Wygląda na to, że was zainteresował pierwszy odcinek cyklu o pisaniu (czytaj). Pojawiło się pod nim aż kilkadziesiąt komentarzy z uwagami i poradami.
Grzechem byłoby nie wykorzystać takiego „now how”. Dlatego z tych komentarzy, które odnosiły się do moich porad, powstał ten tekst – ważny, bo oparty na rzeczywistym doświadczeniu osób piszących blogi.
Na pewno się przyda…
…tak o pomyśle tego cyklu pisze większość z was. Uważacie, że konkretnych porad nigdy za wiele, że ciągle się uczycie i właściwie jest to proces ciągły – chyba nie było komentatora, który by stwierdził, że wie wszystko, o czym napisałam i żadnych podpowiedzi dla siebie u mnie nie znalazł, choćby w komentarzach. Skorzystałam i ja, bo wiem, czego chcecie się dowiedzieć i co wam sprawia trudność w pisaniu. Niech więc skorzystają także inni czytający.
„Twój wpis mi pomógł, czytało się go bardzo dobrze, a niektóre rady, takie jak np. dodawanie leadu, serio przemyślę” – napisała mi Chadonistka. A Krytyna M dodała: „trzeci rok prowadzę bloga i okazuje się, że ciągle jeszcze się uczę”. Krystyno – to już moja opinia – ja też się ciągle uczę, bo jeszcze bardziej się upewniłam, że pisanie w prasie i w internecie, a już zwłaszcza na blogu, bardzo się różni.
Będę kontynuować ten cykl, bo czuję, że jest potrzebny, choćby dzięki takim osobom jak Paulina Wenus z Marsa, która skomentowała: ” będę czekać na kolejne teksty, jestem na początku drogi i popełniam jeszcze mnóstwo błędów”. A także dzięki Annie, która słusznie pisze, że „nie szanując czytelników, po prostu się ich nie ma”.
Lead i spółka
Sporo emocji wywołała ta część mojego wpisu, która odnosiła się do budowy tekstu. Blogerzy, którzy w sieci są od lat i często piszą już kolejne blogi, nie zachwycają się taką sztywną ich zdaniem, konstrukcją tekstu, czyli z tytułem, wyraźnym leadem (wstępem), elementami wyróżniającymi jak śródtytuły, pogrubienia itp. Dreptak Zenon napisał chyba z lekką ironią: „sławetny lead i dwa akapity, bo czytelnik jest prymitywem, który więcej nie przeczyta, to jego lekceważenie. Konstrukcja tekstu wcale nie musi być schematyczna”.
Z tym się akurat zgadzam, nie uważam natomiast, że podział tekstu na czytelne części odbiera mu lekkość. Ta akurat zależy od umiejętności piszącego, stylu, jakiego używa, słownictwa i ogólnie mówiąc – pomysłu na tekst. Czuje to Dominika, bo napisała „styl pisania i dobry wygląd tekstu to megaważne składowe całego wpisu. Szkoda, że często blogerzy nie zwracają na to uwagi”. „Nie znałam takiego pojęcia jak lead”, pisze L.B.; Karolina dodaje: „Te leady to moja zmora, bo czasem za bardzo odbiegnę od tematu, muszę nad tym popracować”. Iwona nie ma wątpliwości: „tytuły i śródtytuły to podstawa. A jeśli można coś skrócić – skróć! To chyba podstawowe elementy udanego wpisu”. „Czy wiesz, że te śródtytuły wprowadzę u siebie”? – zapewniła mnie Ultra.
O co chodzi z tą treścią i tematem wpisu?
Sama sobie zadałam to pytanie i chyba już wiem! Znam wiele świetnych blogów, które prowadzone są i pisane w sposób autorski. Nie znajdziecie tam leadu, śródtytułów ani innych elementów wyróżniających. A jednak i tak wiadomo, o co chodzi i nikt z czytających z pewnością nie poczuje się zagubiony. Większość wpisów na tych blogach postrzegam jako rodzaj rozmowy autora z czytelnikami (czasem np. wierszem jak u Gabrysi), współczesny pamiętnik pisany nie do szuflady, wspomnienia. Ładnie skomentowała to anabell: „pisanie bloga to dość specyficzna twórczość – coś pośredniego pomiędzy dziennikiem, pamiętnikiem a zwyczajną rozmową”. Napisała też: „wolę poczytać post napisany niezbyt zgodnie z kanonami pisania, za to szczery, bez skrywanych emocji; trzeba znaleźć dobry i modny aktualnie temat, (…) należy pisać tak, by czytający wiedział, że dany temat jest dla autora sprawą najważniejszą pod Słońcem, bo w przeciwnym razie będzie to tylko sprawnie napisana ulotka informacyjna.”
Nic dodać, nic ująć. Może tylko tyle, że to wszystko, o czym powyżej to uwagi również do autorów drugiej grupy blogów, pisanych nie tyle z chęci zapisywania swego życia, ile poinformowania o czymś ciekawym, o swoich przemyśleniach, skomentowania aktualnych wydarzeń itp. (tak klasyfikuję swój blog). Takie blogi pisane są w formie krótkich artykulików, felietonów, czasem minireportaży. Wspomnę jeszcze o blogach poświęconych pasjom, np. do gotowania (tu mamy głównie przepisy), czytania (recenzje książek) i wiele innych.
I znowu oddaję głos komentatorom:
– ważne jest, żeby pisać starannie, świadomie korzystając z dostępnych środków, zdolności i wiedzy. I postawić na rzetelność, wiarygodność i szczerość. Nic tak nie szkodzi, jak wciskanie kitu! (Dreptak);
– dla mnie dobry tekst, to tekst zrozumiały bez encyklopedii i słowników. Dotyczy to wszystkiego. Także instrukcji użytkowania czegokolwiek. Przeszkadza mi forma „wy” w pytaniach. Np. „Co o tym sądzicie?” Czytam to przecież „ja”, a nie „my”. Także np. „miłej niedzieli”, gdy czytam to w poniedziałek. Albo życzenia deszczu, a u mnie aktualnie jest powódź. Albo „wczoraj”, „dzisiaj”, „jutro” w artykułach. Muszę przewijać tekst i szukać daty jego opublikowania (alElla);
– Wpis powinien być porządny, ale nie bądźmy tak surowi wobec komentarzy, które nieraz piszemy w różnych okolicznościach (Anzai);
– nie lubię mizdrzenia się do czytelnika, zdrobnień i słodkości. Cenię kompetencje, nie lubię lania wody. Lubię wyrazistość i konkret (Mirka);
– Wciąż się uczę, więc Twoje rady przydadzą się na pewno. Już wzięłam do serca powtarzanie słów w tytule i tekście. Ja też zawsze najpierw piszę na brudno, czytam, poprawiam, „dopieszczam” (parrafraza);
– staram się unikać trudnego słownictwa (Anna z bloga Życie Anny).
Byle bez błędów
Co do tego wszyscy są zgodni. Wpis powinien być przygotowany porządnie zarówno pod względem stylu, jak i poprawnej pisowni. Czasem porywają nas emocje, piszemy pod wpływem chwili, konkretnego zdarzenia i wtedy zdarzają nam się „wpadki”, szczególnie literówki, błędy interpunkcyjne (przecinki to moja słabość). Nie powinno być jednak „ortografów”. Istnieją bezpłatne aplikacje, programy, które pozwolą nam sprawdzić swój tekst (np. ortograf.pl; languagetool.org; www.zecerka.pl).
I znowu kilka opinii komentatorów:
– najważniejsze, żeby nie było błędów ortograficznych, bo to mnie bardzo razi i uwiera niczym kamyk w bucie (L.B.);
– unikam powtórzeń, choć nie zawsze się to udaje. Nawet po opublikowaniu, gdy zobaczę jakąś literówkę lub zły odstęp, to wracam i poprawiam (Anna z bloga Życie Anny);
– swoje teksty sprawdzam wielokrotnie, żeby poprawić wszystkie błędy (Marta – Podróże od kuchni).
Długość i dyskusja pod wpisem
Zbyt długie teksty są trudne do czytania, na pewno też mają słabsze akapity, które tylko „omiatamy” wzrokiem. Staram się je u siebie wychwycić i skrócić wpis o te fragmenty. Z mojego długiego redaktorskiego doświadczenia zapewniam was, że nie ma takiego tekstu, którego, bez szkody dla przekazu, nie da się skrócić. Oczywiście łatwiej jest przyciąć czyjś materiał, we własnym wszystko wydaje się arcyważne. Dlatego albo pokażmy wpis komuś bliskiemu – niech się wypowie, wskaże, co jego zdaniem nie jest niezbędne – albo wróćmy do wpisu po jakimś czasie. Myślę, że minimum na drugi dzień włączy nam się autokorekta.
– Przychylam się do tego, że zdecydowanie unikać należy zbyt długich tekstów. Jeśli temat tego wymaga lub materiał do zaprezentowania jest obszerny, to dzielić na części (Bet);
– wielką trudność sprawia mi długość tekstu. Walczę z tym, ale jak możesz u mnie zauważyć – na razie raczej bez rezultatu (parrafraza).
Napisałam w poprzednim odcinku, że lubię na koniec wpisu zadać pytanie lub w inny sposób zachęcić do dyskusji. Okazuje się, że nie wszystkim się to podoba:
– dość pospolita „zachęta” do dyskusji, w stylu „a wy co o tym myślicie” wcale do dyskusji nowego czytelnika nie zachęci (Dreptak);
– mnie pytanie na końcu notki zniechęca do komentowania. Czuję, jakby autor ograniczał mnie. Przypomina mi się także szkoła i groźny nauczyciel. „Nie znasz odpowiedzi? Siadaj, jedynka!” (alElla).
Zostawiam temat otwarty, może rzeczywiście takie zachęty są nienaturalne, jak ktoś ma ochotę, by skomentować i tak to zrobi i sam wybierze wątek. Czasem warto kierować się intuicją.
Dreptak Zenon
6 lipca 2017 — 22:44
Tak naprawdę różnica pomiędzy normalnym pisaniem a pisaniem bloga jest tylko w nośniku i jego upublicznieniu, z dodaną (lub nie) opcją komentarzy. Każda forma jest dopuszczalna, o ile pozwala na to oprogramowanie.
Ja chciałbym na dwie rzeczy, pozornie niezwiązane z pisaniem zwrócić uwagę. Pierwsze to zmęczenie i wypalenie piszącego. Lata pisania i napięcia, jak nasze teksty będą odebrane dają w kość i powodują, że w jakiś schematyzm i rutynę popadamy. Te lata również powodują, że wleczemy za sobą jakieś stresy, urazy, zaszłości, i zwyczajne zmęczenie. Kiedyś trzeba się zresetować, odpocząć, nabrać dystansu. A tu nie ma przeproś, każda dłuższa przerwa, to trzeba zaczynać prawie od początku, bo czytelnicy i komentujący idą w siną dal. Prawie każdy piszący bloga ma swoje przypływy i odpływy? Także każdy piszący ma zniżki i zwyżki formy. I chyba nie ma na to żadnego lekarstwa ani metody? Ja w każdym razie tym regułom podlegam i naprawdę nie mam zielonego pojęcia, dlaczego jeszcze cokolwiek na blogach robię? Nie tylko u nas, ale gdziekolwiek.
Druga sprawa to pewna wyjątkowość niektórych blogów – społeczności. Na niektórych blogach tworzą się bardzo specyficzne grupy użytkowników, czasami wokół autora, czasami któregoś z komentatorów i nie są to wcale Towarzystwa Wzajemnej Adoracji (TWA). Taka społeczność to „Święty Graal” komercyjnych blogów. Niektórzy nawet mają swoje „recepty” na tworzenie takich społeczności. Prawdę mówiąc, nie wiem na ile skuteczne? Jak by nie było, gdy takie zjawisko się pojawi, to i pisanie idzie inaczej i zmęczenie mija i chęć do aktywności od razu inna. I wcale nie jest tak, że wszyscy wszystkim słodzą – wręcz przeciwnie, wytkną każde potkniecie – ale do typowych awantur nie dochodzi. I tego każdemu piszącemu życzę i niech każdy bloger znajdzie tego swojego Graala. 🙂
Iwona Kmita
6 lipca 2017 — 23:48
Bardzo ładnie to napisałeś:) Ja z mojego niezbyt długiego stażu w blogowaniu najbardziej sobie cenię to, że poznałam (wirtualnie) wielu fajnych ludzi, a niektóre kontakty nawet przeniosły się do realu. I to w tym wszystkim jest fajne, to daje tego kopa, żeby usiąść i znowu coś naskrobać.
Dreptak Zenon
7 lipca 2017 — 00:04
Zawsze mnie bardzo cieszy, gdy widzę tworzącą się społeczność. To przywraca wiarę w ludzi! 🙂
A teraz już się zamykam. 😀 😀 😀
Rena
6 lipca 2017 — 23:59
Przeczytałam z uwagą część pierwszą i teraz drugą. Tylko bardzo proszę – czy na pewno musi być lead a nie może być poczciwy wstęp. Być może ,że teraz się tego nie używa.
Kiedyś w szkole uczyłam się, że pisząc wypracowanie najpierw na brudno piszę się punkty. W pierwszym punkcie ma się zmieścic wstęp właśnie. Potem rzecz dotycząca tematu no i zakończenie czyli wnioski..
Blog w zasadzie pisze się jak wypracowanie – obojętnie czy to blog tematyczny czy jak u mnie – poplątanie z pomieszaniem.
Mam swoich blogerów, ktozy mnie zachwycają fantazją, pięknym językiem polskim . Niektórzy troszeczkę zamilkli – mam nadzieje, że to chwilowe..
Sama wiem ,że robię mnóstwo błędów. Pomimo ,że piszę na brudno, pomimo ortografa, pomimo ,że czasem nawet prześpię się z tematem, zapiszę zapiski itp.
Opublikuję i za tydzień znajduję jeszcze mnóstwo błędów…
Chyba jestem zbyt spontaniczna , zżerają mnie emocje i chyba to dysleksja. Bo przecież nie można ciągle przestawiać liter:)) Jak pisze ręcznie również mi się to zdarza…
Z uwagą czytam Twoje spostrzeżenia. Najgorsze, że w komentarzach nie mam ortografa!!! Znaczy mam ale holenderski hi,hi. W tej chwili wszystkie słowa ,które napisałam podkreślone są na czerwono :))
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 00:05
Reno, słowo lead wpisało się w język dziennikarski (a taki mam zawód) na zawsze chyba. Odkąd zaczęłam się uczyć zawodu i pracować – tak się nazywało te kilka zdań, które mają zachęcić do dalszego czytania. Może dlatego, że to nie jest klasyczny wstęp, który zwykle jest dłuższy. Lead to dosłownie 2 – 3 zdania, które powinny być jak najbardziej chwytliwe. Ja myslę, że twoja blogowa spontaniczność i żywiołowość jest wielką zaletą – to taka cecha wyróżniająca twoje pisanie.
Dreptak Zenon
7 lipca 2017 — 00:18
Iwono, lead pełni jeszcze jedną funkcje – pozwala czytelnikowi ocenić, czy dalej warto czytać – najczęściej stwierdza, że nie warto! I dzięki temu nie traci czasu na kompletne bzdury. Niestety, dziennikarze opanowali sztukę takiego pisania leadów, żeby czytelnik się nie zorientował, że ma do czynienia z pompowaniem newsa, albo tematu. I taki nabrany czytacz, w połowie tekstu wyrzuca z siebie niecenzuralne słowa i niepochlebne opinie o autorze, bo właśnie się dowiedział czegoś kompletnie nieistotnego, albo zgoła niczego!!! 😀 😀 😀
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 10:32
Zgadzam się, że lead zachęca lub nie do czytania. Tak powinno być. reszta to już umiejętności autora, czy potrafi „sprzedać” to, co wie. Nie ma co rzucać mięsem, wystarczy przestać czytać, prawda?
Dreptak Zenon
7 lipca 2017 — 00:11
Jeszcze przez chwile się nie zamknę. 😀 😀 😀
Reniu, zdarzyło mi się przepraszać za „szkolny” tekst – no nie pisało mi się dobrze i wyszło coś, o czym piszesz, jako ideale – ależ to było kulawe! 😀 😀 😀
A jako przykład niepopadania w rutynę podam notkę Wachmistrza (nad Wachmistrze!), która ma się nijak do tych wszystkich schematów 😉
parrafraza
7 lipca 2017 — 03:05
Dobra analiza. Mnie tam się wydaje, że wstęp, czyli wprowadzenie ułatwia czytelnikom, szczególnie tym, którzy na bloga zawitali po raz pierwszy i autora nie znają, zapoznanie się z tematem, a także taką wstępną ocenę, czy warto czytać dalej, czy też nie. Ale i autorowi wstęp pozwala na „zebranie się do kupy”, czyli do napisania. W każdym razie mnie pozwala 😉
Dzielenia na śródtytuły – używam i uważam, że są szczególnie przydatne w postach długich. Lżej i łatwiej się czyta, czytelnik nie nuży się tak łatwo. To oczywiście tylko moje zdanie, nie stwierdzam niczego broń Boże autorytatywnie 😉
A Twoją radę, by zadawać na końcu pytanie kierowane do czytelnika jak najbardziej popieram, przytulam do serca i już zastosowałam 🙂 To taki uśmiech do czytelnika, ja w każdym razie zawsze na blogach odbieram tę frazę z sympatią.
O długości tekstu – o tak. Skrócić ciężko, bo wszystko wydaje się ważne, a napisać krócej, choć to wydawałoby się najprostsze, wcale tak proste nie jest. W każdym razie dla mnie 😉
Dobrze, że to wszystko tak świetnie podsumowałaś. Dziękuję.
A może coś jeszcze o graficznej stronie bloga. Co się podoba, co nie? Kolorystyka, zdjęcia, ogólne wrażenie. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje podobno, ale może wyłoniłby się jakaś średnia oczekiwań? Co ty na to?
Pozdrawiam 🙂
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 10:36
Dobry pomysł, wpisuję na listę pomysłów na odcinki:)
ja też lubię te pytania końcowe, to też podkreśla, co zdaniem autora jest ważne, za jakie komentarze byłby wdzięczny. jak post jest długi to dzięki temu zakończeniu udaje się szybciej zebrać myśli na temat komentarza.
Andrzej Rawicz (Anzai)
7 lipca 2017 — 09:37
W swoim komentarzu do I części Twojej notki zawarłem taką uwagę, skierowaną do aż 3 osób komentujących:
„… A więc zanim coś skomentujemy to warto – tę poradę kieruję aż do trzech komentatorów/ek tutaj piszących – zapoznać się z tym co chcemy skomentować …”
Nie liczyłem na odpowiedź, skoro jednak te osoby nadal mają się za wyrocznie i mentorów m.in. w sprawach etyki blogowej, to pozwolę sobie przypomnieć pewne zdarzenie:
Prawie 2 lata temu pod jedną z notek o Powstaniu Warszawskim celowo napisałem dość kontrowersyjny komentarz, licząc na to, że zostanie on przyjęty ze zrozumieniem. Chodziło mi o to, że skoro przez ponad 70 lat w kwestii PW nadal wszyscy żrą się ze wszystkimi, a podział jest ostry na tych co za i tych co przeciw PW, to może spróbujmy na to spojrzeć z innej socjologicznej strony. Zaproponowałem więc nie ocenę stron walczących w PW, ale ocenę historii.
I wówczas jeden z komentatorów zarzucił mi brak wiedzy. Dalszy spór rozwinął się w ten sposób, że komentator nie znajdując innych argumentów podsumował zdjęcia mojej mamy i babci z lat 50′ ub.w. jako „gołe baby”. Za komentatorem murem stanęło całe TWA, od którego teraz komentator się odcina.
Dlatego ponawiam swój apel: Zanim coś skomentujemy to warto zapoznać się z tym co chcemy skomentować. O wspomaganiu się w sporze obrażaniem oponenta nie wspomnę, bo przecież już Jan Kobuszewski w słynnym skeczu mówił: „Chamstwu w życiu, należy się przeciwstawiać siłom, i godnościom osobistom”.
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 10:38
Andrzeju, nie odnoszę się do przeszłych zdarzeń -natomiast jak wiesz, cenię twoje komentarze za konkrety i odnoszenie się do treści wpisu – bo o to wszak chodzi.
Andrzej Rawicz (Anzai)
7 lipca 2017 — 11:34
Jeżeli się mylę, to przepraszam, ale uważam, że jeżeli „przeszłe zdarzenia” odnoszą się ściśle do komentarzy blogerów, którzy zachowują się np. tak jak złodziej, który ucieka i krzyczy „gonić złodzieja”, a potem udzielają rad jak nie kraść, to warto o tym wspomnieć.
Wszak w odpowiedzi na to „Jak pisać?” mieszczą się także zasady etyki blogowej (pomijam prawo cywilno karne), ściśle opisane i zalecane przez administratorów blogów, a nie przestrzegane przez tutaj komentujących.
Jeszcze raz przepraszam za tę wrzutkę.
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 11:39
Jakieś iskrzenie czuję siódmym zmysłem 😉
Andrzej Rawicz (Anzai)
7 lipca 2017 — 14:19
Niektórym „iskrzy” tylko na własnym podwórku. Poruszyłem ten wątek, bo zawsze mierzi mnie, gdy chamy uczą kultury. Ale już wyłączam swój iskrownik. 😉
Anna
7 lipca 2017 — 10:00
Iwono,
po pierwsze masz wpływ – bo na kilku znajomych blogach zauważyłam stosowanie niektórych Twoich wskazówek.
Po drugie – miło mi, że o mnie wspomniałaś, dziękuję.
Po trzecie – ja z uporem maniaka będę trwać przy podejściu totalnego blogowego luzu, właśnie dlatego, że to blog, a nie materiał prasowy.
Po czwarte – ja tez z tych wybitnie nieznoszących pytań mających zachęcać do komentowania, chociaż, chociaż… i sama ten grzech ze dwa razy popełniłam. Świadomie.
A już bez numeracji :):):):) – wywodzę się z for, gdzie rozmowa i dyskusja była czymś oczywistym i stanowiła istotę tego typu komunikacji, uwielbiam więc, gdy pod postem coś się dzieje – i bardzo ubolewam, że sporo blogerów albo w ogóle nie odnosi się do komentarzy, albo robi to zdawkowo. A to takie ciekawe ( z ostatnich czasów – moja niewiedza na temat twórczości Jodi P. – gdyby nie komentarze i nawiązana tam rozmowa, trwałabym w przekonaniu o romansowym charakterze jej książek…).
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 10:40
Anno, ja też lubię komentarze do komentarzy:) A Jodi Picoult naprawdę warto czytać, nawet jeśli nie są to łatwe pozycje (w sensie tematu), to zawsze są interesująco podane. Autorka ma fajne pomysły na prowadzenie fabuły.
Ula H.
7 lipca 2017 — 12:28
Bardzo ciekawy post ! Jeśli chodzi o zakończenie w formie pytania to u mnie się to nie sprawdziło. Nie uzyskałam odpowiedzi na zadane pytanie pod koniec postu, więc przestałam to robić. Natomiast zauważyłam, że jeśli tekst jest interesujący i oparty na własnych doświadczeniach piszącego to czytelnicy sami chętnie włączają się do dyskusji, komentują i zadają pytania. Pozdrawiam 🙂
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 14:14
Dziękuję za twoją opinię i na temat postu i na temat pytania „zagajającego”. Zapraszam do siebie częściej:)
L.B.
7 lipca 2017 — 14:50
Naprawdę super jest ten cykl. 😉
Tak, zbyt długie teksty są męczące. Myślisz sobie: oo tu już pewnie będzie koniec, a to się ciągnie jeszcze przez pół strony np. i zaczynasz czuć zniecierpliwienie, lekką irytację, bo chcesz się wypowiedzieć, ale nie możesz tego zrobić, bo nie przeczytałaś do końca. Czasem po prostu ktoś ma potrzebę wypisania się, że tak powiem, ale niech się liczy z tym, że pewne fragmenty zostaną pominięte. A błędy, no wiadomo, jak ktoś napisze: Rosła rurzowa rurza w ogrodzie mojej babóni Juliji, to zanim to ktoś rozszyfruje to sporo minie, już nie mówiąc o tym, że cała notatka jest tak napisana xD. Od razu bym się poddała i nie przeczytałabym. 😉
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 15:46
Masz rację, ja też nie lubię zbyt długich tekstów. Może dlatego, że w internecie źle mi się czyta 🙂
Renata
7 lipca 2017 — 17:06
Takie moje odczucia zarówno po przeczytaniu posta ale i ogólnie odnosząc się do poruszonej tematyki przez Ciebie.
Ja osobiście nie uważam pisania bloga, za rodzaj dziennikarstwa, a zwłaszcza tych blogów, gdzie osobiste perypetie bohaterów płyną każdym kanalikiem słownym. Kiedyś były modne pamiętniki, teraz są modne blogi, bo przenieśliśmy się z blokowego czy domowego podwórka na scenę, gdzie każdy może nas oglądać i – oceniać.
W myśl powyższą, nie uważam zatem aby reguły, które panują w pisanym dziennikarstwie, odnosiły się do blogów. Oczywiście: ład, porządek, styl, sens, logiczność, ortografia itd – jak najbardziej, wręcz podpisuję się pod tym rękami i nogami, jednak odeszłabym od dziennikarskich trików słownych.
Jeśli to co piszesz, kogoś zainteresuje – to ten ktoś zostanie, choćby tekst miał stron kilka, jeśli nie? – żadne upiększania nie dadzą rady.
Wstępy, które mają zachęcić? Hmm, ktoś już to napisał powyżej: stali czytelnicy i tak będą skorzy czytać przez sam fakt, treści, którą chcesz przekazać jako Ty, a nie przez to czy zainteresowałaś wstępem i wciągnęłaś w dalszą część..
A pytania na końcu? Nie. Nie działa to na mnie zachęcająco. Co prawda ja sama też kilka razy ich użyłam, ale bardziej dlatego: „bo widocznie teraz taka moda, więc nie będę wieki za murzynami” ale odpuściłam, bo było to dla mnie sztuczne i nie moje…
To tyle ode mnie. W mojej perspektywie myślowej.
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:45
Dzięki Renata, chętnie się z tobą zgodzę – blogi nie mają i chyba nie powinny mieć nic wspólnego z dziennikarstwem. No, może prócz poprawności językowej. Jednak mnie np. łatwiej jest pisać (może to wyuczony nawyk) w sposób, w jaki mnie nauczono, i zwracając uwagę na pewne elementy, które ułatwiają czytelnikowi odbiór. Fajnie jednak, gdy post wywołuje dyskusję, prawda?
jotka
7 lipca 2017 — 18:04
To co mnie teraz zachwyciło, to umiejętne połączenie uwag niektórych komentujących i stworzenie interesującego posta.
Ja wiem jedno – każdy w takiej masie blogów znajduje to, co mu odpowiada najbardziej, na jedne blogi się wraca, inne omija szerokim łukiem, jeszcze inne po prostu nie przykuwają uwagi i to chyba dobrze – dla każdego coś miłego.
Nie rozumiem tylko osób, które pisząc, nie reagują na komentarze, nawet nie wysilają się, by zajrzeć na blogi swoich komentatorów, może lepiej byłoby, gdyby wyłączyli możliwość komentowania i sprawa prosta. Z drugiej strony, niektórzy skarżą się, że mało kto do nich zagląda, a jeszcze mniej komentuje…
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:47
Jotko, uważam, że komentowanie to nieodłączna część blogowania. Jestem pewna, że trzeba, a przede wszystkim warto zajrzeć na blog osoby, która u nas komentuje. To zupełnie jak wizyta i rewizyta.
Bet
7 lipca 2017 — 18:53
Dla sprawiedliwości trzeba wspomnieć, że są blogi, które nie trzymają żadnych standardów, ale czyta się je z przyjemnością i zainteresowaniem bo ich głównym atutem jest naturalny i szczery wizerunek sympatycznego autora wyzierający z takich niewygładzonych tekstów. Zdarza mi się, że na takim blogu czuję się jak w gościnie „na kawie” w domu autora.
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:50
Pewnie, że tak, pełna zgoda. Nie zawsze to, co jest idealne pod względem formy, jest ciekawe i pociągające. To trochę tak, jak z piękną kobietą – jeśli jest chłodna, porcelanowa nie wzbudza większego zainteresowania prócz stwierdzenia, że jest ładna.
Ultra
7 lipca 2017 — 21:37
Iwonko, Twoje doświadczenie przyda się nam, ponieważ pisanie blogów wcale nie jest łatwe ani proste. Śródtytuły już wprowadziłam, czcionkę pogrubioną również. Z tymi pytaniami to jest tak, ze jedni lubią, gdy ich pytać, a drudzy reagują alergicznie, więc nie dogodzisz.
Czekam na dalszy ciąg.
Zasyłam moc serdeczności
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:52
Dziękuję Ultro. Myślę sobie, że u Ciebie i tak najważniejsza jest interesująca treść, możliwość pogłębienia wiedzy, błyskotliwość obserwacji i sądów. To ja się u Ciebie wiele uczę:)
Bezzasadny
7 lipca 2017 — 22:01
Jestem zachwycony . Gdybym ja tak potrafił choć w części ale dziękuję za niezobowiązujące lekcje. Niezobowiązujące do opłaty dlatego korzystam i zmykam.
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:52
Miło było Cię gościć. Zapraszam 🙂
Iwona Zmyślona
7 lipca 2017 — 22:57
W tej części wyjaśniłaś czym jest lead. Jednak sama stwierdziłaś, że jest on używany przeważnie w dziennikarstwie. Gdy zaczęłam czytać pierwszą część i natrafiłam na to słowo, to chwile mi zajęło by pojąć, że chodzi o wstęp. Gdybyś w odcinku pierwszym najpierw napisała wstęp, a w nawiasie(lead), to część osób, które wcześniej się z terminem nie zetknęły, nie poczułyby się skonsternowane. Co się tyczy długości notki, to w dużej mierze zależy ona od tematu. Podzielenie czegoś na dwa odrębne wpisy, by nie było za długo, może być ze szkodą dla tekstu. Jeżeli coś jest napisane w dobry sposób i łatwo się to czyta, to nawet z najdłuższym „opowiadaniem” można bez znudzenia, irytacji czy stresu się zapoznać. Poza tym tak jak już ktoś zaznaczył blog to nie artykuł w gazecie, tylko unowocześniona forma pamiętnika, a w nim autor zawierał swoje przeżycia, myśli i emocje, nie pilnując długości. Uważam, że na blogach(także w komentarzach) nie należy tolerować chamstwa, błędów ortograficznych(bo w każdym domu jeszcze z czasów nauki w szkole powinien na półce stać Taszycki „Zasady pisowni, ortografii i interpunkcji”(jeżeli dobrze pamiętam tytuł-swój egzemplarz wydałam dzieciom uczącym się, więc nie mam możliwości dokładnego sprawdzenia). Ukłony
Iwona Kmita
7 lipca 2017 — 23:55
Iwono, to sło lead jest we mnie tak zakorzenione, że aż zapomniałam, że niektórzy mogą nie wiedzieć, o czym piszę. dziękuję za Twoje cenne uwagi.
Ania
8 lipca 2017 — 00:44
Przeczytałam wszystko bardzo uważnie i z niektórymi rzeczami się zgadzam, z innymi nie, a jeszcze inne uważam za rzeczy, o których autor bloga powinien zadecydować, bo to jego własna przestrzeń.
Ortografia – jest bardzo ważna i powinno się pisać poprawną polszczyzną, ale nie każdy to potrafi i nie trzeba go za to linczować 😉 Każdemu może się zdarzyć błąd, bo jesteśmy tylko ludźmi i chociaż błędy bardzo brzydko wyglądają to wartość tekstu/przesłanie jest takie samo.
Co do pytań stawianych w formie ,, Wy” uważam to za indywidualną sprawę i styl blogera – jego przestrzeń, jego miejsce i to on uzna jaka forma jest dla niego odpowiednia, jaką on uznaje za właściwą. Autor bloga nie pisze do i dla Ciebie. On pisze do i dla Was – tak to postrzega, tak to czuje i tak pisze – jego święte prawo i nikomu nic do tego 😉 Jeśli komuś to nie odpowiada to również ma do tego prawo i na swoim blogu, w swojej przestrzeni może użyć formy jaka jest dla niego i jego zdaniem odpowiednia.
,,Miłej niedzieli” , ,,życzenie deszczu ” itd… to już moim skromnym zdaniem uważam za zwykłe czepianie się. Jeśli ktoś opublikował post w niedzielę, a ja czytam go w poniedziałek lub wtorek to czy to jest wina owego blogera, że ja nie jestem na bieżąco? Nie sądzę…
On pisał w danej chwili to co myślał, to co czuł i chciał przekazać. Był szczery , a tego podobno wszyscy chcą – autentyczności, ale gdy się ją dostaje to też nie jest tak jak powinno.
Blogosfera dzieli się na wiele różnych grup mających różne upodobania i nie da się dogodzić wszystkim. Jednym dany styl będzie odpowiadał, a innym nie. Jedni będą chwalić, a inni poczują się urażeni – nie da się dogodzić wszystkim.
Ja mam swój własny styl, piszę tak jak chcę – czasem poważnie, bo taki mam nastrój, czasami z humorem, bo jest mi wesoło. Piszę to co w danej chwili mi w duszy gra i jeśli komuś dany wpis nie przypadnie do gustu, czy zapowiedź przepisu wyda się mało odpowiednia to…no cóż…uznam, ze nie każdy ma dobry gust i nie będę sobie tym zaprzątać swojej ślicznej główki 😉
Jedno wiem na pewno – nie zmienię swojego stylu tylko dlatego, że komuś się on nie podoba. Jeśli dokonam zmiany w moim stylu to tylko dlatego, że ja tak chcę i ja uważam, że ta zmiana jest mi potrzebna 🙂
Dziękuję, skończyłam mój wywód 😉
Iwona Kmita
11 lipca 2017 — 23:13
Aniu, dziękuję za taki długi komentarz, napracowałaś się, czytając wszystkie komentarze i odnosząc się do nich. Tak, masz rację, blog to przestrzeń każdego blogera i są rzeczy takie jak styl, temat, podejście do tematu, sposób zwracania się do czytających – to wszystko wybór autora. Ja też nie mam zamiaru nikomu niczego narzucać. Można skorzystać z tych rad lub nie. Cieszę się, że temat wywołał dyskusję. O to mnie, jako autorce, chodziło.
PS. Twój komentarz wpadł do spamu, własnie go odnalazłam:)
Andrzej Rawicz (Anzai)
8 lipca 2017 — 06:57
Jak trafnie zauważyłaś coś zaiskrzyło i jakoś na drugi plan zeszło ogólne odniesienie się do tej ważnej notki. Ważnej, bo gwarantującej, że dla osób, którym zależy na ilości wejść, uzyskaniu popularności, skróceniu dystansu do czytelników, itd., itp., powinien to być elementarz podstawowej wiedzy. N.b w moich niektórych postach też zastosuję ten schemat o którym już zapomniałem.
Problem jednak w tym, że – jak pisałem wcześniej – „ludzie blogi (listy) piszą”, a w nich znaleźć można wspaniałe wiersze, teksty literackie (fragmenty opublikowanych książek), recenzje, porady, wspomnienia ważnych osób, przekazy historyczne, zdjęcia, memy, satyrę, grafikę, muzykę, a nawet wiedzę techniczną, itd., itp., …
Często okazuje się, że pod nickiem znajdujemy pisarza światowej sławy (to głównie anglojęzyczne blogi), naukowca noblistę, czy nawet (tfu, tfu, tfu) znanego polityka. I tutaj już reguły pisania schodzą na dalszy plan, bo chłoniemy każde słowo celnie przekazujące treść. Osobiście uwielbiałem felietony (np. słynnego ongiś Urbana z lat 60′ ub.w.) zaopatrzone w doskonałą pointę. Lubię też styl dramaturgiczny, czyli na początku strach, a potem jeszcze gorzej. 😉
Niestety jednak polityka, w której się ubabrałem, dzieje się tak szybko, że nie ma czasu nieraz nawet na sprawdzenie poprawności tekstu. Dlatego lubię czytać blogi wszystkich komentujących tu osób, oczywiście z wyłączeniem wzmiankowanej trójki. 😉
Iwona Kmita
8 lipca 2017 — 10:58
Tak jak pisałam, Andrzeju, tak samo uważam, że są blogi, których nie da się wpisać w żadne schematy. I bardzo dobrze. W blogosferze nie może być nudno:)
Maria
8 lipca 2017 — 12:36
Na pewno wiele osób skorzysta z Twoich porad, także dyskusja w komentarzach jest bardzo interesująca. Dla mnie te uwagi są także cenne, bo jestem zwykłą amatorką, która jednak bardzo lubi pisać. Podzielam zdanie Renaty, że blog to pamiętnik przeniesiony z zeszytu w szufladzie na blogową scenę. W moim przypadku dokładnie tak jest. Tylko zeszytu w szufladzie nikt nie oceniał;) Mam świadomość, że, chociaż ciągle się czegoś uczę to i tak wiele rzeczy robię nie tak (teraz mam nowy laptop i nawet błędów nie widzę, bo jest w wersji ang.)
Tym bardziej cieszę się, że mam pewne grono nie tylko czytelników, ale także komentujących, których bardzo cenię.
Iwona Kmita
8 lipca 2017 — 13:01
Mario, na pewno nie o ocenę tu chodzi – każdy blog, prócz formy, ma to co najważniejsze – treść. i to ona nas do niego przyciąga lub nie. ja też mam grono komentatorów, wśród których czuję się bezpiecznie. Bardzo się z tego cieszę.
sylwia sadowska
8 lipca 2017 — 12:38
Znać specjalistę 😉 pozdrawiam Sylwia Sadowska
Iwona Kmita
8 lipca 2017 — 12:58
Dziękuję, zapraszam:)
ariadna
8 lipca 2017 — 19:11
Na szczęście nie mam dziennikarskiego wykształcenia, więc pewne niedociągnięcia ujdą mi płazem 😉
Faktem jest, że ile ludzi, tyle stylów, a każdemu podoba się zupełnie coś innego.
Wszystko zależy od zainteresowań i tego, czego poszukuje się w postach.
W blogosferze najważniejsze jest dla mnie poznawanie ciekawych ludzi i podtrzymywanie wartościowych znajomości.
Niektórych blogerów znam….prawie 10 lat 🙂
iwona
8 lipca 2017 — 21:42
Ludzie, których się poznaje to i dla mnie największa wartość.
ariadna
8 lipca 2017 — 19:19
Blogosfera rządzi się pewnymi prawami – chcesz, by Cię zauważono, musisz być aktywna. Nie wiem, czy styl, czy sposób pisania ma tu coś do rzeczy…
Odwiedzasz i Ciebie odwiedzają 😉
Znam bardzo ciekawe blogi, które swojego czasu były bardzo popularne, a teraz nikt do nich nie zagląda, choć wciąż istnieją i można je czytać. Wszystko dlatego, że właściciel bloga przestał być aktywny w blogosferze.
Serdeczności ślę, Iwonko 🙂
iwona
8 lipca 2017 — 21:41
Masz racje Ariadno – aktywność ma znaczenie, ja się jednak upieram, że to co i jak się pisze – jeszcze większe. Letnie uściski przesyłam
SielskieM
8 lipca 2017 — 20:32
:* najpierw całusy, bo już czekam na #3 ;*
A teraz może pytania:) Szukając odpowiedzi i recepty, jak to zrobić, żeby mnie nachodzono tłumnie na blogu…przeczytałam o pytaniach na końcu, które miały zachęcić do komentowania…
Jako, ze nie robiłam tego wcześniej pytania stawiać było, jakoś tak niezręcznie, zbyt mi się to wydawało chyba nachalne…
Pytania, były zapewne nieodpowiednie, albo zbyt nieśmiałe, bo się niespecjalnie, żeby nie napisać w ogóle nie sprawdziły ;/ Czasem zapytam, lecz sporadycznie…wierzę, że „czytaczy” będzie więcej, dla treści 😉
Bloga wprawdzie prowadzę dość długo…ale dopiero od niedawna widzę, że jest dla mnie ważny i chciałabym, żeby był bardziej uchwytny, dla większej i większej ilości czytających:)
A odkąd ja to widzę i odkąd staram się bardziej i odkąd jestem bardziej aktywna…to i tam coś zaczyna drgać 🙂
Ja lubię to co robię, przykładam się, to i ludzie przy swoich monitorach to zauważają…kiedyś cieszyłam się z komentarza raz na miesiąc…i to trwało (w latach), teraz cieszę się codziennie i to dzięki takim ludziom JAK TY 🙂 DZIĘKUJĘ ♥
iwona
8 lipca 2017 — 21:44
Myślę, że bardzo wiele znaczy też nasza aktywność to znaczy odpowiadanie na komentarze. To jest wtedy wymiana myśli i wiadomo, że piszesz do kogoś a nie w powietrze. Ludzie chętnie wracają na takie blogi. Pozdrawiam cie bardzo ciepło:)
Stokrotka
8 lipca 2017 — 20:41
Tak naprawdę to nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
Jak mi przychodziło coś do głowy, to po prostu pisałam.
🙂
iwona
8 lipca 2017 — 21:45
Bardzo cenię Twój blog właśnie za różnorodność formy i treści. Pozdrawiam Stokrotko
boja
9 lipca 2017 — 00:55
Teraz chętnie dowiedziałbym się jeszcze jak wytrzepać trochę kasiory z tego blogowania?
iwona
9 lipca 2017 — 09:16
Jest w planie taki odcinek:)
Agata
9 lipca 2017 — 01:33
Dlatego lead warto napisać już po napisaniu całego tekstu, aby uniknąć odbiegania od tematu.
Błędy ortograficzne są po prostu nie do przeoczenia. Nie da się ich po prostu minąć bez echa. Szczerze? Weszłam ostatnio na świetny blog. Świetny pod względem wizualnym. W pierwszej minucie przeglądania zobaczyłam błąd ortograficzny i wyłączyłam stronę. Oczy bolą!
Osoby komentujące wypunktowali bardzo ważne kwestie, które i mi się przydadzą.
Agata
9 lipca 2017 — 01:33
wypunktowały*
iwona
9 lipca 2017 — 09:17
Wiesz, może i to dobry pomysł z pisaniem leadu na końcu? Pomyślę i spróbuję:)
szarabajka
9 lipca 2017 — 10:54
Pracowałam przez rok jako webwriterka. Okrutnie się męczyłam. Jeśli jeszcze mogłam bez oporów przyjąć narzucony temat (wiadomo, dla chleba 🙂 ), to ograniczenie formą i wymogami co do charakteru (dla mnie odpustowego) tytułów mnie drażniło. Na własnym blogu na pewno tego nie będę stosowała. Nie, żebym uważała go za idealny, czy nawet dobry, ale jest mój, autorski, pasuje mi i dobrze się na nim czuję. W końcu nie piszę go za karę 😉
iwona
9 lipca 2017 — 11:02
Słusznie, nie za karę, to ma być fajne dla nas zajęcie. Ale nie widzę w tym rozbieżności z porządnym pisaniem i wyglądem posta, z jego długością czy podziałami na akapity. A że zleceniodawcy mieli własne oczekiwania – cóż, kto płaci, ten może, prawda?
szarabajka
9 lipca 2017 — 18:46
Ależ oczywiście! Zresztą w temat byłam ideowo zaangażowana, więc wymogi formalne w sumie były do zniesienia. W ogóle praca była OK. Pracodawca też 🙂
Iwona Kmita
9 lipca 2017 — 21:03
Mam nadzieję, że też znajdę takiego. Poszukiwania trwają:)
Madame Malonka
9 lipca 2017 — 20:22
Ja też nie zgadzam się, że jasny podział odbiera lekkości wpisu. Uważam, że w moim przypadku jest wręcz odwrotnie. Poza tym, że dzięki temu zachowujemy większy porządek, to ułatwiamy czytelnikom poznanie tematu. Nawet jeśli nasz lead nie jest najciekawszy, bo brakuje nam lekkiego pióra albo mamy gorszy dzień, to taki podział może go zastąpić i zachęcić do czytania.
Iwona Kmita
9 lipca 2017 — 21:02
Też tak sądzę:)
Ultra
10 lipca 2017 — 21:22
Nie mogę napisać, ponieważ podany emajl „nie istnieje”
Jeśli to nie zastrzeżony, to proszę o kontakt.
Pozdrawiam
Iwona Kmita
11 lipca 2017 — 08:06
Ultro, prawdopodobnie zrobiłam kiedyś błąd w emailu i on się powiela. Prawidłowy to iwona@iwonakmita.pl
Pozdrawiam serdecznie
Iwona Kmita
23 lipca 2017 — 13:55
Wpadłaś do spamu:(
Angelika Stefanowska
11 lipca 2017 — 21:39
Twoje wpisy zawsze są bardzo przydatne i interesujące. Bardzo pomagasz dzięki temu innym blogerom 🙂
Iwona Kmita
11 lipca 2017 — 22:58
I o to mi własnie chodzi, dziękuję:)
Katarzyna Płuska
12 lipca 2017 — 22:04
A ja dziś dziękuje za pomysł odnośnie sprawdzania ortografii, właściwie chodzi o literówki. Piszę przeważnie w nocy, czasem myśli idą szybciej niż dłonie na klawiaturze i póxniej w tekście mam takie kwiatki 😉 Z długością wychodzę z założenia – aż temat mi się wyczerpie; jednak taki mój standard to min 6000 znaków….
Iwona Kmita
12 lipca 2017 — 22:59
Też mam kłopot z literówkami, palce nie zawsze docisną klawisz i zwłaszcza przy polskich znakach, prawie zawsze mam błędy. Za szybka jestem… Dlatego też te programy do sprawdzania są takie przydatne:) Pozdrawiam:)
Monika
25 lipca 2017 — 14:51
Wiesz, ujęło mnie to, że pisząc porady odwołujesz się do komentarzy i konkretnych Czytelników. W tym także widać szacunek, jaki masz do nas i Twoją szczerą chęć podzielenia się warsztatem!
Iwona Kmita
25 lipca 2017 — 18:47
Dziękuję, bardzo miły komentarz:)
Czarna Skrzynka
26 lipca 2017 — 09:14
Moje największe odkrycie związane z pisaniem bloga wiąże się z… rozczarowaniem 🙂 Ale tym pozytywnym rozczarowaniem. Zanim wrzuciłem w otchłań swój pierwszy z wpisów, byłem święcie przekonany, że piszę je dla siebie. Że właśnie blog będzie czymś w rodzaju pamiętnika, gdzie będę zapisywał swoje historie, przemyślenia i refleksje… Szybko okazało się, że blog to jednak cos znacznie więcej niż pamiętnik! Że najważniejszą osobą wcale nie jestem ja, bo szczerze mówiąc, kogo obchodzą moje przemyślenia czy refleksjie (?) Każdy ma swoje i zwykle lepsze, prawda? Otóż tą najważniejszą osobą jest… czytelnik! Piszący musi zrobić wszystko, aby czytajacy zidentyfikował się z tymi kilkoma akapitami, uśmiechnął się, wzruszył, uronił łzę albo, jak słusznie napisałaś, wkurzył się. Tekst nie może informacją! Tekst musi być obrazem wlewającym się do głowy czytelnika jak nostalgiczna muzyka, albo jak szept najbliższej osoby wprost do jego ucha.
Tworząc wpis na blogu, wszystko powinno być podporzadkowane tylko temu. I każdy chwyt jest dozwolony, aby przyciągnąć uwagę czytelnika.
P.S. Moim największym marzeniem jest napisać kiedyś najpiękniejszą historię na świecie używając do tego jak najmniejszej ilości słów! 🙂
iwona
26 lipca 2017 — 09:36
Wow, tak pięknego wpisu na temat blogowania i tego, czym jest pisanie na blogu – jeszcze nie czytałam. Dziękuję Ci bardzo.
Ja Zwykła Matkaa
27 lipca 2017 — 22:14
Bardzo przydatny tekst. Dla mnie pisanie bloga to forma terapii, po ciężkim doświadczeniu życiowym zresztą nie jednym. Jestem słaba stylistycznie, zdaję sobie z tego sprawę. W dodatku jestem chaotyczna i spontaniczna ? Także …… a bardzo podoba mi się blogowanie…. idę szukać części pierwszej….