Zapraszam was do ogrodu japońskiego, który odnaleźliśmy w… Karkonoszach.
Nie było łatwo tam trafić, niestety oznakowanie drogi nie jest najlepsze. Ostatecznie jednak wjechaliśmy do lasu i wąską drogą między ścianą drzew i skałkami a niewysokim, ale jednak, urwiskiem jechaliśmy, marząc by nikt nie jechał z naprzeciwka. Niestety jechał… Wprawdzie jak się okazało to oni podróżowali pod prąd, ale co z tego, minąć się trzeba było. Z trudem i strachem w oczach, ale się udało. Jeszcze chwila i naszym oczom ukazała się duża drewniana brama…
Witajcie w Siruwii
Tak własnie nazywa się ogród japoński, do którego dotarliśmy. Został założony w miejscowości Przesieka, na wysokości 600 m n.p.m. przez Sylwię i Jakuba Kurowskich. Pomysł wydał nam się nieco dziwaczny, no bo dlaczego japoński ogród powstał w polskich górach? Z tego co mówił przewodnik wynika, że ogrodnictwo a już szczególnie japońskie ogrody są wielką pasją właścicieli.
Przez ok. 15 lat ogród był prywatnym skarbem państwa Kurowskich, ale od początku jego ukształtowanie i roślinność mocno nawiązywały do ogrodów w Japonii. Mniej więcej 5 lat temu zrodził się pomysł, by to miejsce przekształcić w obiekt dostępny dla wszystkich. W taką zaskakującą w tej okolicy atrakcję turystyczną!
Ogród rozciąga się na powierzchni 1,5 ha. Prowadzi do niego wielka drewniana brama zwana TORI. W centralnej części są dwa wodospady: męski – wysoki na 6 m, z którego woda spada, gwałtownie się rozbijając o skały, oraz żeński – łagodny, cichy, w którym woda spokojnie spływa sobie po kamieniach. Woda w japońskich ogrodach symbolizuje życie i ruch.
Żeby ogród wyglądał tak jak dziś trzeba było nawieźć kamieni, żwiru, ziemi (w sumie podobno ok. miliona ton!). Bo miejsce, w którym został zaaranżowany jest na podmokłym, bagiennym terenie, co zresztą służy większości roślin, które rosną naprawdę jak na drożdżach. Kamienie są obowiązkowym elementem dekoracyjnym w ogrodach Kraju Kwitnącej Wiśni bowiem symbolizują niezmienność i stałość natury – w tym karkonoskim na razie trochę jeszcze rzucają się w oczy, jednak z czasem bardziej porosną roślinnością i naturalnie wtopią się krajobraz.
Z kamieni, drewna, żwiru przywiezionych z najbliższej okolicy powstały typowe „japońskie” dekoracje ogrodowe, np. latarnie, stylowe mostki, kładki przerzucone nad wodą a nawet nad żwirowymi ścieżkami – w miejscach, gdzie nie ma wody żwirowe ścieżki grabione w kształcie fal mają symbolicznie pełnić jej funkcję.
Gramy w zielone
Rośliny w przeważającej ilości były sprowadzane z zagranicy, kupowane od innych pasjonatów ogrodnictwa. Część przyjechała także z Japonii. Tak jak to jest przyjęte w japońskich ogrodach, są one w różnych odcieniach zieleni, nie ma okazów kwitnących kolorowo, czasem zdarzają się barwne liście. W Siruwii rośnie np. wiele gatunków rododendronów i azalii (800 krzaków, 80 odmian!). Są oczywiście drzewka bonsai, są świerki, dęby i sosny – jakże mogło ich nie być, zawsze tu rosły, wkomponowały się w krajobraz. Największą dumą właścicieli jest gunera olbrzymia pochodząca z Ameryki Południowej. Roślina ta przypomina gigantyczny rabarbar, wypija dziennie 200 l wody. I tu właśnie przydaje się bagienny teren, gdyż roślina ta sięga korzeniami głęboko w ziemię i stamtąd czerpie wilgoć.
Niech żyje pasja
Najbardziej zdziwiła nas informacja, że właściciel dopiero niedawno po raz pierwszy wybrał się do kraju, z którego czerpał inspiracje. A po podróży nie wprowadził w swoim ogrodzie istotnych zmian, gdyż, jak stwierdził przewodnik, wszystkie rozwiązania, które widział już były w Siruwii zastosowane.
Szczerze mówiąc pasja właścicieli jest tym, co nas najbardziej zachwyciło podczas wycieczki. Wyobraźcie sobie, ile trzeba było się dowiedzieć, przeczytać, obejrzeć, wyszukać, sprowadzić, kupić, żeby w Karkonoszach stworzyć japoński ogród z prawdziwego zdarzenia. Już choćby z tego powodu warto go odwiedzić, będąc w okolicy. W dodatku jest to hobby, dzięki któremu turysta może przez chwilę znaleźć się w innym świecie i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o egzotycznym dla większości z nas kraju.
Obejrzyjcie kilka zdjęć z japońskiego ogrodu – szkoda, że nie było słońca, byłyby ładniejsze!
- Bez bonzai nie byłoby japońskiego ogrodu.
- Tak wygląda szyszka gunery olbrzymiej.
- Wodospad „męski”.
- Widok na zieleń.
- Drewniana altanka – element japońskiej architektury ogrodowej.
- Padało, a małe bonzai nie dało mi schronienia.
- Kamienne latarenki powstały z okolicznych karkonoskich kamieni.
- Wodospad „żeński”.
- I znowu zieleń…
Oto ja
8 października 2017 — 10:36
Tobie Iwonko pięknie dziękuję za wycieczkę do niezwykłego ogrodu (tym bardziej że za oknem szaro i deszczowo) a w stronę zalożycieli ogrodu kieruję ukłon. Uważam że to fajny pomysł, by przybliżyć ludziom japoński ogród. Jego umiejscowienie w polskich górach? A może właśnie dlatego że tam – jest on bardziej intrygujący. Pozdrawiam ?
iwona
8 października 2017 — 18:44
Masz racje Joasiu, polskie góry i japoński – to dopiero zestawienie:)
Anna
8 października 2017 — 12:39
Och jakie piękne, musze się tam wybrać,uwielbiam ogrody wszelakie, a japońskie mnie pasjonują. Dzięki Tobie poznam ,pewnie wiosną, kolejny…Na pewno tam pojadę :).
iwona
8 października 2017 — 18:43
Cieszę się, napisz koniecznie o swoich wrażeniach:)
explore11
8 października 2017 — 12:44
WoW robi wrażenie ! <3 Z pewnością takie miejsca są warte zobaczenia <3
aldia.arcadia
8 października 2017 — 12:47
Blisko mnie 😉 wybiorę się na wiosnę 🙂
Martyna | optymistyczna.com
8 października 2017 — 12:49
I to jest chyba najlepszy dowód na to, że prawdziwą pasję można realizować zawsze i wszędzie! Szczerze podziwiam właścicieli, stworzyli coś niesamowitego i zaskakującego! 🙂
Iwona Kmita
8 października 2017 — 18:46
To prawda – trzeba mieć chęci i samozaparcie. I wtedy wszystko może się zdarzyć:)
Barbara
8 października 2017 — 12:59
Jak tam ślicznie. Sama nie wiem, dlaczego mnie tam jeszcze nie bylo. No cóż, trzeba nadrobić zaległości. 🙂 Pozdrawiam.
Iwona Kmita
8 października 2017 — 20:16
Koniecznie:)
Ula - książkowe powroty
8 października 2017 — 14:21
Bardzo podobny ogród jest niedaleko niemieckiego miasteczka, w którym mieszkam. Swego czasu bardzo lubiłam tam jeździć, dziś już trochę stracił na uroku. 🙂
Bet
8 października 2017 — 15:45
Aaa…. To tu jest ta zapowiadana przed laty ,”druga Japonia”.
iwona
8 października 2017 — 18:37
No nareszcie ja mamy – wiesz, pomyślałam tak samo, gdy tam dotarliśmy. Uśmiechnęliśmy się z mężem znacząco;-)
PKanalia
8 października 2017 — 16:24
do kompletu klimat mógłby uzupełniać taki milczący cieć w skromnym tubylczym /japońskim/ odzieniu, obuty w geta, który stylizowanymi bambusowymi grabiami zgrabia nieistniejące, tylko dla niego widoczne śmieci z alejek…
wcale nie żartuję… a pomysł japońskiego ogrodu bardzo mi się podoba…
pozdrawiać jzns :)…
iwona
8 października 2017 — 18:38
Ścieżki ktoś tam grabi, bo muszą być na nich widoczne fale…
Ania
8 października 2017 — 16:33
Pomimo braku słońca zdjęcia są przepiękne Iwonko 🙂 Nigdy nie byłam w takim ogrodzie, ale bardzo mi się podoba i bardzo chciałabym kiedyś się tam wybrać 🙂
iwona
8 października 2017 — 18:38
Twoja wycieczka w góry Aniu staje się powoli koniecznością:)
jotka
8 października 2017 — 16:40
Masz rację, pasja jest tu najważniejsza i wielki szacunek dla właścicieli, że udostępniają do zwiedzania, sama chciałabym zobaczyć, zapiszę więc jako ciekawostkę, bo może znowu trafię w Karkonosze 🙂
iwona
8 października 2017 — 18:39
My zobaczyliśmy sporo i mamy świadomość, że sporo jeszcze do obejrzenia. Jest zatem po co wracać:)
ariadna
8 października 2017 — 17:43
Byłam w kilku takich ogrodach. Przez moment nawet zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie w tym, który prezentujesz 😉
Ogrody japońskie zawsze bardzo mi się podobały. Trzeba naprawdę sporo wysiłku, żeby stworzyć tak pięknie współgrającą roślinną całość, która wydaje się rosnąć sama, bez ingerencji człowieka.
A przecież jest to spory nakład pracy i pieniędzy….
iwona
8 października 2017 — 18:40
Myślę, że pracy przy takim ogrodzie jest bardzo dużo. Podobny jest w Kotlinie Kłodzkiej, może to tam byłaś Ariadno.
Andrzej Rawicz (Anzai)
8 października 2017 — 18:37
Kilkanaście lat temu byłem w t.zw. „wiszących ogrodach” pod Warszawą. To teren prywatny, a właściciel (Koreańczyk) zastrzegł sobie anonimowość. Po kilku latach wprosiłem się tam na wizytę, ale ogród został przeprojektowany, bo właściciel się nim … znudził.
Takie ogrody wymagają jednak dużo pracy, a ich wygląd nie zawsze jest taki jaki miał być. Fajnie jest je oglądać.
iwona
8 października 2017 — 18:42
Żeby prowadzić taki nietypowy ogród trzeba mieć duże samozaparcie – państwo Kurowscy swój tworzą już ok. 20 lat. To musi być pasja!
Greenelka
8 października 2017 — 18:48
Ja jestem zachwycona. Toż to cudo absolutne jest, ileż pracy to musiało kosztować, rzeczywiście tylko potężna pasja potrafi dać siły, aby czegoś takiego dokonać. A czy są tam drzewka wiśniowe?
Iwonko, dziękuję, u Ciebie zawsze mogę być pewna, że dowiem się czegoś bardzo ciekawego.
Pozdrowionka 🙂
Iwona Kmita
8 października 2017 — 18:53
Wiesz, że nie wiem nic o drzewkach wiśniowych, sama nie dojrzałam. Gapa ze mnie, że nie zapytałam. Ale i bez nich jest co oglądać. Pięknie dziękuję za komplement:)
Greenelka
8 października 2017 — 20:40
Ostatnie moje mieszkanie w Berlinie mieściło się tuż przy murze, tzn. przy miejscu, gdzie przedtem był mur. Ale nie ten między Berlinem Wschodnim i Zachodnim, lecz na końcu miasta, bo dalej była już wieś i pola. Po zburzeniu muru powstała tam piękna oaza zieleni i droga rowerowa. A wzdłuż niej ciągnęły się kilometry drzewek wiśniowych. Zasadzili je Japończycy. Wiosną wyglądało to przepięknie, chmury różowych kwiatów. Stąd znam drzewa wiśniowe. Na południu Berlina przy Teltow, jakbyś kiedyś jechała, polecam gorąco.
Pozdrowienia 🙂
Iwona Kmita
8 października 2017 — 21:42
Może kiedyś Agnieszko je zobaczę:)
Greenelka
11 października 2017 — 21:01
Jeśli się kiedyś wybierzesz, powiem Ci jak tam dotrzeć, odwiedzisz moje stare kąty.:)
Gabrysia
8 października 2017 — 19:29
A ja już myślałam, że dotarłaś Iwonko do Goczałkowic do Ogrodów Kapiasa 🙂 A to całkiem niedaleko mnie i podobnie. Pozdrawiam i zapraszam na wycieczkę
Iwona Kmita
8 października 2017 — 20:14
Kto wie Gabrysiu, może w przyszłe lato i tam mnie rzuci:)
Lena Sadowska
8 października 2017 — 20:31
Witaj, Iwono.
Słyszałam o tym ogrodzie od znajomych – byli zauroczeni:) Widziałam też zdjęcia, choć sama nie maiłam okazji zwiedzić „polskiej Japonii”:)
Rzeczywiście w tych ogrodach panuje specjalna atmosfera, najbardziej chyba wbiła mi się w pamięć muzyka wody i – tak jak piszesz – cała gama zieloności:)
Jedynym, czego do tej pory nie mogę przeżyć, są właśnie bonsai. Przykro mi, ale uważam je za wyraz wyjątkowego barbarzyństwa:( Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś rodzaj zniewolenia (nieważne, że to „tylko” drzewa) może uważać za piękne:(
Podobne odczucia wzbudzają we mnie, zresztą, również parki, w których drzewom obciąża się gałęzie, by te rosły w dół.
Nie atakuję Cię, Iwono. Po prostu nie rozumiem, czym podcinanie uszu i ogonów dla urody ma się różnić od maltretowania roślin.
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
8 października 2017 — 21:39
Leno, nie czuje się atakowana. Masz prawo do własnego zdania. Od tego są przecież komentarze:)
Lena Sadowska
8 października 2017 — 21:49
Domyślałam się, że – nie poczujesz się:), ale nauczona doświadczeniem staram się zabezpieczać przed wszelkimi nadinterpretacjami (niekoniecznie Autora:)).
Pozdrawiam:)
anabell
8 października 2017 — 20:56
A ja pomyślałam, że zwiedziwszy prawdziwy japoński ogród jego założyciel zlikwiduje z połowę zawartości tego ogrodu. Bo ogrody japońskie z reguły nie są tak bogate w ilość roślin. Czy wiesz, że takie bonzai można zrobić z odpowiednio leciwej i przystrzyżonej tuji? Widziałam takie cudo u ogrodnika, kosztowało majątek.
Widziałam dwa japońskie ogrody będąc w Singapurze. Szczerze mówiąc jeden przyprawił mnie o lekki wytrzeszcz oczu i zaniepokojenie czemu niczego w tym miejscu nie czuję, w drugim czułam się nieco jak Guliwer.
Ten ogród jest bardzo ładny i z pewnością przysporzył swym twórcom sporo kłopotu i trudu, ale do polskich gór chyba mi bardziej pasują inne rośliny.
Szkoda, że tę wycieczkę nieco Wam spaskudził deszcz.
Miłego;)
Iwona Kmita
8 października 2017 — 21:42
Ja natomiast myślę Anabell, że fajna jest przewrotność tego pomysłu. I cenię determinację właścicieli. Co do ilości roślin – może to kwestia kadru bo ten ogród nie był przeładowany zielenią.
Agnieszka
8 października 2017 — 22:07
Chyba coś ze mną nie tak, ale nie czułam zachwytu gdy byłam w podobnym miejscu… ot, ogród… może niewłaściwie podeszłam do tego miejsca… muszę spróbować jeszcze raz!
pozdrawiam serdecznie:)
Iwona Kmita
8 października 2017 — 22:11
Nie próbuj, pewnie to po prostu nie w twoim guście. nie jest powiedziane, że każdemu musi się podobać, prawda?
Katarzyna
8 października 2017 — 22:29
Kocham ogrody, Te japonskie jak dla mnie sa miejscami do medytacji i wyciszenia. Super zrobiony ogrod tym bardziej, ze nie byl wykonany przez japonczykow 😉 Ludzie z pasja potrafia jednak göry przenosic. Respekt. Wlasciciele dobrze sobie poradzili.
Olka
9 października 2017 — 09:41
Pasjonaci mają to do siebie, że nawet najbardziej szaloną ideę są w stanie przekuć w coś realnego. To ciekawe, że twórca stylizowanego na japoński ogrodu dopiero niedawno udał się do Japonii.
Ibazela
9 października 2017 — 12:42
To bardzo cieszy, że twórcy zdecydowali się otworzyć swój prywatny, ukochany ogród dla zwiedzających. Chętnie się tam wybiorę. Japońskie ogrody krajobrazowe są piękne o każdej porze roku 🙂 Szkoda, że u nas sztuka ogrodowa nie ma aż tak wielu fanów. Ogrody miejskie, prócz płatnych ogrodów botanicznych, często ograniczają się do drzew, ławki i kilku krzaczków, a szkoda, bo przy odrobinie woli można z nich zrobić przepiękne zielone zakątki, jak chociażby zielony skwer na Placu Grzybowskim w Warszawie 🙂
Iwona Kmita
9 października 2017 — 14:39
Nie ma u nas chyba takiej tradycji ogrodnictwa. Jednak wydaje mi się, że pięknych ogrodów przybywa, sądzę tak po różnych blogach ogrodniczych, np. ogrodniczkawpodrozy.pl
A.
9 października 2017 — 12:56
Dziękuję Ci Iwonka, że chociaż wirtualnie mogę zwiedzać tak piękne miejsca:)
Iwona Kmita
9 października 2017 — 14:38
Cieszę się, że zajrzałaś:) Powodzenia we wszystkim, co robisz.
Ultra
9 października 2017 — 15:45
Zawsze chciałam mieć taki kawałek ogrodu, nawet posadziłam klon japoński, ale cóż, przemarzł. Znajoma ogrodniczka obejrzała teren i powiedziała, że ten teren nie pasuje i ogród nie wpasuje się w otoczenie, a te kamyczki zabiorą zieleń,bo tu mini – japończyk nie pasuje, a poza tym wydatek niepotrzebny, bo moda na te ogrody mija. Zrezygnowałam, ale ten oglądam z podziwem.
Serdecznie pozdrawiam
iwona
9 października 2017 — 19:56
Moda ma drugorzędne znaczenie, skoro ci się podobał taki ogród może warto było o niego zawalczyć:)
Stokrotka
9 października 2017 — 20:00
Piękny ten ogród.
Coraz więcej pięknych ogrodów w naszym kraju. Także na zwykłych działkach RODOS działkowicze wyczarowywują cuda.
Ale mnie chyba szkoda byłoby tak bardzo ścinać liście i całe gałęzie żeby coś „wyrzeżbić”.
Wydaje mi się że drzewa i krzewy same w sobie są jak zaczarowane.
Tak czy inaczej jestem pełna uznania dla właścicieli tego ogrodu.
iwona
9 października 2017 — 20:04
Już Lena była zła na te bonsai. Mnie jakoś nie dokuczają… Ogród jest bardzo ładny – to prawda:)
Asmodeusz
9 października 2017 — 20:40
Mam swój ogród, choć nie japoński. Pełen dzikiego uroku, gdyż nie za bardzo chce mi się nim zajmować. 🙂 Czasami przeraża mnie szybkość wzrostu różnych roślin, szczególnie zaś upartość chwastów. Kiedyś byłem nawet pałacowym ogrodnikiem, ale nikomu takiej pracy nie polecam, masakra, więc tym większy mój podziw dla pielęgnujących ten, opisany przez Ciebie.
Pozdrawiam.
iwona
9 października 2017 — 21:32
Na pewno jest tam co robić, masz rację:)
Zastrzyk inspiracji
9 października 2017 — 22:11
Prześlicznie i uroczo, bardzo chętnie bym się tam znalazła 🙂
Anna
10 października 2017 — 11:22
Miejscowość znam i chyba w niej byłam, ale o żadnym japońskim ogrodzie nie słyszałam.
Uwielbiam ogromne głazy, na naszą działkę zwieźliśmy ich niemało i niektóre nawet zarosły już barwinkiem i irgą płożącą.
Namawiałam syna, aby w swoim ogrodzie zrobił bramę Tori, bo ma do tego wspaniałe miejsce, ale mnie nie posłuchał. Chciałam mu kupić japońską latarnię od strony frontowej domu, ale nie chciał.
Na naszej działce w środku lasu niczego nie kupujemy, bo za dużo złodziei, którzy wszystko ukradną. Gdy jeszcze iglaki nie były tanie i rozpowszechnione jak teraz, ktoś ukradł na cztery piękne iglaki.
Iwona Kmita
10 października 2017 — 13:32
No niestety złodzieje to problem. Nie dość, że kradną to jednocześnie pozbawiają nas przyjemności z rzeczy, które utraciliśmy albo profilaktycznie w ogóle nie mamy.
Ka Ewa
10 października 2017 — 13:57
Bardzo urokliwe miejsce, ma w sobie taki spokój, zachwyca i nie przytłacza
Pamela
10 października 2017 — 14:52
Przepiękne, zapierające dech w piersiach miejsce ? czemu mnie tam jeszcze nie było … fenomenalne zdjęcia pozwoliły mi się rozkoszować klimatem i mam nadzieje, ze uda mi się w niedługim czasie tam wybrać ❤️?
Aga
10 października 2017 — 15:33
Wielkie brawo dla właścicieli. Stworzyli cudo, spełnili marzenia. Mieli na to odwagę. Nie każdy ją posiada. Podziwiam. Wspaniała relacja z przesłaniem. 🙂 <3
L.B.
10 października 2017 — 21:17
Miejsce pełne uroku z tego, co widzę na zdjęciach. Nietypowe też. Bonzai są świetne. Ciekawa pasja. W ogóle ludzie z pasją są godni podziwu i uwagi. Lubię takie osoby. I ta zieleń, uspokajająca, ogród, w których można poddać się takim drobnym rozmyślaniom i docenić ten czas tam spędzony, bo jednak w normalnym życiu nie zawsze obcujemy z przyrodą tak na poważnie.
Iwona Zmyslona
11 października 2017 — 13:51
Zawsze podziwiałam ludzi z pasją. Lubiłam oglądać „Szoguna”, bo Japonia mnie fascynuje, chociaż nie zgłębiam tematu. Dziękuję za umożliwienie odbycia wycieczki po tym ogrodzie. Pozdrawiam serdecznie.
Maja
11 października 2017 — 13:58
I znowu dowiaduję się czegoś nowego . Poznaję za Twoja Iwonko przyczyną nowe miejsce, do którego zechcę przy najbliższej nadarzającej się okazji dotrzeć .
Zapraszam też przy okazji do Wrocławia , tu też jest piękny i wart obejrzenia Ogród Japoński, umiejscowiony nieopodal Hali Stulecia . 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
iwona
11 października 2017 — 22:52
Bardzo bym chciała znów odwiedzić Wrocław, byłam tam bardzo dawno temu na sylwestra:) na Starówce
Kobieta po 30
11 października 2017 — 14:20
Piękny ten ogród i ogromny. Tylko ta droga…trochę bym się bała. Po takich wąskich drogach podróżowaliśmy po Chorwacji. Gdy jechało auto z naprzeciwka robiło się lekko strasznie 😉
Ula z prostoofinansach
11 października 2017 — 18:32
Niesamowite przedsięwzięcie!!! I do tego jakie piękne. Nigdy o tym miejscu nie słyszałam, a szkoda, bo chętnie je odwiedzę przy najbliższej okazji. Ogród japoński oglądałam wiosną we Wrocławiu, ale w górach na pewno zupełnie inaczej to wygląda.
Maria
11 października 2017 — 21:47
Trochę mnie zaskoczyło na początku – japoński ogród w polskich górach? Ale właściciele miłośnicy Japonii włożyli w ten ogród całe serce, więc musi być piękny.
Taka pasja pięknie żyje i oko cieszy, teraz także oczy turystów. Wielki obszar jak na ogród. Tej dodatkowej atrakcji przy mijance na drodze nie chciałabym przeżyć
Joanna
14 października 2017 — 10:21
Zawsze chciałam tam pojechać 😉 Fajny wpis
hegemon
14 października 2017 — 22:44
Już gdzieś czytałem o tym ogrodzie, dzięki, że przypomniałaś. Bardzo lubię oglądać miejsca, które tworzą ludzie z pasją 🙂
boja
15 października 2017 — 14:42
A więc idea drugiej Japonii nie umarła całkowicie… Ja jednak wolę ogrody z roślinami dającymi się zjeść na miejscu.
Iwona Kmita
15 października 2017 — 14:48
Rozumiem – bonsai nie zachęca do konsumpcji:)
barbara
15 października 2017 — 22:10
Zachęcasz Iwonko, może uda się tam pojechać, bo to cudowne miejsce.
Pozdrawiam serdecznie…
szczur z loch ness
16 października 2017 — 10:33
Będąc szczerym rzecz cała w odczuciu estetycznym przypomina chaty góralskie na Mazowszu powstające przy drogach w charakterze knajp, czy też na terenach rekreacyjnych i działkach jako domy do zamieszkania w okresie letnim. Mnie to jakoś razi, a powiedziałbym nawet śmieszy.
Serdeczności z Krainy Loch Ness
iwona
16 października 2017 — 17:15
Cóż, o gustach podobno się nie dyskutuje. A to nie jest przy drodze ale głęboko w lesie.
LojalPat
26 października 2017 — 09:12
Pasjonaci zmieniają świat i to jest cudne:):
Pozdrawiam
Szczęśliwa Siódemka
3 lipca 2018 — 09:54
Piękny ogród japoński jest też w Pisarzowicach, jest tam herbaciarnia Satomi 🙂
Iwona Kmita
3 lipca 2018 — 13:45
Tego z kolei ja nie znam. Może kiedyś uda mi sie go obejrzeć:)
Aldona Zakrzewska
4 lipca 2018 — 00:04
Iwonko, zazdroszczę tej wizyty, uwielbiam japońszczyznę. W naszych warunkach rzeczywiście niełatwo stworzyć wiarygodny ogród japoński. Państwu Kurowskim to się udało. I jeszcze jedno: czy gospodarze są szkółkarzami?
Iwona Kmita
4 lipca 2018 — 10:01
Nie mam pojęcia. Niestety ?