Lada dzień miną dwa miesiące od czasu, gdy zamieszkała z nami Nela, nasza adoptowana suczka.
O historii Neli i o tym jak do nas trafiła pisałam tu klik. To był dla mnie i męża bardzo interesujący czas, sporo pracowaliśmy z Nelą bo chcieliśmy, by jak najszybciej nam zaufała i poczuła się jak w domu. Żeby uwierzyła, że jest już u siebie na zawsze. Łatwo nie było i nadal nie jest. Jednak różnica w zachowaniu suni jest ogromna.
Poddaję się!
To zdaje się był najczęstszy sygnał, jaki Nela nam wysyłała w tym czasie. Jak to wyglądało? Na każde wezwanie szła w naszą stronę z głową nisko opuszczoną, a tuż przy nas charakterystycznie ją przekrzywiała w stronę podłogi po czym kładła się i wywracała na grzbiet. Szybko się nauczyliśmy, że nie chodzi tu tylko o to, by się bawić czy ją głaskać po brzuszku. Piesek dawał nam do zrozumienia, że jest nam uległy i zrobi wszystko, by tylko go zaakceptować. Teraz Nela już bardzo rzadko przekrzywia główkę i w ślad za tym układa się na plecach. Teraz robi to z wyraźną radością po to, żeby ją głaskać i bawić się z nią. Chyba, że coś ją przestraszy, czasem jest to nasz gwałtowniejszy ruch, czasem jakiś niespodziewany dźwięk. Wtedy głowa idzie w ruch a nogi do góry 🙁 To pewnie ustąpi, ale nadal potrzeba więcej czasu.
Nie lubię obcych! Boję się!
Jak się domyślacie nasi znajomi i rodzina byli ciekawi Neli i po pewnym czasie zaczęli nas odwiedzać z przysmakami dla niej. Nela niełatwo się przekonywała do „nowych” ludzi. Najpierw chowała się pod stół i trudno ją było stamtąd wywabić. Największe osiągnięcia miała Dominika, narzeczona naszego syna. Dominika uwielbia psy i wszelkie zwierzęta. Zwracała się do Neli spokojnym cichym i pełnym miłości głosem, wyciągając delikatnie w stronę jej pyszczka dłoń. Po pewnym czasie Nela zaczęła tę dłoń obwąchiwać, potem zjadła położony na ziemi przysmak, a potem powoli wyszła spod stołu i powolutku poszła na środek pokoju. Za jakiś czas Dominika ją pogłaskała. Dłużej trwało to z Piotrkiem. Psy generalnie boją się mężczyzn, a co dopiero suczka po przejściach. Do dziś Nela musi najpierw trochę poszczekać i dopiero akceptuje wizytę Piotrka.
Jestem u siebie!
Myślimy, że Nela uwierzyła, że jest w swoim domu. Wnioskujemy to po… szczekaniu. Tak, tak, początkowo uciekała, z podwiniętym ogonem, gdy ktoś do nas przychodził i nie wydawała żadnego głosu. Teraz szczeka, dając do zrozumienia, że to ona jest u siebie a nie ten obcy. Szczeka, stojąc przy mojej nodze. W ogóle ze mną czuje się najpewniej, bo spędzam w domu z nią większą część dnia.
Siku, kupa i do domu!
Tak początkowo wyglądały nasze spacery. Piesek się załatwiał i pędem uciekał do klatki schodowej. Tak jakby się bała, że znów może utracić swój domek. Bardziej spokojna była, gdy wychodziliśmy z nią we dwoje – „stado” było w całości więc pies czuł się bezpieczniej. Ale i tak nie chciała odejść gdzieś dalej lub pójść drogą inną niż zwykle. Wtedy siadała, zaczynała się trząść i nic do niej nie trafiało. Zdarzyło się, że gdy ciągnęliśmy smycz, wysuwała się z obroży i pędem biegła do klatki. Postanowiliśmy jej nie zmuszać, choć było to wkurzające. Mróz, śnieg, człowiek ubiera się jak na Sybir po to, żeby za pięć minut wracać. No cóż trudno, tak musiało być. Dziś jest duuużo lepiej, udało nam się zaliczyć kilka długich spacerów, poza tym Nela, nawet gdy się zatrzyma, daje się przekonać do dalszego spacerku. Trzeba tylko koło niej kucnąć, pogłaskać i spokojnym głosem ją zachęcić do ruchu. Zwykle się to udaje. Z każdym dniem okazuje nam więcej zaufania, a spacery się wydłużają. Jest nadzieja, że przed nami są długie wiosenne wyprawy.
Mam już kolegów!
Nela poznała się z Tekilą, suczką syna i jego narzeczonej. Najpierw „panie” spotkały się na neutralnym gruncie, obwąchały się. Tekila biegała luzem, Nela na smyczy, jednak wyraźnie było widać, że cieszy ją większe towarzystwo. Następnym razem po wspólnym spacerze dzieci z Tekilką przyszły do nas do domu. I bardzo się ucieszyliśmy bo pieski się zaakceptowały na niewielkiej powierzchni. Tekila się bawiła, Nela jeszcze nie potrafi, ale pilnie obserwowała koleżankę. I wiecie co? Następnego dnia wreszcie zainteresowała się leżącym sznurkiem. Wprawdzie nie szalała z nim jak Tekla, ale go oglądała i podgryzała. Sprawdza się to, że dorosły pies, który nigdy się nie bawił, sam się tego nie nauczy, od ludzi też nie. Natomiast pomocna jest obserwacja drugiego pieska.
Nela spotkała się na spacerze także z Plastrem i Nutką, pieskami koleżanki i również szybko zaakceptowała towarzystwo, a ono ją. Spacerowała bez obaw, przybiegała po smakołyki. Stanowczo, lecz przyjaźnie odrzuciła zaloty Plasterka. I słusznie, na pierwszej randce warto zachować dystans 😉
Mam nadzieję, że nie zanudzam was swoimi „sprawozdaniami” z postępów Nelinki. Uwierzcie jednak, że obserwacja pieska i jego rozwój dają mnóstwa satysfakcji i radości. A może komuś moje doświadczenia się przydadzą – coraz więcej osób unika kupowania piesków i szuka przyjaciela drogą adopcji.
Zobaczcie kilka zdjęć 🙂
Agnieszka
21 lutego 2019 — 15:51
Jak dobrze że trafiła do Was! wyrozumiałość, cierpliwość…i wszystkiego się nauczy. Po swojemu;) Mam nadzieję że napiszesz jeszcze kiedyś co tam u Neli:) Aha, i poczochraj Ją ode mnie za uchem!:D
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Iwona Kmita
21 lutego 2019 — 18:09
Ona uwielbia czochranie, z przyjemnością to zrobię. I za jakiś czas znów napiszę, co u niej 🙂
jotka
21 lutego 2019 — 16:16
Nie tylko nie zanudzasz, ale wręcz czytałam ze wzruszeniem i czekam na cały cykl o tym, jak z przestraszonej suczki niczym z brzydkiego kaczątka odradza się piękna psica czyli łabędź:-)
Iwona Kmita
21 lutego 2019 — 18:10
No faktycznie trochę to tak wygląda jak z brzydkim kaczątkiem 🙂 Postaram się za jakiś czas znów pochwalić się osiągnięciami Neli, tym bardziej że każdego dnia zdarza się coś fajnego 🙂
szarabajka
21 lutego 2019 — 17:23
Bardzo miła lektura. Aż się pieska chce:) Ale dla mnie to już za późno 🙁
Iwona Kmita
21 lutego 2019 — 18:39
To może kota weźmiesz? Ja się przekonałam, że zwierzę w domu daje mnóstwo dobrych emocji i wrażeń 🙂
Oto ja
21 lutego 2019 — 18:10
Cudna relacja. Nela ma szczęście że trafiła do Was. Psy wyczuwają dobrych ludzi i to co od nich otrzymują oddają z nawiązką ?
Przesyłam uściski (już chyba takie trochę wiosenne) ?❤️
Iwona Kmita
21 lutego 2019 — 18:13
Dziękuję za uściski, ale podobno w nocy ma być znów poniżej zera 🙁 Wydawało się, że wiosna już za progiem, spacery z Nelą po parku były coraz przyjemniejsze. Cóż trzeba jeszcze poczekać. Pozdrawiam cię bardzo ciepło.
Oto ja
21 lutego 2019 — 22:04
Przymrozków nie przyjmuję do wiadomości ?
Gabrysia
21 lutego 2019 — 20:12
A ja może z Twoich opowieści Iwonko coś ” wyłowię” – inspirację do kolejnych części o przygodach pieska 🙂 Też się wzruszyłam
Iwona Kmita
21 lutego 2019 — 23:16
Gabrysiu, możesz łowić, ile chcesz
PKanalia
21 lutego 2019 — 20:27
jak już szczeka, nawet z zabezpieczonymi tyłami, to już jest właściwie „odgięta” psychicznie, czyli sprawy idą we właściwym kierunku… kiedyś mieliśmy takiego Kajtka (imię nieściemniane), też rasy „jazgot pospolity”, który się odgiął dopiero po trzech miesiącach…
natomiast nasz „rudy sweter”, ten z „fabryki” (co wiesz), od lat do tej pory prawie wcale nie szczeka, ale to jest już jest właściwość tej rasy, bo sweter szczeka zwykle tylko wtedy, gdy ma sprawę do opiekuna…
p.jzns, rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze :)…
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:28
Mam nadzieję, że „odgięta”, a w każdym razie niewiele jej brakuje do pełni szczęścia. Np. jeszcze się boję ją spuszczać ze smyczy, nie zawsze do mnie od razu przybiega, poza tym jeśli coś ją przestraszy to nie wiadomo, gdzie pobiegnie.
PKanalia
22 lutego 2019 — 18:49
smycz to trochę oddzielna sprawa… Nela jest młoda i to wszystko da się stopniowo dopracować, ale starsze psiaki mają czasem już tak pochlastaną psychikę, że o spacerze bez smyczy mowy nie ma… co prawda trzyma się taki przewodnika i przychodzi na komendę, ale nie radzi sobie w kontaktach z innymi, nawet znajomymi psami i bywają problemy… zwłaszcza w mieście, gdy tych spotkań jest dużo, a pamiętajmy, że wielu ludzi z psami na spacerze miewa też problemy w kontaktach z innymi ludźmi :)…
ze wspomnianym Kajtkiem jeździliśmy na różne pustkowia(?), aby dać mu się wyszaleć, a jak wiadomo z tymi pustkowiami jest coraz słabiej…
pozdrawiać jzns i kibicować życzliwie :)…
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:42
Ja też już z nią parę razy pojechałam żeby się bezpiecznie wybiegała.
Basia
21 lutego 2019 — 20:32
Brawo Nela! Plaster liczy, że następnym razem spojrzy na niego łaskawszym okiem 😉 Musimy umówić się na wspólny spacer, zwłaszcza, że wczoraj ususzyłam kilogram wołowiny 🙂
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:29
Wow, Nelka mlaska języczkiem. Koniecznie się umówmy!!! 🙂
Jaga
21 lutego 2019 — 21:36
Bidusia…. rozczulił mnie fragment o sznurku :(( Dobrze że trafiła do Was :))) |A ja już od lat wiem jak to jest mieszkać ze zwierzyną w domu Teraz dojrzewam do psa, chociaż ciągle szklą mi się oczy na wspomnienie o Azie
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:30
Pomyśl jednak, że innego pieska możesz uszczęśliwić, a Aza i tak zostanie w sercu i pamięci. Tak myślę 🙂
Greenelka
21 lutego 2019 — 21:36
Jestem pewna, że będzie tylko coraz piekniej i lepiej. Niekiedy u zwierząt, które dużo cierpiały, szkody pozostają. Tak jest u mojej Rity, która boi się szczotki do zamiatania i tak było u Lili, która do końca bała się opuszczać dom. Piszę ” było”, bo Lili opuściła nas 11 lutego. Miała 13 lat. Może o tym u siebie napiszę,nie wiem jeszcze…
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:31
Napisz, jestem ciekawa, poza tym – Lili będzie wspominana przez wielu.
Lena Sadowska
22 lutego 2019 — 07:13
Witaj, Iwono.
Jakbym czytała o naszej Psiuni z początków pobytu:)
Tylko ta nasza pierwsze prawo własności przyznała sobie do miejskiego trawnika i obszczekiwała wszystko, co nań nieopacznie wkroczyło:) Długo jej tego oduczaliśmy i sukces jest połowiczny – teraz fuka i odwraca się, żeby nie widzieć bezcześcicieli:)
Pisz, Iwono, bo zawsze miło czyta się o radościach, tych małych i tych dużych.
I „pogłaskotaj” (bo nasza przychodzi na pogłaskotanie brzuszka) od nas Nelę:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:32
My na to mówimy „gilgotanie” i Nela też już zaczyna to słowo rozpoznawać a samą czynność – uwielbia!
Magda
22 lutego 2019 — 10:41
Śliczna psinka! Gratulacje dla Was za wielkie serce pełne miłości i cierpliwość 🙂 wszystkiego dobrego dla Was i dla Neli 🙂
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:47
Dziękuję w imieniu Neli za komplement 🙂
Barbara
22 lutego 2019 — 10:42
Dużo pracy włożyliście ale są tego efekty. Będzie coraz lepiej. Pozdrawiam Iwonko cieplutko, miłego dnia…
Iwona Kmita
22 lutego 2019 — 10:46
Dziękuję Basiu, myślę, że będziemy wszyscy razem szczęśliwi:)
Barbara
23 lutego 2019 — 01:32
Tego Wam życzę ? tak właśnie będzie.
Królowa Karo
22 lutego 2019 — 13:02
To niesamowite, jak bardzo psychika zwierząt jest zbliżona do naszej. A pewnie jeszcze bardziej wrażliwa. Nela ma szczęście, że u Was znalazła nowy dom pełen ciepła, miłości i tak potrzebnej cierpliwości.
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:40
Oj tak. Cierpliwości bardzo dużo trzeba…
Bet
22 lutego 2019 — 13:26
Brawo Wy! Głaski dla wszystkich:))
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:39
Dziękujemy, poglaskamy się z przyjemnością.
Jola Z.
22 lutego 2019 — 17:39
Widać wyraźnie, że zwierzak na dobre skradł Twoje serce. Nela fajna jest i dobrze jej z oczu patrzy!
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:38
Wiesz Jolu, ja w jej oczach widzę też obawę – trzeba jeszcze ją zapewniać, że naprawdę ma już dom na zawsze.
Anna
22 lutego 2019 — 22:02
Iwono, widać, że brakowało Ci pieska, który by wyprowadzał Cię na spacer i dzięki któremu miałabyś żywy obiekt do obserwacji.
W środę na chodniku przed naszym domem „zaatakował” nas maluśki yorczek, z którym jego państwo wyszli na przechadzkę. Wyglądało to niesamowicie śmiesznie
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:36
Anno, rzeczywiście Nela otworzyła nam w sercu jakiś zapomniany pokoik. A w środku czekało uczucie dla zwierzaka.
Stokrotka
23 lutego 2019 — 07:42
Wzruszyłam się Iwono…
Pięknie piszesz o swojej miłości…
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 09:33
Dziękuję Stokrotko
Iwona Tomczyk
23 lutego 2019 — 09:38
Czytam i mam łzy wzruszenia w oczach, jest to dla mnie jedna z najlepszych adopcji, wiem że gdyby trafiła do innego domu który nie dałby jej tyle cierpliwości, miłości i spokoju, Nela zamykałaby się w sobie, proszę wygłaskać ode mnie Nelcię i czekam na kolejne wieści od Was ?
Iwona Kmita
23 lutego 2019 — 10:37
Dziękuję pani Iwonko, Nelusia ma w sobie tyle miłości, każdego dnia dzieli z nami kolejna jej część. Nie sądziłam, że otworzy się tak bardzo w jednak krótkim czasie. Wygląda. Na to że wszyscy troje siebie potrzebujemy. W marcu będziemy w Ostrowcu i mam nadzieję, że uda nam się spotkać. Pozdrawiam serdecznie
Krystyna
23 lutego 2019 — 14:16
Psy potrafią dawać dużo radości . Miałam psa 16 lat był z nami. Róźnie bywało spokojnie, czasami nerwowo np jak był u lekarza i otrzymywał zastrzyki, witaminy, ale byliśmy razem . Serdeczne pozdrowienia znd sztalug malarskich.
zapraszam do mojej strony
http://krystynaczarnecka.pl/
Krystyna
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 14:17
Jak rozumiem już pieska nie ma 🙁 Pozostały dobre wspomnienia, jestem pewna.
Iwona Zmyslona
23 lutego 2019 — 19:59
Miałam trudności z rozszyfrowaniem, która to Nela, a która Tekila(mam na myśli pierwsze zdjęcie), bo są bardzo podobne do siebie. Różnica w ubarwieniu łat i w wielkości. Dzielenie się radością, bez względu na to czego ona dotyczy, też przynosi pożytek innym, bo pokazuje, że można. Uściski dla całej Rodzinki.
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 14:16
Rzeczywiście pierwsze wrażenie to podobieństwo. Jednak są bardzo różne. Nela jest dużo mniejsza i drobna a Tekila dobrze zbudowana, bardziej żywiołowa. Obie są kochane i cieszę się, że dobrze ze sobą się czują.
Edyta
23 lutego 2019 — 21:41
Jest cudna, a Wy bardzo dzielni i cierpliwi, wielkie brawa 🙂 Miłość przezwycięży wszystkie lęki 🙂
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 14:14
Oby tak było, jeszcze ich trochę zostało 🙁
Ula H.
24 lutego 2019 — 21:05
Widać, że Nela to bystra sunia. Dobrze, że na Ciebie trafiła i widać, że jest między Wami chemia.
Osobiście trochę obawiałabym się psiej adopcji. Wiem, że nie jest to łatwe. Moja siostra adoptowała psa i łatwo nie było, ale teraz wiem, że Jej Toffi jest wspaniałym psem. Z kolei moja koleżanka adoptowała psa i chociaż jest wielką „psiarą” i ma trzy psy, ten adopcyjny nie dał się ułożyć. Robił wiele szkód, ciągle uciekał, porywał kury sąsiadom na wsi i nie było na niego sposobu. Oddała psa do swoich rodziców, którzy poradzili sobie z nim i jest dobrze.
Zatem wiem, że nie zawsze się uda.
My też mamy pieski, które dostaliśmy z zakupionym domem, więc też adoptowane. Nie są one bardzo kłopotliwe, ale nie potrafię chyba ich tak bardzo i bezgranicznie pokochać, jak naszego wcześniejszego psa, którego mieliśmy od szczenięcych lat.
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 23:41
Lecz jednak rodzicom udało się z tym adopcyjniakiem, więc może to kwestia cierpliwości, czasu dla psa i z psem… Nie wiem, nie mam dużego doświadczenia, najważniejsze, że piesek został w rodzinie, a nie oddano go np. do schroniska. Niestety tak się zdarza, że zwierzaki są oddawane tam, skąd przyszły. To dla nich dramat i załamanie w życiu. Widziałam, jak moja Nela cierpiała po rozstaniu z rodziną tymczasową – wyraźnie czuła się porzucona. Ula, na pewno z czasem coraz bardziej będziesz kochać swoje pieski 🙂
lewym okiem
24 lutego 2019 — 21:10
psy z psychicznym stresem wymagaja duzo cierpliwosci, podziwiam i gratuluje 🙂 🙂 ale efekty takiej pracy zawsze ciesza
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 23:34
To prawda, każde najmniejsze osiągnięcie w kontaktach z Nelą sprawia ogromną frajdę. A już najbardziej wszystko, co wskazuje na to, ze nam ufa 🙂
Ultra
24 lutego 2019 — 22:20
Mam psa już siedemnasty rok (w marcu 17 lat), więc rozumiem Twój zachwyt , przywiązanie i troskę o los zwierzęcia. Najbardziej zbudowana jestem radością z postępów, które robi oraz cierpliwością, jaką otaczasz adoptowanego.
Serdeczności zasyłam
Iwona Kmita
24 lutego 2019 — 23:36
Sama się dziwię bo uważam siebie za osobę mocno niecierpliwą. A jednak w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Pozdrawiam ciepło Ultro
ariadna
1 marca 2019 — 10:25
Jestem w temacie, ponieważ niedawno sama przygarnęłam psa, który całe swoje życie spędził w budzie (w domu mieszka jeszcze pies ze schroniska).
Panowie wciąż ze sobą rywalizują, choć przybysz jest u nas już prawie miesiąc. Mam nadzieję, że sytuacja się znormalizuje 🙂
Pozdrowienia Iwonko.
Masz wielkie serce, a psiny dużo szczęścia, że trafiły pod Twój dom 🙂
Maja
7 marca 2019 — 09:13
Piękna historia adopcji 🙂
Kobieta po 30
8 marca 2019 — 12:21
Mnóstwo miłości i cierpliwości w Twoim wpisie. Nie mogła trafić lepiej…postępy widać i myślę, że następne miesiące pokażą ich jeszcze więcej.
Iwona Kmita
8 marca 2019 — 15:34
Niemal każdy dzień przynosi coś nowego, dobrego. Piesek się po prostu otwiera na nas coraz bardziej.
Monia
29 maja 2019 — 07:33
To cudowne, że są tacy ludzie. Wzruszający wpis. Ja nie mam warunków na pieska … może kiedyś.