Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Gość w dom, czyli wirtualnie

Jednym z boleśniejszych ograniczeń w czasach pandemii jest dla mnie to, że nie mogę się spotykać z przyjaciółmi, znajomymi i innymi interesującymi osobami. I tu pomógł mi internet, miedzy innymi możliwość wideokonferencji.

W ten sposób spędziłam Święta i w ten sposób umawiam się ze znajomymi. Dziś skorzystałam z innej opcji – zaprosiłam do siebie, czyli na bloga, osobę niezwykle pogodną i z optymizmem patrzącą w przyszłość – gościnny post poniżej napisała tajemnicza blogerka nazywająca siebie „Ja bez imienia”. Trafiłam na jej blog (http://w365dnidookolazycia.blogspot.com/) akurat wtedy, gdy zachęcała swoich komentatorów do wyznaczenia jej zadań na czas pandemii. Poprosiłam Ją o tekst na mój blog o tym, co Ją cieszy – mimo zarazy. I szybko powstał – zabawny, sprawnie napisany, optymistyczny. Zapraszam, przeczytajcie i komentujcie 🙂

Co mnie cieszy w czasach zarazy – mimo wszystko

Jako osoba, która od dobrych kilku lat pracuje zdalnie, a prywatnie ma niekłamane zamiłowanie do siedzącego trybu życia, obecną sytuację przeżywam umiarkowanie. Mogę nadal zarabiać, niemal żadne z moich ulubionych zajęć nie zostało mi odebrane (gotowanie, spanie i korzystanie z Netflixa nawet rekomendowane jest do uprawiania we własnym domu) i mam szczęście pozostawać w odosobnieniu z ludźmi, których lubię (choć teraz ćwiczymy się w lubieniu się 24/7). Właściwie zmieniło się tylko to, że mój pokój (czyli kuchnia) jest jeszcze bardziej moim pokojem, bo musieliśmy zagospodarować stół kuchenny na drugie biurko i nie mogę zbyt długo wybierać chipsów… to znaczy pomarańczy (oczywiście, że pomarańczy!) w Biedronce.
Mam szczęście, że stan konta, brak konieczności wychodzenia z domu i nietoksyczny charakter relacji ze „współosadzonymi” pozwala mi na spokojne obserwowanie sytuacji i znajdowanie w niej rzeczy, które mnie dodatkowo cieszą w tych czasach zarazy. O nich, gościnnie na zaproszenie Iwony (której bardzo dziękuję!), chciałabym opowiedzieć.

Wyczekiwana e-administracja

Uważam, że to najbardziej spektakularny pozytywny skutek uboczny naszej XXI-wiecznej zarazy (tak się kiedyś będzie o tym mówić!) – nawet najbardziej skostniałe instytucje, w których poświadczenie odstania 2 godzin w kolejce stawało się niemalże jednym z obligatoryjnych załączników do podania i trzech zdjęć, zaczęły działać zdalnie! Każdy, nawet najbardziej uzależniony od papieru i podwyższonego ciśnienia petentów urząd, wymyślił jakiś sposób, by sprawy zadziewały się w nim sprawnie i internetowo – a sugestie o takich możliwościach kiedyś rozwalały mózgi paniom Marzenkom i Grażynkom. Cieszy mnie zatem to, że nowa sytuacja zmusiła nawet najbardziej nieprzyjazne miejsca w biurokratycznym aparacie państwowym do skorzystania z rozwiązań, które znacząco ułatwiają załatwianie spraw urzędowych. A jeszcze niedawno załatwienie niektórych z nich online w ogóle nie wchodziło w grę.

Stop technologicznym malkontentom!

Jestem fanką internetu. Ja w internecie pracuję, kupuję, utrzymuję znajomości, szukam informacji, inspiruję się – ja nawet męża mam z internetów! Korzystam z ogromu pozytywów tej technologii pełnymi garściami i zawsze aż świerzbiły mnie te garście na tych wszystkich technologicznych malkontentów, narzekających, jak to internet zmienia wszystko na gorsze. Tak, to są ci wszyscy „kiedyś to było – teraz to nie ma”. Mam nadzieję, że chociaż część z tych cieszących się życiem, pozytywnych ludzi zrewiduje teraz swoje poglądy i dostrzeże, że ten straszny internet, w którym są tylko powierzchowne znajomości, oszustwa, głupie filmiki i Pudelek (ja wiem, te wszystkie rzeczy też tam są), daje jednocześnie tak wiele dobrych możliwości i alternatyw dla tych, którym nawet bez zarazy trudno wyjść z domu (przez chorobę, niepełnosprawność, starość, konieczność zajmowania się dziećmi, trudną do przezwyciężenia niechęć do tłoku w sieciówkowych przebieralniach – to ja). Może część z tych wiecznie kręcących nosem na wszystko, z czego sami nie korzystają (bo może nie potrzebują) i nie rozumieją (bo nie próbują) dostrzeże, że internet pozwala teraz ich dzieciom i wnukom zarabiać, utrzymywać znajomości, robić zakupy, kontynuować naukę i nie zjadać własnej głowy wskutek przedawkowania przebywania samymi ze sobą. Cieszę się, że być może wielu ludzi odkrywa teraz pozytywne strony internetu.

Narodowe ćwiczenia z gotowania

Myślę, że wiele osób nasza XXI-wieczna zaraza zainspirowała do odkurzenia kuchenki i zdjęcia pajęczyn z jamy piekarnika. Ciekawa jestem, czy w najbliższym czasie powstaną opracowania naukowe o tym, jak zmienia się dieta i sposób nabywania żywności przez nowoczesne społeczeństwa w okresie kwarantanny. Wiele osób bowiem – pracując w domu – godziny dawniej spędzane w korkach i w tramwajach przeznacza na eksperymenty kulinarne. W obawie przed chorobą, ale i w obliczu tych wszystkich ćwiczeń bojowych przed ruszeniem do sklepu, jak założenie maseczki, rękawiczek, zadbanie o odkażenie dłoni, a w sklepie – utrzymywanie odstępu oraz to straszne otwieranie foliówek w foliowych rękawiczkach (czego radzę unikać, używając własnych bawełnianych woreczków na owoce i warzywa) rzadziej też chodzimy do sklepów i robimy zakupy hurtowo. Oczywiście, panika napędziła niektórych do kupienia wagonu kaszy, choć nie jedli kaszy od drugiego roku życia, ale myślę, że wielu taki tryb robienia zakupów nauczył planowania posiłków wprzód, niemarnowania jedzenia i – to akurat w moim przypadku – ograniczenia spożywania słodyczy, bo wiadomo, że nie da się kupić czekolady na kilka dni (zakup czekolady, bez względu na ilość, jest zawsze na maksymalnie dwa dni – jedna z zasad dietetyki), a już nie chce się przechodzić tych wszystkich ćwiczeń bojowych tylko dla wstąpienia do Żabki po czekoladę. A zatem cieszę się, że wiele osób w czasach zarazy podjęło rękawicę kuchenną i być może upodobało sobie gotowanie, a część osób być może rozsądniej robi zakupy.

Mycie jednak wydłuża życie

W pierwszych dniach naszej nietypowej sytuacji zniknęły z półek sklepowych mydła. Zastanowiło mnie to mocno z dwóch powodów. Po pierwsze, czy ludzie wcześniej nie mieli mydeł w domach? Po drugie – jak długiej izolacji spodziewali się ludzie, którzy kupili wiele, wiele paczek produktu, którego jeden egzemplarz starcza na jakiś miesiąc? W każdym razie, chyba Ktoś Mądry już kiedyś powiedział, że kulturę narodu można by mierzyć ilością zużywanych środków czystości. Cieszę się, że dzięki naszej XXI-wiecznej zarazie wiele osób nabyło tę tajemną wiedzę, że należy myć ręce. Mam dziką, choć chyba mocno idealistyczną nadzieję, że u dużej części świeżych adeptów sztuki pozbywania się zarazków z dłoni nad umywalką nie pozostanie ten zabieg połączony jedynie z sytuacją nadzwyczajną.

Ludzie z pasją – jak zwykle niezawodni

Tak jak pisałam na początku, kwarantanna nie odebrała mi możliwości realizacji większości moich pasji. Są jednak osoby, które nie mogą teraz robić tego, co lubią najbardziej. Cieszy mnie jednak fakt, że jakimś cudem duża część z tych ludzi nie zamieniła udziałów w maratonie na popijanie śniadania gorzką żołądkową w ramach obrażenia się na cały świat i ten straszny rok 2020. Mam znajomą, której pasją są właśnie biegi – nie można organizować teraz imprez dla biegaczy, ale można zorganizować zdalne zawody, w których każdy biega określony dystans indywidualnie i przez aplikację przekazuje swój czas. No super! Jestem zafascynowana wszystkimi artystycznymi działaniami online – domowymi instagramowymi festiwalami muzycznymi i internetowym czytaniem bajek przez aktorów. Cieszy mnie to, że trudny czas stał się inspiracją dla robienia ciekawych rzeczy i pokazał, że jak się coś naprawdę lubi, to da się to praktykować mimo wszystko.

******

Lubię szukać pozytywów – nazwijmy to pollyannizmem. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób nasza XXI-wieczna zaraza jest trudnym czasem. Ja jednak narzekać nie mam prawa i dlatego staram się skupiać właśnie na pozytywach, by do filiżanki dziegciu nie dokładać swojej niesłusznej kropelki żalów. Żegnam się wirtualnym, higienicznym łokciem i życzę zdrowia!

«

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén