Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Ludzie są jednak dobrzy

Zastanawiałam się, czy o tym napisać, bo pomoc i zainteresowanie drugim człowiekiem to przecież nic nadzwyczajnego. A jednak…

Znaliśmy się ponad 20 lat, bo tyle czasu spędzili razem – moja teściowa i On. Byliśmy prawie jak rodzina. To był bardzo dobry człowiek, spokojny, opiekuńczy, dzięki niemu wiedzieliśmy, że mama ma wsparcie, jest bezpieczna i pod dobrą opieką. W ubiegłym tygodniu odszedł na zawsze. Telefony z kondolencjami i słowami wsparcia od ludzi, których mama znała, nie znała, znała tylko trochę niemal nie milkły. Ale nie to jest przecież zaskakujące. Pozytywnie zdziwiła mnie i zbudowała chęć niesienia pomocy starszej pani. Najbliżsi sąsiedzi, mieszkający drzwi w drzwi, już od dawna zaglądali do starszych państwa, lubili z nimi pogadać, czasem przynosili coś smacznego do spróbowania, ich dzieci rysowały dla nich laurki przy różnych okazjach. To młodzi ludzie, tym bardziej zaskoczyła mnie i męża ta sąsiedzka przyjaźń z „dziadkami”. Po śmierci S. poświęcili mamie dużo czasu. I wciąż to robią. Zaglądają codziennie, robią zakupy albo przychodzą po prostu pogadać. Sąsiad sam z siebie, nieproszony, zaproponował mamie, że weźmie dzień urlopu, żeby ją wozić samochodem i pomóc w załatwianiu pogrzebowych formalności. Zapraszają ją na obiady, kolacje, bo „pani nie ma głowy do gotowania”.

Ale nie tylko oni.
Wspomnę o kilku innych zdarzeniach. Oto mama wychodzi po zakupy, jest śnieg, ona nie chodzi zbyt pewnie. Z bloku naprzeciwko wybiega sąsiadka i pomaga jej dojść do sklepu.

Inna znana z widzenia kobieta bierze od niej woreczek ze śmieciami i sama zanosi do śmietnika.

Fryzjerka, z którą mama umawia się na czesanie przed pogrzebem proponuje, że przyjdzie do domu, bo „zimno, ślisko i lepiej, żeby pani nie wychodziła”.

Pomyślałam, że w okresie, gdy ludzie wolą „nie widzieć i nie słyszeć”, że za ścianą komuś dzieje się krzywda, gdy tyle słychać o ludzkiej znieczulicy, braku empatii, myśleniu tylko o własnej wygodzie – takie dowody zwykłej przyzwoitości i dobroci są wzruszające.
Tym bardziej dla mnie i mojego męża, bo niestety mieszkamy 200 km od mamy i nie możemy mieć jej na oku przez cały czas. Prawdopodobnie czekają nas zmiany w życiu, gdy będzie wymagała stałej opieki. Póki co daje sobie radę, a z tym sąsiedzkim wsparciem – tym bardziej. A już z pewnością poprawia jej to samopoczucie i humor, a to przecież też jest bardzo ważne.

Na koniec pytanie do was – jak myślicie, czy to, czego doświadcza moja teściowa to wyjątek potwierdzający regułę, czy może jednak w skali mikro, w najbliższym otoczeniu ludzie wciąż zachowują się po ludzku?

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén