Wyczekane jak zawsze, jak zawsze przeleciały jak błyskawica. Jakie były?
Mimo, że już nieraz obiecywałam sobie, że za rok to już na pewno nie… i tak uległam tzw. magii Świąt. Planowałam menu, kupowałam wiktuały, gotowałam w dzień i w nocy, sprzątałam. Kupowałam i pakowałam prezenty. I cieszyłam się, że w naszym całkiem średnim M spotka się kilka najbliższych nam osób. Na Wigilii była Mama, Teściowa, przyszła Synowa, Syn, Siostra cioteczna z Synem i oczywiście Mąż. I ja. Najmniej ważna. Ważni byli wszyscy, których gościliśmy.
Było 12 potraw, były kolędy, te głośniejsze z płyty, te ciche – mruczane pod nosem, bo śpiewacy z nas średni. Były prezenty, były rozmowy przy stole. Dużo rozmów. Była piękna choineczka, a nawet dwie, i inne kolorowe światełka. Były spacery z czworonożnym gościem – ukochaną sunią syna i jego narzeczonej o wdzięcznym imieniu Tekila. Oczywiście imieniu suni, nie narzeczonej 😉
Idealny obrazek, prawda? Taki sam, jak w większości domów. Tyle, że moja Wigilia i Święta przebiegały non stop na najwyższych obrotach. Zarówno Mama, jak i Teściowa są gośćmi przyjezdnymi, tak więc na naszych 63 mkw cztery dorosłe osoby, w tym dwie mocno starsze panie (z własnymi przyzwyczajeniami, wyobrażeniami i poglądami), musiały znosić siebie na okrągło. Od poniedziałku do czwartku. Nasz niewielki salonik był wciąż okupowany. Zmywarka w kuchni pracowała na okrągło (całe szczęście, że jest!). Przeszłam kolejny już kurs (to nie pierwsze takie święta) całodobowej pełnej obsługi gości. Nie było gdzie odpocząć, posiedzieć samemu, w ciszy, pomyśleć… Żeby wszystkich wygodnie położyć spać, musieliśmy z mężem podzielić się naszą sypialnią.
I chociaż wciąż cieszę się tym „idealnym obrazkiem”, to prawdę mówiąc zastanawiam się, czy naprawdę trzy świąteczne dni warte są zmęczenia, napięcia, niedosypiania. Dostosowywania się do oczekiwań gości, czasem znoszenia ich humorów. Uważaniu na to, co mówię, ukrywaniu własnego zdania, bo przecież nie wypada zrobić gościowi przykrości…, znoszenia na ekranie nie tej stacji, co zwykle, itd, itp… Czy naprawdę muszę? A co z MOIMI Świętami?
Piszę te słowa w piątek, gdy goście wyjechali (aż chce się napisać – wreszcie), a ja odpoczywam. Naprawdę byłam i jestem jeszcze strasznie zmęczona. Jednak nie wyobrażam sobie, by nasze mamy spędzały święta same. Jeżdżenie do jednej i drugiej już przerabialiśmy. Całe Święta w drodze to jeszcze gorsze rozwiązanie. Babcie są coraz starsze, nikt nie wie, ile jeszcze Świąt wspólnych przed nami. I właśnie z tego powodu co roku się mobilizuję. Tyle że i ja co roku jestem starsza i chyba już za stara na takie eksperymenty. Obiecuję sobie jak zwykle, że za rok jakoś inaczej to zorganizuję. Tylko jak? Macie pomysł?
Za rok, jak znam siebie, będzie pewnie tak samo. Oby tylko wszyscy byli zdrowi. A jakie są Wasze poświąteczne refleksje?
Na koniec piękna Tekila
Jaga
28 grudnia 2018 — 20:37
hmmm…. wesoło!!! to i tak niedługo i niewielu miałaś gości. Nas jak nawiedza siostra z rodzinką i psem (4 dorosłe osoby) wtedy też dołączają bracia z rodzinami i znajomi. Wesoło jest. Nieraz było u nas prawie 30 osób. Każdy spał wszędzie. Szłam spać z mężem do sypialni a budziłam się z siostrą i siostrzenicą. Bo jak już poszłam spać to ktoś dojechał i zaczęły się rotacje. Ale wesoło było. nieraz żałuję że święta są tak rzadko a nieraz mam dość zanim się rozpoczną
PS pies uroczy
Iwona Kmita
28 grudnia 2018 — 21:53
Z tą różnicą że ty masz dom a nie mieszkanie w bloku. Zawsze możesz znaleźć sobie kawałek miejsca dla siebie. Tego mi właśnie brakuje.
Anna
28 grudnia 2018 — 22:54
No jakby to… to są właśnie święta. Tłum, bez którego byłoby źle. Nieustanne zajęcia. Gwar. Zawsze wtedy przypominają mi się, znane z rodzinnej opowieści słowa babci, kierowane do pokolenia jej dzieci, a moich rodziców – „jak was dłużej nie ma, to tak tu pusto i tęsknię, ale jedźcie już sobie”.
Mam dorosłe dzieci, wnuki… rodziców, którymi trzeba się opiekować. I marzę o takich świętach, że to ja do nich udam się z wizytą. DO dzieci. Każdego świątecznego dnia do innego. NIe będę sama nic robić…przyjdę, zjem, kawę wypiję, dam prezenty i pewnie sama też dostanę, i powiem – fajnie było, dziękuję, do widzenia. Ale tak ich nauczyłam, za przykładem moich rodziców, że święta to czas, gdy jesteśmy wszyscy razem. No i jesteśmy, u mnie, bo mam największy dom. Może pora nabyć kawalerkę?
Iwona Kmita
28 grudnia 2018 — 22:57
Daj spokój Anno, co by to było gdyby wszyscy zwalili Ci się do tej kawalerki 🙂 Jeszcze gorzej niż na moich 63 metrach. 🙂
szarabajka
28 grudnia 2018 — 23:19
Dla mnie to jakiś koszmar. Obawiam się, że dla gości chyba też. A może lubią takie obozowe klimaty? 😉 Być może jest tak, że nikt nie chce odmówić, żeby nie zrobić przykrości i tak się nawzajem męczycie?
Pewnie jakimś rozwiązaniem (i ulgą, choć nie finansową) byłoby wynajęcie im jakichś pokoi w hotelu, żeby pospali jak ludzie? No i Wy też. Cztery dni bezustannego siedzenia sobie nieomalże na kolanach to prawdziwa tortura.
Iwona Kmita
28 grudnia 2018 — 23:24
Fakt, nie był to urlop w ciepłych krajach. Nie wiem, może ja za bardzo chcę wszystkich uszczęśliwić. Może nie muszę robić tego co robię. Może nikt by nie poczuł się źle, gdybym ich przyjęła np. tylko na Wigilię, no i jeszcze na pierwszy dzień… Może jestem za mało asertywna? Pewnie tak 🙁
szarabajka
28 grudnia 2018 — 23:37
Trzymajmy się zatem tego, co wiesz: jesteś zmęczona i to niezaprzeczalny fakt oraz niezamierzony, bo święta są od świętowania, a nie od padania na twarz.
Zmień to. Szkoda życia.
Iwona Kmita
28 grudnia 2018 — 23:55
Chyba brakowało mi osoby, która by tak jasno to powiedziała. Tak, masz rację. Ja też chcę poświętować i być ugoszczona. Muszę to zmienić, dzięki
Lena Sadowska
28 grudnia 2018 — 23:49
Witaj, Iwono.
Mnie też świąteczna robota lubi:)
Z wzajemnością.
Nie wiem, co Ci poradzić, bo trudno, by dwie starsze panie czynnie uczestniczyły w przygotowaniach do świąt. Szczególnie w blokowej kuchni, która pewnie nadmiarem powierzchni nie grzeszy. Ja bez skrupułów zapędzam wszystkich do pomocy, ale my tak właśnie spędzamy święta – zaczynają się parę dni wcześniej na gromadnym gotowaniu. Tak było od zawsze i my chyba nie poczulibyśmy tej atmosfery bez wcześniejszego popracowania. Nasza rodzina nie jest zbyt liczna i rozsiana po świecie, ale na Boże Narodzenie wszyscy staramy się dotrzeć. Kiedyś to odbywało się w domu moich rodziców, teraz u nas, bo warunki lokalowe są najdogodniejsze. Właściwie nawet nie muszę nikogo zapraszać, bo to się rozumie samo przez się, że razem i że u nas.
My się nie spinamy. Staramy się nie robić tragedii ze „zbyt rumianego sernika” albo przesolonej sałatki:) Dajemy sobie dużo swobody. Jeśli ktoś nie ma akurat ochoty pomagać, nie zaciągamy go na siłę do kuchni i nie każemy oddzielać popiołu od maku. Najwyżej marchewkę pokroi ktoś inny albo pierogów będzie mniej. Traktujemy święta jako okazję do wspólnego pobycia, z naciskiem na „wspólne”, a reszta jest fajnym dodatkiem. Może ten rodzaj luzu sprawia, że poświąteczne zmęczenie jest przyjemne i perspektywa kolejnych świąt nie przeraża:)
Pozdrawiam:)
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 12:04
Leno, pięknie to opisałaś. Myślę, że warunki lokalowe są najbardziej uciążliwe. Gdyby każdy mógł choć na jakiś czas pobyć sam ze sobą to inaczej by było. Bo jestem pewna, że i moi goście marzyli o chwili w samotności.
jotka
29 grudnia 2018 — 09:25
U nas podobnie, z tą różnicą, że od 3 lat jeździmy do syna i jego narzeczonej, później odwiedzamy Jej rodzinę pod Poznaniem i wracamy do siebie by odpocząć przed urodzinami syna, które z kolei my przygotowujemy, a będzie nas dużo.
Święta były składkowe, każdy przygotowań miał więc mniej, był czas na spacery, oglądnie filmów…
Myślę, że póki mieszkamy daleko od siebie i jak mówisz żyją seniorzy rodu, to warto czasem coś poświęcić, bo być może za rok będzie nam tego brakować.
Cieszymy się, ze goście są, a potem jeszcze bardziej, że wracają do siebie, ale to chyba naturalne, każdy ceni sobie swój święty spokój.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 12:01
Oj tak, Jotko. Może wkrótce i moi Młodzi przejmą część Świąt na siebie. Póki co – krążą między obiema rodzinami.
jotka
29 grudnia 2018 — 12:47
Dlatego ja tak chętnie przystałam na wyjazdowe święta, bo mam trochę czasu dla siebie i jak mówisz, miło sie gościć, nawet gdy trzeba przywieźć coś z sobą.
Bet
29 grudnia 2018 — 10:21
Iwono, odpoczniesz po świętach! Pomyśl, jak dobrze mieć dla kogo się zmęczyć. Myślę, że znacznie gorsza jest świąteczna pustka niż taki rozgardiasz. Zapewne z czasem młodzi przejmą organizację rodzinnych świąt,ale póki co, nie żałuj wysiłku bo robisz wielką rzecz. Zadowolenie Mam jest tego warte.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 12:00
Bet, ja wszystko robię po to, żeby każdy z moich bliskich był zadowolony. Ten wpis powstał dlatego, że sobie uświadomiłam, że wcale nie myślę o sobie.
Iwona Zmyslona
29 grudnia 2018 — 11:38
W Tekili zakochałby się mój syn. W tym roku na wigilii u mnie, był także pies młodych, którego mają od 6 lat, ale przede mną ukrywali go skutecznie. Przed świętami dzwoniłam z życzeniami do dwóch przyjaciółek. Jedna- singielka spędzała święta z najbliższą rodziną na wyjeździe w Zakopanem(hotel, obsługa) i prawdziwy wypoczynek. Druga-przykuta do łóżka z powodu uszkodzenia kręgosłupa, płacząca że personel szpitalny jest okrutny wobec pacjenta. Moje nie były tak miłe jak pierwszej, ani tak bolesne jak drugiej kobiety, chociaż były najgorsze z dotychczasowych. Nie mam nikogo, kto towarzyszyłby mi na święta poza domem. Od kilku lat jednak jestem zwolenniczką wyjazdów. Wszak można w ramach prezentu „pod choinkę” zafundować najbliższym pobyt w kurorcie. Każdy ma swój pokój, więc odpada kwestia spania, jedzenie nam poda obsługa, a my będziemy wypoczęci. Pozdrawiam.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 11:59
Iwonko, dziękuję za ten pomysł. Nie wiem czemu na to sama nie wpadłam. Za rok rozważę ten pomysł. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Ci życzę. Oby był lepszy od mijającego.
anabell
29 grudnia 2018 — 12:28
To my sami sprawiamy sobie katorgę świętami.Najlepsze święta w moim dorosłym życiu to były te „wyjazdowe” i to niekoniecznie do typowo wczasowych miejsc.
Po takich „rodzinnych świętach” spędzonych przy garach jedynym wspomnieniem jest ZMĘCZENIE.
Gdy tylko wyszłam z domu rodzinnego, ku wielkiemu zgorszeniu obu rodzin zerwałam ze świąteczną tradycją. Wróciła na krótko, gdy dziecko było malutkie, ale gdy już nie było kłopotliwe poza domem znów wyjeżdżaliśmy na święta
Iwona poddała Ci dobry pomysł- na ogół wszystkie domy wypoczynkowe organizują dość tradycyjnie wigilię i w pełni zadowalają starsze osoby.
Tym sposobem można być razem i mieć z tego okresu miłe wspomnienia. I nie będzie to dużo droższe niż święta szykowane w domu.
I już wiosna rozejrzyj się za jakimś dogodnie położonym ośrodkiem blisko W-wy, ot choćby w Wildze, gdzie jest mnóstwo ośrodków a wszystko położone w lesie.
Ściskam i życzę wszystkiego co dobre i piękne w Nowym Roku.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 21:39
Podoba mi się ten pomysł Aniu 🙂 Kochana, Tobie również życzę najpiękniejszego Nowego Roku 🙂
Anna
29 grudnia 2018 — 17:31
To naprawdę się napracowałaś, ja byłam wygodniejsza, bo ktoś inny robił mi zakupy, ktoś inny szykował jedzenie, a ja byłam tylko gościem i jeszcze dostałam ciasto, sałatkę jarzynową i galaretę.
O to wszystko postarał się mój syn.
Mimo wszystko wspominam święta, gdy przyjeżdżała do mnie cała rodzina, a dzieciaki spały na materacach na podłodze, bo trzy wersalki to było za mało.
Teraz już nie ma kto do mnie przyjeżdżać. I to jest smutne.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 21:42
Ja naprawdę cieszyłam się gośćmi i wspólnym biesiadowaniem. Tyle że w którymś momencie poczułam, że po prostu od lat nie mam Świąt. Marzy mi się, żeby koło mnie ktoś „poskakał” . Aniu, pozdrawiam cię i życzę pięknego nowego roku 🙂
Anna
30 grudnia 2018 — 14:36
Iwono, też dosyć się naskakałam podczas świąt i teraz pora, aby ktoś mnie rozpieszczał.
Nie wiem, jaki będzie ten nowy rok, ale nie napawa mnie optymizmem.
Andrzej Rawicz (Anzai)
29 grudnia 2018 — 21:43
Najpiękniejsze wigilie jakie pamiętam to te, które odbywały się w latach 70/80 ub.w. w naszym 43 m2 mieszkaniu w blokach, gdzie bywało nawet do 20 osób. Sama wieczerza nie trwała dłużej niż 2-3 godziny. Potem stół był opróżniany z wiktuałów i … graliśmy w brydża, często na „dwa stoły”, czasem ktoś obok rozłożył szachy. Kto chciał to oglądał tv (wtedy to była atrakcja!), pozostałe pomieszczenia zamieniały się na kąciki zainteresowań. Na szczęście kuchnia i łazienka była dość duża jak na bloki, więc tam obgadywano nieobecnych, pociągano z flaszki, robiono „dymka”, itp. Jeden pokój mieliśmy zawsze zarezerwowany dla najstarszych osób wśród których przebywały małe dzieci. Ok. północy kto chciał to szedł na pasterkę, albo do … łóżka. Z obsługą stołu nie było problemu, bo wigilia to rodzinna impreza, a nie np. „proszony obiad”.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 23:26
To se ne wrati, sam wiesz, jak człowiek młody to wszystko jest możliwe. My mieliśmy początkowo mieszkanko 19-metrowe, a jakie imprezy tam się odbywały. I było super.
Gabrysia
29 grudnia 2018 — 22:51
Przeczytałam z uwagą Twój wpis Iwonko i zrobiło mi się Ciebie bardzo żal. Chciałoby się powiedzieć, zadbaj o siebie póki czas, no ale… jak – no właśnie.
Nie wiem co Ci poradzić – jak to rozwiązać. Mnie życie samo przyniosło rozwiązanie i kiedyś może jeszcze rozpaczałam, że mogło być inaczej – ale dojrzałam do tego, że przepełnia mnie wdzięczność za takie święta jakie mam.
Nic nie muszę…I pewnie ci, którzy myślą że mnie w jakiś sposób ukarali, byliby bardzo zawiedzeni z tego powodu, ale szkoda mi życia Iwonko, wiesz przecież.
Mogę Ci tylko poradzić, zadbaj o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi. Sama widzisz i wiesz, że musisz coś zmienić – wycieńczona i schorowana zamiast pomagać ” babciom” sama będziesz potrzebowała pomocy , dlatego faktycznie musisz to przemyśleć, by w tym wszystkim mieć także święta dla siebie. Buziaki przesyłam
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 23:24
Dziękuję za te słowa Gabrysiu, całuję Cię noworocznie i życzę spełnienia marzeń w 2019 🙂
Igomama
29 grudnia 2018 — 22:52
Iwonko, czytając ten tekst całą sobą poczułam całą targające Tobą emocje.
Z jednej strony było pięknie: rodzinnie, gwarnie, a z drugiej- sprzątanie, gotowanie, usługiwanie, dogadzanie innym na okrągło.
Mała przestrzeń sprzyjała bardziej klaustrofobii niż regeneracji sił.
Nie wiem, co doradzić.
Może rozdzielić obowiązki?
Może kupić kilka świątecznych „gotowców”?
Oczywiście najlepiej byłoby, jakbyście mogli razem wyjechać lub siostra cioteczna z synem przenocowałaby gdzieś w pobliżu, np. w jakimś motelu.
Wiesz, gdy organizowaliśmy komunię naszym dzieciom i zjechało do nas sporo gości z daleka, załatwiliśmy ich nocleg w najbliższym pensjonacie.
Inne moje koleżanki się dziwiły i mówiły, że to fanaberia, bo mogę położyć gości na materacach i w salonie dziesięć osób pomieścić.
Ale pomyślałam sobie, że takie rozwiązanie umęczyłoby nas wszystkich.
Ostatecznie tylko dziadkowie nocowali u nas, a ciocie i wujkowie – poza domem.
I oni do dziś są nam wdzięczni za te noclegi, bo było to dla nich coś na kształt randki. W ciągu dnia spędzali czas z nami, ale po kolacji zwijali się „do siebie”, (widziałam, że po prostu chcą pobyć sami).
A my mieliśmy spokojne wieczory i poranki, nie było kolejek do łazienki itp.
Cóż, Iwonko, odpocznij teraz i bądź z siebie dumna, że dałaś radę, wyprawiłaś święta dla tylu osób, oni są szczęśliwi i fajnie.
A teraz Ty uszczęśliw siebie. Może spraw sobie jakiś prezent np. masaż?
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 23:23
Wiesz, dzięki Wam wszystkim komentatorom zrozumiałam, że powinniśmy pomyśleć, by na przyszłość albo wyjechać z Babciami albo zapewnić im nocleg. Tak, by każdy mógł czuć się swobodnie. Wszystkiego wspaniałego w Nowym Roku Igo 🙂
Igomama
31 grudnia 2018 — 00:23
Dziękuję Iwonko i odwzajemniam. 🙂
Niech Nowy Rok przyniesie Ci wszystko, co najlepsze i podaruje cudowny stan równowagi między pracą a odpoczynkiem, działaniami na rzecz innych i działaniami dla siebie. 🙂
Ps. Wierzę, że dobre rozwiązanie na pewno do Was przyjdzie. 🙂
Greenelka
29 grudnia 2018 — 23:00
Ja już się nie spinam. Jeszcze nie tak dawno miałam tak jak Ty, byłam taka zmęczona, że chciałam tylko spać, kiedy wszystko się kończyło. Często gęsto ze stresu były jakieś tam utarczki, bo za dużo nerwów. Teraz byliśmy sami z mężem przy stole wigilijnym ,bo dzieci nie mogły przyjechać, a my nie mogliśmy pojechać do nich, choc oczywiście byliśmy jak najbardziej zapraszani. Ale z taką masą zwierząt nie jest to wykonalne. W innym czasie można by prosić sąsiadów o pomoc, ale jakoś w Swięta to nie bardzo… Ale choć byliśmy w dwójkę, wcale nie było mniej uroczyście, tyle, że bardzo skromnie. Mój mąż nie jest wymagająćy, za to mi pomaga we wszystkim. A mnie i tak jest w Wigilię zawsze jakoś smutno, tym bardziej od dwóch lat, kiedy to kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia odeszła moja najukochańsza śp. Mama, bo tak ją urządzili lekarze w Berlinie, jestem pewna, że Ci juz o tym wspominałam. Jednak w tym roku było zupełnie inaczej, cały dzień 24 wisieliśmy na messengerze, bo czekaliśmy na najmilszą wiadomość z Hamburga. I oto o 21.17 doczekaliśmy się. Na nasz pokład rodzinny wskoczył nowy pasażer, Julian, Elias. Zatem to był najpiękniejszy, największy prezent, z powodu którego na drugi dzień poszłam do lasu i obejmowałam z radości drzewa… Nawiasem mowiąc moja Mama kilka tygodni wcześniej przyszła do mnie we śnie i powiedziała, że Julek urodzi się w Noc Wigilijną… Dlatego drugie imię Elias.
Iwona Kmita
29 grudnia 2018 — 23:20
Agnieszko, to dopiero była wspaniała Wigilia. Gratuluję i cieszę się wraz z Wami. Zawsze cieszy mnie przyjście na świat dzieciaczka 🙂 Tak więc w wigilijną noc zmieniłaś się w Babcię Agnieszkę. Ja też marzę o takiej przemianie, ale jeszcze nie pora… Ściskam kochana i życzę Ci czułych spotkań z bliskimi w Nowym Roku 🙂
Greenelka
30 grudnia 2018 — 11:28
Jestem Bapi 🙂
Igomama
31 grudnia 2018 — 00:25
Greenelko, wspaniale! Gratuluję!
Takie święta na pewno są wyjątkowe i zostaną w pamięci na całe życie.
barbara
30 grudnia 2018 — 16:29
U mnie święta bez specjalnej spiny, raczej na spokojnie, Wigilia u mnie, pierwszy dzień u córki, drugi u siostry na imieninach Adasia i…po świętach. Nie mam przyjezdnych gości więc mam o wiele lżej. Porządki – też nie przesadzam a i tak się napracowałam. Taka to magia tych świąt, musi być trochę ruchu tylko fajnie jak jest z umiarem i nie padamy „na buzię” ze zmęczenia. Iwonko, w Nowym 2019 Roku życzę Ci wszystkiego co najlepsze, pozdrawiam cieplutko…
Iwona Kmita
30 grudnia 2018 — 18:30
Dziękuję Basiu i wzajemnie życzę Ci po prostu dobrego kolejnego roku
Ultra
31 grudnia 2018 — 13:33
Spędzam u córki każde święta, pokolenia babć, prababć też były, ale wszystko bez spinania. Każdy wie, co musi przywieźć. Tak nauczyłam, by mówić: przywieź kutię, bo dobrze robisz, możesz zrobić paszteciki, bo twoje pyszne itp. Nam zostaje barszcz i karpie. Drugiego dnia wyjeżdżają, bo plany, bo wyjazdy dalsze i bliższe. Nie ma koczowania na cudzy koszt. Bliski też człowiek i powinien zrozumieć, że drugi musi odpocząć, a nie męczyć się w imię tradycji.
Serdecznie pozdrawiam
Iwona Kmita
31 grudnia 2018 — 14:30
Ultro, masz rację, jednak nasze Babcie przy każdej okazji powtarzają, że one nie dają rady, że nie radzą już sobie z robieniem różnych rzeczy. Młodzi mnie zasilili, a jakże, domowym piernikiem, bakłażanami po kaszubsku 🙂
Anna M.
9 stycznia 2019 — 10:41
W tym roku jedna z moich koleżanek z mamą, taką sporo po osiemdziesiątce, po różnych rodzinnych niesnaskach powiedziały: stop i pojechały na święta do zamku w Pułtusku. Opowiadają, że było rewelacyjnie i kosztowało znośnie – za trzy dni w pełnym wypasie, z koncertem, Mikołajem, zwiedzaniem zamku w nocy itd 500 zł od osoby. Jedzenie było pyszne, obcy w końcu ludzie mili – albo samotni, albo pary, ale też i całe wielkie rodziny. B. mówi, że zaraz bukują się z mamą na następne święta. Pomysł do wzięcia, Pułtusk blisko…