Słyszałam niedawno w autobusie ciekawą rozmowę. Siedząca obok mnie młoda, ok. 30-letnia kobieta głośno opowiadała koleżance o grillu, który ostatnio urządziła z mężem. Drugim, jak się zorientowałam. Tak, Jacek przyszedł – przekonywała – i ona też. Wiesz co, odkąd się rozstaliśmy to znowu nam się dobrze rozmawia. A ta jego Ola jest całkiem sensowna.
Taka oto sytuacja – przy jednym stole spotyka się ona i jej drugi mąż z jej byłym i jego nową partnerką. Czasem dołącza pierwsza żona drugiego męża z obecnym facetem. W pokoju obok bawią się ich wszystkie dzieci. Wymyślone? Nie do końca.
Młodzi łatwiej się teraz rozstają i każde idzie w swoją stronę. Nie udało się? Trudno. Następnym razem może będzie lepiej. Tworzą nowe związki, biorą kolejne śluby. I z nowym partnerem chcą mieć własne dziecko. Tak zwane rodziny patchworkowe rozrastają się, doszywane się kolejne kawałki. Co więcej – często ci którzy się ze sobą rozstali dopiero teraz mają świetne relacje z byłymi partnerami, przyjaźnią się, spotykają towarzysko ze sobą i z nowymi rodzinami swoich eks. Przyjaźnią się też ich dzieci. Odnoszę czasem wrażenie, że budowanie patchworkowych rodzin niemal leży w dobrym tonie, że stało się modne i świadczy o nowoczesnym podejściu do życia.
Dla mnie to nowe zjawisko. Przede wszystkim my kiedyś tak łatwo się nie rozstawaliśmy. Na dobre i na złe znaczyło, że trzeba próbować się dogadać, razem przejść trudne momenty. Rozwód, rozstanie były ostatecznością. Daleka jestem od krytyki tzw. Dzisiejszych czasów. Szanuję wybory innych ludzi, ale nie wiem, czy byłabym w stanie sama żyć w podobnych relacjach. Nie wyobrażam sobie, żeby spotykać się towarzysko z kimś, kogo kiedyś kochałam, kto jest ojcem moich dzieci. Myślę, że by mnie bolało, że nam się nie udało i każde takie spotkanie by tylko o tym przypominało. Tak właśnie czuję i czasem nawet podejrzewam, że te patchworkowe nici to bardziej cerowanie na siłę. Tyle, że gdy się popruje będzie bolało. Zwłaszcza dzieci, które znów stracą coś ważnego. Czy dla nich rzeczywiście jest fajnie mieć dwa domy, u mamy i taty? Dwa pokoje, dwa komplety zabawek, ubrań, itd? Cztery babcie i czterech dziadków? Dzieci są najważniejsze, muszą czuć się kochane, spotykać często z rodzicem, który już z nimi nie mieszka, spędzać z nim święta, część wakacji itd. To bez dyskusyjne. Ale drugi dom? Wspólne spotkania obu rodzin? Sorry, dla mnie… za dużo. Ale może się mylę????
Co o tym myślicie, jakie macie doświadczenia?
Iwona
27 czerwca 2016 — 09:41
Taki wpis otrzymałam od pani Tatiany Kazala-Golen, która miała problemy z wpisem bezpośrednio pod blogiem.
„Pani
Iwono – życie płata różne figle:( Mi los, też zrobił psikusa – dobre
powiedzenie ” Mądrość w nas na stare lata, która uczy się na błędach
młodości”.
B.wcześnie rozeszłam się z mężem, dzieci były małe.
Córka
na slub zaprosiła mnie z przyszłym mężem. Po mojej prawej siedział mój
były mąż, po lewej przyszły. Z naszej 3, pierwszy mąż najbardziej czuł
się nieswojo, ale nie było tak źle.
Dzieci nas
obserwują, złość nie kształtuje człowieka. Dziś dla mnie jest
najważniejsze, to że utrata Taty za dziecka – nie wypaczyla ich i ze
dzisiaj się wspierają. Choć przeszłość skaze zrobiła na nas wszystkich,
życie toczy się dalej .”
Iwona
27 czerwca 2016 — 09:43
Pani
Tatiano, dziękuje za tę refleksję. Myślę, że wykazała się pani wielką
mądrością życiową dlatego dzieci nie mają do nikogo pretensji. To sztuka
jednak umieć się znaleźć pomiędzy dwoma mężczyznami życia i to w
dodatku na ślubie dziecka. Ciekawa jestem, czy Pani rodzina na co dzień
też utrzymuje takie patchworkowe kontakty? Pozdrawiam serdecznie 🙂
Beata Drzewosowska
27 czerwca 2016 — 18:54
Ja też tak myślę jak Ty. Może rzeczywiście to kwestia czasów, zwyczajów, wychowania. Przecież są osoby, które po rozstaniu z partnerem nadal utrzymują ze sobą kontakt ale są i tacy, którzy”palą mosty”. Jednym słowem co komu w duszy gra byle nikogo nie krzywdzić i nie robić niczego na siłę.
Iwona
28 czerwca 2016 — 10:20
Patchwork szyty na siłę może pęknąć niestety. Najlepiej więc słuchać serca i rozumu. Ale przyznaję, czasem naprawdę podziwiam rodziny, którym udaje się żyć w pełnej zgodzie z eks i ich bliskimi.
Nat
14 lipca 2016 — 14:28
U mnie sytuacja też była dość mocno skomplikowana, ale uważam, że dobre relacje między ludźmi są najważniejsze. Najgorzej wspominam walki o wszystko: kłótnie, płacz i krzyki. Gdy między dorosłymi było przynajmniej poprawnie, to mi jako dziecku nie sprawiało aż takiej różnicy, jaka jest rodzinna konfiguracja. Oczywiście, najlepiej by było w wersji mama+tata forever, ale jeśli to jest niemożliwe i rodzice się rozstają, moim zdaniem lepiej jest spróbować zszyć patchwork, niż wywalić i zmarnować materiał, który nam nie pasuje. Nawet kosztem ryzyka, że kiedyś coś się znowu popruje.
Inna rzecz, że teraz sama jestem mamą i wiem, że nie tylko ze względu na związek, ale i na syna, walczyłabym o relację, by próbować ją naprawić. Jeśli by się zaś nie udało, na pewno początkowo relacje z moim obecnym narzeczonym byłyby bolesne. Ale czy byłoby to niemożliwe, by kiedyś móc się przyjaźnić? Myślę, że gdybyśmy umieli rozstać się z klasą, czas załatwiłby sprawę.
Iwona Kmita
14 lipca 2016 — 15:27
Tak, najważniejsze to rozstać się z klasą. Co do patchworka – o ile jest to najbliższa rodzina z obu stron, to ok. Bardziej mnie zastanawiają sytuacje, gdy dziecko np. mówi, że ma 8 babći – naprawdę się z tym spotkałam. Próbowałam liczyć, ale miałam kłopot. To jednak jest chyba mieszanie w głowie.
Marta A. Kraszewska
16 lipca 2016 — 09:33
A dlaczego zakladasz, ze Ci mlodsi nie walczą o związek? Wydaje mi sie, ze byc może takie związki bez dzieci szybciej sie koncza, ale jeśli sa dzieci, to jednak w większości przypadkow próbują uzdrowić swoje relacje, pracują nad tym. Ze względu na dzieci. Czasami to jednak nie wychodzi. A relacje w rodzinie patchworkowej sa trudne i zależą od wielu okoliczności. Podziwiam takie, ktore potrafia wspolnie z bylumi partnerami sie spotykać. Mi pewnie byloby trudno, ale wszystko zalezy od emocji.
Iwona Kmita
17 lipca 2016 — 13:47
Tak, właśnie to napisałam, że każda decyzja zależy od ludzi. I wcale nie zakładam, że młodzi nie walczą. Przedstawiłam jedynie swoje obserwacje. Zgadzam się z Tobą, że dzieci zmieniają opcję. I całe szczęście. Jestem pewna, że nie powinniśmy się rozstawać pod wpływem emocji, chwili, zdarzenia. Ale o tym wiedzą osoby dojrzałe (co nie zawsze znaczy starsze!).
kicia30
24 lipca 2016 — 14:26
to i ja dołożę moje zdanie. Jestem narzeczona mojego mezczyzny ktory ma dwoje dzieci i za 3 miesiace nasz ślub 🙂 starsza corke 6 lat widzi co weekend jesli nie pracuje, swieta i wakacje. Niestety kontakt z synem 3 latka jest znikomy. Moj to dzielnie znosi ale czas pokaze jak maluchy zaczna rozumieć i zadawac pytania i napewno oboje bedą do nas przyjezdzali. My w planach mamy dziecko zaraz po slubie zeby nie bylo za duzej roznicy wieku miedzy maluchami. Mam bardzo dobry kontakt z mala, czasem nawet wiecej czasu spedzamy razem niz ona z tatą ale wiadomo jak to dziewczynki 🙂 wiem i mam nadzieje ze sie uda ! bałam sie w cholere w to brnać i nadal są pewne obawy ze bedzie mnie i moje dziecko kochal mniej…bo nie pierworodne czy cos ale wiem ze sie stara tak samo jak ja wiec warto ! a co do tego czy mlodzi walcza czy nie to nasz przyklad mowi ze tak booboje mamy po 26lat. Pozdrawiam
Iwona Kmita
24 lipca 2016 — 14:44
Trudna droga przed Tobą bo to właśnie ty musisz uszyć ten patchwork. Myślę, że dobrze się stało, że już masz kontakt z dziećmi swojego mężczyzny. Ale gdy będziecie mieć swoje dzieci, to sobie myślę, że będziesz miała jeszcze trudniejsze zadanie, by jednakowo traktować całą gromadkę. Twój mąż zresztą też. Wierzę, że się uda. Powodzenia
kicia30
24 lipca 2016 — 16:24
Jestem dobrej mysli i pelna optymizmu ale oczywiscie to czas zweryfikuje wszystko.
Duzo latwiej byloby jakby jego corka mieszkala z nami bo bysmy mogli ja wychowywac na codzien a nie tylko weekendowo. W domu swojej mamy ma dwoch braci i zastepczego tatę wiec tam tez sie czuje napewno dobrze.
Wiem i bardzo zdaje sobie sprawę z tego ze moze byc ciezko traktowac wszystkie dzieci tak samo i oboje z przyszlym mężem tego sie bardzo obawiamy.
Na szczescie wyrozumienie, milosc i cierpliwosc to mysle klucz do sukcesu 🙂
Buziaki dla wszystkich 🙂
Iwona Zmyślona
14 października 2016 — 01:49
Nie jestem dobrym przykładem relacji z byłym. Przesyłam tylko 🙂