Przychodzi do mnie co roku, choć nigdy jej nie zapraszam. Ledwie skończy się lato, dni się skrócą, słońce przestaje mocno grzać, a już do mnie puka. Najgorsze, że zostanie pod moim dachem przynajmniej przez całą jesień. Czasem nawet do wiosny.
Razem z nią układam się na łóżku, patrzę w telewizor albo w sufit, śpię popołudniami, rano nic mi się nie chce. Nie chodzę na spacery, bo mi ciągle zimno, nie spotykam się ze znajomymi, bo po co mają widzieć mnie w takiej kiepskiej formie. Przed rodziną próbuję się mobilizować, żeby ich nie martwić. Ale mi się nie bardzo udaje. Mam wrażenie, że cały świat się na mnie uwziął.
Tylko ona mnie nie opuszcza. Udaje moją przyjaciółkę i stara się być przy mnie przez cały czas.
A ja? Ja tam w środku tego nie chcę. Nie lubię jej i tego, że mnie tak sobie podporządkowała. Mam dość naszych ponurych min, ciemnych ubrań, złych myśli. Tego, że nic nie robimy, że po cichu popłakujemy w kąciku. Że obwiniamy cały świat za swoje złe samopoczucie.
Gdyby nie ona polubiłabym jesień z jej kolorami, z energetyzującą czerwienią, rudościami i moim ukochanym wrzosem. Doceniłabym, że w dłuższe wieczory mam więcej czasu na czytanie, na kino, na spotkania z przyjaciółkami. Że na straganach jest tyle pysznych warzyw i owoców. Robiłabym przetwory, piekła szarlotkę i gotowała zupę dyniową z mleczkiem kokosowym. Zapraszałabym gości, żeby przy stole, w blasku świec jeść te smakołyki i popijać czerwonym winem. Chodziłabym do parku i zbierała kolorowe liście, kasztany a może i grzyby. Wykorzystywałabym każdy słoneczny dzień, żeby się ogrzać w promieniach i złapać energię na potem. Paliłabym w domu dużo światła, wyciągnęłabym kolorowe poduszki, koce i inne drobiazgi, które ożywiłyby mieszkanie. Słuchałabym ulubionej muzyki, brała relaksujące kąpiele. Kupiłabym sobie magnez i może witaminę D. I bez wyrzutów sumienia jadłabym słodycze, na 100 procent – czekoladę.
Wiecie już kto jest tą moją „przyjaciółką”? Pewnie tak. To ona, jesienna chandra, czasem zwana depresją sezonową. W telewizji, radiu, czasopismach mnóstwo o niej czytam. Wiem, co robić, żeby się jej pozbyć, tyle, że nie jest łatwo. Gdyby było – ona by u mnie miejsca nie zagrzała. Pocieszam się, że odejdzie tak, jak w poprzednich latach. A może macie jakieś superpomysły żebym się jej szybciej pozbyła?
PS: Ze statystyk wynika, że depresja sezonowa ujawnia się w okresie pomiędzy 20 a 40 rokiem życia. Częściej chorują kobiety. Nasilenie choroby zwiększa się z wiekiem i łagodnieje w starości. Najwięcej tego typu przypadłości notuje się w tych rejonach świata, gdzie najbardziej brakuje światła słonecznego (np. Alaska). Szacuje się, że w Polsce nawet około 10 procent społeczeństwa odczuwa mniej lub bardziej nasilone objawy sezonowej depresji. Gdy rzeczywiście wymaga leczenia – najczęściej stosuje się psychoterapię i/lub fototerapię (naświetlania).
zarabianie na uploadzie
28 września 2016 — 14:25
masz konkurencję, broń się! 😀
Iwona Kmita
29 września 2016 — 08:20
Ha, ha, akurat w tym przypadku chyba ustąpię 🙂
programy partnerskie zarabianie
28 września 2016 — 14:29
Na prawdę świetny blog, aż miło się czyta!
Iwona Kmita
29 września 2016 — 08:19
Bardzo dziękuję. Taki wpis to dopiero lekarstwo na chandrę 🙂
Dobre Zielsko
28 września 2016 — 23:49
Właśnie to, co można robić jesienią, gdyby nie „ona”, jest dla mnie skutecznym odstraszaczem depresji. Za to nie lubię zimnej zimy. 😉 Najgorsze stadium depresji miewam pod koniec lutego, kiedy ta zima się ciągnie i ciągnie.
iwona
29 września 2016 — 08:12
Ja nie mogę się do ciebie przyłączyć bo… kiedyś latem, gdy były straszne upały zadeklarowałam, że ich nie cierpię i że zdecydowanie wolę zimno 🙂 I tak jest naprawdę. Ale też cierpię, gdy wiosna nie przychodzi wtedy, kiedy powinna. Wracając do tematu – znam wszystkie „odstraszacze” jesiennej chandry, tyle że – nie chce mi się ich stosować. Na tym to niestety polega 🙁
Ale to tylko chandra, na szczęście. Z pewnością nie depresja!
takie tam
29 września 2016 — 12:48
Nie wiem co napisać… Chciałbym coś poradzić, ale czuję się bezsilny w tej materii. Jedno jest pewne, podoba mi się sposób, w jaki piszesz.
Pozdrawiam serdecznie i nadzieję mam, że depresja Ci jednak odpuści choć trochę 🙂
Iwona Kmita
29 września 2016 — 13:46
Dziękuję za miłe słowa – one też pomagają 🙂
Ania
29 września 2016 — 12:54
Niestety też mam ten problem:(
Aleksandra z oliwadochleba.pl
29 września 2016 — 13:00
Słowo chandra niesie w sobie nutkę melancholii. Ostatnio zauważam, że jest rzadko używane, a dobrze oddaje zły nastrój i kwintesencję tego, co czujemy, gdy szarość jesienna za oknem. Pozdrawiam 🙂
Iwona Kmita
29 września 2016 — 13:51
Bo to co ja czuję to chandra, takie zaniżenie nastroju – do depresji, mam nadzieję, nie dojdę.
Avatea
29 września 2016 — 13:14
Oj! U mnie jesień to energia. Im więcej wiatru, tym więcej działania. Im więcej kolorów, tym więcej gotowanie. Jak ci będzie strasznie smutno, zapraszam do siebie. Poczytaj „Wpadki matki” i pociesz się! 🙂
Grunt to rozumieć swoje uczucia i nie poddawać się. Nigdy w życiu! 🙂
Iwona Kmita
29 września 2016 — 13:51
Dzięki, będę wpadać z przyjemnością 🙂
Angelika - a dreamer's life
29 września 2016 — 13:17
Piekny tekst… W wielu wersach widze siebie…
iwona
30 września 2016 — 08:14
Kobiety często tak mają…
Anna
30 września 2016 — 10:13
Doskonale Cię rozumiem, bo tez mogę jednym tchem wymienić co powinno się robić… a czego nigdy nie robiłam, i właściwie nadal mało co z tego robię.
Mnie pomaga miłość… tak banalnie… i ta dorosła miłośc, i to, jak mój mały wnuk wyciąga do mnie ręce.
I że już niedługo pojadę na narty, bo to kocham.
I że nikt mi nie mówi „mogłabyś się w końcu pozbierać”
Iwona Kmita
30 września 2016 — 10:33
Masz rację, miłość pomaga na wszystko. Gdyby nie mój mąż, który dzielnie nie pozwala mi na smutki i syn, który jest moją dumą na całej linii, to mogłabym się rozsypać. A tak, to sezonowo narzekam, ale w sumie jestem szczęśliwa.
jotka
1 października 2016 — 07:42
Każdy z nas miewa gorsze dni, też mi sie zdarzało, ale od kiedy wkręciłam się w blogowanie nie mam czasu na chandrę. Gdy budzę sie z bólem głowy (taka jesienna przypadłość) nie psuje mi to humoru na długo, nauczyłam sie z tym żyć. Wystarczy, ze zajrzę na ulubione blogi i mam o czym myśleć cały dzień – ile tam ciekawych ludzi, frapujących tematów, wciągających rozmów. Bywa tez nie przyjemnie, ale wystarczy nie dać sie wciągnąć w jałowe dyskusje.
Pozdrawiam serdecznie z mglistych Kujaw 🙂
iwona
1 października 2016 — 11:09
Dopiero odkrywam przyjemność blogowania, ale już mogę powiedzieć, że masz rację: kontakt z ciekawymi i życzliwymi ludźmi to plaster na serce. W realu zresztą też. Może nawet bardziej, bo jest bezpośredni. Również pozdrawiam z Warszawy, która dziś jest słoneczna
ala
2 października 2016 — 08:46
Tak dobrze się Ciebie czyta… 🙂
Co do chandry, wrażliwcy mają trudniej, wiem coś o tym 🙁
Iwona Kmita
2 października 2016 — 11:36
Dzięki za dobre słowo. Co do wrażliwców, to jesteś pod właściwym adresem. Pozdrawiam słonecznie 🙂
Rena
2 października 2016 — 10:07
Trafiłam do Ciebie od Iwony. Właściwie dopiero Cię poznaje. Podoba mi się.
Co do jesiennej chandry- zawsze mnie nawiedza. Cieszą mnie kolory ale deszcze jakby mniej.
Słońce jest moim źywiołem. Potrafię sobie z obniżeniem nastroju poradzić. Właśnie- czytanie cudzych blogów i zmagania się z moim malutkim blogiem daje mi dużo radości i jakby poczucie własnej wartości….a czasem służy jak terapia
Iwona Kmita
2 października 2016 — 11:35
Dobrze, że jesteś, cieszę się i zapraszam na mojego, również malutkiego (jeszcze) bloga. I wpadnę do Ciebie, ok?
A.
2 października 2016 — 18:07
Mnie rok temu dopadła depresja, złożyło się na to wiele czynników. Zapewne po części była to wina choroby przewlekłej z którą zmagam się wiele lat. Ale wiem, że najważniejsze to nie poddawać się. Mi pomogła psychoterapia. I chociaż na początku bałam się wizyt u psychologa to dziś wiem, że był to dobry rok w moim życiu.
Iwona Kmita
2 października 2016 — 21:36
Ja wierzę w psychoterapię. Sama też z niej kiedyś korzystałam. Uważam, że jest bardzo pomocna. Czasem uzupełnia leczenie farmakologiczne. Najważniejsze więc, że ci pomogła.
alElla
5 października 2016 — 11:41
Klik dobry:)
Trafiłam tu z jesiennej notki na blogu „pogadajmy o peerelu”.
Zatrzymam się dłużej i porozglądam się.
Pozdrawiam serdecznie.
Iwona Kmita
5 października 2016 — 12:52
Bardzo się cieszę i zapraszam:)
Ania
7 października 2016 — 13:01
Czyli wiem, co mi dolega… Nieustanna nostalgia, smutek, pragnienie czegoś. Brak ochoty na cokolwiek. Jesień.
Iwona Kmita
8 października 2016 — 13:12
W dodatku smutna i szara jesień, przynajmniej w minionym tygodniu. Pozdrawiam słonecznie, na przekór smutkom.
Slowl
9 października 2016 — 02:44
Jeśli ta „chandra” powoduje, że nie chce się angażować w aktywności, które kiedyś sprawiały radość, to ja bym się chyba jednak zdecydowała na leczenie jej. Nie trzeba mieć diagnozy depresji, żeby sobie pomóc. A psychoterapia może naprawdę zdziałać cuda! 😉
Iwona Kmita
9 października 2016 — 09:19
Wiesz, z doświadczenia wynika, ze mi to odpuści za miesiąc, dwa. Dzięki za troskę ?
blogierka
10 października 2016 — 01:07
Zdecydowanie odechciewa się wielu rzeczy i człowiek przechodzi na stand-by mode. Moją metodą jest sport- odurzenie endorfinami działa cuda. Polecam 🙂
ps. Swojego czasu czytywałam 4 Katy- szacunek 🙂
pps. Wyglądasz świetnie a blog jest niezwykle smaczny 🙂
Iwona Kmita
10 października 2016 — 08:31
Dzięki za dobre słowo. Będę miała fajny poniedziałek 🙂
Iwona Zmyślona
9 listopada 2016 — 05:09
Chandra może dopaść każdego i ją najlepiej leczyć sposobami, które podajesz. Nie wymaga leczenia ani terapii. Gdy przeradza się w ciągłe złe nastawienie do świata i ludzi, nabierając znamion depresji, to już poważna sprawa. Wtedy większość z nas powinna skorzystać z porady specjalistów. Póki co obłaskawianie chandry wychodzi Ci znakomicie i przyśpieszanie nie zawsze jest wskazane. Pozdrawia ta, która dopiero co z chandrą się zmierzyła.
Kobiecym okiem
9 listopada 2016 — 13:44
Mam nadzieję, że jesienna chandra szybko Cię opuści i znów zaświeci u Ciebie słoneczko 🙂
Iwona Kmita
9 listopada 2016 — 14:24
Dziękuję bardzo, Już jest lepiej 🙂 Cieszę się, że do mnie zajrzałaś
L.B.
19 listopada 2016 — 15:41
Jesienna chandra odbiera radość i wszelkie chęci do działania, ale dopóki słyszę/czytam, że staram się i próbuję się mobilizować to jest to pozytywne i pokazuje siłę tej osoby.
Iwona Kmita
20 listopada 2016 — 15:09
Nie można się poddawać, szkoda życia. Jeśli trzeba, warto iść do lekarza. Czasem samemu trudno sobie pomóc. Ja póki co daję radę 🙂
L.B.
21 listopada 2016 — 21:29
Zgadzam się. 😉
Dotee
20 listopada 2016 — 14:02
Kiedyś też z tego powodu cierpiałam, minęło bezpowrotnie kiedy zaczęłam jesienią-zimą suplementować witaminę D w bardzo dużych dawkach (aktualnie mam 5000 jednostek), w kapsułkach lub oleju. Na Akademii Witalności był wyczerpujący, bardzo merytoryczny wpis na ten temat. To naprawdę działa i polecam, bo bez sensu się męczyć. Przeważnie to załatwia sprawę 🙂
Natomiast jest jeszcze druga strona jesieni czyli biologiczne zwolnienie tempa, do którego zachęca nas przyroda. Jesteśmy uwarunkowani przez naszą bardzo aktywną, pozbawioną równowagi kulturę, żeby cały czas biec, a jesienią się tak nie da i nie ma w tym nic złego, kiedy przyroda śpi jest to czas na wewnętrzny wgląd, na spokój i ciszę, na swoisty sen zimowy, który pozwoli wiosną wystrzelić w górę z nową siłą. Zaakceptowanie tego i życie w zgodzie z tym naturalnym cyklem również poprawia nastrój 🙂
Iwona Kmita
20 listopada 2016 — 15:02
Zaczęłam brać wit. D, nie wiem tylko, czy dawka nie jest za mała. Chyba muszę zbadać poziom we krwi, żeby nie działać w ciemno. Co do zwolnienia tempa życia – masz rację, tylko że my teraz w ogóle już nie żyjemy w zgodzie z naturą i porami roku. Wymagania rodziny, pracodawców, codzienności po prostu nie zmieniają się, niestety, tylko dlatego, że natura wzywa do przystopowania. Ale masz rację, świadomość tego procesu wiele wyjaśnia i uspokaja. Pozdrawiam
Julita Śródkowska
30 października 2018 — 18:37
Iwonko, drogie Panie i Panowie, wiem, że problem jest poważny, ale może w ramach profilaktyki i rekonwalescencji pośmiejmy się razem na treningu bezwarunkowej radości. Służę swoją osobą. Nie zawsze dysponuję czasem, ale w miarę możliwości możemy umówić się na 10 min wspólnego śmiechu przez skypa lub inny komunikator. Mnie też czasami bywa bardzo smutno i źle, ale trening radości pomaga ?