Od dziś żyję na kredyt. Tak samo jak każdy z was. Choć tego nie chcieliśmy, to zaciągnęliśmy dług wobec planety!
Czy wiedzieliście, że dziś, 29 lipca wypadł w tym roku tzw. Dzień Długu Ekologicznego? Szczerze mówiąc ja o takim dniu nie słyszałam wcześniej. Dług ekologiczny jest określeniem umownym, które oznacza, że ludzie zużyli właśnie wszystkie bogactwa naturalne, jakie nasza planeta jest w stanie samodzielnie odtworzyć w ciągu tego roku. Dlatego od dziś eksploatujemy Ziemię na kredyt, który kto wie kiedy uda nam się spłacić.
Niestety co roku ten kredyt zaciągamy coraz wcześniej. W 1987 r. na przykład dzień długu ekologicznego przypadł 23 października, w 2000 r. – już 23 września, w ubiegłym roku – 1 sierpnia. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda, gdy chodzi o konkretne kraje. Na przykład Luksemburg zaczął żyć na kredyt ekologiczny już w lutym, Dania – w marcu, Niemcy i Polska – w maju, a Chiny w połowie czerwca.
Teraz aż się prosi, żeby napisać o tym, co każdy z nas może zrobić, żeby zmniejszyć swoje zadłużenie. Jednak jestem pewna, że akurat moi czytelnicy bardzo dobrze to wiedzą. Napiszę więc tylko o tym, z czego tak wprost nie zdawałam sobie sprawy i co mi dało do myślenia. Otóż tak ostatnio popularne oglądanie seriali i filmów za pośrednictwem serwisów typu Netflix, HBO GO, czy Youtube też odbija się mocno na środowisku. Przeglądanie wideo w 2018 r. wymagało produkcji energii elektrycznej, która wygenerowała około… 300 mln ton dwutlenku węgla. Mniej więcej tyle, co cała Hiszpania.
I co Wy na to?
PS. Korzystałam m.in. z informacji na portalu Green News
Bet
29 lipca 2019 — 19:39
Melduję, że porzuciłam torebki plastikowe na produkty spozywcze. Używam torebek-siatek „firankowych” oraz woreczków jakie używamy do prania drobnej bielizny i delikatnych tkanin. Przy kasach nikt się nie dziwi i nie protestuje. Unikam produktów foliowanych na tackach. Mam pomysł, aby takie woreczki firankowe podarowywać jako drobne prezenciki dla koleżanek i przyjaciół.
Na razie to niewiele, ale pracuję nad sobą:))
Iwona Kmita
29 lipca 2019 — 22:52
Meldunek przyjęty 🙂 Udzielam pochwały. Muszę się też sama pochwalić, że ja też zrobiłam się bardziej wyczulona – też chodzę z torbami z tkaniny na zakupy, staram się wybierać opakowania szklane nie plastikowe, staram się dokładnie segregować śmieci, zakręcam wodę przy myciu zębów. Tylko z oglądaniem seriali mi nie wychodzi… Cóż, nigdy nie byłam ideałem 😉
Asmo
29 lipca 2019 — 21:32
Podobne porównanie pojawia się co roku w mediach. Tak gdzieś chyba w czerwcu zarabiamy dopiero na siebie, do tego czasu dla… fiskusa. Niby logiczne, jednak nie do końca, tak jak z tym kredytem. Nie będę tłumaczył, sama przemyśl.
O tych telefonach i smartfonach też już gdzieś czytałem, że powodują globalne ocieplenie, i to też tylko ćwierć prawda. Ale żeby nie było, sam jestem za tym, aby wreszcie zadbać o tę naszą planetkę.
Iwona Kmita
29 lipca 2019 — 22:57
Wiesz, pół czy ćwierć prawda – nieważne. Jeśli nawet w niewielkim stopniu mogę coś zrobić dla środowiska – robię to, przynajmniej się staram. Myślę, że ważne jest to, że coraz więcej osób wie, że mamy globalny problem. Im więcej się o tym mówi, tym więcej zostaje nam w głowie a wtedy, siłą rzeczy, zmieniamy postępowanie, przyzwyczajenia. I o to chodzi. „Planetka” nas potrzebuje 😉
Stokrotka
30 lipca 2019 — 07:10
Segreguję śmieci, zbieram nakrętki, prawie wcale nie używam torebek foliowych jednorazowych… i wiem że to kropla w tym WIELKIM OCEANIE … bo przecież wiele osób żyje bezmyślnie…
A seriali nie oglądam. Nałogowo czytam książki.
🙂
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 08:45
Ciekawe, jaki wklad w środowisko ma produkcja książek ?
Vulpian de Noulancourt
30 lipca 2019 — 10:11
Można, oczywiście, odłączyć prąd i opiekać rzepę nad ogniskiem rozpalonym na środku pokoju, w którym dawno już temu zerwiemy klepkę (na poprzednie ogniska). Z tego, co wiem, nie da się jednak powrócić do ekologicznych jaskiń – z tego prostego powodu, że nie ma ich zbyt wiele (może poza obszarami krasowymi). Idąc dalej w tym zbożnym kierunku można wysadzić fabryki produktów spożywczych, stacje benzynowe i elektrownie, a później strzelać zza krzaka do tych włościan, którzy ośmieliliby się stosować nawozy sztuczne. Wreszcie zniszczyć wszelkie drogi i, już na wszelki wypadek, pojazdy mechaniczne. Odziewać się jeno w samodział (chociaż chciałbym zobaczyć ludzi, którzy wiedzą, jak toto wyrabiać) i łapcie z łyka (ta sama uwaga, dotycząca zwłaszcza humanistów). Wolny czas poświęcać na uprawę bobu na swojej części trawnika (a noce na warcie tamże w tym celu, aby inni – leniwsi, mniej dostosowani, albo, zwyczajnie, podlejsi – nie ukradli nam owoców naszego znoju i nie skazali na śmierć głodową). Po zniszczeniu przemysłu i zapaści rolnictwa spodziewałbym się dantejskich scen, skokowego wzrostu umieralności (brak lekarstw), rządów osiłków i całkowitego bezprawia, a – w całkiem niedługim czasie – wybuchu różnorakich epidemii i kanibalizmu. W ciągu najdalej kilkudziesięciu lat ludzkość zmalałaby do poziomu akceptowalnego z punktu widzenia zideologizowanej ekologii, to znaczy góra jakichś 5 procent dzisiejszej wartości. I byłoby cudnie, naturalnie, ekologicznie i nawet jeszcze lepiej, niż to sobie można wymarzyć, mając wszak w sercu naszą Matkę Ziemię i Jej dobro. Natura dałaby radę i resztki cywilizacji zarosłyby zielenią gdzieś tak za pięćdziesiąt lat, a po kilku wiekach trzeba by chcieć odnaleźć je w lasach i dżunglach. Zresztą – po co?
Szczęśliwe, naturalne życie kwitłoby przecież po ziemiankach, trwożnie nasłuchując, czy nie nadjeżdżają jacyś, aby zgwałcić i uprowadzić nasze kobiety, nas zabić [piszę te słowa, wyznam ze wstydem, z pozycji męskiej szowinistycznej świni], a nasze dzieci obrócić w niewolników, mielących na żarnach ziarno na ekologiczne podpłomyki.
Powie ktoś, że z rozmysłem przesadzam? Jego prawo. Doprowadziwszy wizję ad absurdum chciałbym tylko gromkim głosem zapytać czemu to tylko ja, konsument, miałbym brać na barki wszelkie ekologiczne zmory i związane z nimi wyrzeczenia? Dlaczego dyskurs w tej sprawie zakłada, że społeczeństwo MUSI wszystko zrozumieć, zaakceptować i się dostosować? A nikt jakoś nie zająknie się, że zacząć trzeba od strony kapitalistów – żeby u źródła wyeliminować większość możliwych zanieczyszczeń. Tymczasem dzisiaj i władza i kapitał ogranicza się do jezuickich wykrętów – jak ze słynnymi, nieekologicznymi, torebkami plastikowymi w marketach. Jakie to złe, nieekologiczne i, w ogóle, fe! – nawołuje kapitalista i dodaje – no, chyba, że zapłacisz 20 groszy, bo nie mogę rozdawać tego za darmo.
Pozdrawiam
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 10:48
Bardzo mi się podoba twoja wizja (no może oprócz gwałtów i napadów), ale jako pomysł na opowiadanie. A tak na poważnie to podoba mi się to, jak piszesz, a nie to, co piszesz. Oczywiście można zamknąć oczy i mówić, że to oni wstrętni kapitaliści są wszystkiemu winni. Ale czy to nie my korzystamy z tych kapitalistycznych dóbr? I czy ci wstrętni kapitaliści nie potrzebują czasem nas, żeby ich dochody rosły? I czy to nie nasza planeta cierpi? Mnie osobiście to boli dlatego cenię każdą inicjatywę, która ogranicza to cierpienie. Tak, wiem, to kropla w morzu ale też morze składa się z tych kropli. Co do torebek za grosze to chciałam przypomnieć, że są one wielorazowe i biodegradowalne. A więc jakąś zmianę w tej postawie też mamy.
Zdecydowanie wolę, żebyśmy zaczynali od małych kroków niż czekali na to, co zrobią inni a póki co trywializowali i krytykowali.
Vulpian de Noulancourt
30 lipca 2019 — 12:39
Gdyby, że pokuszę się o wizjonerstwo, rząd ogłosił, na przykład, że za produkcję mleka w butelce szklanej kapitalista zapłaci niższy podatek niż za to samo mleko w plastiku (czy w kartonie), to tym samym pazerny kapitalista rychło zmniejszyłby udział produktów w plastiku, a zwiększył w szkle, bo zysk jest jego bogiem najwyższym, czego mu przecież nie wytykam. Trzeba by, co prawda, opracować sprawny system zwrotów butelek, ale to chyba nie powinno przekraczać możliwości nowoczesnych przedsiębiorstw w europejskim kraju. To bardzo prymitywny przykład – pierwszy, jaki mi przyszedł do głowy i, zapewne, można od ręki wymyślić wiele innych. A co dopiero, gdyby faktycznie zabrał się za tego typu myślenie zespół fachowców. Tymczasem najłatwiej zwalać wszystko na barki końcowego konsumenta i starać się dołować go psychicznie, że taki nienowoczesny i nieekologiczny. Stąd moje kąśliwe uwagi o kapitalistach – bo wcale nie nawołuję do powrotu do czasów gospodarki uspołecznionej, którą pamiętam doskonale jako szczyt niewydolności, którego jedyną konkurencją w obłędzie niegospodarności mogło być wojsko (i, jak sądzę, ono na tym poziomie pozostało, ale to niech pozostanie tajemnicą wojskową).
Schizofrenicznie wmawia mi się, że moje śmieci ewoluowały i stały się cennym surowcem do dalszej produkcji. No i najbardziej proekologicznie myślącym ludziom wciąż mało, że ja te śmieci myję na własny koszt (chociaż to zużycie cennej wody oraz dopływ detergentów do ścieków i morderstwo na morzach i oceanach, w których tak rozkosznie baraszkują sobie szczęśliwe walenie), segreguję i oddaję za darmo. A właściwie – za jakie darmo? Dopłacam każdego roku coraz więcej za zabranie ich spod domu, bo transport tych śmieci okazuje się być jednym z większych problemów naszej cywilizacji. No i wciąż „opinia” stara się mi wmówić, że to ja nie dbam o planetę, bo za dużo mam w koszu sreberek po serku topionym. Z tym, że ja te serki kupuję za własne pieniądze, a na bardziej ekologiczne homary zwyczajnie mnie nie stać. Moje śmieci powinny być sprawnie odebrane i przerobione w taki sposób, żeby dojść (w ostatecznym etapie) do pełnego recyklingu – z tym, że to zadanie dla państwa, a nie dla mnie. A wówczas wszystko jedno, czy zeżrę tych serków pięć na tydzień, czy może nawet siedem – w każdym przypadku opakowania zostaną (a przynajmniej powinny zostać) poddane recyklingowi. Dlatego, jeżeli nie wyrzucam śmieci do lasu, tylko do przypisanych mi kontenerów, to uważam, że robię całkiem dużo i odrzucam z całą mocą urojenia, że powinienem czuć się za coś winny i bardziej odpowiedzialny. Moja przysłowiowa już słomka do drinka nie zabije żadnego humbaka, bo trafi do zakładu recyklingu, a nie do morza. A jeśli nie trafia z mojego kontenera (bo tam ją wrzuciłem) z powodów bałaganu, dziadostwa i niemocy już to rządzących, już to kapitalistów, to nie moja wina. Ja moje zrobiłem i skłonny jestem zaakceptować niemiły fakt, że bardziej ekologicznie zapakowane produkty okażą się droższe (żeby jeszcze te spożywcze były jadalne, bo już teraz z trudem przechodzą mi przez gardło). Odpowiedzialność za doprowadzenie do rzeczywistego działania recyklingu (który jest osią całego pomysłu i źrenicą ekologii) w skali państwa, czy kontynentu, nie leży i nigdy nie będzie leżeć na moich barkach.
Pozdrawiam
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 12:56
I tu zgoda – to ciężar nie na twoje, moje i nasze wszystkich barki. Ale my „róbmy swoje”, że powiem za Młynarskim, bo i w tym aspekcie to zawołanie pasuje. Zresztą z tego co piszesz – robisz swoje. I za to chapeau bas 🙂
maradag
30 lipca 2019 — 11:13
Świetne :-)). Dokładnie mam takie same konkluzje dotyczące drugiej części komentarza. Mieszkam w Holandii, która od daaawna jest bardzo przejęta ekologią i jako jeden z niewielu krajów europejskich, wprowadza konsekwentnie w życie programy ochrony, odbudowy środowiska… Zrzucając na barki konsumenta odpowiedzialność.
Segregacja odpadów jest już tu pielęgnowanym nawykiem. Istnieją nawet mandaty za niesubordynację. Ale to przecież drobiazg. Była kiedyś w moim mieście akcja w marketach, gdzie plastikowe woreczki zastąpiono papierowymi torebkami, a przy kasie dostawało się papierową torbę, gdzie za reklamówkę trzeba było uiścić. Akcja trwała trzy dni i słuch po niej zaginął…. A tak bardzo podobało mi się.
Z poważniejszych działań holenderskiego rządu na rzecz ekologii, jest wymiana zasilania gazem na zasilanie bateriami słonecznymi. Poza wymianą rur (do 2030 ), wzrastają jeszcze w tym roku drastycznie ceny gazu a tanieje prąd (podobno). W związku z tym, następną inwestycją mnie, konsumenta , będzie wymiana „kookplaat” z gazowej na elektryczną. Jeżeli moja spółdzielnia założy na dachu baterię słoneczne – wzrośnie czynsz i tak bardzo wysoki. Ale OK, jestem to w stanie zaakceptować, bo to jest rzeczywiście mądre ekologicznie, przyszłościowe posunięcie. Ale z drugiej strony zastanawiam się, co da Europie, światu takie posunięcie maleńkiej Holandii… Chyba tylko dobry przykład. Z trzeciej strony te tony plastikowych opakowań w tutejszych sklepach… To się nie trzyma kupy… 😉
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 11:46
I nie będzie się trzymać kupy dopóki każdy sobie będzie tę rzepkę skrobał. Mimo wszystko – brawo Holandia. A papierowych torebek i mnie żal. Zastanawiam się czasem, czy z papieru oddawanego na makulaturę nie można by robić takich torebek. Tyle, że to wymaga przywrócenia znaczenia punktów zbiórki surowców wtórnych. U nas chyba już całkiem zamarły. Rozgrzeszamy się segregacją śmieci, a ta jest baardzo daleko od doskonałości.
anabell
30 lipca 2019 — 10:28
Prawda wygląda ponuro- wszystko co robimy zżera zasoby naszej Planety. I coś mi się wydaje, że wszelkie teraz podejmowane działania to jest przysłowiowa „musztarda po obiedzie”. Tak naprawdę nie ma żadnych nieszkodliwych działań
człowieka dla naszej Planety. I jest wielce prawdopodobne (biorąc pod uwagę wielkość Kosmosu), że nie jesteśmy pierwszą ani ostatnią Planetą, którą wykończyła rozwinięta w większym lub mniejszym stopniu zamieszkująca ją
cywilizacja.
Uściski;)
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 10:41
Anabell, zgoda, ale co, mamy siedzieć z założonymi rękami i czekać na ten koniec? Jak cię znam to tego nie robisz! I ja także.
anabell
30 lipca 2019 — 14:57
No nie siedzę z założonymi rękami, ale cały czas mam tę świadomość, że to da tylko minimalne odłożenie w czasie tej katastrofy.
Nikt się nagle nie przestawi na podróżowanie per pedes lub wozem konnym, co jest ekologicznie poprawne.
Nikt nie zrezygnuje ani z gazu łupkowego ani z innych kopalin.
Bardzo trudno jest wyliczyć co jest bardziej szkodliwe- produkcja audio i e -booków czy produkcja papieru.
Chyba trzeba by „wyprodukować” nowego człowieka, o innej świadomości, o mniejszym stopniu zaborczości i z wpisaną w umysł matrycą oszczędzania własnej Planety.
Zaczęliśmy grzebać w ludzkim DNA, są już kuracje ratujące życie oparte na wykorzystaniu sekwencji DNA do walki z rakiem. Co prawda wściekle drogie i dość ryzykowne dla układu autoimmunologicznego, ale są.
Możemy w procesie in vitro wykluczyć pewne choroby genetyczne lub przynajmniej określić, czy dana para może posiadać dziecko bez wad genetycznych, więc nie wykluczone, że kiedyś z laboratoriów „wyjdzie” człowiek- ideał.
Mądry, ładny, nastawiony pro ekologicznie, pozbawiony agresji.
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 15:45
Myślisz, że o tym, co się dzieje teraz można zaśpiewać „ale to już było…” Czasem skłaniam się do tej wersji.
anabell
31 lipca 2019 — 21:27
Przemawia do mnie koncepcja, że jesteśmy jednym wielkim eksperymentem, a tak dokładnie – żyjemy w czyimś olbrzymim laboratorium.
Zauważ, że nie rozwijamy się liniowo, to zawsze są „skoki”.
Ten nasz rozwój długo, długo szedł b. wolno, a potem nagle kilku, czasem więcej ludzi wpadało na ten sam genialny pomysł. Kiedyś wydawało mi się to dziwne, ale odkąd wiem, że można sterować ludzkim mózgiem- już nie. Zawsze zastanawiał mnie Einstein – nie był genialnym dzieckiem, miał nawet kłopot z matematycznym przedstawieniem swej teorii. Albo pewien hinduski matematyk – definiował wzory matematyczne, które dopiero wiele lat później potrafiono odczytać i zrozumieć.
Wszystkim tłumaczył, że one mu się prostu…śnią. Zastanawiające jest też dlaczego nagle , w całej niemal Europie odżywa skrajna odmiana prawicy, niczym nie uzasadnione trendy.
Jest nad czym rozmyślać. Ale jedno jest pewne – nie żal mi będzie żegnać się z tym wszystkim.
PKanalia
30 lipca 2019 — 11:07
nie zawrócimy tego procesu, ale możemy jakoś opóźnić finał… przecież sami też nie jesteśmy nieśmiertelni, a jednak jakoś się prężymy, by to życie sobie przedłużyć, jedni mniej, drudzy bardziej, czasem lepiej lub gorzej, ale jednak…
być może chociaż po to, by dożyć do tego finału i mieć satysfakcję „a nie mówiłam/em?”… lol…
uściski :)…
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 11:40
Może nawet uda nam się jakoś ten finał złagodzić? Wciąż mam nadzieję.
jotka
30 lipca 2019 — 10:49
Może gdybyśmy wszyscy solidarnie się starali…ale nawet słowo „solidarność” dziś już znaczy co innego.
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 10:50
Oj tak, ale to temat na inną rozmowę. A i bez tego robi się smutno…
PKanalia
30 lipca 2019 — 10:57
od pewnego czasu, gdy pani za kasą pyta, czy życzę sobie torebkę /siatkę, reklamówkę, etc – niepotrzebne skreślić/ podsuwam jej pod nos własną, rodzimą słowiańską torbę zakupową ze lnu lub konopi ze słowami:
– proszę nie obrażać porządnego człowieka…
dziewczyny z pobliskiej Żabki już wyszkoliłem, więc nie zadają mi takiego pytania, ale jakoś tak niedawno miałem taką akcję, że jedna z rozpędu zaczęła, ale ugryzła się w język:
– czy… a nie, sorki, pan ekopozytywny, wiem, zapomniałam…
a mnie się zrobiło naprawdę smutno, bo wyszło na to, że jestem jakimś dziwolągiem wśród całej populacji klientów, którzy Naturę i Ziemię mają gdzieś…
p.jzns :)…
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 11:41
Jeśli jesteś dziwolągiem, to i ja także. Witaj w klubie 🙂
szarabajka
30 lipca 2019 — 16:40
A ja mam coś miłego dla Ciebie. Nawet chciałam Ci zrobić fotkę i wkleić, ale nie umiem 🙂 Zaopatruję się w aptece internetowej i wczoraj zamiast wypełniacza z folii bąbelkowej, dostałam leki popakowane w papierowe torebki. Tytki, znaczy 🙂 Poczułam się, jakbym znowu była młoda.
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 16:52
A widzisz, więc jednak coś drgnęło. Mała rzecz a rzeczywiście cieszy.
Gabrysia
30 lipca 2019 — 18:42
Dzięki moim misiom, może odrobina mniej plastiku w domach dzieci?… 😉
Iwona Kmita
30 lipca 2019 — 19:45
I mniej gapienia się w ekrany. To samo dzięki twoim książkom
?
Agnieszka
30 lipca 2019 — 22:11
Czyli że netflix jest nieekologiczny? hmmmm… a jeżeli oglądam dokument o minimalizmie i ekologii a potem wprowadzam zmiany w życie?;)))
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy 🙂
Iwona Kmita
31 lipca 2019 — 11:49
Wszystko ok, jeśli nie oglądasz na okrągło i jednak wyłączasz telewizor czy komputer od czasu do czasu 😉
Lena Sadowska
31 lipca 2019 — 01:24
Witaj, Iwono.
Robię wiele, by wspomóc i odciążyć Matkę Ziemię, choć niezmiernie mnie irytuje, że agendy, które miałyby realne możliwości, by naprawdę zainicjować konkretne, pożądane zmiany, nic sobie w gruncie rzeczy z moich wysiłków nie robią:(
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
31 lipca 2019 — 11:53
Leno, racja, już Vulpian o tym także wspominał. Wkurzające jest, że na barki nas, pojedynczych osób przerzuca się mnóstwo działań i obowiązków, a na domiar złego nie wiadomo, czy to co robimy jest wykorzystywane w należyty sposób (np. odpady po naszej domowej segregacji). Niemniej jednak lepiej coś robić niż się tylko przyglądać, prawda? Przynajmniej mamy czyste sumienie. Pozdrawiam serdecznie
Kobieta po 30
31 lipca 2019 — 11:04
A no widzisz, temat bardzo ważny i poważny. Jednak mam wrażenie, że kończy się na debatowaniu a za mało konkretnych zmian w nas samych. Każdy z nas powinien poważnie potraktować to, co się dzieje…a zmiany klimatu są widoczne na każdym kroku
Iwona Kmita
31 lipca 2019 — 11:54
Tak, wciąż jest za mało ludzi, którzy poważnie traktują temat. A najbardziej denerwują mnie ci, którzy twierdzą, że nic się nie dzieje i mamy do czynienia z wymysłami bez żadnych podstaw. Niestety, takich osób nie brakuje. Pozdrawiam 🙂
kloszard
31 lipca 2019 — 19:39
Nie tak dawno temu , niemieccy naukowcy , o zgrozo, ocenili, że samochody diesla, o ile dobrze pamiętam, szkodzą planecie tyle samo co elektryczne. Oczywiście wzięto pod uwagę produkcje itp. Od lat miałam poważne podejrzenia ,ze z tą ekologią coś jest nie tak i tu dowód. Szanowni kapitaliści, są nastawieni na zysk a po latach produkowania rzeczy porządnych, użytecznych , przydatnych po naprawach, nie widząc żadnego kryczącego ekologa, skonstatowali że produkcja śmieci jest lepszym dochodem i produkują, co mamy w domu na podjeździe w kuchni , pokojach. Byłam niedawno w nowym domu bogatych ludzi. Jedyny mebel jaki warty dostrzeżenia to schody. Będą stały wiele lat. Solidne dębowe, do poprawienia, do naprawienia do podziwiania a w kontraście, śmieci , tak ,śmieci z IKEA.Na dwa lata, na trzy,. może pięć. Już nowe, krzywem niedokładne, niesolidne, byle jakie. Nie do naprawy. Nie do renowacji. Nie wiem jakie są ceny takich mebli ale wszak taniej jest zrobić meble drewniane, które można naprawić, wyremntować, przemalować sto razy, przebudować i będą. Czy jakiś ekolog walczy z produkcją śmieci….ja nie znam , nie słyszałam. Nie chce słyszeć od czasu gdy dowiedziałam się kto i za ile wisiał na drewach w proteście ekologów. Wracając do samochodów…w badaniach wyliczono że samochód winien jeździć bodaj 17 lat by się zutylizował czy coś takiego-nie znam się na tym więc moge mieszać. Przepraszam jeśli za bardzo. Jeśli planeta nie wróci do produkowania reczy wartościowychi trwałych a wciąz będzie produkowała śmieci. Musi zginąć i żadne protesty, nakazy zakazy jednorazówki i takie tam ,nie pomogą. Pewnie ktoś powie że komputery , postęp itd…no jasne…można i tu tworzyć lodówki gadające z innymi lodówkami i przesyłające sobie filmiki jak to durni ludzie jedzą i co jedzą a można zrobić lodówkę, która pochodzi 20, 30 lat i wcale dużo prądu nie weźmie. Wcześniej czytałam , któryś z panów pisał o szklanych butelkach na mleko i nie tylko ….gdyby takowe były i bezdomny by miał łatwiej i bogaty i zwyczajny, …są sklepy w których pakuje się w papier…jakie to piękne ale nieczęste . Niestety patrzę z politowaniem na wszelkie akcje proekologiczne. Nie dołączam, nie segreguję śmieci. Lubie i mam rzeczy, które mają długi termin przydatności….coraz o nie trudniej ale można. Widze kominy ….drzewiej, każdy dymił każdy brudził, każdy niszczył a teraz…nic….biały dym…i chcą im śrubę dokręcać …coś tu nie tak.
Ostatnio jakiś książe dołączył do idiotów (tak uważam) którzy uważają że warto nie miec dzieci bo niszczą planetę…tacy ludzie, durni, niszczą planetę a nikt nie każe im znikać a może sie powinno…
Iwona Kmita
3 sierpnia 2019 — 13:35
Ciekawe spostrzeżenia, mam, podobny punkt widzenia. Pierwsza pralka automatycza w domu rodziców pracowała 25 lat. Ostatnia tylko 5. Mowi się że na taki czas produkowane jest agd bo chodzi o to, żeby kupować nowe sprzęty. Z meblami jest podobnie. Choć myślę że te z sieciówek są tańsze. Ale w ogólnym rozrachunku na pewno nie. Tylko mało kto myśli przyszlościowo. Liczy się tu i teraz.
Agnes Agnieszka
1 sierpnia 2019 — 08:54
Warto dbać o naszą planete
Karolina90
1 sierpnia 2019 — 19:32
Aż strach pomyśleć co będzie za kolejnych kilka lat…
Iwona Kmita
3 sierpnia 2019 — 13:25
Oj tak, strach się bać
Bohomazing
3 sierpnia 2019 — 00:43
Mnie osobiście najbardziej przeraża ogrom konsumpcji, a raczej produkcji wszelakiej: galerie handlowe wypełnione tonami tandety, tworzyw sztucznych, bzdurnych gadżetów niepotrzebnych do niczego. Sklepowe półki uginające się od ciężaru jedzenia. Ile z tego wszystkiego znajdzie nabywców, a ile pójdzie na przemiał?
Iwona Kmita
3 sierpnia 2019 — 13:29
To prawda, na moim osiedlu blisko siebie są dwie galerie i markety wszystkich sieci. Niektórych po kilka. Skoro są od lat to znaczy że jest ruch. I tony plastku, śmieci, kartonów itp. Czy to się kiedyś zatrzyma?
szczur z loch ness
4 sierpnia 2019 — 11:08
Różne tu argumenty i środki zaradcze przywołano, jednakowoż muszę Państwa zmartwić, bowiem zagłada planety jest nieunikniona. Szukając porównań w przyrodzie ożywionej łatwo zauważyć, że gatunki zazwyczaj zasiedlają jakieś terytorium gdzie znajdują odpowiednie dla siebie zasoby (chodzi głównie o pożywienie lub sprzyjające środowisko) i funkcjonują tam wraz z innymi gatunkami (niekoniecznie zgodnie) tworząc po jakimś czasie swoistą równowagę. I taka idylla może trwać wieki całe a jedyne co jej zagraża to to relatywnie rzadkie zjawiska takie jak epidemie, wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, zmiany klimatyczne, etc. Dla wszystkich starcza pożywienia i innych zasobów, które odtwarzają się niejako same, tworząc swoisty constans dla danego obszaru. Natomiast ludzie przypominają najbardziej wirusy, które opanowują jakiś obszar i eksploatują go aż do całkowitego jego wyniszczenia i wówczas przenoszą się dalej. Co ciekawe zniszczeniu ulega wszystko nawet zasoby ludziom zbyteczne. Ot tak przy okazji. Nastąpiła degradacja lądów, to wzięto się jak wspomniałem – przy okazji – za oceany. Gdy tego zbraknie ludzie ruszą w kosmos eksploatować (czytaj niszczyć) Księżyc, Marsa a z czasem inne planety i galaktyki. Powiadam to epidemia, która rozprzestrzenia się coraz bardziej i która z czasem zniszczy wszystko. Rasa Homo Sapiens to nic innego jak patologia nazywając rzecz po imieniu.
Pozdrawiam 🙂
Iwona Kmita
4 sierpnia 2019 — 14:21
Być może rzeczywiście nie unikniemy zagłady, być może były już takie, być może one napędzają rozwój. Niemniej jednak chciałabym robić wszystko, żeby opóźnić krach i, egoistycznie, mieć poczucie, że nie stałam z opuszczonymi rękami. Myślę, że każdy powinien zacząć od siebie.
Anna
4 sierpnia 2019 — 12:21
Ja usiłuję sie mierzyć z tym, że nie tylko moje wnuki, ale niestety równiez dzieci nie maja przyszłości. Robię co moge, o czym pisałam i wciąz pisze, ale to niestety za póxno. I możemy się przerzucać różnymi nośnymi hasłami – niestety jest źle i tyle. Smutno mi.
Iwona Kmita
4 sierpnia 2019 — 14:19
Ja ciągle mam nadzieję na opamiętanie. Jeszcze dwa, trzy lata temu mało się o tych problemach mówiło, zwykle kąśliwie. Dziś trzeba przyznać, że temat jest na czasie. Szkoda tylko, że wciąż wielu jest takich, którzy uważają, że to wydumane, lub że to oni (państwo, rządzący) mają obowiązek zrobić wszystko bo przecież płacimy podatki. To droga do nikąd 🙁
Barbara
10 sierpnia 2019 — 21:30
Nie słyszałam o takim dniu. Dobrze wiedzieć…ten dług zaczyna być przerażający. Co to będzie dalej… każdy z nas musi sobie to uświadomić i pomyśleć i robić co w jego mocy. Pozdrawiam Iwonko…buziaki…
Krystyna
16 sierpnia 2019 — 07:19
Jest to wszystko dosyć przerażające, niby nic nowego, ale to prawda. Najgorsze jest to, że brniemy w to wszyscy – nieważne czy ktoś np segreguje smieci itd. Brniemy, aby wpaść w przepaść…… Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
Szkatułka Ami
19 sierpnia 2019 — 09:38
Ja w tym roku zachorowałam i spędzam czas w domu na L4 i dopiero teraz zauważyłam ten nasz „świat”. Jak się pracuje na etacie nie zwraca się na to uwagi, bo człowiek zabiegany, ciągle ma coś innego na głowie.
Nie kupuję już wody w plastikowych butelkach, zakupiłam wszystkich po małej butelce z filtrem i pijemy „kranówkę”. Nie używam reklamówek, są od tego szmacie torby, kupuję kosmetyki już w opakowania eko, nawet z jedzeniem uważam.
Tylko czy to już nie za późno, powinniśmy obudzić się z ćwierć wieku temu, teraz to już idziemy z tą falą i zabijamy ziemię. No ale małymi kroczkami ja mniej już do tego się przyczyniam …
Iwona Kmita
19 sierpnia 2019 — 10:07
Racja, ale lepiej późno niż wcale?
puch ze słów
21 sierpnia 2019 — 17:07
Witam. Ziemia wydaje się być już zmęczona… – oby nie. Dobrego dnia
Iwona Kmita
21 sierpnia 2019 — 19:05
Ciekawe określenie – zmęczona ziemia… Cała prawda. Dziękuję za komentarz
L.
23 sierpnia 2019 — 16:14
Aż strach pomyśleć, co robimy środowisku. A jeszcze Amazonia płonie…
Anna
28 sierpnia 2019 — 13:24
Iwono, to jest przerażające. Każdy z nas powinien się zastanowić, jak on może ulżyć naszej Ziemi. My jeszcze jakoś wytrzymamy, ale nasze dzieci i wnuki, że już nie wspomnę o prawnukach…
Na dodatek płoną ogromne połacie lasów amazońskich podpalonych przez tubylców, a prezydent Brazylii nie chce pomocy.
Serdecznie pozdrawiam.
Iwona Kmita
28 sierpnia 2019 — 14:57
Na szczęście zmienił zdanie – dziś juz che skorzystać z europejskich pieniędzy. Niepokoi mnie tylko że sam zdecyduje jak je wykorzysta. Pozdrowienia
Karolina
31 sierpnia 2019 — 12:03
świetnie ujęty temat