Iwona Kmita

Matka, żona, redaktorka.

5 sposobów na poprawę samopoczucia

Gdy jest mi źle, zwłaszcza, kiedy nie bardzo wiem dlaczego, uprawiam taki emocjonalny fitness:

Po pierwsze: wyliczam sobie, za co mogę być wdzięczna losowi

Nie chodzi nawet o wielkie rzeczy typu: jestem zdrowa, mam udaną rodzinę, znalazłam dobrą pracę…Szukam tych bardziej zwyczajnych, codziennych. Są takie, tylko gdy wszystko idzie dobrze traktuje się je jak oczywistość, coś, co się należy. Na bo na przykład, gdy wracasz z fantastycznych wakacji to myślisz o tym w kategorii daru od losu? Daję głowę, że nie. Ja też nie. A przecież mogłam trafić na fatalną pogodę w moich ukochanych Pieninach i nie byłoby mowy o pójściu na szlak, zdobyciu Sokolicy i oszałamiającym widoku na przełom Dunajca. Pokój, który wynajęłam mógł okazać się zaniedbaną klitką (mimo zdjęć w sieci – kiedyś nam się to zdarzyło w Szczawnicy!), sąsiedzi mogli być głośni i prymitywni – to nam się nie zdarzyło na szczęście.

Albo – czy to coś wielkiego, że widziałaś fantastyczny zachód słońca nad morzem? Albo, że dziecko powiedziało ci, że jesteś spoko mamo? Te pozornie zwykłe chwile przywołuję w pamięci, gdy nie wiadomo dlaczego wszystko wydaje mi się bez sensu. Podobno samo poszukiwanie w myślach takich pozytywnych zdarzeń powoduje „wyrzut” hormonów szczęścia. Jak po fitnessie.

Po drugie: staram się nazwać uczucia, które mnie dopadły.

Kiedyś, gdy miałam chandrę zamykałam się w sobie. Co ci jest – pytał mąż, a ja mówiłam: nic takiego, nie wiem, to przejdzie. Teraz mówię, co czuję. Czasem jemu, a czasem sobie w myślach. Nazywam to uczucie, tą rzecz, tego człowieka, który mi psuje humor… Zauważyłam, że to pomaga, bo nagle „wróg” przestaje być obcy, wiem, z czym mam się zmierzyć. I mam wrażenie, że zaczynam kontrolować sytuację. Już nie jestem tylko zagubiona i smutna
– myślę, gdzie i jak szukać rozwiązania. Zamiast się zamartwiać, zaczynam kombinować, rozważać różne opcje. W ten sposób zmierzam do punktu numer 3:

Po trzecie: podejmuję decyzję.

Najgorzej jest pozostawać w zawieszeniu, myśleć o możliwych wyjściach z sytuacji i i nic nie robić. Bić się z myślami – co by było gdyby. Brak decyzji jest gorszy niż każda decyzja, którą się podejmie. Pewnie, nie ma co działać bez zastanowienia, ale też nie warto zastanawiać się w nieskończoność. Myślisz i myślisz więc musisz mieć jakieś opcje – w końcu trzeba wybrać jedną z nich i działać.

Ponad rok męczyłam się w poprzedniej pracy, czułam się źle, bo trafiłam w toksyczne środowisko. W tym czasie nie raz rozważałm, czy nie powinnam stamtąd uciekać i co się stanie, gdy to zrobię. Wiedziałam, że zostając niszczę sama siebie. Ale zaciskałam zęby bo uważałam, że lepiej mieć jakąś pracę niż nie mieć żadnej. Bałam się skazać na bezrobocie. Miotałam się. Wstawałam przybita rano i w takim samym nastroju kładłam się spać. Bolała mnie głowa, bolał brzuch. Nie opiszę ulgi, jaką poczułam tego dnia, gdy podjęłam decyzję i złożyłam papier z wypowiedzeniem. Potem nie było od razu dobrze, ale było dużo lepiej. Była przede wszystkim ogromna ulga i poczucie wyzwolenia. Wiedziałam na czym stoję i co mam robić. Z czasem wszystko się poukładało. Każda zmiana w życiu jest po coś i prowadzi ku lepszemu. Wierzę w to.

Po czwarte: przytulam się…

Już tacy jesteśmy, że unikamy okazywania emocji, jesteśmy dzielni, obawiamy się okazać słabość nawet najbliższej osobie. Tak zostaliśmy wychowani, przynajmniej moi rówieśnicy. Jesteśmy dziećmi żłobków, nie mieliśmy mamy przy sobie przez cały dzień, nie było wtedy urlopów wychowawczych. Wtedy też nie było mody na przytulanie dziecka i okazywanie mu miłości. Dlatego teraz nie doceniamy znaczenia dotyku, nie mamy takiego nawyku. A przecież, gdy pogłaskasz kogoś bliskiego po twarzy, uściśniesz dłoń, przytulisz się to od razu jest ci lepiej. I tej osobie też. Przestajesz być sztywna, wtulasz się i czujesz, że teraz już będzie tylko dobrze. Obdarzasz emocjami tę osobę, dając jej poczucie, że jest bardzo ważna. I sama się tak czujesz. No właśnie, czy nie trzeba być wdzięcznym (patrz p. 1), że mamy taką osobę koło siebie?

Po piąte: piszę bloga

To był trudny moment – drugi raz w ciągu roku zmieniłam pracę. Wpadłam w amok szukania nowej, nie mogłam się odczepić od komputera. A jednocześnie dzień mi przepływał jak woda między palcami. Zabijałam wolny czas, co to pojawił się tak nagle i to też nie było fajne. Bo ile można odsypiać, czytać, sprzątać. I wtedy słyszę od syna – mama, pisz bloga. Ja??? Trochę to trwało, a jednak zaczęłam. I proszę – coraz bardziej to lubię. Czasami, gdy snuję się po internecie i czytam wpisy innych blogerek, widzę, że to w większości młode dziewczyny, mają inne problemy i… wiele komentarzy pod wpisami. Ale się nie zniechęcam. Cieszę się z każdego postu u siebie i będę pisać tak długo, jak długo będę miała o czym i mi to będzie sprawiało przyjemność.

Ty nie musisz blogować, ale znajdź sobie jakieś „kółko zainteresowań”. Nie jesteś przecież w życiu wyłącznie mamą, babcią, żoną…

« »

Copyrights by Iwona Kmita. Theme by Piotr Kmita - UI/UX Designer Warszawa based on theme by Anders Norén