Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Kto pisze, ten niech sprawdza (#5)

Czy zetknęliście się ostatnio z fałszywą informacją? Ja tak i bardzo mnie to wzburzyło. Pomyślałam, że każdy z nas, blogerów, może nieświadomie rozpowszechniać nieprawdę.

Czym jest „fake news”? Do niedawna pod tą nazwą kryła się informacja całkowicie nieprawdziwa, wrzucona do sieci dla żartu, albo żeby świadomie wprowadzić w błąd. Obecnie to znaczenie się rozszerzyło i obejmuje także przeinaczenia, nadinterpretacje, manipulowanie informacją, posługiwanie się tylko tą jej częścią, która z jakichś powodów jest autorowi potrzebna. „Fake newsy” wykroczyły poza politykę, gdzie jeszcze niedawno były najczęściej stosowane. Teraz dotyczą też życia tzw. przeciętnego użytkownika internetu, dotyczą więc także i nas. Na przykład o śmierci Zbigniewa Wodeckiego przeczytałam tydzień wcześniej, nim to się stało… Jestem pewna, że każdy z was zetknął się w internecie z atrakcyjnie „sprzedanymi” fałszywymi faktami.

Zacznijmy od siebie

„Fake newsy” w takim rozumieniu, jak napisałam, to wielki problem, zajmują się nim specjaliści, Google stworzyło nawet specjalne narzędzie, które ma ułatwiać weryfikację faktów. Ja natomiast chcę spojrzeć na sprawę z blogowego podwórka. Każdy z nas codziennie czyta mnóstwo wpisów, dowiadujemy się wielu rzeczy, cieszy nas to, uważamy, że poszerzanie horyzontów to jedna z korzyści płynących z blogowania.
Wszystko to prawda, czy jednak z ręką na sercu powiecie, że sprawdzacie wszystko, o czym piszecie do swoich czytelników? Chodzi mi o tak zwyczajne rzeczy, jak np. pisownia nazwisk i nazw polskich i obcych, daty, tytuły innych utworów, poprawność cytatów i to, czy przypisujemy je właściwym osobom, liczby i wielkości, które przytaczamy (np. powierzchni, kwot itp.), i tak dalej…
A jeśli zawsze sprawdzacie to gdzie? Czy nie w internecie jedynie? Sieć to wielkie bogactwo informacji, ale też wielki kosz i warto za każdym razem, za każdym kolejnym postem mieć to w pamięci.

Bądź własnym „fact checkerem”

„Fact checker”, określenie z języka angielskiego, oznacza osobę, która zajmuje się sprawdzaniem informacji. Kilka, a może już nawet kilkanaście lat temu w niektórych redakcjach, szczególnie tych wydających pisma o tematyce gospodarczej czy finansowej, zatrudniano osoby, których zadaniem było sprawdzanie wszystkich nowych informacji, które znalazły się w artykułach. Teoretycznie powinien to robić autor, prawda? Jednak redakcje dbały o wysoki standard w swoich tytułach i dodatkowo oddawały teksty w ręce specjalnie zatrudnionych osób. Dzisiaj to już przeszłość, takich stanowisk nie ma, więcej – w większości redakcji, ze względu na cięcie kosztów, nie zatrudnia się nawet korektorów. Zostawiam to bez komentarza… Efekty takich cięć sami pewnie widzicie.
Na swoich blogach jesteśmy jednocześnie autorami, redaktorami, korektorami, bądźmy też „sprawdzaczami” (myślę, że ten neologizm jest czytelny i pozwoli ograniczyć użycie na co dzień zwrotu „fact checker”). Jak to zrobić? Jest kilka sposobów. Przede wszystkim przypomnijmy sobie, że ciągle jeszcze (szczęśliwie!) istnieją słowniki i encyklopedie, którym można zaufać. Zarówno te na papierze, które są chyba jeszcze w wielu domach, jak i ich wersje internetowe. Sięgajmy po nie tak często, jak potrzebujemy.

Na co warto zwrócić uwagę:

  1. Na jakiej stronie opublikowano artykuł. Zazwyczaj autorzy fałszywych informacji tworzą strony, które niemal nie różnią się nazwą od znanych, wartych zaufania źródeł.

  2. Kto jest autorem tekstu. Nie ufam materiałom nie podpisanym lub podpisanym nic nie mówiącymi inicjałami.

  3. Czy informacje, które cię zainteresowały brzmią prawdopodobnie, a przede wszystkim, czy są poparte dowodami, np. danymi statystycznymi, linkami do innych stron (i czy nie są to strony fałszywe), nazwiskami znanych autorytetów. W tym ostatnim przypadku warto wrzucić nazwisko do wyszukiwarki i sprawdzić, czy ta osoba faktycznie wygłosiła podobny pogląd, zajmowała się daną sprawą itp.Twórcy „fake newsów” często powołują się na znane nazwiska.

  4. Kiedy został napisany tekst, z którego czerpiesz informacje. To bardzo ważne, bo jesteśmy zasypywani informacjami i te z odleglejszą datą mogą już być po prostu nieaktualne.

  5. Czy są w sieci inne teksty na ten temat, z takimi samymi informacjami i zbliżoną argumentacją. Porównanie wiadomości z kilku źródeł to najważniejsza bodaj cecha osoby zbierającej materiały do tekstu (w mediach nazywa się ich z jęz. ang. researcheremi). Dzięki temu można się upewnić, że problem jest faktyczny, a nie wydumany.

Na koniec chcę zapytać, czy są tematy w ramach cyklu o pisaniu, o których chcielibyście przeczytać, a ja mogłabym napisać. Proszę o podpowiedzi:)

 

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén