Na początku stycznia minął rok od czasu, gdy adoptowaliśmy Nelę. Gdybym miała go podsumować jednym zdaniem, powiedziałabym: wspaniały rok.
Zaprzyjaźnieni komentatorzy mojego bloga z pewnością pamiętają historię Nelusi. Pisałam o tym tutaj: (http://iwonakmita.pl/jak-zostalam-adopcyjna-mama/). Najkrócej rzecz ujmując, sunia była wycofana, lękliwa, nieufna, wychudzona. Większość czasu spędzała pod stołem, bała się wychodzić na spacery prawdopodobnie w obawie, że znów straci ciepły dom. Nela najprawdopodobniej została wyrzucona z dawnego domu i przez jakiś czas błąkała się i żywiła, czym się da. Wiele wskazuje na to, że była bita 🙁
Na szczęście po roku Nelcia zdaje się nie pamiętać tych strasznych chwil, a nam trudno uwierzyć, że to jest ten sam piesek. Przede wszystkim zaufała nam, chyba już całkowicie. Mnie traktuje jak swoją mamę, wpatruje się mi w oczy, dopomina o pieszczoty, przytula się, „całuje” po rękach. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, jako że pracuję z domu. Pewnie dlatego „mianowała” mnie swoją główną panią. No i to ja daję jej jedzenie! Mąż czasami bywa wręcz zazdrosny o jej bezwarunkową miłość.
Na spacerach jest radosna, bryka jak szczeniaczek, zdejmuję jej smycz i biega sama, a na zawołanie wraca. Nie zawsze tak było. Jakiś czas temu zaczęła być zbyt „samodzielna” i zamiast wracać na polecenie „do mnie” biegła w stronę domu albo robiła radosne okrążenia po parku. Zorientowałam się, że chyba jestem trochę za mało stanowcza i nie trzymam psiej „dyscypliny”. Poczytałam na ten temat i wszystko wskazuje na to, że rzecz w nagradzaniu. Od kiedy noszę ze sobą „łapówkę” Nela za każdym razem, gdy ją przywołam biegnie do mnie radośnie. Dostaje malutki przysmaczek i albo biegnie dalej, albo zakładamy smycz i wracamy.
Nie jest już tak bojaźliwa jak kiedyś. Raczej nie boi się ludzi, zwłaszcza gdy jesteśmy razem i gdy nieznany człowiek nie narzuca się z przymilnymi gestami. Natomiast wciąż nie przepada za małymi dziećmi. Boi się niektórych psów i nie zależy to od wielkości czy płci. Po prostu niektóre omija szerokim łukiem lub piszczy, gdy niespodziewanie taki osobnik się do niej zbliży na spacerze. Jednak są pieski, do których z daleka się „uśmiecha” i chce się z nimi bawić. Aż miło wtedy patrzeć na nią i jej zadowolenie.
Nela zmieniła się też zewnętrznie, choć wiele nie przytyła to wygląda jakby zyskała na wadze. To dlatego, że ewidentnie odbudowała mięśnie i sierść. Ci, którzy ją widzieli rok temu nie mogą się nadziwić, że teraz tak wygląda, ma dość długi, ok. 2 cm włos, a sierść jest gęsta i błyszcząca. Tylko oczy i pyszczek zostały te same, tak samo śliczne (no cóż, jestem w niej zakochana, dla mnie jest najśliczniejsza).
Na początku wspomniałam, że rok z Nelą był wspaniały. To prawda. Jestem szczęśliwa, że psinka ma znów dom, kochających opiekunów i dobre samopoczucie. Wprawdzie to jeden uratowany psiak, ale o jeden szczęśliwy więcej. I to dzięki nam.
PS. Niedawno spotkałam się z panią Iwoną, która rok temu uratowała Nelę przed schroniskiem. Była ona autentycznie szczęśliwa, gdy zobaczyła jak Nela teraz wygląda i jak się zachowuje. Na FB napisała: z Ożarowa, z gminnego kojca trafiła do wspaniałego domu, gdzie rąk do głaskania nie brakuje i z wylęknionej suni stała się prawdziwą księżniczką z wysoko uniesionym ogonkiem . Takie adopcje najbardziej cieszą
- Spotkanie po roku
- W parku
- Odpoczynek
- Nie ma to jak na kanapie
- Już potrafi się bawić
- Żeby jeszcze chciała oddawać pani patyk. Jest nad czym pracować
boja
27 stycznia 2020 — 21:31
Ogon ma trochę podejrzany. Jej mama chyba na jakiegoś kota zapatrzyła się…
Iwona Kmita
27 stycznia 2020 — 21:39
Ale na ładnego kota, prawda?
Bet
27 stycznia 2020 — 21:44
Faktycznie, ogonek sterczy jak antenka:)) Zadowolony piesek i szczęśliwa pani – to dopiero duet jak się patrzy!
Ech, „psi los” potrafi się odwrócić w dobrą stronę.
Iwona Kmita
27 stycznia 2020 — 21:49
Los człowieka często też. Na szczęście.
PKanalia
27 stycznia 2020 — 21:50
no, faktycznie, byłbym zapomniał…
czyli, jak to mówią, piesyna się „odgięła” i tak trzymać, i oby tak dalej 🙂
p.jzns 🙂
Iwona Kmita
27 stycznia 2020 — 22:38
Dzięki 🙂
anabell
27 stycznia 2020 — 22:30
Zawsze powtarzaliśmy z mężem, że te 16,5 roku, które przeżyliśmy gdy był nasz pies, to były dla nas najszczęśliwsze. Pies kocha „swoich ludzi” miło0ścia bezwarunkową i to jest cudowne.
Jak widzę to u Was kanapa jest wyraźnie dla pieska, zupełnie jak u nas bywało.
Pomerdej, proszę, Nelusię za uszkami ode mnie.
Serdeczności posyłam dla całej Waszej Trójki;)
Iwona Kmita
27 stycznia 2020 — 22:39
Dziękuję za serdeczności Aniu. Co do kanapy – Nela ma miejsce w środku pomiędzy mną i mężem. Za uszkami merdam ją niemal bezustannie 🙂
szarabajka
27 stycznia 2020 — 23:47
Cieszę się razem z Tobą 🙂
Iwona Kmita
28 stycznia 2020 — 10:22
Dziękuję 🙂
jotka
28 stycznia 2020 — 09:51
Iwonko, takie historie radują serce. Bardzo się cieszę.
Myślę, że tyle samo, ile daliście suni, tyleż i ona dała Wam, prawda?
Iwona Kmita
28 stycznia 2020 — 10:22
Oj tak, Jotko. Wyzwoliła w nas pokłady czułości, tkliwości, miłości. Jest cudownym sposobem na stres – wystarczy ją po prostu głaskać. 🙂
Asmo
28 stycznia 2020 — 13:25
Skąd ja to znam? 😉
Swoje psy nabywałem „od małego” mając przykre doświadczenia z przybłędą, którego przygarnąłem. Mieszkając na wsi, stale mi podrzucano koty, co było momentami wręcz niemożliwe do ogarnięcia (żarcie i sterylizacja), ale gmina mi pomagała. Teraz jest już tylko jedna kotka, z którą dzielę kawalerkę w dużym mieście. Nie wyobrażam sobie życia bez niej, choć też kłopotów nie brakuje, jak to ze zwierzakami. Tylko jakoś tak nie sposób się na te zwierzaki złościć. To mój prywatny pogląd, ale wydaje mi się, że one nas uczą charakteru, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Iwona
29 stycznia 2020 — 10:04
Wzajemnie się uczymy, mieszkając ze zwierzakami. Musisz być dobrym człowiekiem skoro podrzucano ci zwierzaki 🙂
Lena Sadowska
28 stycznia 2020 — 15:30
Witaj, Iwono.
Nawet na zdjęciach widać tę przemianę – z zalęknionego stworzonka w radosną psiunię:)
Bardzo Wam kibicowałam w oswajaniu Neli, mamy przecież podobne doświadczenia z naszą znajdką. Też ufa nam bezgranicznie, a na dystans trzyma mężczyznopodobnych na rowerach. Chyba już tego nie zmienimy, nie szczeka wprawdzie jak dawniej, ale wciąż kuli uszy i napręża się, gdy kogoś takiego mijamy w trakcie spaceru.
A jeśli chodzi o biżuterię, to musiałabym chyba stworzyć oddzielny blog – tyle już tego naprodukowałam:) Dużo rozdaję, ale mam zdjęcia, bo czasem ktoś prosi o zrobienie „czegoś jeszcze do kompletu na prezent”:)
Pozdrawiam:)
Iwona
29 stycznia 2020 — 10:03
Leno, może taki blok z biżuterią to dobry pomysł? A można gdzieś zobaczyć zdjęcia Twojej biżu?
Lena Sadowska
29 stycznia 2020 — 20:00
Najbliżsi namawiali mnie do pochwalenia się szerszemu gronu:)
Założyli mi nawet konto na jednym z serwisów fotograficznych, ale umieściłam tam zaledwie kilka zdjęć. Nie znoszę fuszerki, nie chciałabym wrzucać byle jak zrobionych fotek (biżuteria to kapryśna pani, ma swoje wymagania:)) , a brak czasu nie pozwala mi nad tym przysiąść, więc – mam nadzieję, póki co:) – zaniechałam tego.
Na razie poprzestaję na rękoczynach:)
Pozdrawiam:)
Iwona
29 stycznia 2020 — 21:59
Szkoda, może wkrótce…
Lena Sadowska
30 stycznia 2020 — 03:21
Wiesz, Iwono, myślałam nawet, żeby połączyć moje obie pasje na „kartce…”
Taką próbką są „Sztuka latania” i „haiku”, tam wszystko jest moje:)
Ta nowa kategoria wyglądałaby jednak zupełnie inaczej, nie wiem tylko, czy to nie byłby już nadmiar „Leny w Lenie”:) Czegoś na zasadzie: pisze, maluje, ciekawe, kiedy zacznie (nie zacznę:)) wyśpiewywać swoje kompozycje, pląsając radośnie:)
Więc waham się, choć nie ukrywam, że prowadzenie bloga i poszukiwanie nowych form wciąż daje mi mnóstwo satysfakcji:)
Pozdrawiam:)
Gabrysia
28 stycznia 2020 — 15:54
To już rok? Pięknie i radośnie Wam ten czas mija Iwonko 🙂 Nasz Teodor juz ponad 13 lat z nami i też nie wiem, kiedy to minęło…
Iwona
29 stycznia 2020 — 10:01
Czas leci, sama nie wierzę, ze jest z nami już tak długo 🙂
Anna
28 stycznia 2020 — 18:30
Cudownie, że Wam cudownie, ja z psami lekko na bakier jestem, w sensie zwyczajnie się boję, niezaleznie od wielkości i stopnia spokoju. Po prostu jakoś nie. Jednak widac, że Wasza Nela jest szcześliwa 🙂
Iwona
29 stycznia 2020 — 10:00
Jestem pewna Anno, że Neli byś się nie bała – jest wyjątkowo delikatna. Oczywiście po pierwszym obszczekaniu 😉
Barbara
28 stycznia 2020 — 18:46
Wspaniale Iwonko, dałaś tyle szczęścia i miłości swojemu pieskowi, brawo ??, teraz ma prawdziwy dom, serdecznie pozdrawiam…
Iwona
29 stycznia 2020 — 09:59
Basiu, równie dużo dostaliśmy od Nelusi 🙂
Karolina90
28 stycznia 2020 — 19:13
Piękny pies. Widać, że dbacie o niego i czuje się z Wami bezpiecznie. Pozdrawiam serdecznie
Iwona
29 stycznia 2020 — 09:58
Pozdrawiam ciepło 🙂
Ula H.
29 stycznia 2020 — 00:16
Widać, że ma u Was dobrze – zajmuje przecież całą kanapę !!! Mądrzy właściciele – to i mądry pies ! Cudnie, że Nela trafiła do Was i obdarzyła Was swoim zaufaniem i radością. Wierzę, że musiałaś Iwonko – wykonać dużą pracę nad zalęknioną sunią, a to niełatwe zadanie. Życzę Tobie wiele radości ze wspólnych spacerów i zabawy z Nelą ! Pozdrawiam 🙂
Iwona
29 stycznia 2020 — 09:57
Tak Ula, było to niełatwe zadanie. Jednak widać, że Nela bardzo potrzebowała domu i dobrych ludzi dlatego stosunkowo szybko się otworzyła, zajęło nam to ok. pół roku. Dziękujemy za życzenia 🙂
Maria
29 stycznia 2020 — 19:55
Śliczna jest Twoja Nela! Taką opowieść o wzajemnej miłości czyta się z radością:)
Wspaniale trafiła – do dobrych rąk, do dobrych serc:)
Iwona
29 stycznia 2020 — 22:00
Dziękuję Marysiu 🙂
Stokrotka
30 stycznia 2020 — 07:46
Ależ macie wspaniałą Przyjaciółkę.
No i wzruszająco o niej napisałaś…
Iwona
30 stycznia 2020 — 11:19
Bo ona mnie ciągle wzrusza, Stokrotko. I to jest bardzo przyjemne 🙂
Andrzej Rawicz (Anzai)
31 stycznia 2020 — 13:53
Doliczyłem się 17 psów (2 razy suka ze szczeniętami) jakie przez ponad 60 lat mieszkały ze mną. Wszystkie, poza jednym, miałem od ich urodzenia. Ale właśnie ten jeden – okaleczony, znaleziony pod śmietnikiem – był wyjątkowym psem. Pisałem o tym tutaj:
https://bezkomentarza.wordpress.com/2014/01/14/nazywam-sie-kajtek/
Dlatego cieszą mnie bardzo takie psiowe „happy end’y”. Miała szczęście sunia.
Iwona
31 stycznia 2020 — 18:07
Kajtek był cudowny, wspaniale, że udało się wam go uratować. Przeczytałam ze wzruszeniem i ze śmiechem. Przygoda sąsiadki – the best. Pozdrawiam Andrzeju
Kobieta po 30
1 lutego 2020 — 15:27
super. wszystko fajnie się poukładało. I o to chodzi. I oby tak dalej 🙂
Iwona Zmyslona
2 lutego 2020 — 12:40
Nie mogę wprost uwierzyć, że to już rok. Pamiętam jak czytałam pierwszy post o nowym mieszkańcu waszego domu. Nie na darmo się mówi, że psy znają się na ludziach i potrafią docenić dobroć jaką się im okazuje. Niech Wam w szczęściu i radości mijają kolejne lata. Uściski.
Ultra
2 lutego 2020 — 21:47
Kto ma psa, wolniej się starzeje. Obowiązki i ruch na świeżym powietrzu odmładzają. A ile radości, gdy wracasz do domu, ile szczęścia, gdy patrzysz w psie oczy. Jak dobrze, że Nela trafiła do Ciebie, osoby wrażliwej, serdecznej i dobrodusznej.
Ciepło pozdrawiam
Agnieszka
6 lutego 2020 — 11:52
Pamiętam ten pierwszy wpis o Neli. Cieszę się, że tak dobrze czuje się u Was – pogłaszcz ją za uchem ode mnie:D
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
L.
7 lutego 2020 — 17:46
Jak fajnie! Zwierzaki są świetne, pocieszne bardzo. Ja mam koty. Kiedyś miałam psa, i potem następnego, ale już nie mamy. Moja koleżanka też miała psa o imieniu Nela. 😉
Iwona Kmita
17 lutego 2020 — 16:08
Mam Nelę po długiej przerwie od poprzedniego pieska. Dziś nawet żałuję, że tak długo czekaliśmy. Pozdrowienia
ariadna
27 lutego 2020 — 20:08
Dla mnie jesteś wielka za tę adopcję Neli 🙂
Witaj w klubie. Ja też przepadam za tymi moimi adoptowanymi zbójami. Jeden jest ze schroniska, drugi z budy 🙂
Fajne chłopaki! 🙂
dobrycoach
3 kwietnia 2020 — 14:04
Witaj ciepło Iwono
Czytam Twoje teksty z przyjemnością bo ciekawie piszesz i piękną polszczyzną
Zawsze podziwiam w ludziach dobroć a właśnie to masz, adoptując pieska Nelę i dając mu uważność, cieplo, troskę…. jak czytam o takich ludziach serce rośnie….
pozdrawiam ciepło
Iwona
3 kwietnia 2020 — 15:01
Bardzo dziękuję za dobre słowa i także pozdrawiam 🙂