Niepisana zasada blogowania mówi: wejdź na blog osoby, która wpisała się u ciebie i skomentuj jakiś jej wpis.
To tak jak w życiu – po wizycie następuje rewizyta. Mnie dzięki temu w dość krótkim czasie udało się zaprzyjaźnić ze sporą grupą blogerów. I jestem z tych znajomości bardzo dumna:) Uważam, że komentowanie to bardzo ważna część blogowego życia.
Komentarze są trochę jak ocena, czy mój wpis był interesujący, dobrze napisany, po ich liczbie domyślam się, czy trafiłam z tematem, czy dotyczył sporej grupy osób. To ważne informacje dla piszącego. Ponadto dzięki komentarzom pod wpisem zaczyna się dyskusja, można poznać zdanie różnych osób na jakiś temat, a w ten sposób dowiedzieć się co nieco o swoich komentatorach i ich poglądach. Komentarze to dla mnie także źródło nowych informacji a więc i sposób na poszerzenie wiedzy.
Bez przymusu. Przeczytałam kiedyś u popularnego blogera, że blog jest naszym miejscem w sieci i tak jak w domu, tak na blogu gościmy tylko tych, których chcemy. Pozostałym swoim milczeniem dajemy do zrozumienia, że nie są mile widziani. Odpowiada mi taka interpretacja. Do odpowiadania na komentarze nie trzeba się zmuszać. Jeśli regularnie pojawia się u ciebie ktoś, komu nic się nie podoba – nie reaguj na jego wpisy. To powinien być dla tej osoby czytelny znak, że nie masz ochoty na kolejne kontakty.
Jedna z blogerek dopatrująca się wszędzie podstępu sugerowała mi kiedyś, że pewnie… opłacam swoich komentatorów. Wiem, że to śmieszne, ale tak było i właśnie na tego typu wpisy konsekwentnie nie odpowiadam. Jeśli trzeba kontaktuję się z piszącym mailowo i stanowczo proszę o zakończenie jego wywodów. Uwaga: to nie ma nic wspólnego z cenzurą wpisów – nie przeszkadzają mi odmienne poglądy piszącego, nawet bardzo krytyczne wpisy, natomiast nie chcę ciągnąć dyskusji na tematy wyssane z palca.
Klęska urodzaju. Z czasem może się okazać, że komentarzy pod wpisem jest naprawdę dużo i wciąż ich przybywa. Czy nadal na wszystkie odpowiadać? Moim zdaniem dobrze, żeby bloger uczestniczył w dyskusji pod swoim wpisem, jednak lepiej niczego nie pisać niż zostawić odpowiedź typu: też tak uważam, racja, zgoda. Myślę, że w takiej sytuacji, to znaczy gdybym miała naprawdę tyle wpisów, że trudno by mi było na każdy odpowiedzieć w pewnym momencie odniosłabym się zbiorczo do powtarzających się wątków w różnych wpisach, starając się przynajmniej wymienić z nazwy ich autorów. Zdarzało mi się także przygotować kolejny wpis na podstawie opinii moich wcześniejszych komentatorów (których zresztą wymieniałam i linkowałam do ich blogów – każdy z nas więc na tym skorzystał).
Dobry komentarz, czyli jaki?
1. Konkretny. Moim zdaniem najważniejsze jest, żeby komentarz odnosił się do wpisu. Zdania typu: „zapraszam do siebie, fajnie tu jest” nie są komentarzami i szkoda na nie w ogóle czasu swojego i gospodarza. Tym bardziej pisanie na inny temat, przedstawianie swoich skojarzeń nie związanych z tematem. Warto natomiast przedstawić swoje zdanie na poruszony temat, zgodzić się z gospodarzem lub wręcz przeciwnie. W każdym razie ma to być rodzaj rozmowy tyle, że pod wpisem. Rozmowy, która dostarcza uczestnikom nowych informacji, zachęca do dyskusji.
2. Niezbyt długi. Czytający łatwo może zgubić wątek i tok myślenia komentatora – kilka konkretnych zdań wystarczy. Unikajmy sytuacji, gdy komentarz wygląda jak drugi wpis.
3. Krytyczny? Jak najbardziej! Tyle, że ma być to tzw. konstruktywna krytyka dotycząca wpisu a nie osoby piszącej. Jeśli dyskusja robi się zbyt gorąca i zmierza w nieodpowiednim kierunku (na przykład na tematy osobiste, polityczne) to moim zdaniem bloger-gospodarz powinien ją kulturalnie zakończyć lub skierować na inne tory.
Tak jak komentarz może być krytyczny, tak też można w nim piszącego pochwalić – to zawsze sprawia przyjemność i motywuje do dalszego pisania – tym bardziej, gdy zostaną wskazane konkretne powody do pochwały.
4. Zawierający linki? Zależy jakie. Jeśli jest to link do wpisu na podobny temat – mnie nie przeszkadza, przeciwnie, chętnie wchodzę, czytam dowiaduję się. Myślę natomiast, że zostawianie linka do swojego bloga bez wyraźnego powodu to jednak faux pas i może zostać potraktowane jako chęć zareklamowania siebie „na plecach” gospodarza.
.
Gosia Socha
29 lipca 2017 — 11:43
Iwona! Strzal w dziesiątke! Bardzo przyjaznym dla każdego czytelnika slowem kreujesz wyobrażenie o czyms z pozoru tak prostym jak pozostawienie swojej mysli na przeczytany temat. Bardzo Ci za to dziękuję – mnie rowniez dal do myslenia!
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 13:35
Cieszę się, że tak myślisz. Czasem najprostsze rzeczy są niezrozumiałe:)
Gabrysia
29 lipca 2017 — 12:08
Bardzo potrzebny wpis Iwonko. Ja nie wyobrażam sobie , żebym mogła nie odpisywać komentującym. Kiedyś już pisałam, że jest to lekceważące, chyba ,że jest tak jak piszesz i chcę tym kogoś zniechęcić, bo jest niemile widziany. Na szczęście do tej pory nikt taki u mnie nie zagościł. Podoba mi się też to, że czasami napiszę wiersz pod wpływem emocji a jego interpretacja ma tyle oblicz ile komentujących i to mnie cieszy. To tak jak z obrazem – każdy widzi na nim coś innego :)Pozdrawiam ciepło 🙂
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 13:40
Tak, bo komentarze mają swój własny potencjał, wiele dają i piszącemu i autorowi wpisu. Pozdrawiam Gabrysiu:)
Marek Te
29 lipca 2017 — 12:30
Nie umiem zgodzić się z tezą, że komentarz powinien być „niezbyt długi”. To zależy od intencji komentującego. Może być tak, że pracuje on na swoją markę osobistą i dlatego zamieszcza komentarze obszerne, dowodzące jego eksperckiej wiedzy. Może być tak, że polemizuje z autorką lub autorem danego wpisu – a to wymaga np. cytowania, a więc zabiera więcej miejsca.
Zawsze mnie też trochę bawi wymaganie „konstruktywnej krytyki”. Ty, Iwona, pamiętasz zapewne, jako i ja pamiętam, takiego starszego gościa w drucianych okularach, z jeżykiem siwych włosów na głowie, który tłumaczył z mównicy mniej więcej tak: „Ale krytyka, towarzysze, musi być, rozumicie, konstruktywna. I musi być wygłaszana z właściwych pozycji. Ona ma, towarzysze, wspierać naszą partię. Bo gdy jej szkodzi, osłabia socjalistyczne wartości, którym wszyscy musimy być wierni. Dlatego krytyka, towarzysze, nie polega na wytykaniu błędów, ale na wskazywaniu, rozumicie, tego, co jest dobre, a czego czasem jest tylko odrobinę za mało!”.
😉
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 13:33
W pewnej mierze masz racje, jednak sam wiesz, że zbyt długie epistoły w komentarzu słabo się czytają i czasem wyglądają jak kolejny post. Moim zdaniem odnosimy się do konkretnej rzeczy w komentarzu i tyle. Co do konstruktywności – fakt, słowo dla „dojrzałych” ma konotacje, ale wszak o to chodzi, żeby nie krytykować po całości tylko odnieść się do konkretu. Nie krytykujemy np. całego bloga albo jego autora tylko tę część jego działalności, z którą się nie zgadzamy.
Agnieszka
29 lipca 2017 — 12:58
Fajny savoir vivre dla blogerów! Muszę się tego nauczyć ?
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 13:33
Z czasem samo przyjdzie, pozdrawiam Agnieszko:)
alElla
29 lipca 2017 — 15:30
Klik dobry:)
A ja czasem nie mam nic do powiedzenia na temat, ale chcę zaznaczyć swoją obecność, aby autor wiedział, że przeczytałam jego tekst. Czy to coś złego?
Co np. mogę napisać o filmie, którego nie widziałam, albo o książce, której nie czytałam, albo o zupie, której nie znam, poza tym, że zapoznałam się z przepisem. Czesto też lubię pożartować zupełnie nie na temat, ale czynię to na blogach, których autorzy też to lubią. Nazywamy to „manowcami”.
Pozdrawiam serdecznie.
alElla
29 lipca 2017 — 15:42
PS. Dopiero zobaczyłam pod poprzednią notką, że jestem jedyną osobą, której Iwonko nie odpowiedziałaś. Czy mam to rozumieć …
„(…)milczeniem dajemy do zrozumienia, że nie są mile widziani(…)” ?
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:15
My God, absolutnie, jakoś mi umknęłaś;-) Zaraz nadrobię. Jesteś moją stałą rozmówczynią. Dowcipną i inteligentna:)
Wachmistrz
30 lipca 2017 — 20:18
No i takie właśnie stawianie kwestii zda mi się nieuprawnioną nadinterpretacją… Pewnie, że to nic miłego się responsu nie doczekać, aliści żeby z tego zaraz co takiego rozumieć…
Kłaniam nisko:)
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 20:57
Wachmistrzu, ale o co chodzi? Nie do końca zrozumiałam? Myślę, że z alEllą to taka żartobliwa dyskusja była.Jeśli to własnie miałes na myśli. Miło mi cię u siebie gościć:)
alElla
31 lipca 2017 — 09:37
Ach, jak mi ulżyło, Iwonko. A to „inteligentna” i „dowcipna” aż motyle w brzuszku wywołuje. 🙂
Pewnie, że wiedziałam o tym, że umknęłam. Wszystko daje się wyczuć w towarzystwie rozumiejącym się.
I mnie się zdarza pominąć kogoś, komu powinnam, a nawet lubię odpowiadać na komentarze. Czasami system zawiedzie i nie otrzymam powiadomienia o komentarzu. Gdy jest ich ponad 100, a miewałam nawet ponad 500, to trudno zauważyć, gdy ktoś wpisze się w drzewku, a nie na końcu.
Od pewnego czasu staram się „nie dopuścić” do ponad setki komentarzy poprzez opublikowanie notki. Dzięki temu towarzystwo przychodzi w nowe miejsce. Stwierdziłam, że źle się rozmawia, gdy dyskusja nadmiernie przedłużona.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:29
Dobre pomysły podsunęłaś, dzięki:)
Chadonistka
29 lipca 2017 — 15:36
Moi ulubieni blogerzy potrafią przekuwać te negatywne, głupie, hejterskie komentarze w dodatkowe punkty dla siebie. Wystarczy celny, mądry komentarz i reszta czytelników jest pełna podziwu, jak się fajnie wybrnęło z trudnej sytuacji. Też tak będę potrafiła, jak dorosnę. 😉
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:17
Ja już jestem dużą dziewczynka, ale jeszcze muszę się sporo nauczyć w blogosferze;-)
jotka
29 lipca 2017 — 16:44
Dla mnie bardzo ważny temat, czasami zastanawiam się właśnie czy pisać u kogoś komentarz, jeśli nie odpowiada w ogóle. Różnie z tym bywa, więc gdy ktoś nie odpowiada u siebie, ale pisze komentarz u mnie, to O.K.
Ale gdy autor bloga olewa wszystkich i jak to mówię „przyjmuje hołdy” to uciekam, bo lubię rozmawiać, a nie gadać do ściany.
Ale najbardziej lubię, gdy moi goście rozmawiają ze sobą poza moim udziałem i dyskusja rozwija sie pięknie.
Oczywiście złośliwcom i pieniaczom dziękujemy 😉
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:18
Racja Jotko, jeśli zagląda do nas – jest ok. Nie zawsze musi komentować u siebie. Przeoczyłam sytuację. Tak czy inaczej – nawiązuje z nami kontakt.
Stokrotka
29 lipca 2017 — 16:51
Czasami jedno prawidłowo użyte słowo w komentarzu wystarczy.
🙂
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:19
Ale faktycznie prawidłowo:) I na temat.
Stokrotka
29 lipca 2017 — 18:31
Jasne, że tak.
🙂
Kasia
29 lipca 2017 — 17:00
Masz rację. Ja bardzo nie lubię jak zostawiam u kogoś komentarz, z pytaniem bądź pytaniem retorycznym a ta osoba mi nie odpowiada. Już nie mówię na tym żeby wchodziła na mojego bloga.
Z reguły robią tak właśnie blogerzy, którzy mają już zgromadzoną stałą publikę. Wiem, że każdy ma dziś mało czasu. Jeśli chce się jednak prowadzić bloga i dawać wartość czytelnikowi to powinno się odpowiadać na komentarze
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:19
Pełna zgoda. O to mi własnie chodziło.
Rena
29 lipca 2017 — 17:15
A ja lubie w komentarzach właśnie tę dozę swobodnej rozmowy, nawet gdy te rozmowy odbiegają od tematu notki. Mój blog jest niszowy ,więc problemów nie mam z hejtem czy niegrzecznymi wypowiedziami pod moim ,czy moich innych komentatorów adresem. Fakt – niekoniecznie zbyt długi komentarz morze być interesujący dla wszystkich – dla mnie jednak ,jak ktos się rozpisał jest to żródło wiedzy – czasem jestem dumna, że ktoś taki mądry raczył u mnie głos zabrać.
Twoje uwagi przeczytałam z uwagą. Osobiście staram się odpowiadać na każdy komentarz .
Pozdrawiam
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 17:21
Dzięki Reno za twój głos. Szczerze – ja też lubię, gdy trafi się jakaś ciekawa dłuższa wypowiedź. Ale gdyby wszystkie były długie to nocy nie starczy na czytanie:)
anabell
29 lipca 2017 — 18:25
Czasami zdarza się, że komentarz pozostawiony przez czytelnika nijak się ma do tego co napisałam i wtedy mam „zagwozdkę”- czy napisałam niezbyt jasno, czy komentator nie doczytał notki do końca czy też może pomylił mój post z czyimś, który przeczytał zaraz po moim?
Bloguję już od wielu lat, kilka osób poznałam również w realu i tak się składa, że
tak samo świetnie można się z nimi porozumieć w realu jak i na blogu.
A w chwilach, gdy przeżywałam bardzo ciężkie chwile, cały czas dodawali mi otuchy i w razie potrzeby oferowali realną pomoc.
Jednego tylko nie mogę się doprosić, by każdy kto na moim drugim blogu jest tak miły, ze czyta moje grafomańskie wybryki, zostawiał ślad swej bytności-
znaczek taki ” ;)” lub „;(„. Przeczytanie jakiegoś opowiadanka nie wymaga wcale
komentarza i uzasadnienia, ale byłoby fajnie, gdybym wiedziała kto mnie czyta.
Miłego;)
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 19:51
No właśnie, trzeba zostawiać swój ślad bytności. A jeśli już piszemy – to naprawdę skoncentrujmy się nad wpisem i odnieśmy do niego a nie sobie a muzom.
Ania
29 lipca 2017 — 20:34
Każdy lubi być odwiedzany, czytany, a po przeczytaniu widzieć reakcję w postaci komentarza. U siebie staram się odpisywać na każdy komentarz, ale przyznaję, że często jest to tylko podziękowanie za pochwalenie wyglądu np babeczek, czy ładnego podania, czasami podziękowanie i zachęta do przygotowania potrawy. Jeśli jednak w komentarzu pojawia się pytanie, czy jakaś sugestia, krytyka to zawsze się do niej odnoszę – nawet jeśli mam inne zdanie na dany temat. Całkowicie rozumiem, że nie każdy musi się ze mną zgadzać ( teraz pozwolę sobie na żarcik ) przecież nie każdy ma dobry gust 😉
U mnie mam opcję zatwierdzania komentarzy, ale nie po to żeby nie publikować komentarzy mało przychylnych, ale takie, które zawierają linki, spam, słownictwo, którego nie wypada używać i nie zgadzam się, aby takie na moim blogu było 🙂
Pozdrowionka 🙂
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 20:52
Opcja zatwierdzania jest bardzo dobra. U mnie niestety jak raz zatwierdzę to potem już system nie pyta. A czasem dopiero w kolejnym komentarzu wyskakują kwiatki (jak ten poniżej;-). Potem trzeba je tolerować, trudno.
Ja też odpowiadam na pytania, ale u ciebie jest to szczególnie ważne, bo związane z recepturą:)
kloszard
29 lipca 2017 — 20:40
Przykro mi że zasmucam swoja obecnością jednak pozwolę sobie na pyt
anie, chociaż pamiętam ,że zostanę zignorowana.
– jakie ma Pani podstawy do pouczania innych o zasadach. Jakieś badania, jakieś opracowanie , które ma umocowanie w jakiejś obiektywnej wiedzy. Jakaś chociaż praca magisterska gdzie ktoś się pochylił, zanalizował i wyciągnął wnioski. Nie , Pani ot sypie z rękawa zasady jako najlepsze i jedynie słuszne co ja uważam za ot zabawę czytelnikami. Narzucaniem nieuprawnionego zdania.
Jak rozumiem należy do tych , którzy jako pierwsi zaczynali pisać i to co pisali nazwali blogiem a może jakieś inne podstawy do uczenia innych ?
Na moim blogu, nie reaguje na żaden komentarz. Nigdy . Oczywistym jest dla moich czytelników ,że nie prowadzę kawiarni wzajemnej adoracji i jeśli ktoś chce się ze mną skomunikować, polemizować, czyni to w banalny sposób, tzn pisząc prywatny list. Dla Pani to jest jakieś faux pas bo powinno się wszystko robić na pokaz a na pokaz jest tekst. To moja zasada. Dlaczego nie ujęła w Pani wyliczeniach wszak z rękawa wzięta, jak i inne przytoczone.
Pozdrawiam i …polecam jakąś meliskę może…zaparzyć.
Andrzej-Art Klater
30 lipca 2017 — 21:08
Pardon, tu wetnę się ze staropolskim przysłowiem;
„Uderz w stół, a głupiemu radość!”.
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 21:11
Dzięki za to „wcięcie się”:)
Bet
29 lipca 2017 — 21:15
Komentarze bywają bardziej interesujące niż tekst notki, zdarza się, że w ogniu dyskusji temat główny zmienia się w poboczny i nikomu to nie przeszkadza:))
A ile można się przy tym nauczyć!
Ważne jest aby wszyscy uczestnicy blogowego dialogu zachowali, podstawowe choćby, zasady kultury. Jak w życiu:))
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 21:48
O tak, kultura nade wszystko. A gdy dyskusja się rozwinie to jasne, że schodzi na różne poboczne tematy zwieńczone dygresjami. I to jest fajne. I też świadczy o poziomie postu. Bo jak coś jest w stanie wywołać wielką dyskusje pełną dygresji to chyba ma swoją wagę!
Anna
29 lipca 2017 — 21:21
Tak, komentowanie jest ważne. Dla mnie jest ważne ,cóż, że tez jestem w gronie tych ostatnio zignorowanych…Czasem tak bywa, rozumiem to.
A już bez osobistych smutków – jest takie powiedzenie, że czasem lepiej wyjśc na mruka, niż na idiotę. I jak nie mam nic mądrego do powiedzenia, to lepiej nic nie napisać, czy dać jakiś sygnał, że czytałam? A jak miałabym skrytykować jednak mało konstruktywnie, to może lepiej zmilczeć? Pytam, bo stale mam wątpliwości, i przez kilkanaście lat forumowej i blogowej historii tych odpowiedzi nie znalazłam.
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 21:46
Już na tyle cię poznałam Anno, że wiem, iż na pewno zawsze znajdziesz choć jedną „konstruktywną” myśl po przeczytaniu postu:). Nikt nie chce wyjść na idiotę ale tak sobie myślę, że na ponurego mruka też nie.
PS. Nie odpowiedziałam Ci? To naganne;-) poprawię się <3
Renata
29 lipca 2017 — 21:27
A ja lubię długie komentarze. To dla mnie taki znak, że ktoś naprawdę przystanął przy tym co napisałam a jeśli podzielił się też „sobą” to jest to dla mnie szczególna chwila…
Lubię długość komentarzy, bo świat się skraca jak tylko może. Ludzie zamiast słów, używają emotikonów, albo zdjęć. A ja lubię słowo, litery i mowę, która mówi wprost, pięknie, literacko, prosto – ale mówi a nie „rysuje” obrazki..
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 21:42
Mówi a nie rysuje obrazki – to dopiero pięknie powiedziane (czyli napisane!). Nie będę kruszyć kopii przy długości komentarzy zwłaszcza, że ta długość to rzecz względna, prawda? Ważne to, co wyżej Bet napisała: zasady kultury. A z tym sie na pewno zgadzamy, prawda?
maradag
29 lipca 2017 — 22:31
A ja bym się tu cichutko wtrąciła , bo właśnie lubię wyrażać myśli obrazkami…. Czasem rysuję, czasem słów używam, ale dla mnie, ilustracja może więcej powiedzieć niż słowo. Lub słowo podkreślić. No ale to takie moje „zbączenie” pewnie… 😉
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 10:51
Dagmaro, za twoje obrazki wiele bym dała, zapewniam:) Zwłaszcza, gdyby się u mnie znalazły. Wiesz, ze jestem nimi zachwycona. Ale takich artystek to wiele nie ma. Pozdrowienia słowne zasyłam, bo na słowach się ciut znam:)
Renata
31 lipca 2017 — 09:08
Pobieżnie zerknęłam na Twój blog i? Spokojnie nie takie rysowanie miałam na myśli. Denerwuje mnie jak ludzie, co prawda w krótkim portalowych komentarzach posługują się wyłącznie emotikonami, zamiast choćby zwykłego: „Cześć co u Ciebie słychać?” wstawiają machającą rękę. Może to i fajne i powszechne ale ja się wtedy czuję taka pomijana, jakby komuś nie starczyło czasu na te 5 słów, nawet nie wypowiedziane a napisane.. Rysunki, które uzupełniają konwersację uważam za coś wręcz wymownego.
Aż z ciekawości w wolnej chwili zajrzę na dłużej do Ciebie 🙂
Pozdrawiam.
maradag
31 lipca 2017 — 10:31
🙂
Renata
31 lipca 2017 — 09:04
Masz rację, długość to pojęcie względne, więc obie chyba mamy rację 🙂 I tak Bet napisała to w sedno.
Maria
29 lipca 2017 — 22:09
Lubię moich czytających gości i bardzo się cieszę z komentarzy, także tych długich. Z dyskusji pod wpisem można się sporo dowiedzieć, czasem powymieniać informacje czy pośmiać się tak zwyczajnie na luzie, nawet nie na temat. Ja odpowiadam wszystkim, chociaż nie zawsze od razu(brak czasu). Ale zdarzyło mi się kilka razy skomentować u kogoś nowego bez odzewu, więc nie narzucałam się więcej, jednak po dłuższym czasie te osoby odezwały się także z rewizyta. Myślę więc, że milczenie nie było zamierzone.
Iwona Kmita
29 lipca 2017 — 22:26
Myślę Mario, że ten brak czasu nam wszystkim doskwiera. Ja mam obecnie nieco więcej czasu dla bloga (choć tego nie planowałam), ale gdy pracowałam, naprawdę trudno było być na bieżąco z blogowaniem i komentowaniem. Cieszę się, że masz czas dla mnie, pozdrawiam 🙂
Andrzej-Art klater
29 lipca 2017 — 23:06
Przeczytałem, Iwono, bardzo uważnie Twój post i jest to dla mnie elementarz blogowania.
Mój blogerski staż to prawie 12 lat (siedem na onecie, pięć na blogspocie) i trudno mi się z Tobą nie zgodzić.
Tyle, że nie jestem aż tak zasadniczy, Bardzo rzadko nawiedzają mnie trolle/hejterzy/stalkerzy i przez przekorę rzadko ich kasuję.
Nieustannie bowiem kształcę się w szlachetnej sztuce erystyki i takiegoż delikwenta z lubością spuszczam po brzytwie.
Blogowanie to jednak dla mnie w końcu zabawa, choć przyjemna a pożyteczna.
Inna sprawa, że dzięki blogom wszedłem w realną zażyłość z mymi niektórymi komentatorami i bardzo sobie to cenię.
Pozdrawiam najserdeczniej i zapraszam
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 10:35
Andrzeju, ja również ich nie kasuję – ja po prostu nie odpowiadam na ich zaczepki. Nie bloguje tak długo jak ty, ale również mam już kontakty z blogerami w realu. bardzo miłe. Dzięki za twój komentarz, pozdrawiam:)
Andrzej-Art Klater
30 lipca 2017 — 21:09
Ukłony z lansadami!
barbara
29 lipca 2017 — 23:27
Lubię odpowiadać na komentarze choć nie zawsze od razu /ze względu na czas/.
Jeśli u kogoś zostawiam komentarz a ta osoba nie reaguje to odpuszczam, nie narzucam się. Widocznie nie ma ochoty. Nie zawsze piszę długie komentarze, u osób, dla których nie ma to znaczenia zostawiam tylko mały ślad, że byłam. Różnie bywa na blogach, niektóre dziewczyny mało piszą inne to „gaduły”, ja osobiście jestem pośrodku. Krytyka – jak najbardziej ale w kulturalny sposób.
Z oceną, pozytywna czy nie, musimy się liczyć.
Ciekawy wpis Iwonko…serdecznie pozdrawiam…
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 10:54
Basiu, czuję tak samo jak ty. Dlatego między innymi z przyjemnością do ciebie zaglądam. Dlaczego miedzy innymi? Bo jeszcze uwielbiam oglądać twoje stylizacje – zawsze eleganckie, ale proste. Na czasie, ale nie wydumane. Na co dzień i od święta. No i w moim stylu. Pozdrawiam:)
Maja
30 lipca 2017 — 10:59
Szczerze… lubię dłuższe komentarze i jestem wdzięczna komentującemu , że poświęcił tyle energii , czasu by przeanalizować postawiony przeze mnie problem. A kiedy jeszcze dowiaduję się z takiego wywodu czegoś nowego , lub dostrzegam , że na sprawę można spojrzeć jeszcze inaczej i tym sposobem dojść do jeszcze innych konstruktywnych wniosków jestem wprost zachwycona . Każdy wartościowy komentarz to rozwinięcie wpisu, do którego został umieszczony. Komentarze na zasadzie „ty mnie a ja tobie ” pod warunkiem, że nie są tylko wyrażeniem wzajemnej adoracji / ja tobie , że fajnie więc ty, mnie , że też fajnie / oczywiście są ok ,bo sprzyjają wzajemnemu „poznaniu się ” blogujących stron.
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 11:07
Maju, myślę że wszystko zamyka się w tym, co dla kogo znaczy dłuższe;-) Znaczenie ma też specyfika bloga. Niestety, nie o wszystkim da się napisać w jednym poście. Z pewnością cenne jest, gdy komentujący konkretnie odniesie się do naszych treści, że możemy poznać jego punkt widzenia. Czasem to zaczyn do dyskusji.
L.B.
30 lipca 2017 — 12:29
Kolejny przydatny wpis z tej serii. 😉 Krytyka zawsze powinna być konstruktywna, jeśli nie jest to jest to zwykłe czepianie się. Jeśli ktoś raz zostawi link do swojego bloga, podczas pierwszej wizyty – to ok. Rozumiem, łatwiej jest mi tam trafić, bo nie wszyscy zostawiają go przy podpisie. Ale jeśli z każdym komentowanym wpisem na moim blogu ktoś robi to samo, to jest irytujące dla mnie. Tym bardziej, że jeśli zamierzam odwiedzać dany blog regularnie to zapisuję go sobie w zakładkach. Lubię poznawać opinie innych na dany temat. To jest fajne w blogowaniu, ale kłócenie się w Internecie albo niezrozumiałe komentarze są bez sensu. Już lepiej nic nie pisać.
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 13:36
Kolejny raz się zgadzamy:) Cieszę się.
boja
30 lipca 2017 — 12:45
Pisanie komentarzy to trudna sztuka jest. Na szczęście sporo osób (nie tylko blogerów) potrafi sensownie skomentować, jednak, według mnie, niekwestionowaną mistrzynią w tej dziedzinie jest Jotka czyli Pani od biblioteki!
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 13:35
O tak, Jotka jest też mistrzynią w pisaniu postów:) Regularnie, sensownie, z polotem, często dowcipnie.
Andrzej Rawicz (Anzai)
30 lipca 2017 — 16:18
Jak już pisałem wcześniej blogi są tak skrajnie różne, i jest ich tak wiele, że i zasady, jakie tu bardzo trafnie i słusznie opisałaś, też jednak muszą być do nich dostosowywane.
Czy zatem słuszna jest zasada, że „gościmy tylko tych, których chcemy”? To w dużej mierze zależy od rodzaju bloga, czasem wpadamy na blog, który okazuje się dla nas zbyt odległy tematycznie (np. panie dziergają serwetki, a panowie opowiadają o swoich sukcesach), i tu pełna zgoda „nie te progi i nie te nogi”, więc jak to w wojsku „wypad”. 😉
Ale może też być tak, że ktoś pisze w naszych klimatach, ale zwyczajnie „fejkuje”. I tu pojawia się problem, prostować – co raczej nieuchronnie prowadzi do konfliktu, czy udawać, że sprawy nie ma i zachwalać autora? W jednym i drugim przypadku możemy przecież wyrządzić znaczną krzywdę. Myślę, że na taką sytuację nie ma reguł, a wszystko zależy od kultury obojga blogerów. Może też być tak, że lubimy autora, ale nie zgadzamy się z tym co pisze, albo zgadzamy się z piszącym, ale go nie lubimy. Itd., itp., możliwości jest nieskończenie wiele …
Bloguję już chyba od wieków, więc zdarzały mi się wszystkie możliwe sytuacje i konflikty, teraz oceniam, że była to znaczna większość kontaktów kończących się zwykłym nieporozumieniem, o co na blogach b. łatwo. Nigdy jednak nie odrzucałem możliwości porozumienia i wyjaśnienia przyczyn, chociaż z natury jestem bardzo konfliktowy.
Na mój blog trafiają różni blogerzy, od trolli, poprzez hejterów, aż do ulubionych osób. Nie widzę też problemu w tym, że komentarze są nieprzyjemne, obraźliwe, albo odwrotnie ociekają wazeliną. Zawsze staram się z nich wyławiać sens ich tworzenia, ale tego „towaru” jest niestety coraz mniej. 😉
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 17:04
Masz rację Andrzeju. Chciałam temat jakoś uogólnić bo niestety nie da się uwzględnić wszystkich sytuacji. Myślę jednak, że nawet w tych, które opisujesz zawsze można po prostu się wycofać, nie komentować, gdy mamy jakiekolwiek wątpliwości.
Andrzej Rawicz (Anzai)
30 lipca 2017 — 18:17
Ale jeżeli ktoś napisze, że „3 = 5” 😉 to taka informacja idzie w świat i myli innych blogerów, obniżając także zaufanie do autora bloga i komentatorów.
Iwona Kmita
30 lipca 2017 — 18:40
Tak, ale to nie twój blog, nie twoi autorzy. A całego świata nie naprawimy. Jeśli jednak jest taka potrzeba korekty informacji to może lepiej napisać na maila do danego blogera. Unikniemy „wtrącania się” w nie swoje sprawy na blogu a sprawę może da się załatwić. Pozdrawiam Cię
Andrzej Rawicz (Anzai)
31 lipca 2017 — 09:40
Jeszcze kilka lat przed „Dobrą zmianą” moje poglądy były w 100% zbieżne z Twoimi. Niestety ostatnio pojawiło się zjawisko „alternatywnych faktów” i to radykalnie zmienia zasady blogowania.
Nie ma już „naszych” blogów, są tylko te udostępniane (albo nie) w sieci. Jeżeli decydujemy się na przyjmowanie komentarzy, to musimy się liczyć także z krytyką. Możemy też zamknąć komentarze (albo udostępniać je wybranym), ale wtedy znacznie zmniejszamy poczytność bloga. Coś za coś, nic za darmo.
Najgorszy wybór to moderowanie, lub usuwanie komentarzy, bo to wygląda tak jak byśmy podczas wigilli zabarykadowali drzwi przed nieoczekiwanymi gośćmi. Niestety przed takimi trollami i hejterami jak np.: „m-16”, „szczurzyca”, „kloszard”, „Kasia”, i kilku innymi, których nie wspomnę – bo bywają u Ciebie, ale na razie są grzeczni – musiałem włączyć moderowanie bloga. Takie jest życie.
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:27
Cóż, mój staż w blogowaniu nie jest zbyt długi (choć intensywny), dlatego sporo jeszcze muszę się nauczyć.:)
Oto ja
31 lipca 2017 — 08:33
Uważam, że powyższy tekst z gatunku ABC blogowania jest bardzo trafny. I Ty i moi Przedmowcy – Komentatorzy zostawili tu wiele cennych „śladów” w postaci wartościowej wymiany zdań. Miło mi było uczestniczyć w tak zajmującej dyskusji. Lubię czytać Twoje teksty z tej tematyki, którą sobie nazwałam ABC blogowania. Co prawda w blogosferze pojawiłaś się nie tak dawno, ale wg mnie z sukcesem i z przyjemnością czytam i komentuję Twoje wpisy. Niepisana zasada wizyty i rewizyty na blogach dobrze funkcjonuje i niech tak zostanie. Oczywiście pojawiają się też osoby nie respektujące w/w norm – no cóż, to bardziej ich problem.
Dodam od siebie jeszcze to, że szkoda, iż na blogach komentują głównie Bloggerzy. Dlaczego? Mam mnóstwo wizyt na blogu z różnych nawet egzotycznych części świata. Myślę że wiele z tych Osób to ludzie, którzy żyją na emigracji (o czym mogą świadczyć odsłony konkretnych „ojczyźnianych” wpisów). Zaglądają, poczytają o Polsce, pooglądają zdjęcia – i dobrze. Ale żeby chociaż malutki ślad zostawili.
I jeszcze jedna myśl – ludzie ale nie blogerzy po prostu raczej rzadko komentują. Byłam kiedyś bardzo zdziwiona gdy przeczytałam na prężnie działającym blogu pewnego młodego człowieka, że on bardzo rzadko zostawia komentarz.
Pozdrawiam wakacyjnie ?
Ha ha – miało być krótko ?
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:31
Dzięki za dobre słowo:) A wiesz, że zanim zaczęłam pisać bloga też nie komentowałam. Dopiero teraz, gdy sama bloguję, komentuję też inne teksty, nie tylko blogowe.:)
Igomama
7 września 2017 — 18:43
To tak samo jak ja:)
Dopiero prowadząc swojego bloga, zauważyłam, jak ważna dla autora jest informacja zwrotna, jakakolwiek, ot taki znak, że ktoś był i przeczytał.
No i dopiero wtedy sama zaczęłam komentować wpisy na blogach.
Dziękuję, Iwonko, za Twój kolejny mądry i pomocny artykuł.
Bardzo cenię sobie możliwość kontaktu poprzez komentarze.
Czasem dopiero w dyskusji pod postem „wychodzi” prawdziwa twarz autora i można się lepiej poznać. Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
7 września 2017 — 19:58
Czasem przy komentarzach rozwija sie prawdziwa dyskusja:)
Iwona Zmyslona
31 lipca 2017 — 09:15
Pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą w kwestii długości i konkretności komentarza. Uwielbiam kiedy moi komentatorzy piszą dużo i robią dygresje, bo na każdy temat można mieć inne zdanie, inne doświadczenia. Zarówno w przypadku notki jak i komentarza, jeżeli teksty dla czytającego są interesujące ale za długie, to on sam niech decyduje czy przeczyta go ciągiem, czy z przerwami. W chwili obecnej czytam dwa blogi jednego autora. Teksty on pisze bardzo długie, ale komentarze(szczególnie oponentów), tom wprost marzenie blogera(no dobra może nie każdego, ale moje na pewno). Moje zdanie konkretne jest bliskie wypowiedziom :alElli, Bet, Art-Klatera i Anzai. Nie każdy bloger podaje na marginesie swój adres e-mail, a jak wchodzę na profil, to jest co prawda:”Wiadomość e-mail” ale mnie się adres nigdy nie chce wyświetlić. To jest jeden z powodów, dla których nie zawsze mogę sprawę poruszyć pisząc maila, a nie w komentarzu. Pozdrawiam.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:33
Wiesz Iwonko, ja myślę, że długość komentarza jest uzależniona w sporej mierze od tematu wpisu – czasem wystarczą 2-3 zdania, a czasem trzeba niemal post napisać. Pozdrawiam ciepło
A.
31 lipca 2017 — 10:09
Muszę przyznać, że odpowiadam na komentarze zamieszczane na moim blogu. Zauważyłam, że mam grono osób, które odwiedzają mój blog i dzięki temu wiem, że moge liczyć na wsparcie i miłe słowo;)
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:34
Ja też odpowiadam i składam rewizytę. Uważam, że to fajne rozwiązanie i dzięki temu zyskujemy nowych blogowych znajomych.:) Zdrowia ci życzę bardzo, bardzo
alElla
31 lipca 2017 — 10:09
Wpadłan na taki pomysł.
A gdyby, zanim się pójdzie komentować do kogoś, najpierw odpowiedzieć na komentarz tego kogoś u siebie? Wtedy komentarz u mnie byłby także sygnałem, że mam już odpowiedź na blogu komentującego. Gdy kolejność jest odwrotna, muszę klikać, zaglądać, klikać, zaglądać, klikać i zaglądać… do znudzenia.
Czy to dobry postulat?
Próbowałm subskrybować komentarze, ale to nie zdało egzaminu. Skrzynka pocztowa była nadmiernie przepełniona i umykały mojej uwadze ważne e-maile urzędowe, czy korespondencja.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 10:35
Ciągle się zastanawiam nad tym samym. Też miałam próbę z subskrypcją – nie dałam rady. Twój pomysł mnie przekonuje. 🙂
Agnieszka ?
31 lipca 2017 — 11:48
Odpowiedzią na takie problemy jest Disqus 🙂
jotka
31 lipca 2017 — 21:52
Dobra uwaga, tylko ja czasami jestem niecierpliwa i ciekawi mnie blog komentatora, że często najpierw lecę zobaczyć co tam u gościa, ale nie zawsze…
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 21:56
Ja też zawsze lecę sprawdzić:)
Anita
31 lipca 2017 — 11:48
Ja uzywam tej zasady często na instagramie i jest uwazam, że jest genialna 😀 Nie dość, że nawiązuję znajomości, to jeszcze korzystnie to dziala na algorytm Instagrama.
BEATA REDZIMSKA
31 lipca 2017 — 11:49
Krytyczny komentarz, ale to tez delikatna sprawa… Bo jezeli ta krytyka jest tak sprytnie wymierzona w nas, niby w przebraniu dyskusji, a w rzeczywistosci podwaza nasz autorytet w danej kwestii w oczach innych komentujacych. Kominek pisal w swojej ksiazce o tym, ze jest cos takiego jak regula pierwszego komentarza: jezeli jest przychylny – to OK. Jezeli jest negatywny, to jest wieksze ryzyko, ze posypia sie kolejne negatywne komentarze… I badz tu madry. Pozdrawiam serdecznie Beata
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 12:25
No tak, chyba mamy regułę, że nie ma tu reguł. Ale twoja uwaga (na podst. Kominka) wydaje mi się trafna po przeanalizowaniu wpisów jednego z moich komentatorów:) Pozdrawiam:)
Małgosia
31 lipca 2017 — 12:44
Nie wiedziałam, że jest niepisana zasada rewizyty. Może strzelam sobie w kolano, ale nie popieram jej. Uważam, że to, że kogoś interesuje mój blog wcale nie oznacza, że mnie będzie interesował czyjś blog.
Uczę kobiety zarządzania sobą w czasie. Jedną z podstawowych zasad produktywności jest priorytetyzowanie. Swoim czasem trzeba zarządzać podobnie jak pieniędzmi: jeśli kupię te boskie czerwone szpilki, to nie będę miała pieniędzy na nową walizkę, której zakup jest dla mnie koniecznością. I tak samo jeśli odwiedzę wszystkie blogi, które zostawiły u mnie swój komentarz, to nie będę miała czasu na swoje cele i priorytety. Produktywne życie to sztuka wyboru rzeczy najlepszych/najważniejszych spośród wielu rzeczy przyjemnych.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 13:16
Małgosiu, nie ma obowiązku komentowania u osób, które u ciebie były. Jak wspominasz jest to niepisana zasada, z której, sądząc po komentarzach do mojego wpisu, stosuje wielu blogerów. Ja zawsze jestem ciekawa, kto skomentował mój wpis, o czym pisze. Wchodzę tam i decyduję, czy coś skomentować czy nie. To jest własnie dla mnie sztuka wyboru, o której piszesz.
szarabajka
31 lipca 2017 — 17:19
Podoba mi się porównanie bloga z domem, a komentatorów z gośćmi. Owszem, odpowiadam wszystkim, chyba, że to zwyczajny spam, nie mający z treścią notki nic wspólnego. Zaglądam też na blog nowej, komentującej u mnie osoby, ale tu nie zawsze rewanżuję się komentarzem, np. wtedy, kiedy nie mam bladego pojęcia w materii tego bloga albo kiedy jest to materia „nie z mojej bajki”.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 18:55
No właśnie, da się to w ten sposób załatwić. Przecież nie musimy związywać się z naszymi komentatorami, gdy nas tematyka ich bloga nie interesuje. Ale warto zrobić krok i zobaczyć, co to za blog.
Grabowska
31 lipca 2017 — 22:23
Na twojego bloga trafiłam przypadkiem, ale już muszę na wstępie powiedzieć że go będę obserwować i zaglądać tu częściej. Wpis genialny, cieszę się, że myślimy tak samo. Ja miałam niedawno podobny problem, który opisałaś. Mianowicie pod moim postem o czarnym proteście (2016r) nawiązała się dyskusja, która trwała aż do maja(2017). Blog przez ten okres był w zawieszeniu – bo studia dzienne, jednocześnie praca. Fakt, cieszyło mnie to, że komentarze się mnożą, ale możesz sobie wyobrazić poziom tej dyskusji (link http://grabiszse.blogspot.com/2016/10/czarnyprotest.html – to była m a s a K r a). Nie odpowiadałam już, bo naprawdę nie było warto, szczególnie jak ludzie obrażają się wzajemnie i wyzywają. Kolejna rzecz jaka mnie denerwuje to komentarze typu „fajne zrobiłaś zdjęcia, ale nie interesuję się polityką”. Mój blog jest pseudopolityczny, jak coś się ciekawego dzieje związanego z polityką, jakiś ivent, cokolwiek to cykam fotki i piszę jak było. Do jasnej ciasnej, skoro się nie interesujesz się polityka to lepiej nic nie pisz, niż masz pisać pierdoły! Na litość boską 🙂 to, że ja wchodzę na czyjegoś bloga, bo chce poczytać recenzję kremu do twarzy bo muszę już sobie jakiś kupić, nie znaczy, że trzeba komentować mojego bloga. Z drugiej strony rozumiem, ją komentuje, ktoś komentuje żeby się odwdziecxyc, ale no… denerwujące.
I te linki do blogów… ‚ fajny wpis, wpadnij do mnie http://www….’ :/
Fakt, dałam swojego linka do tego komentarza, ale to tylko dlatego, że jest to przykład z życia i pasuje idealnie do twojego posta. Nie rozumiem zostawiania swoich linków w komentarzu. Przecież zawsze można wejść na czyjś profil lub tak jak u ciebie po prostu jest rubryczka wpisania swojej stronki internetowej. Nie ogarniam tych ludzi i chyba nigdy nie ogarnę 😀
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 22:43
Nawet nie próbuj „ogarnąć” – „niedasię”. Pozdrawiam:)
Paulina
31 lipca 2017 — 22:34
Zgadzam się, że komentarze dają piszącemu bardzo cenną informację zwrotną, są przedłużeniem postu. Co do komentowania, to jeśli coś mi się spodoba, wywrze na mnie wrażenie – piszę. Kiedy nie mam nic do powiedzenia, a jednak wpis, czy bloger przypadł mi do gustu zostawiam like na fb lub instagramie. Według mnie pisanie na siłę, nie ma sensu. Jednak pozostawienie po sobie śladu będzie miłe dla autora.
Iwona Kmita
31 lipca 2017 — 22:41
Niektórzy maja mozliwość zostawienia ikonki „lubię to”. To chyba dobry pomysł.Musze sie zorientować, czy u mnie da się tak zrobić.
oko
1 sierpnia 2017 — 09:23
Takie podejście skutkuje efektem, że komentarze stają się ważniejsze od zamieszczonej treści… i bardziej obfite. Można zaginąć w tych echach i odzewach, albo zapomnieć, po co się bloga założyło. Uważam, że komentarze jak najbardziej tak – zawsze, kiedy cudza twórczość zaintryguje, ale polemika w komentarzach, to już przesada. Do rozmowy trzeba odrobinę intymności. Komentarz, jak uchylenie kapelusza, albo dygnięcie na powitanie, ale randka publiczna? Łatwiej o pozy, niż o szczerość.
Iwona Kmita
1 sierpnia 2017 — 09:46
A ja się cieszę, gdy rozwinie się dyskusja, uważam że po to piszę, żeby kogoś zainteresować. Jeśli post budzi dyskusję, nawet pełną dygresji to ja, jako jego autor jestem zadowolona. Blog żyje, a o to chodzi, prawda? Nie żeby się tylko wypisać, ale żeby wzbudzić emocje.
bezzasadna
1 sierpnia 2017 — 12:45
Ciekawe. Ciekawe chociaż znajduję pewien kłopot w realizacji Twoich sugestii. Jeśli je dobrze zrealizować, blog okaże się być ciekawszym a jeśli wszystkie będą tylko ciekawszymi możemy mieć kłopot z czasem by je poczytać a to może skutkować depresją,że tyle dobra nam umyka. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję.
Iwona Kmita
1 sierpnia 2017 — 16:03
Oj, nie martwmy się na zapas;-)
SielskieM
1 sierpnia 2017 — 21:46
Klęska urodzaju mnie jakby…jeszcze ? nie dotyczy, a jak zacznie to będę absolutnie uradowana bo odpowiadać na komentarze uwielbiam ; )
I o ile u siebie kulturalnie gości nie zamęczam…to w gościach punkt drugi często u mnie zawodzi 🙂 Się tak mi zdarza rozpisać…?
Ale plusy rozpisania mojego są oczywiste 🙂 jak się dobrze czyta, to się dobrze pisze ?
Iwona Kmita
1 sierpnia 2017 — 22:33
Dziękuję, pisz, proszę, pisz:)
m_16Waszek
2 sierpnia 2017 — 20:52
Iwonko,jesteś cuuudowna,chociaż chyba o tym nawet nie wiesz..
Ultra
2 sierpnia 2017 — 23:13
Zastanawiałam się nad kwestią komentarzy i muszę przyznać, że coraz bardziej dochodzę do wiosku, iż komentowanie u innych ma sens, natomiast odpowiadanie na komentarze nie zawsze jest logiczne, przecież każdy może mieć swoje odmienne zdanie. Niektórzy blogerzy nie komentują komentarzy i coraz częściej przyznaję im rację. Chyba że chodzi o ilość komentarzy, ale nie szkoda czasu przy sporej ilości komentujących.
Serdecznie pozdrawiam
Iwona Kmita
3 sierpnia 2017 — 09:43
Może wystarczy odnieść się zbiorczo? Bo myślę, że takie całkowite milczenie chyba dla komentujących nie jest zachęcające.
Pichceniomania
8 sierpnia 2017 — 22:05
Bardzo trafny komentarz odnośnie pisania komentarzy 😉 Dla mnie, bez względu na to, czy te uwagi są pozytywne czy nie, są miłym potwierdzeniem, że ktoś czyta, to co wystukuję. Fajnie, gdy ktoś ma pytania do moich kulinarnych receptur, miło gdy chwali, budująco gdy konstruktywnie krytykuje, ale nawet zostawiona uśmiechnięta minka w dowód sympatii jest niezwykle cenna. Pozdrawiam serdecznie. Bardzo miło czytało mi się powyższy tekst 🙂
Iwona Kmita
8 sierpnia 2017 — 22:07
A mnie miło, że sie podobało. O to przecież nam wszystkim chodzi, prawda?
explore11.pl
9 sierpnia 2017 — 16:03
W pełni się z Panią zgadzam, ja zawsze staram się odpisywać sensownie, prawdziwie i w zgodzie ze sobą, zawsze też odwiedzam osoby które zostawiły u mnie ślad i również zostawiam coś po sobie, ale nie na odczepkę. Przeszukuję blog, aby znaleźć coś dla siebie i wypowiedzieć się szczerze na temat który mnie interesuję.
Iwona Kmita
9 sierpnia 2017 — 16:09
Ja uważam, że między innymi na tym polega to nasze blogowanie. Chcemy wiedzieć, że jesteśmy czytani. Pozdrawiam serdecznie
Beata
13 sierpnia 2017 — 15:25
och, te wymuszone komentarze zostawione „bo w zasadach było” 🙂 Bardziej porzucone niż zostawione, od razu można je odróżnić. Czasem mam ochotę je ukryć, ale w końcu z szacunku dla autora zostają…
Iwona Kmita
13 sierpnia 2017 — 16:09
Zupełnie jak ja:)
uglywriter
18 sierpnia 2017 — 20:10
Blogi piszą ludzie, którzy lubią pisać .Takie człowieki z chęcią skomentują.Ja pierwszy raz tutaj.Fajnie tu:)
Pozdrawiam
Asmodeusz
19 sierpnia 2017 — 10:03
Czytam wstecz Twoje notki 😉
Mam z komentarzami dwa drobne problemy, ale tylko drobne. Pewnie zauważyłaś, że na moich blogach czasami, choć nie zawsze, wywiązuje się dość „gorąca” polemika, często przeze mnie zamierzona. Jeszcze panuję nad komentarzami skierowanymi bezpośredni do mnie, ale gdy dotyczy to już tylko komentujących, między nimi samymi, gdzie mój udział jest wręcz zbyteczny, zaczynają się przysłowiowe schody. Rzecz dotyczy wzajemnego obrażania się nawzajem. Czasami wkraczam z reprymendą, ale nie zawsze potrafię właściwie ocenić, kiedy epitety stają się obelgą, są przecież różne wrażliwości.
Druga dotyczy już mojego stosunku do innych blogów. Zgodnie z tym, co piszesz, gdy nie mam nic konkretnego do dodania, bo albo w pełni się zgadzam, albo temat jest mi zupełnie obcy – nie wiem, co robić. Kurtuazja kurtuazją, ale czy sensownym jest np. pochwalić za to, że w notce jest tylko muzyczny clip, w dodatku z muzyką nie moich klimatów? Jeszcze gorzej mam z fotoblogami, gdyż mam wrażenie (niekoniecznie słuszne), że autor/-ka liczy tylko na pochwały, a ja wartość owych fotografii nie potrafię ocenić, naprawdę się na tym nie znam.
Pozdrawiam 🙂
iwona
19 sierpnia 2017 — 12:03
Miałam podobną sytuacje, gdy to komentatorzy mieli di siebie zadawnione pretensje. Cóż, zastosowałam strategię „zdartej płyty”, pisząc, że nie chce się wtrącać w sprawy pomiędzy nimi. Co do wpisów, które nie są typowe – myślę, że możemy być elastyczni. Muzykę, zdjęcia, rysuneczki komentuję wtedy, gdy mam coś do powiedzenie. Myślę, że autorzy takich blogów zdają sobie sprawę z tego, że nie wszyscy podzielają ich gust. Swoje wpisy traktują jako rodzaj autopromocji. Pozdrawiam:)
iwona
19 sierpnia 2017 — 12:03
Miałam podobną sytuacje, gdy to komentatorzy mieli di siebie zadawnione pretensje. Cóż, zastosowałam strategię „zdartej płyty”, pisząc, że nie chce się wtrącać w sprawy pomiędzy nimi. Co do wpisów, które nie są typowe – myślę, że możemy być elastyczni. Muzykę, zdjęcia, rysuneczki komentuję wtedy, gdy mam coś do powiedzenie. Myślę, że autorzy takich blogów zdają sobie sprawę z tego, że nie wszyscy podzielają ich gust. Swoje wpisy traktują jako rodzaj autopromocji. Pozdrawiam:)
Rykoszetka, blog o życiu w mieście
29 sierpnia 2017 — 18:32
Ja dlatego lubię komentarze Disqusa – naprawdę można dyskutować! A jeśli nie mam nic do odpowiedzenia, ale cieszę się z fajnego komentarza, to daję „lajka” 🙂
Iwona Kmita
29 sierpnia 2017 — 21:13
Tak, lajki to dobre rozwiązanie, nie wymusza na nas komentarzy a potwierdza zainteresowanie. Witaj u mnie, cieszę się:)
Design Your Home with me
7 września 2017 — 00:19
To trochę zabawne, że komentuję u Ciebie właśnie ten wpis. 🙂 Wpadłam tu i piszę, bo jestem chyba tą czarną owcą wśród blogerów i zdarza mi się nie odpowiadać na komentarze (również Twoje), ale z reguły reflektuję się „po czasie” i nadrabiam braki, sprawdzam kto do mnie zagląda , o czym pisze itd. :). Nie wynika to absolutnie z lekceważenia, czy z jakichś innych mało-sympatycznych pobudek, ale zwyczajnie z braku czasu, a czasami sił na sensowną odpowiedź. Wiem, że to słabe tłumaczenie, bo jak już się wychodzi do ludzi w tych internetach to na klatę trzeba brać cały inwentarz.. :), ale ja z tych co to ostatni wśród znajomych komórę zakupili i z tych co w weekendy wyłączeni kompletnie i się do nich NIE-DO-PUKASZ ;).
A co do długości komentarzy to bardzo lubię dłuższe wypowiedzi, byle z sensem .
Iwona Kmita
7 września 2017 — 13:35
Najważniejsze, że w końcu zaglądasz i komentujesz. Jak u mnie. Bardzo dziękuję i zapraszam kiedy tylko masz czas:)
Stella
12 września 2017 — 16:12
Po prostu z komentarzami jest z jak rozmową. Musi być szacunek, wymiana poglądów. Komentarz „fajnie tu u Ciebie, zajrzyj do mnie”, to żaden głos w dyskusji, żadne odniesienie, ogólnik, ot co.
szczur z loch ness
28 września 2017 — 18:14
Nieśmiało zauważę, że bloger porusza się w przestrzeni publicznej z wszelkimi tego faktu konsekwencjami. Z wyłączeniem wspomnianych i oczywistych ograniczeń wynikających z prawa, piszący może ale przecież nie musi nałożyć na swoje teksty dodatkowe ograniczenia związane np. z ochroną prywatności. Pozostaje zatem całkiem spore poletko, które można zapełniać treściami wręcz dowolnie. Przestrzeń publiczna ma jednak to do siebie, że wpisy kierowane są w anonimową przestrzeń, zaś autorzy nie mają wpływu jak ich wypowiedzi będą rozumiane, o ile w ogóle, jak oceniane i jak komentowane. Innymi słowy, prawem autora jest zamieszczanie tekstów, skoro uznał to za stosowne, natomiast niezbywalnym prawem komentującego – rzecz jasna również z przestrzeganiem wspomnianych na początku zasad – odnoszenie się do tych tekstów. Komentujący nie ma w tym przypadku jakichkolwiek sztywnych reguł postępowania i ograniczeń. To ryzyko nieodłączne związane z wypowiadaniem się w przestrzeni publicznej. Podejrzewam nawet, że większym zainteresowaniem cieszy się opcja komentarze niż same teksty. A wnoszę tak, z prostego faktu, że blogi z zamkniętą opcją komentarzy szybko zamierają. Jak czytam, z sobie tylko znanych powodów próbuje to Pani szufladkować, porządkować, a nawet nadać temu jakieś reguły. To niewykonalne, a powiedziałbym nawet, że przy takim podejściu gubiony jest cały sens kontaktu z czytelnikami. Nawet tacy, którzy są dla nas z jakiś przyczyn niewygodni są czytelnikami i szanujmy ich. Druga sprawa. A niby dlaczego komentarz ma być niezbyt długi? Dla wygody autora? Bo nie chce mu się czytać? Nie rozumiem.
iwona
28 września 2017 — 19:50
Może dlatego, żeby komentarz nie był dłuższy od wpisu? Poza tym, tak jak pan pisze, autor ma prawo przedstawić swoje zdanie z nadzieją, że spora cześć czytających coś z tego skorzysta? Zgodzi się lub nie? ich prawo.Ale przynajmniej jest o czym porozmawiać.
szczur z loch ness
28 września 2017 — 21:38
Miło się gawędzi ale na mnie niestety pora. Ważki merytoryczny argument aby komentarz nie był dłuższy od tekstu rzecz jasna przemyślę.
Serdecznie pozdrawiam, nie mając nic złego na myśli, a powiedziałbym nawet, że wprost przeciwnie.
Seeker
23 października 2017 — 21:27
Kiedy dopiero zaczynałam pisać (w maju tego roku) bardzo się stresowałam. Nie chciałam się sama przed sobą ośmieszyć, drżałam na myśl o pustym polu na komentarze do tego stopnia, że o mało co nie porzuciłam pomysłu.
Miałam nawet zamiar napisać podobny tekst do Twojego- o byciu życzliwym blogerem, komentowaniu przynajmniej wtedy, jeśli my odwiedziliśmy i zostawiliśmy pare słów. Teraz już się tak od środka nie gotuję, ponieważ zauważyłam pewne schematy zachowań. A do rozmowy się człowieka i tak nie zmusi, bo albo nie ma nic ciekawego do powiedzenia, albo nie po to się na blogu znalazł 😉
Wszystko zależy od tego, co chcemy dzięki blogowaniu osiągnąć. Ja pragnę rozmawiać i poznawać opinie innych, dlatego komentarze są dla mnie ważne.
P.S. Mam nadzieję, że nie popełniłam grzechu wymienionego w punkcie 2 😛
Szkatułka Ami
15 sierpnia 2019 — 09:55
Blog i dom … idealne porównanie, teraz już inaczej na to patrzę.
Faktycznie, zawsze odwiedzam blogi/strony moich gości, zawsze uważałam, że rewizyta powinna nastąpić.