Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

Beksińskich portret potrójny

„Ostatnia rodzina” – film Jana P. Matuszyńskiego ściąga do kin tłumy. Poszłam i ja, zresztą świeżo po lekturze książki Magdaleny Grzebałkowskiej o Beksińskich, ojcu i synu (czytaj tu).

Książka porwała mnie jak rzadko która, może dlatego film nie zrobił już tak wielkiego wrażenia. Od razu wyjaśniam, że scenariusz nie powstał na podstawie dzieła Grzebałkowskiej. Jego autorem jest Robert Bolesta, a reżyser pracował nad tym tekstem podobno dobrych kilka lat.


Co mi się bardzo podobało?

Gra aktorów

Szczególnie Andrzeja Seweryna w roli Zdzisława Beksińskiego, Aleksandry Koniecznej – Zosi, jego żony i Dawida Ogrodnika – ich syna Tomka. Seweryn po prostu stał się Beksińskim, mówi jego językiem, nieco zaciąga. Tak wyobrażałam sobie malarza po przeczytaniu książki – spokojny, czasem flegmatyczny, emocje zatrzymuje gdzieś w środku, co się odbija na jego zdrowiu – cierpi na nawracające bóle brzucha. Nawet o śmierci matki, która z nimi mieszkała informuje beznamiętnie. „Beksińska umarła” – zawołał w głąb mieszkania tak, jakby zapraszał na herbatę. Wspaniała Aleksandra Konieczna w roli Zosi, kobiety kochanej przez męża i syna, choć obaj nie potrafili okazać tej miłości, kobiety, która była centrum tego domu. Beksiński w którymś momencie wymógł na synu, by ten do czasu gdy mama żyje, nie próbował odbierać sobie życia. Tak się stało, Tomek popełnił samobójstwo po śmierci matki. Zosia to oaza spokoju, ta krucha kobieta była w tej rodzinie najzwyklejsza i najsilniejsza. Wstrząsnęła mną scena, gdy wiedząc już, że wkrótce umrze (zdiagnozowano jej tętniaka), spokojnie tłumaczy mężowi, jak uruchomić pralkę, gdzie wsypać proszek, który guzik nacisnąć. Nawet w obliczu śmierci wciąż najważniejszy jest Zdzisław i Tomek.
Tomka poznajemy jako człowieka rozdzieranego przez nadmiar emocji, głównie tych złych, objawiających się wściekłością, krzykiem, demolowaniem kuchni. Dawid Ogrodnik był w tej roli bardzo przekonujący. Może postać została nieco przerysowana, ale aktor pozwolił zobaczyć Tomka syna, Tomka nieszczęśliwego mężczyznę, który nie jest w stanie zatrzymać przy sobie kobiety, Tomka dziennikarza, tłumacza, lektora filmowego, didżeja, Tomka przesiąkniętego myślą o śmierci. Takiego pamiętam z książki.

Scenografia
Obraz Polski z lat 70., 80, 90. minionego wieku. Drobiazgowo odtworzono wystrój mieszkania Beksińskich na warszawskim Służewiu. Malutka kuchnia, nieduże pokoje, ciasny przedpokój. Wnętrza wyłożone tak modną wówczas boazerią z drobnych drewnianych lamelek. Na ścianach obrazy Beksińskiego. Mieszkanie urządzone bardzo zwyczajnie. Aż dziwi, że mieszka tu z rodziną malarz, który z każdym rokiem zarabia coraz lepiej. Meblościanki, wersalki, wąskie tapczaniki w sypialni gospodarzy. Beksiński – jak przeciętny Polak – wita gości w rozklepanych kapciach. Rodzina jada w maleńkiej kuchni, przy wąskim stoliku-blacie. W pracowni malarza panuje idealny porządek, pędzle równo poustawiane w słoikach, na ścianach półki gęsto wypełnione książkami, płytami, kasetami głównie z muzyka poważną, której Zdzisław słucha, malując. Czemu w takim otoczeniu powstawały wyjątkowo mroczne dzieła?

Przebieg akcji
Oglądając film, czułam się jak wielki brat obserwujący ludzi w prywatnych, czasem intymnych sytuacjach, bowiem tak drobiazgowo odtworzono sceny z życia tej rodziny, charaktery głównych postaci, codzienne rozmowy. Czasami nawet źle się z tym czułam, miałam wrażenie, że jestem podglądaczem – zupełnie jak sąsiad, który z okna naprzeciwko patrzył jak Beksiński maluje.

Co mi się mniej podobało?

Nie wiem, czy potrafiłabym stworzyć sobie obraz tej rodziny i zrozumieć powody różnych zdarzeń z ich życia, gdybym wcześniej nie przeczytała Grzebałkowskiej. Gdzieś napisano, że ten film to zgrabna kombinacja scen z życia rodziny, że tak naprawdę nie ma fabuły a bohaterów poznajemy w różnych sytuacjach ważnych w ich życiu. I to uznano za plus filmu, a dla mnie to właśnie był ten minus.
Rozczarowała mnie też ostatnia scena zabójstwa Beksińskiego. Nienaturalna, zbyt dosłowna. Zabójca pojawił się jakoś nagle w domu malarza, nie wiadomo dlaczego ten mu zaufał. To znaczy ja wiedziałam, ale nie wiem, czy inni również.
Myślę także, że nie znając historii rodziny, trudno by było sobie wytłumaczyć dlaczego Tomek był jaki był i czemu uciekał od życia.

Ostateczna ocena

Jestem przekonana, że ten film warto i trzeba obejrzeć. Mimo drobnych minusów jest bardzo dobry. I skłania, żeby poznać dorobek Beksińskiego, starego i młodego.
Poza tym rzadko się zdarza żeby na planie spotkało się tylu fantastycznych aktorów, w tak świetnej scenerii, odtwarzających tak ciekawą prawdziwą historię.


Na fotografii fragment oficjalnego plakatu promującego film „Ostatnia Rodzina” Jana P. Matuszyńskiego.

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén