Nie wiem, jak u was, ale u mnie jesienią dynia często pojawia się na stole. Uwielbiamy pieczoną, przystawkę słodko-kwaśną na zimno, dyniowe ciasto. Ale niekwestionowaną królową w mojej kuchni jest zupa.
Ale nie zawsze tak było. W dzieciństwie u mnie dyni się nie jadało. Przynajmniej ja nie pamiętam, więc jeśli nawet bywała na stole, to na tyle rzadko, że nie podbiła mojego serca. Myślę, że dzisiejszy come back dyni bierze się z mody na proste dania przyrządzane z lokalnych produktów. Choć dynia obficie u nas rośnie to nie wiem, czy wiecie, że pochodzi z Ameryki Środkowej i południowych stanów USA, a do Europy przywieźli ją hiszpańscy żeglarze w XVI wieku.
Bez dyni nie ma Halloween. Akurat tego święta, które również trafiło do nas z Ameryki, nie obchodzę. Więcej – wkurza mnie to naśladownictwo i przyswajanie amerykańskich zwyczajów (drugim przykładem są Walentynki). Jednak przyznaję, że dyniowe dekoracje pięknie wyglądają. Takie np. lampiony z wydrążonej dyni, albo dynia w roli wazy na zupę…
Dynia to warzywo bardzo zdrowe. Przede wszystkim jest niskokaloryczna (100 g to ok. 30 kcal) i lekkostrawna, warto ją jadać, będąc na diecie odchudzającej. Piękny pomarańczowy kolor nie tylko cieszy oko – świadczy również o dużej zawartości betakarotenu, który przekształca się w organizmie wit. A. Zawiera też witaminy E, z grupy B oraz C, a także minerały: żelazo, wapń oraz magnez i potas niezbędne do pracy serca i układu nerwowego.
Na koniec niespodzianka. Zdjęcia pięknych aranżacji stołu z dynią w roli głównej. Otrzymałam je jeszcze po starej zawodowej znajomości od firmy Villeroy&Boch. Przyznaję, że właśnie one zainspirowały mnie do napisania tego postu – chciałam żebyście również je zobaczyli. Oprócz dyni bohaterką dekoracji jest porcelana z linii Old Luxembourg (wielu z was wie, że porcelana to mój „bzik”). Te kremowobiałe naczynia o klasycznym kształcie i subtelnych roślinnych zdobieniach zostały stworzone przez założyciela firmy Josepha Bocha. Zresztą zobaczcie sami.
Ka Ewa
27 października 2017 — 09:31
Ja uwielbiam zapiekankę dyniową. Koniecznie pestki na wierzchu. Mniam.
Iwona Kmita
27 października 2017 — 09:45
O, w formie zapiekanki dyni jeszcze nie poznałam. Muszę poszukać przepisów:)
Anna
27 października 2017 — 11:00
Dynia tak, ostatnio sporo jej było i pewnie jeszcze będzie na moim stole. Zwykle najpierw ja piekę i robię z tej upieczonej puree, dopiero to coś potem idzie do dalszej obróbki – mam poczucie, że taka najpierw upieczona jest smaczniejsza. No i takie puree można nawet zamrozić, i zimą wyskoczyć z zupą dyniową… Chyba najbardziej lubię hokkaido, równiez za to, że po upieczeniu nie trzeba obierać ze skóry, a poluję ostatnio na makaronową – i nigdzie w mojej okolicy jej nie ma. A porcelanę Villeroy&Bosch bardzo lubię…piękne te zdjęcia.
PS. Ja tam lubię i Halloween, i Walentynki – wnoszą radośc i kolor, więc czemu sie nie pobawić.
Iwona Kmita
27 października 2017 — 11:13
Dobry pomysł z mrożeniem puree, nie robiłam tak, a ułatwi życie na pewno. Cieszę się, że podzielasz mój zachwyt nad stołowymi aranżacjami:)
Bet
27 października 2017 — 11:45
Mam wrażenie, że dynia powróciła do łask za sprawą importowanego Halloween. Zaczęła nowe życie jako dekoracja i stopniowo wpychała się na nasze stoły. To jest ta dobra strona tego importu zza oceanu. Wcześniej dynia rosła sobie gdzieś pod płotami ogródków bardziej dla zabawy niż jako jadalne warzywo. Teraz dynia przeżywa renesans. Bardzo smaczny. Zachwyca mnie dynia swoim kształtem i kolorem. Uwielbiam zupę dyniową i pieczone z niej frytki. Jak dobrze, że królowa wróciła!
ps polecam dynię piżmową! Jest bardzo „mięsna”, ma maleńko pestek a zupa z niej jest wprost boska:))
Jedzmy dynie!
iwona
27 października 2017 — 20:47
Pżmowej nie znam
Albo nazwy nie kojarzę. Poszukam
Bet
28 października 2017 — 12:03
Piżmowa dynia ma maczugowaty kształt i jest jasnopomarańczowa z wierzchu. Wewnątrz spczyście pomarańczowa. Gniazdo nasienne ma w części zaookrąglonej – reszta warzywa to samo „mięso” więc jest bardzo wydajna.
iwona
28 października 2017 — 20:53
O, to widziałam. Kupię żeby wypróbować.
maradag
27 października 2017 — 12:20
Ja z dzieciństwa pamiętam dynię marynowaną, którą robiła mama do małych słoiczków. Była to taka (u nas) ekskluzywna przystawka do mięs świątecznych i sałatek. Ja robię zupę krem. Jest przepyszna i ładnie wygląda 🙂
Anna
27 października 2017 — 13:58
Czasami sadzimy dynię na działce, ale potem rozdajemy ją znajomym. Wiem, jak kulinarnie ją wykorzystać, ale sama nigdy tego nie robiłam.
Na wszystkich rondach w moim mieście są poukładane dynie i, o dziwo, nikt ich sobie nie przywłaszcza.
Wiem, że dla wygody można kupić dynie plastikowe (czego to ludzie nie wymyślą).
Dynia jest wspaniałym tworzywem dla rzeźbiarzy, którzy potrafią robić z niej cudeńka.
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:40
Dynie na rondach – to musi pięknie wyglądać:)
Stokrotka
27 października 2017 — 14:13
Ja na razie dynią ozdobną /wyhodowaną własnoręcznie na działce/ ozdabiam sobie mieszkania. Ale ona jest niewielka, różnokolorowa i ma takie fikuśne kształty.
A te dyniowe pyszności w pięknej porcelanie na zdjęciach wyglądają bardzo zachęcająco.
Chyba spróbuję coś ugotować.
🙂
iwona
28 października 2017 — 21:14
Nie pożałujesz!
jotka
27 października 2017 — 17:36
A ja przeciwnie, pamiętam dynie z dzieciństwa, na Kujawach często pojawiała się w kuchni, głównie zupa z dyni z pyzami, kostka dyniowa w occie…
Pięknie wyglądają wydrążone dynie z zupką i grzankami 🙂
Andrzej Rawicz (Anzai)
27 października 2017 — 19:05
Moja babcia robiła fantastyczne ciasteczka z dyniowym smakiem. Lubię kucharzyć, ale teraz po latach żałuję, że nie udało mi się podejrzeć receptury na bacine ciasteczka, odtworzyłem ich skład, ale tajemnica tkwi w sposobie i kolejności przyrządzania.
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:41
Tajemnica tkwi w miłości, którą babcia wkładała w te ciastka:)
Rena
27 października 2017 — 19:08
Ja akurat gotując w „Maximinie” poznałam smaki zupy z dyni po sudańsku ( z sokiem poarańczowym) po marokańsku , no i rózne wersje po holendersku. Wszystkie barfzo dobre. To coś w occie z dyni co mama robiła bardzo mi nie smakowało. Bo nie lubię octu. Nic co octem zalatuje mi nie odpowiada i już.
Dynia na takich talerzach (jestem posiadaczką jednego) to jest coś…
katarzyna
27 października 2017 — 19:09
Dynia jak najbardziej gosci na naszym stole. Ale pociac ja na kawalki nie jest tak prosto. Czasem sie namecze, ale warto. Pysznosci 🙂
Gabrysia
27 października 2017 — 19:17
Z dzieciństwa pamietam tylko pestki z dyni, jak obie z siostrą je suszyłysmy w piekarniku , ale potraw raczej nie pamietam . Teraz zupę krem z dyni uwielbiam i dlatego też na zimę mrożę kawałki dyni . Pozdrawiam Iwonko z gościnnego domu naszej Jotki
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:41
Uściski dla Ciebie i Jotki:)
PKanalia
27 października 2017 — 19:40
chyba faktycznie, jak pisze Bet, dynia została odkryta na nowo za sprawą Halloween, przynajmniej u nas w domu, gdyż Halloween jak najbardziej obchodzimy, trochę dla przekory, a trochę dla fajnej zabawy przy jej oprawianiu na lampion… wcześniej, kiedyś tam funkcjonowała tylko w occie, a teraz… ileż to można z niej napichcić począwszy od prostej zupy, czy makrobiotycznej papry, po bardziej wyszukane dania, kończąc na cieście i dżemie/konfiturach pseudo-pomarańczowych… a że materiału po lampionie jest sporo… tylko z odzyskiem pestek daliśmy sobie spokój, od czasu gdy kiedyś się przypaliły niedopilnowane w piekarniku… a tak naprawdę dynia to po prostu protoplasta kabaczka, cukinii, czy innego patisona, tyle że słodsze i delikatniejsze, szybciej się rozlatuje… tak często odpowiadam, gdy ktoś nie wie, co z tym można zrobić w kuchni…
p.jzns :)…
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:42
Ja tych protoplastów też bardzo lubię i w kuchni stosuję bardzo często:)
Ula z prostoofinansach
27 października 2017 — 20:26
Ja w dzieciństwie nigdy dyni nie jadłam. Dopiero moja dorosła córka parę lat temu, coraz bardziej kierując się ku wegetarianizmowi nam ją zaprezentowała. I od tej pory jest częstym gościem. Ja uwielbiam hokkaido pieczoną ze skórką w piekarniku z różnymi przyprawami. 🙂
Ania
27 października 2017 — 22:07
Bardzo lubię dynię i dania z jej wykorzystaniem, ozdoby również bardzo mi się podobają chociaż Halloween nie obchodzę to popatrzeć lubię 🙂
Lena Sadowska
28 października 2017 — 01:19
Witaj, Iwono.
Dynia pyszna jest:)
Pamiętam ją z dzieciństwa w postaci pikli i pure:)
Ostatnio faszerowałam makaronową. Ma bardziej intensywny smak od naszej i nieco inną konsystencję, ale też była pyszna:)
Mam podobne zdanie w kwestii Halloween. Uważam, że nijak nie przystaje do naszej tradycji.
Pozdrawiam:)
LojalPat
28 października 2017 — 01:19
z dyni można tyle różnych dań zrobić..ja ja lubię w każdej postaci..i zupa i zapiekanki i placuszki itd.
Fajnego masz bzika:):)[tu o porcelanie}
Pozdrawiam
Maria
28 października 2017 — 12:52
Ja z dzieciństwa akurat dynię pamiętam. Mama robiła czasem zupę dyniową, taką kostkę w zalewie słodko kwaśnej też znam. Mieliśmy też takie małe ozdobne dynie o różnych formach.
W UK halloween ma powodzenie. Przebierają się nie tylko dzieci, ale też dorośli i wieczorem ludzie nie przebrani są w mniejszości.
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:43
A ty Mario, też się przebierasz?
barbara
28 października 2017 — 13:36
Jak jesień to dynia /mam małe ozdobne do dekoracji/, najbardziej lubię zupę.
Kiedyś zrobiliśmy z dyni lampion /dla wnuków/ ale to nie jest u mnie żadna tradycja. Halloween – nie jestem przeciw ale też nie jestem za. Ten czas to dla mnie okres zadumy i wspominania tych, których już nie ma. Pozdrawiam Iwonko, miłego weekendu…
iwona
28 października 2017 — 21:12
Ja z kolei nie robiłam lampionu. Pozdrawiam Basiu
Ela z Gdańska
28 października 2017 — 13:40
Uwielbiam zupę dyniową,gotuję i uprawiam na działce hokkaido.Muszę spróbować tej piżmowej.Też zamrażam w postaci puree.Raz upiekłam ciasto ale nie przypadło mi do gustu.
iwona
28 października 2017 — 21:09
Nigdy sama nie piekłam ciasta z dyni. Ale jadłam i było niezłe.
Maja
28 października 2017 — 16:55
aranżacja stołu z dynią- przednia 🙂 Lubię podziwiać owoce dyni , uważam , że są niesamowite od tych ozdobnych po te gigantyczne . Niestety od strony kulinarnej dynia nie jest mi znana . To co piszesz o jej wykorzystaniu w kuchni brzmi dla mnie interesująco może się skuszę ?
Pozdrawiam serdecznie 🙂
iwona
28 października 2017 — 21:07
Koniecznie się skuś i zacznij od zupy bo prosto się robi.
Jaga
28 października 2017 — 17:39
Lubię piec chleb z dynią
iwona
28 października 2017 — 21:04
Wow!
Ja taki kupuję bo pyszny.
Greenelka
28 października 2017 — 18:41
Iwonko, jak ja lubię dynię, nawet sobie nie wyobrażasz ! Ale tak jak Ty, nie pamiętam z dzieciństwa, chyba nie była modna:) Teraz cieszę się, kiedy zaczyna się sezon. Kupuję na zapas , piekę w piekarniku i mrożę. W ten sposób mam zapasy na zimę. Uwielbiam zupę kremową z dyni, placuszki i ciasto z pomarańczą. A pestki suszę i mam naturalny magnez.
Pozdrowionka cieplutkie:)
iwona
28 października 2017 — 20:58
A czy dyni piecze się w skórze? Ja piekłam tylko porcjowaną.
Greenelka
30 października 2017 — 20:47
Ja piekę w skórce. Wychodzi super. I łatwo jest 🙂
parrafraza
28 października 2017 — 19:57
A ja pamiętam dynię z dzieciństwa 🙂 Czasem mojej Mamie udało się ją dostać. Wtedy pracowicie wykrawałyśmy specjalną łyżeczką piękne małe półkule i Mama robiła przepyszną dynię w occie. A pestki suszyło się na piecu i potem skubaliśmy je z Tatą. Nikt wtedy nie słyszał u mnie w domu o innych potrawach z dyni. O Halloween też nie, choć uważam je za całkiem sympatyczne święto.
Aranżacja przepiękna 🙂
iwona
28 października 2017 — 21:03
Nigdy nie suszyłam pestek. Wyrzucam po prostu. Może w piekarniku ususzyć?
PKanalia
29 października 2017 — 09:46
tak się praktykuje, że w piekarniku… byle z wyczuciem i cierpliwością… mnie tego zabrakło w tym temacie i było po pestkach, cały selen w nich zawarty się wyselenił w akompaniamencie swądu… a potem mi się odechciało… niemniej jednak można próbować… w końcu błąd był we mnie, nie metodzie…
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:44
HM, ja też niecierpliwa jestem i zapominalska:(
parrafraza
30 października 2017 — 01:40
A wiesz, że nie wiem. W sumie czemu ja nigdy pestek nie suszyłam, po wyrzeźbionej na „upiora dyni.. Jak spróbuję to Ci powiem 😉 Chyba, że spalę, jak PKanalia.
ariadna
28 października 2017 — 20:44
A ja dalej dyni nie jadam, bo nie wiem, jak się do niej zabrać.
Strach ma wielkie oczy, a dynia gabaryty. Może to one mnie przerażają 😉
iwona
28 października 2017 — 20:59
Ale można kupić kawałek. I zupkę ugotować…
ariadna
2 listopada 2017 — 22:43
I tego się trzymajmy, bo serio mam ochotę wziąć się za to warzywo 😉
Ultra
28 października 2017 — 23:42
Dynia wymaga dobrego przyprawienia, natomiast z mleczkiem kokosowym jest wyborna i nawet dzieci polubią, a zmiksowana dynia dodana do ciasta murzynkowego zapewnia mu wilgotność. Bez dyni nie ma jesiennych dań. Twoje hobby godne podziwu.
Serdecznie pozdrawiam
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:47
Kiedyś dodawałam mleczko kokosowe, teraz lubię zupę i bez niego:)
boja
29 października 2017 — 14:58
Próbowałem kiedyś dyniowej zupy. Niezbyt smaczna była… Co innego pestki. Tych mogę zjeść każdą ilość!
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:45
No to najpierw zupa a potem pestki do piekarnika:)
Agnieszka
29 października 2017 — 19:14
Bardzo delikatna ta porcelana…piękna! Dzisiaj też zrobiłam zupę dyniową, koniecznie z imbirem i pomarańczą. Smakuje, pachnie i rozgrzewa. Czego chcieć więcej w taki paskudny czas?
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:47
O, pomarańczy nigdy nie dodawałam – dziś spróbuję!
Klarka Mrozek
30 października 2017 — 09:14
Mamy klęskę urodzaju, znajomi uciekają na mój widok bo zaczynam rozmowę od – a może chcesz dynię?
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:46
Ja bym chciała:) Taki urodzaj mi się podoba
L.B.
30 października 2017 — 22:07
Ja też nie lubię tych amerykańskich świąt. Jadą komercją i są takie głupkowate z deka. Poza tym, co my swoich nie mamy? Mamy święto Kupały przecież i Dziady były. A dynia, dynię kiedyś sadziliśmy w ogrodzie, ale to dawno. Jadłam pestki z dyni, bardzo je lubię. A co do tej pomarańczowej części to nie miałam okazji jeść z niej potrawy, choć takie ciacho dyniowe chętnie bym spróbowała.
Iwona Kmita
31 października 2017 — 09:39
Koniecznie spróbuj jakiejś potrawy – pycha:)
Iwona Zmyslona
31 października 2017 — 13:17
W dzieciństwie dynia w naszym domu była pod postacią kostek w zalewie octowej, którą traktowano jak dodatek do drugiego dania. Zupy dyniowej mama nie gotowała. Natomiast od zawsze uwielbiałam obierać wysuszone pestki z białej otoczki i wyjadać zielony środek. Zaakceptowałam Walentynki, bo to „pozytywne” święto także pod względem estetycznym. Natomiast nie podobają mi się czaszki, szkielety i inne atrybuty symbolizujące Halloween, dlatego podchodzę do niego bez entuzjazmu. Pozdrawiam.
Gaja
31 października 2017 — 19:32
Nie gotuję niczego z dynią, jakoś ciągle nie wprowadziłam jej do swojej kuchni, chociaż zupa dyniowa zjedzona w restauracji bardzo mi smakowała. Faktycznie, o dyni głośno w sumie od kilku lat i pewnie jeszcze nie zdążyłam załapać trendu, ale kiedyś to nastąpi 🙂
Joanna
3 listopada 2017 — 18:49
Jejciu jakie cudowne fotki! Dynia bardzo mi się kojarzy z jesienią <3
A.
6 listopada 2017 — 11:21
Ja w ubiegłym tygodniu piekłam dyniowe babeczki;-) Wyszły pyszne;-))
iw.nowa.2.0
8 listopada 2017 — 01:22
Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. Halloween nie obchodzę, ale zupę dyniową mam w planach i to w najbliższych dniach. I w ogóle dynię jako przystawkę na gorąco, albo w cieście też.
Żałuję tylko, że nie zawsze mi się chce tę skórkę odkrajać, bo z tym dużo roboty. Dlatego w sumie robię dynię zbyt rzadko.
Dwie takie właśnie czekają na mnie w lodówce, w tym jedna hokkaido, z niej nie trzeba obierać skórki na szczęście. 🙂
pozdrowienia
Panna Malwinna
11 listopada 2017 — 12:07
Uwielbiam dynię. To jedno z moich ulubionych jesiennych warzyw. Najczęściej sięgam po dynię piżmową.
Andrzej-Art Klater
12 listopada 2017 — 10:09
Na Śląsku dynia, zwana u nas banią, była zawsze popularna. Najczęściej podawało się ją jako zasmażaną jarzynę, doprawioną octem. Natomiast kompot z bani był na śląskich stołach obowiązkowy (z przyprawami korzennymi, skórką pomarańczową i odrobiną octu).
Nie mam nic przeciwko Halloween i Walentynkom. Przenikanie się kultur ma przecież charakter zdecydowanie ożywczy a nie destruktywny. Przykładem tu mój ukochany i wielokulturowy Śląsk! Sądzę ponadto, że każdy powód do zabawy jest dobry, a to, że zabawa jest głupkowata, świadczy tylko na jej korzyść!
Zdecydowanie uważam, że w kulinariach wszelka ksenofobia jest nie na miejscu.
Nie zapomnę jak mój malutki synuś pałaszował kurczaka po tajsku.
Ponadto nieśmiało nadmieniam, że nasza zupa jarzynowa i nasza sałatka ziemniaczana pochodzą bezpośrednio z kuchni… niemieckiej.
ściskam i zapraszam do mnie na spotkanie z ciekawym człowiekiem
konstylencja
14 listopada 2017 — 12:28
u mnie pojawia się bardzo często w postaci kremu z dyni <3
Igomama
14 listopada 2017 — 22:46
Uwielbiam królową dynię, choć w dzieciństwie tak nie było.
Kojarzyła mi się jedynie z kostek w occie, za którymi nie przepadałam.
W życiu dorosłym pokochałam zupę krem z dyni.
W Polsce dodawałam do niej obowiązkowo mleko kokosowe.
Z kolei Holendrzy do zupy dyniowej dodają jabłko i sok z pomarańczy lub nawet kawałki pomarańczy, które potem się rozgotowują.
Daje to nieco kwaśny posmak, ale też dobre (choć ja wolę wersję łagodniejszą, z tym kokosem 😉
Styx
27 listopada 2017 — 01:27
Dla mnie dynia równa się kremowi-zupie koniecznie przyprawionej na ostro, najlepiej przy pomocy świeżej papryki habanero.