Odkąd zostałam adopcyjną psią mamą mnóstwo czasu poświęcam szukaniu informacji, jak postępować z moim pieskiem, by szybko poczuł się szczęśliwy w nowym domu.
Dzięki dziewczynom ze Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt „Animals” z Ostrowca Św., które uratowały przed schroniskiem naszą Nelę, poznałam wspaniałą przyjaciółkę i opiekunkę psów Basię Mińską, która sama ma dwa adoptowane psiaki, ponadto wie mnóstwo o zachowaniu psów i o tym, jak je wychowywać, by były szczęśliwe. Poprosiłam Basię, by napisała na mój blog tekst o tym, jak postępować z adoptowanym psiakiem, by szybko się zaaklimatyzował w naszym domu.
Zapraszam, przeczytajcie, a jeśli szukacie więcej informacji, zajrzyjcie na blog Basi – tutaj
Decyzja o adopcji psa jest najczęściej przemyślana. Zwykle zanim jeszcze sprowadzimy do domu nowego, czworonożnego członka rodziny, zadbamy o niezbędne wyposażenie – miski, legowisko, smycz, szelki i zabawki. To jednak są tylko rzeczy, pies potrzebuje więcej do szczęścia.
Adopcja z perspektywy psa wiąże się ze zmianą miejsca, a z tym zawsze łączy się stres, nawet jeśli zwierzę wcześniej przebywało w koszmarnych warunkach, a teraz trafia do wspaniałego domu. Na pewno szczeniaki dużo lepiej znoszą adopcję niż psy dorosłe, zwłaszcza, jeśli te drugie mają za sobą przykre doświadczenia. Jednak my, adopcyjni psi rodzice, mamy sporo możliwości, by zminimalizować ich stres i pomóc szybciej się zaaklimatyzować.
Jedną z najważniejszych rzeczy jest czas.
Musimy pozwolić psu oswoić się z tą wielką zmianą w jego własnym tempie. Na rynku dostępne są obroże uspokajające lub dyfuzory do gniazdek, które pomagają psu się rozluźnić. Taki dyfuzor można włożyć do kontaktu na kilka dni przed pojawieniem się psa w domu, dzięki czemu lepiej poczuje się on w nowym miejscu (należy jednak zaznaczyć, że nie wszystkie psy reagują na dyfuzory i obroże uspokajające). Psy, podobnie jak ludzie, reagują na olejki eteryczne, więc pomóc też może działający odprężająco olejek lawendowy dodany do kominka zapachowego. Trzeba jednak pamiętać, że psi nos ma 60 razy więcej receptorów węchowych niż nasz, więc czuje zapach dużo bardziej intensywnie, zatem nie skrapiajmy olejkiem posłania ani zabawek nowego domownika! Wystarczy, że w powietrzu będzie unosił się delikatny aromat lawendy. Po wprowadzeniu psa do nowego domu dajmy mu czas na obwąchanie całego lokum. Jednak nie chodźmy za nim, nie podglądajmy ciągle, co robi, zostawmy go w spokoju, niech zwiedza sam, na własną łapę. Może zdarzyć się tak, że w nowym miejscu będzie chciał się ukryć. Pozwólmy mu na to, nie wyciągajmy go na siłę, dajmy mu spokój. Po godzinie, dwóch możemy spróbować wywabić go smakołykami, ale jeśli nie będzie miał ochoty, uszanujmy to.
Przez kilka pierwszych tygodni trzeba rozsądnie dawkować psu nowe bodźce.
Nie zapraszajmy od razu całej rodziny, aby poznała nowego domownika – duża grupa ludzi może przestraszyć psa. Szczególnie nadzorujmy jego kontakty z dziećmi – mają one tendencję do przytulania psów; ta skłonność charakterystyczna jest dla ludzi, psy w naturze nie przytulają się i takie zachowanie może wywołać u nich agresję, zresztą jak najbardziej usprawiedliwioną – będą po prostu próbowały się obronić przed tym, co postrzegają jako formę ataku.
Bardzo ważne jest też odpowiednie zapoznawanie psa z innymi psami,
szczególnie należącymi do rodziny. Zawsze róbmy to na neutralnym gruncie, najlepiej na spacerze, nigdy nie wprowadzajmy obcego psa od razu do mieszkania. Dobrze, aby oba zwierzaki były na luźnych smyczach (odradzam smycze typu „flexi”), tzn. aby opiekunowie nie napinali ich, bo to często wywołuje zdenerwowanie i dyskomfort u psa i może prowadzić do konfliktu z kolegą.
Często pieski, które adoptujemy, nie są nauczone podstawowych rzeczy.
I tu musimy wykazać się wielką cierpliwością (zresztą to samo dotyczy wszystkich psów – adoptowanych i z hodowli, dorosłych i szczeniaków). Nie krzyczymy! Pamiętajmy, że dopiero musimy nauczyć się komunikacji z psem, czytania go. Pies nie rodzi się z umiejętnością rozumienia tego, czego od niego chcemy. Musimy go tego nauczyć. Krzykiem nic nie wskóramy, możemy jedynie zrazić do siebie zwierzaka. A przecież chcemy zbudować z nim dobrą, głęboką więź opartą na zaufaniu, a nie na strachu. Jeżeli nie wiemy, jak to osiągnąć, nie szukajmy rozwiązań na własną rękę, skonsultujmy się z fachowcem: behawiorystą, szkoleniowcem, weterynarzem. Polecam też książki napisane przez doświadczonych behawiorystów, taki jak : Patricia McConnell, Stanley Coren, Alexandra Horowitz, Victoria Stillwell. Można się z nich wiele dowiedzieć i nauczyć.
Basia
9 lutego 2019 — 18:54
Goszczenie na Twoim blogu to wielka przyjemność. Dziękuję 🙂
Iwona Kmita
9 lutego 2019 — 20:13
To ja dziękuję za merytoryczny wpis. Dobrze żeby przed adopcja ludzie o tym wszystkim wiedzieli
jotka
9 lutego 2019 — 20:31
Bardzo dobry pomysł, takie porady na wstępie pomogą wielu potencjalnym właścicielom, nikt z nas nie jest przecież behawiorystą i dobrze, że obie kierujecie do odpowiednich źródeł, wiedzieć, gdzie szukać to już połowa sukcesu 🙂
Iwona Kmita
9 lutego 2019 — 22:11
Basia to już jak behawiorysyka – tyle przeczytała, tyle ma własnego doświadczenia i wciąż się dokształca. Mnie bardzo pomogła.
PKanalia
9 lutego 2019 — 22:25
na wszelkich przewodnikach, poradnikach i instrukcjach dotyczących adopcji zwierzaków powinno z urzędu widnieć takie motto:
„Zanim zaczniesz zastanawiać się nad adopcją zwierzaka zastanów się nad sobą”…
p.jzns :)…
Iwona Kmita
9 lutego 2019 — 23:06
Czy chodzi ci o to, żeby porządnie przemyśleć adopcję i zastanowić się, co się z nią wiąże? Bo nie sądzę, że samą adopcję potępiasz…
PKanalia
10 lutego 2019 — 12:02
no nieee… nawet nie przyszło mi do głowy, że to może być odebrane jako negatywny stosunek do adopcji jako takiej…
ujmę więc to inaczej, a nawet lepiej, bo krócej: „zwierzaki nie dla idiotów!”… akurat te adoptowane mają jakby nieco lepszą sytuację, bo schroniska próbują to jakoś kontrolować w miarę swoich możliwości… chyba podobnie jest też w przypadku psów i kotów rasowych pozyskiwanych z legalnych, rejestrowanych hodowli, ale piszę „chyba”, bo nie wiem jak to dokładnie wygląda… ale cała reszta… tu już jest gra kompletnie losowa…
…
skorzystam z okazji i coś wspomnę na temat kotów… wielu ludzi uważa, że „z kotem jest łatwiej”… istotnie kot jest w pewnym sensie bardziej „praktyczny” jako domownik, ale adopcja kota również wymaga takiej samej odpowiedzialności i skupienia uwagi na podopiecznym, jak w przypadku psiaków…
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 12:11
Tak własnie myślałam 🙂 Koty są wygodniejsze chyba tylko z tego powodu, że nie trzeba je wyprowadzać na spacer. reszta kłopotów aktualna, prawda?
PKanalia
10 lutego 2019 — 16:11
głównie o ten spacer chodzi, a raczej konieczność regularności z powodów sanitarnych… bo sam spacer z kotem /luzem, bez smyczy/ to jest naprawdę frajda, jeśli kot złapie takiego bakcyla za młodu, zwłaszcza, że koty dość chętnie towarzyszą opiekunowi w różnych jego aktywnościach…
inna wygoda to kwestia wyjazdów, gdyż można kota zostawić samego w domu na dzień lub dwa – ale nie na dłużej, bo kot po prostu tęskni, brak mu kontaktu z opiekunem… dlatego też od pewnego czasu zalecana jest adopcja kotów w dwupakach…
reszta jest dokładnie taka sama… ba, w przypadku kota niewychodzącego dochodzi jeszcze sprawa kotyfikacji mieszkania… od niedawna dopiero profesjonalni spece od kotów zaczęli się tym bardziej interesować, np. znany behawiorysta Jackson Galaxy szczególnie zwraca na ten aspekt uwagę… okazuje się, że konfiguracja domu ma duże znaczenie jeśli chodzi o samopoczucie kota… przy kocie wychodzącym, gdy mamy np. domek z ogródkiem sprawa nie jest tak ważna, gdyż otoczenie jest już skotyfikowane w naturalny sposób, ale dla kota niewychodzącego, mieszkającego w bloku na którymś tam piętrze mieszkanie jest całym jego światem… trzeba też więcej z nim się bawić, by mógł się rozwijać i rozładować energię…
Basia
10 lutego 2019 — 19:30
Ja myślę, że z kotem może być nawet trudniej, bo koty są znacznie bardziej wrażliwe na zmianę miejsca, nie okazują emocji tak bardzo jak psy i niechęć do jedzenia, która czasami pojawia się w nowym miejscu jest znacznie bardziej niebezpiezna u kotów niż u psów.
I dodam, że z „dokacaniem” jest znacznie większy problem niż z „dopsianiem”, bo wbrew temu, co myslą niektórzy, koty wcale nie są zwierzętami stadnymi – koty wolnożyjące trzymają się razem z przyczyn ekonomicznych, bo to im się bardziej opłaca, ale tak naprawdę są wielkimi indywidualistami i samotnikami. Dlatego psy dogadają się znacznie łatwiej (choć nie wszystkie psy się dogadają) niż koty.
Co do schronisk, to nie wszystkie weryfikują nowych właścicieli – schroniska prowadzone przez fundacje tak, ale już schroniska opłacane przez gminy są znacznie bardziej liberalne.
Podobnie jest z hodowlami – niektórzy (podkreślam – niektórzy)hodowcy nastawieni są mimo wszystko głównie na zysk i po sprzedaży szczeniaka jego los ich mało interesuje.
PKanalia
10 lutego 2019 — 22:19
koty nie stworzą struktury społecznej zwanej stado, właśnie z uwagi na swój indywidualizm, ale samotnictwo to już jest sprawa dyskusyjna… jedne koty chętnie przebywają w grupie i tworzą pewne więzi między sobą, znakomicie też działają zespołowo, zupełnie spontanicznie, gdy nagle zaistnieje taka potrzeba… inne natomiast są faktycznymi samotnikami, które stronią od grupy, czasem wręcz demonstracyjnie to okazują… ludzie zwykle mają w domu jednego, może dwa koty, więc siłą rzeczy nie mają jak tego zaobserwować, ale gdy ma się ich kilka, wtedy po jakimś czasie widać ten podział na koty „towarzyskie” i samotniki pure…
…
kot okazuje emocje, ale zwykle robi to dość subtelnie i nie dla każdego jest to czytelne, można więc tylko mniejszej ekspresji tych emocji w porównaniu z psami… aby rozpoznać pewne niuanse mimiki kota, czy jego mowy ciała trzeba dość długiego czasu obcowania z nim… za to kot szybko się uczy rozpoznawać nasze zamiary i intencje… przykładowo: choćbyśmy nie wiem jak próbowali panować nad własną mimiką i mową ciała, to kot i tak świetnie wie, czy chcemy go wziąć na ręce aby go pogłaskać, przytulić, pomiziać, czy po to, aby mu podać lekarstwo, której to czynności nie znosi…
…
co do hodowli rasowych i sprawdzania przez nie komu sprzedają zwierzaki to raczej zgadywałem, po prostu założyłem, że tak jest, stąd moje wcześniejsze „chyba” na ten temat…
…
i jeszcze taka moja obserwacja… są ludzie, którzy w pewnym momencie życia przerzucają się z psów na koty… na przykład ostatni pies odszedł za Tęczowy Most, po jakimś czasie odradza się potrzeba obecności zwierzaka w domu, ale z uwagi na różne swoje uwarunkowania nie mogą tak regularnie się nim zajmować, chodzić na spacery etc… decydują się wtedy na kota myśląc, że będzie „łatwiej”, a wcześniej z kotami nie mieli do czynienia… a tu niespodzianka, bo wcześniejsze doświadczenia z psami na niewiele się przydają, schematy postępowania nie działają… po prostu kot to jest inna bajka i prawie wszystkiego trzeba się uczyć od nowa…
PKanalia
10 lutego 2019 — 22:26
*/errata, ma być: „można więc tylko mówić o mniejszej ekspresji emocji…”…
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 23:46
Kompletnie nie znam się na kotach i nawet nie bardzo je lubię… Może dlatego, że jestem na nie mocno uczulona???
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 23:47
To i na kotach się znasz? Wow:)
Basia
11 lutego 2019 — 00:05
Przez piętnaście lat miałam koty, później do kotów dołączył pies. I u mnie było odwrotnie niż pisze PKanalia, ja po odejściu ostatniego kota raczej na kolejnego się już nie zdecyduję i przestawię się całkiem na psy. Ale nie dlatego, że z psami jest łatwiej, bo z tym się akurat nie zgadzam.
Nie wyraziłam się precyzyjnie jeśli chodzi o emocje kota – oczywiście, że okazują, ale my dużo gorzej je odczytujemy niż psie emocje.
PKanalia
11 lutego 2019 — 01:15
nie pisałem „jak jest u mnie”, tylko o swoich obserwacjach jak bywa czasem u innych…
ze mną to jest tak, że generalnie to ja jestem kociarz i to mocno zakręcony na ich punkcie… od wielu lat w domu były głównie koty, zwykle kilka, w porywach do sześciu… psiaki też były, ale skromniej… na dzień dzisiejszy menażeria jest minimalistyczna: kota i psiak, a na dokładkę od pewnego czasu trafia się psiak na zasadzie „rodziny tymczasowej” /nie ja jestem „głównym kierownikiem” tej inicjatywy, jedynie pomagam/… nasz „stały” psiak ma swoją przewodniczkę, ona za niego odpowiada, zaś kota… hm… w domu się mówi czasem, że „mój” kot, ale prawda jest o wiele bardziej złożona…
Lena Sadowska
10 lutego 2019 — 07:04
Witam.
Nasza „adopcja” była nagła i niespodziewana, więc pierwsze kroki musieliśmy skierować do weterynarza, głównie ze względu na tragiczny stan znalezionej Psiuni.
Pomysł z poradami bardzo dobry, przeczytałam z uwagą, pewnie nie ja jedna:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 12:13
Czytam teraz książkę Victorii Stilwell pt. „Ja albo mój pies czyli jak mieć idealnego psa”. Świetna lektura dla początkujących rodziców adopcyjnych.
Jaga
10 lutego 2019 — 12:27
Coraz częściej myślę o nowym psie – brakuje mi merdania i szczekania
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 13:23
Nie dziwię się, merdanie i radość zwierzaka na widok człowieka nie ma ceny 🙂
anabell
10 lutego 2019 — 16:05
Psa, o którym marzyłam od dziecka, zafundowałam sobie dopiero wtedy, gdy wiedziałam, że nie muszę już być pół dnia poza domem.Kupiłam od hodowcy, który jest sędzią kynologicznym. Gdy go kupiłam był długości mojej dłoni + ogonek długości mojego małego palca. Trafiłam na egzemplarz o cudownej psychice.To był jamnik karłowy.Był z nami 16,5 roku i oboje z mężem twierdzimy, że był to dla nas cudowny okres a ten mały pies zajmował w naszym domu pierwsze miejsce.
Trzy dorosłe osoby były wpatrzone w te cztery łapy i cudną mordkę. Nie byliśmy sami w tym nieustającym zachwycie, pół naszego osiedla też go kochało.
Jeździł z nami wszędzie, zwiedził nawet kawałek Europy.
Gdy odszedł za Tęczowy Most nie chciałam kolejnego psa, bo dobrze wiedziałam, że nie moglibyśmy mu już poświęcić tyle energii co tamtemu.
Jest pewna granica wieku, po której wzięcie psa jest tylko i wyłącznie kwestią egoizmu, bo często wiek i związane z nim problemy nie pozwalają na właściwe
opiekowanie się psem.
P.Kanalia ma rację – nim się weźmie psa do domu, trzeba dobrze wiedzieć co się robi, bo to trochę tak, jakby się wzięło do domu dziecko.
Znając Ciebie wiem, że rozważyłaś poważnie ten krok i jestem pewna, że piesiunia ma u Was dobrze.
Serdeczności dla Ciebie i „głaski” dla piesiuni.
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 23:29
Już pogłaskana i szczęśliwa bo wszelkie głaskanie i mizianie po prostu uwielbia 🙂
Forum Woda Mineralna
10 lutego 2019 — 21:36
Naprawdę dobrze napisane. Wielu osobom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na opisywany temat, ale z przykrością stwierdzam, że tak nie jest. Stąd też moje wielkie zaskoczenie. Chyba powinienem dać lajka za Twoje działania . Koniecznie będę polecał to miejsce i częściej tu zaglądał aby przejrzeć nowe rzeczy.
Greenelka
10 lutego 2019 — 22:15
Ja jakoś zawsze miałam szczęście. Nie wiem jak to się dzieje, ale nigdy nie miałam problemów z nowymi czworonoznyni donownikami. Szybko się aklimatyzowaly i żyją sobie wszystkie w zgodzie. Chociaż szefowa jest Henia i wszystkie jej słuchają:)
Iwona Kmita
10 lutego 2019 — 23:27
Może rzecz jest w autorytecie Heni? 😉
Greenelka
11 lutego 2019 — 11:30
Nie, tak było też, zanim Henia wskoczyła na pokład. Po prostu wszystkie zwierzaki się dopasowują:)
Stokrotka
11 lutego 2019 — 06:11
Adoptowałabym pieseczka ale obiecałam swojej Lassie, że jej nie zdradzę. I że nikt nie zajmie jej miejsca w moim sercu i pamięci.
Greenelka
11 lutego 2019 — 11:35
Stokrotko, ja myślę, że Twoja Lassie chciałaby bardzo aby jakiś piesek znalazł miejsce w twoim sercu. Myslę, że jest tam tego miejsca dość. i przecież tyle biedakow czeka na ciepło i dom …. Może przemyśl sobie to jeszcze raz?
Iwona Kmita
11 lutego 2019 — 11:45
Myślę tak samo jak Greenelka.
Stokrotka
12 lutego 2019 — 07:06
Cały czas myślę Iwonko.
I chyba idzie ku lepszemu bo Szczerbate koniecznie chcą mieć pieseczka więc to i mój pieseczek będzie…
Iwona Kmita
12 lutego 2019 — 11:11
O, i to jest dobry pomysł 🙂
Gabrysia
11 lutego 2019 — 16:49
A ja szukam chętnego na zestaw ciekawych poradników i wychowaniu piesków Iwonko, już wiem komu je podaruję 😉
Iwona Kmita
11 lutego 2019 — 17:17
Ciekawa jestem?
Agnieszka
11 lutego 2019 — 19:41
Bardzo ciekawy tekst- zwykle ludzie skupiają się na jedzeniu, legowisku i podstawowych potrzebach, ignorując te o których tu wspomniano…
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
boja
11 lutego 2019 — 21:56
No tak. Są poradniki jak ludzie mają postępować z pieskami… Ale może ktoś powiedziałby mojej Psicy jak ma postępować ze mną? Ona mnie, bez wyrzutów sumienia, wykańcza psychicznie i fizycznie…
Iwona Kmita
12 lutego 2019 — 11:16
Ej, chyba przesadzasz, trochę ruchu nie zaszkodzi 😉 A kwestia psychiczna – po prostu ją kochaj. Zresztą, już ją kochasz:)
SielskieM
11 lutego 2019 — 23:06
Nie jestem specjalistą …ale taki właśnie spec odradzal mi dyfuzor, że względu na ograniczony zasięg działania….A i głęboko przekonana jestem że ta właśnie cierpliwość i miłość i tak góry przeniesie 🙂
A jeszcze mi się przypomniało, jak to się zwierzęta przyzwyczaja, jak się ma mały dwunozny;) nowy domownik pojawić…może do takiego przyszłego psiego domownika też trzeba by jakoś nas i naszego domowu zapach wcześniej dać poznać:)
Iwona Kmita
12 lutego 2019 — 11:13
Pomysł dobry, ale nie zawsze możliwy do zrealizowania. Np. wtedy, gdy piesek jedzie do nas z daleka bo wyszukaliśmy go gdzieś w internecie. Ale jeśli to tylko możliwe – warto tak zrobić na pewno 🙂
Iwona Zmyslona
12 lutego 2019 — 12:57
Sąsiedzi mieszkający piętro niżej mieli dwa psy, gdy ich poznałam. Przez jakiś czas gdy pojawiły się wnuki zwierząt nie było. Teraz mają czworonoga, który piszczy niemiłosiernie, gdy domownicy są w pracy i szkole. Najwyraźniej nie zadbano o to, by pies pozostawiony sam w mieszkaniu, nie czuł się porzucony.
Iwona Kmita
12 lutego 2019 — 19:59
Masz rację Iwonko, to tzw. lęk separacyjny. Ja jestem dużo w domu, ale uczę Nele, że nie wszędzie może być ze mną. Nie wchodzi do łazienki, czasem zamykam się z komputerem żeby popracować. Tym sposobem ona uczy się, że nie zawsze mogę muszę być przy niej. Pozdrawiam cię cieplutko :
Szczur z Loch Ness
12 lutego 2019 — 20:00
Zaglądam tu czasem mając zazwyczaj (dosyć często – niepotrzebne skreślić) wątpliwości, jednakowoż zastanowiło mnie sformułowanie „na blogu”. Znam wykładnie językowe wspomnianej kwestii dotyczące. Dla mnie problem polega na prostym pytaniu. Czy publikujemy coś „na gazecie”, czy „w gazecie”.
Serdeczności z Krainy Loch Ness 🙂
Iwona Kmita
12 lutego 2019 — 20:10
Znasz wykładnię, czyli wiesz, że obie formy są poprawne. Sformułowanie „w blogu” jest rzadko spotykane i odnosi się, w domyśle, do określenie „w tekście blogowym”. Określenie „na blogu” kojarzy się natomiast z publikacją tekstu na stronie www, na której jest nasz blog. Jednak potocznie używane jest określenie „na blogu”. Szczerzę mówiąc tego rodzaju „błędy” mnie nie martwią. Bardziej przeszkadza mi zapominanie o bierniku i powszechne sformułowania: wysłałam sms-a, wzięłam laptopa, napisałam posta. To się szerzy jak zaraza a to jest już chyba błędem językowym. Zapraszam częściej, nie tylko w poszukiwaniu błędów. 😉
Ultra
12 lutego 2019 — 23:02
Psy podobnie jak ludzie są mniej lub bardziej inteligentne. Jeśli trafiłaś na mądrego, wszystko zrozumie i pojmie szybko. Mój podsuwa miseczkę do wody, gdy chce wody lub miskę z jedzeniem, gdy chce jeść, stoi przy drzwiach, gdy chce na spacer, a woła, gdy na siusiu. Jedynie nie nauczył się, bo nie, że gdy spadnie ze stołu to nie jest jego. Nawet cebulkę połknie, kawałek papryczki, choć to nie jego smaki.
Serdecznie pozdraawiam
iwona kmita
13 lutego 2019 — 12:40
Ultro, Nela chyba jest z tych mądrzejszych bo nauczyła się już sporo, np. siada, kładzie się, staje, przychodzi na komendę, a nie umiała niczego miesiąc temu 🙂
Sabina
13 lutego 2019 — 14:11
bardzo mądrze
barbara
13 lutego 2019 — 16:49
Masz racje, adopcja musi być przemyślana, zwierzaki są czasami po przejściach i trzeba wiedzieć jak je do siebie przekonać. Pozdrawiam Iwonko, buziaki…wnuczek mojej siostry ma pieska ze schroniska, młody był i chyba jeszcze nie po przejściach…
Anna
14 lutego 2019 — 14:12
Już chyba kiedyś pisałam, że chciałam sprawić synowi przyjemność i od znajomej kupiłam czarnego pudelka. Niestety, nie wiedziałam, że syn jest alergikiem i pieska wzięła szwagierka.
Starałam się wcześniej poczytać coś na temat opieki nad psami, ale niewiele mi to pomogło, bo nasz maluszek tęsknił za matką i rodzeństwem i nie chciał się do nas przyzwyczaić. Pierwsze noce przepłakał, choć spał w pudełku przy mojej wersalce i cały czas go głaskałam po kudłatym łebku. Nie chciał się załatwiać przed domem, ale za to robił to zaraz po wejściu do przedpokoju.
Było to dla mnie jedno wielkie utrapienie.
iwnowa
14 lutego 2019 — 15:35
Moja najbliższa przyjaciółka jest wolontariuszką na Paluchu, stąd jestem oswojona z tematem, ale dobrze, że o tym piszesz, bo wiedzy nigdy za wiele.
PKanalia
18 lutego 2019 — 10:45
kiedyś lat temu… powiedzmy że sporo… jeździliśmy z pewną moją byłą Koleżanką Małżonką na Paluch wyprowadzać psiaki w soboty na spacer… tylko musieliśmy się ostro pilnować, żeby nie zaglądać do kotów, bo w domu akurat wtedy była już niezła kociarnia… potem nam się nieco zawirowało w rytmach tygodnia, musieliśmy odpuścić, bo nie mogliśmy dać gwarancji regularności, ale tą zabawę wspominam bardzo mile…
p.jzns :)…
Kobieta po 30
8 marca 2019 — 12:22
Bardzo cenne wskazówki. Mam nadzieję, że trafią do wielu osób zainteresowanych adopcją