Długo trwało ale dotarł do roku 1400któregoś. Z każdym zdaniem zaciekawiał bardziej i bardziej gdy w pewnym momencie rzekł z namaszczeniem:”i przyszłem” i poszedł cały urok i cały czar i nie dało się używając pana Bautroczyka interpretacji uratować czaru i chociaż dowiedziałam się ,że kocham hrabiankę to jednak nigdy już nie byłam ciekawa wspomnień. Myślę,że wielu nie dorosło do swojej historii i dla nich lepiej by pisali tylko swoją bez podpinania się pod przodków.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 10:45
No cóż, każdy ma w rodzinie tych, którymi warto się chwalić, jak i tych, o których lepiej milczeć…
Rena
7 maja 2017 — 09:30
Ja też nie wiem za wiele o rodzinie. Nie wiem prawie nic o korzeniach ojca mojej córki.
Przechowuję stare zdjęcia mamy, na których ona sama już nie wiedziała kto to jest.
Myślę, że nawet odtwarzanie mojego drzewa genealogicznego byłoby niezwykle trudne nawet za pieniądze. Nasze wiadomości są nader skromne więc przechowuje w pamięci tylko to co wiem. Chociaż nie powiem – parę rzeczy mnie niezwykle interesuje…
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 10:46
Pamięć jest zawodna Reno, lepiej przenieś swoje wspomnienia na coś bardziej trwałego, nawet na zwykłe zapiski dla córki.
Maja
7 maja 2017 — 10:46
Dziś ze ścian spoglądają na nas nowoczesne grafiki. Czujemy pustkę i samotność. Niestety mamy czasy dojmującej samotności. Żyjemy w świecie „singli”, samotnych staruszków, o których zapomniała rodzina, samotnych małżonków żyjących niby razem, a jednak osobno. Staliśmy się jak drzewa bez korzeni… może właśnie to sprawia ,że coraz więcej ludzi zaczyna się bardziej interesować własną genealogią. Szuka swoich korzeni … to dobry znak .
Bez korzeni nie ma skrzydeł…
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 14:43
Bardzo trafnie i ładnie podsumowałaś. Zresztą Ty to zawsze potrafisz:)
Anna
7 maja 2017 — 13:43
Do mojego męża na naszej- klasie.pl napisał mężczyzna, który założył drzewo genealogiczne i brakowało mu danych dotyczących najbliższej rodziny męża. Oczywiście natychmiast odpisaliśmy i wszystko podaliśmy. Okazało się, że ten pan wykonał mnóstwo wspaniałej roboty, bo szukał nie tylko w internecie, ale też w księgach kościelnych oraz na cmentarzach. Na szczęście herb rodziny męża to Nałęcz i jest dość popularny, więc łatwo było dotrzeć do właścicieli nazwiska.
Nie zauważyłam drzewa genealogicznego mojego nazwiska panieńskiego.
Po śmierci moich rodziców i sióstr zostałam spadkobierczynią starych zdjęć, mam je też oczyszczone w internecie. Niestety, nie znam wszystkich osób, które one przedstawiają, bo albo zapomniałam, albo nigdy nie wiedziałam. Zdjęcia wyostrzyłam w phoptoshopie, załatałam ubytki i ogólnie wyglądają jak nowe.
Dobrze, że moja mama lubiła opowiadać o swoich rodzicach, rodzeństwie i wsi, w której się urodziła.
Warto znać przeszłość swojej rodziny.
Kiedyś pokusiłam się o spisanie w Wordzie dziejów wsi, w której się urodziłam. Na szczęście w internecie znalazłam kilkadziesiąt zdjęć sprzed wojny i to nimi zilustrowałam moje wspominki o wsi i porównałam to, co było kiedyś, z tym, co ja zapamiętałam.
P.S. Już mam odblokowanego bloga, oczywiście bez żadnego słowa przeprosin.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 14:46
Fajnie, że już jesteś.
Mieliście szczęście z tym panem, ale z tego co czytam innym też się zdarzało, że ktoś w trakcie swoich poszukiwać zgłaszał się z prośną o wypełnienie pewnych luk w drzewie i tym sposobem kolejna rodzina miała swoje drzewo. Nie spodziewałam się, że ten prosty pościk-refleksja wywoła odzew w postaci takich ciekawych komentarzy. To znak, że temat jest gorący. Pozdrawiam Anno.
Anna
9 maja 2017 — 21:56
Wydaje mi się, że do zainteresowania się swoimi przodkami przyczyniła się nasza-klasa i tam najpierw zaczęto szukać ludzi o swoim nazwisku. Mnie też znalazła pewna Ania o moim panieńskim nazwisku, na dodatek pochodząca z Gliwic, gdzie mieszkał bratanek mojego taty. Ucieszyłam się, że to córka owego krewniaka, który był moim rówieśnikiem. Niestety, nie; ogromna szkoda. W Warszawie mieszka pewien profesor, który ma imię i nazwisko mojego syna, ale to zupełnie inna linia rodu.
Szkoda, że tak wspaniały portal jak nasza-klasa został zdystansowany przez Facebook, gdzie mnie nie ma i nie będzie.
Iwona Zmyślona
7 maja 2017 — 14:28
Moja matka uwielbiała genealogię i opowieści o przodkach, powiązaniach, pokrewieństwie. Najpierw opowiadała młodszym pokoleniom, które nie słuchały uważnie. Spisywać zaczęła zbyt późno, by dokończyć dzieło . Kilka stron rękopisu przeniosłam na laptopa, ale niestety syn w chwili wpisywania nowego windowsa skasował wszystko. Siostra zna historię rodziny lepiej ode mnie, bo jest starsza o 3 lata, jednak zainteresowana jest tylko tą rodziną, którą stworzyła sama ze swoim mężem. Jeżeli miałabym pochwalać modę na coś, to ten kierunek-znajomość własnych losów jest jak najbardziej właściwy i powinien być rozpowszechniany.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 14:48
Mam nadzieje, że masz jeszcze ten rękopis. Szkoda by było tych informacji. Może kiedyś syn zechce je dobrze poznać i wykorzystać. Pozdrawiam Iwono
ariadna
7 maja 2017 — 21:17
Moja rodzina jest przeogromna i rozproszona po całym kraju (bywa, że i po świecie). Staję się coraz starsza, oni także. Wielu z nich już odeszło. Czas tak szybko płynie…. Stanowczo za szybko!
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 21:58
A więc łapmy okruchy czasu, szukajmy bliskich, poznajmy ich. To nasza życiowa podstawa i siła. Tak myślę.
Ultra
7 maja 2017 — 21:42
Świetny post. Trafiłaś w zapotrzebowanie społeczne. Ludzie tracą kontakt z rodzinami. Prawdę powiedziawszy nie ma już spotkań rodzinnych, nie ma kontaktów, stąd pomysł na szukanie przodków i organizowanie zjazdów rodzinnych. Moja koleżanka właśnie zorganizowała zjazd powiedzmy Kowalskich. Okazało się, że przyjechali z wielu miast, także jedna z zagranicy, w sumie 62 osoby. Postanowili spotykać się co roku, by się lepiej poznać i wspierać w kłopotach. Bardzo cenna inicjatywa. Wracamy do korzeni.
Serdeczności zasyłam.
Iwona Kmita
7 maja 2017 — 21:57
Myślę, że to dobrze, że wracamy do korzeni, że ich szukamy. Jednak rodzina, nieważne jaka, skąd to jednak nasza krew i nasze wsparcie. W tych trudnych czasach zwrot ku bliskim wydaje się tym bardziej uzasadniony.
Andrzej Rawicz (Anzai)
8 maja 2017 — 07:29
Niestety mnie pozbawiono atrakcji poszukiwania rodzinnych korzeni. Jak przez mgłę przypominam sobie jednego pradziadka, który zmarł w 1954 r. mając 93 lata. Wychowywany byłem w wielorodzinnym domu zamieszkiwanym przez prababcię, oraz dziadków ze strony mamy. Często też bywałem w domu, także dużym, moich dziadków ze strony ojca. Moi przodkowie dbali o zachowanie wiedzy genealogicznej więc na pamięć znałem b. liczną na ów czas rodzinę. Korzeni dalszych nie szukałem, bo w młodości mnie to nie interesowało, a w latach późniejszych dotarłem tylko do 1830 r. Okazało się, że po upadku powstania moi pradziadkowie ze strony ojca uciekli z Krakowa do Lwowa, i tam pod zmienionym nazwiskiem, osiedlili się. Też lubię się chwalić przodkami, ale nie tymi „herbowymi”. Pasjonował mnie mój dziadek ze strony mamy, zwykły niepiśmienny chłop, który w latach międzywojennych zrobił niesamowitą karierę polityczną, pozostając do końca analfabetą. Niezwykle inteligentny, a przy tym uzdolniony i przystojny podbił serce szlachcianki wysokiego rodu.
Iwona Kmita
10 maja 2017 — 23:45
Czyli dostałeś wszystko gotowe, szczęściarzu. 1830 to chyba nie „tylko”. Pozdrawiam Andrzeju 🙂
Renata
8 maja 2017 — 21:55
Jakiś miesiąc temu oglądałam dokument o genealogii ludzkości. Skąd tak dokładnie pochodzimy, gdzie powstali pierwsi ludzie i jak się przemieszczali a co za tym idzie, jak powstawały narody. Coś fascynującego i wtedy dotarło do mnie, że ja nic nie wiem o rodzinach pochodzenia moich rodziców. Znam dziadków choć i to słabo, ale o pradziadkach zwłaszcza ze strony taty ani grama. I wtedy zapragnęłam poszperać w rodzinie, dowiedzieć się kim byli Ci ludzie, poznać ich historie a tym samym dowiedzieć się czegoś o mnie samej. Jednak w domu bywam rzadko, tak na chwilę i dalej w drogę, zwłaszcza że to kwestia ponad 120 km w jedną stronę. Ale Twój post przypomniał mi o moim pragnieniu i na nowo rozbudził chęć „pogrzebania” w przeszłości.
PS. Film dowiódł, że wszyscy pochodzimy z Afryki, to ona jest kolebką ludzkości 🙂
Iwona Kmita
8 maja 2017 — 22:33
Muszę się przyznać, że w moim przypadku to już kolejny napad chęci pogrzebania w przeszłości. Wiele sobie obiecuje po wakacjach – chciałabym wpaść w strony mamy i taty, popytać, sprawdzić, kto jeszcze tam żyje, co wie o moich rodzicach. Może z tego post powstanie?
PS. o początkach człowieka w Afryce czytałam świetną książkę, niestety nie pamiętam tytułu
A.
9 maja 2017 — 05:46
Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać książkę o historii mojej miejscowości. I to właśnie z niej przez przypadek dowiedziałam się, że mój pradziadek był stajennym u miejscowego dziedzica:) I nawet była zamieszczona fotografia pradziadka u boku koni:)
barbara
9 maja 2017 — 15:45
Mam drzewo genealogiczne na MyHeritage, zrobiłam parę lat temu, dużo wcześniej zrobiłam ręcznie z dokładnym opisem, pisałam o tym o czym opowiadała mi mama a trochę ciekawych historii w rodzinie było.
Dla moich wnuków to już kawał historii a piszę o ich pra, pra dziadkach. Mam też stare fotografie, to dla mnie wielki skarb. Ciekawy temat Iwonko…serdecznie pozdrawiam…
Iwona Kmita
10 maja 2017 — 23:46
Zazdroszczę Ci, że masz to wszystko „w kupie”. Pozdrawiam 🙂
Gaja
10 maja 2017 — 21:18
Też o tym myślalam, ale już za późno na łatwiznę, dziadkowie nie żyją, a rodzice mają jakieś informacje, ale dość płytkie. Na dodatek moja rodzina wywodzi się ze wsi i pozostaje chyba szukanie tylko po księgach parafialnych. No i też mam małą rodzinę. Mama i ja jesteśmy jedynaczkami, ojciec miał jednego brata. Rodzina męża bardziej rozbudowana. Jednak potrzeba dużo czasu i enegii by dociec szczegółów. może na emeryturze pokuszę się o to 😉 Przy okazji, kiedy interesowałam się tematem, odkryłam, że jest mnóstwo ciekawych stron, np. moikrewni.pl/mapa/
Iwona Kmita
10 maja 2017 — 23:47
Sporo mamy planów na emeryturę. To dobrze, będzie co robić, prawda? A to najważniejsze
Greenelka
24 września 2017 — 11:04
Ach, trafiłam na ten tekst, jak zwykle ciekawy niezmiernie i od razu przyszła mi do głowy historia rodziny mojego męża, którą zresztą opisałam u mnie na blogu.
Masz rację, w tym przypadku właśnie internet i social media bardzo się przydają. Ja w ten sposób dowiedziałam się, że mam szwagra, co mnie bardzo ucieszyło, bo jestem jedynaczką, więc szwagier to super sprawa. W dodatku muzyk…
Pozdrawiam Cię serdecznie
iwona
24 września 2017 — 11:13
No proszę, ale fajnie się stało:) Jednak ten internet się przydaje…