Tekst na zlecenie nazywany jest potocznie artykułem sponsorowanym, promocyjnym, reklamowym, a także advertorialem.
Takie artykuły pojawiają się wszędzie: w prasie codziennej, czasopismach, portalach internetowych i na blogach. Skoro materiał jest zlecony i mamy go napisać za pieniądze to czym właściwie różni się od reklamy? Otóż to my piszemy tekst – w przypadku reklamy dostajemy gotowy do opublikowania odpowiednio oznaczony materiał (przynajmniej teoretycznie).
To nie takie proste
Klienci są bardzo wymagający i zwykle nie zadowalają się tym, co napiszemy, choć byśmy nie wiem jak przekonywali, że tekst jest świetny. Z własnego doświadczenia redaktorki z długim stażem, podpowiem wam jak się przygotować, by uniknąć nieporozumień.
1. Na samym początku ustal, czego zleceniodawca oczekuje, czyli: po co ma powstać artykuł, np. czy chodzi o to, by zwiększyć sprzedaż jakiegoś produktu, poprawić wizerunek firmy, poinformować, że firma się pojawiła na rynku, przedstawić jej najnowszą ofertę itp.
2. Znając oczekiwania, wybierz formę tekstu i przedstaw do akceptacji zamawiającemu. Artykuł sponsorowany może być klasyczną informacją (np. o nowym produkcie), wywiadem, np. z szefem firmy (pomoże poprawić jej wizerunek, przedstawić ofertę, plany rozwojowe, pozycję na rynku itp) albo wskazaną przez niego osobą, artykułem publicystycznym, komentarzem, felietonem, wpisem na blogu (w takich przypadkach możemy pokusić się o własną ocenę, zebrać opinie innych osób – zwykle teksty w takiej formie mają z założenia sprawiać wrażenie, że powstały z inicjatywy piszącego).
Im ciekawszą formę wybierzesz, tym większą liczbę czytających może przyciągnąć artykuł i… tym mniej będzie przypominał klasyczną reklamę. A o to właśnie chodzi zamawiającemu – chce zwrócić uwagę czytelnika, przekonać go do siebie, do swojej oferty, produktu, by go dobrze sprzedać.
Zwracaj uwagę na budowę tekstu (zachęcający tytuł, oryginalny lead, czyli wstęp, swobodny i poprawny język (czytaj #1). Dobrze jest wzmocnić przekaz danymi statystycznymi, wynikami badań, wykresami i zdjęciami, wypowiedziami autorytetów w konkretnej dziedzinie.
3. Dowiedz się, czy masz zebrać samodzielnie niezbędne informacje, zrobić zdjęcia, wykresy, czy też otrzymasz materiały od klienta. W zależności od tego negocjuj cenę – własny „wkład” – poza pisaniem – upoważnia do podwyższenia swojej stawki.
4. Ustal kwotę honorarium oraz kiedy je otrzymasz.
5. Dogadaj się, w jaki sposób artykuł będzie oznaczony. Zasady etyki i prawo prasowe wymagają, by advertorial był opisany np. jako promocja, artykuł promocyjny, tekst na zlecenie…, itp. Możemy wybrać choćby najmniejszą czcionkę, ale oznaczenie powinno być zamieszczone, mimo że klienci na ogół naciskają, by tego nie robić. Moim zdaniem, jeśli artykuł jest dobrze napisany, wiarygodny, przytacza ciekawe dane poparte liczbami, fajnie się go czyta, to czytający może nawet się nie zorientować, że ma do czynienia z promocją.
Oznaczenie advertorialu jest też ostatecznie korzystne dla autora – czytający najprawdopodobniej wróci na nasz blog, stronę, portal, ponownie kupi czasopismo itp. bo doceni, że nie jest oszukiwany.
Jak jest naprawdę?
Wystarczy poszperać w prasie, internecie i na blogach. Bardzo często nie mam pojęcia, czy artykuł, który czytam jest pisany na zlecenie czy nie, chociaż wygląda na reklamowy. Artykuł przedstawiający np. nowy suplement diety albo kosmetyk jest żywcem przepisaną informacją z ulotki (mam więc prawo podejrzewać, że jest sponsorowany!!!).
Taki tekst jest nudną wyliczanką składników preparatu i ich właściwości i moim zdaniem bardziej zniechęca do produktu niż do niego zachęca. Świadczą o tym nawet komentarze pod takim wpisem, typu: „ciekawe”, „nie wiedziałam”, „chyba wypróbuję” – ewidentnie pozbawione emocji i zainteresowania, wpisywane grzecznościowo.
Jeśli jest to materiał płatny to dziwi mnie, że ktoś za niego zapłacił. Jeśli nie jest – to dziwi mnie, że autor tak mało dba o swoją opinię osoby piszącej.
Ewelina
13 lipca 2017 — 10:41
Wpis okazał sie dla mnie wartościowy, ponieważ sama piszę sporo artykułów. Dobrze za wczasu wiedzieć na co uważać ?
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 10:51
Cieszę się, że tak uważasz. Zawsze lepiej wiedzieć coś wcześniej, niż stanąć przed faktem i dopiero myśleć…
L.B.
13 lipca 2017 — 10:44
Skojarzyło mi się to trochę z tym, co robi socjolog ;D. Na zaliczenie pisałam raport o dyskryminacji ze względu na płeć na jeden z przedmiotów i tam też musiałam wyjaśnić o co chodzi, zgromadzić statystyki, zrobić wykresy albo je zeskanować i podać źródło. Na moim blogu akurat takie sponsorowane notki się nie pojawiają, a gdyby się kiedyś miały pojawić to na pewno podpiszę, że są sponsorowane.
Pozdrawiam. 😉
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 10:53
To podobnie jak ja. mam nadzieję, ze twój wykładowca nie użyje gdzieś twojej pracy, ha, ha; oczywiście żartuję:)
L.B.
13 lipca 2017 — 22:16
Nie ma mojej zgody. ;D
A jak spróbuje… Hmm, lepiej nie. ;D
Anna
13 lipca 2017 — 12:53
Nigdy nie pisałam żadnego tekstu na zlecenie, chyba że było to przemówienie dla dyrektora mojej szkoły.
A propos wyliczanki zalet jakiegoś produktu, to zauważyłam, że koniecznie musi być dodane coś trudnego, o czym nigdy nikt nie słyszał. Kiedyś usłyszałam, że do kremu jest dodany jaśmin fioletowy (chyba o to chodziło), uznałam, że jest to po to, aby ze mnie zrobić głupka, który nie wie, że taki kwiat istnieje.
Pozdrawiam.
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 13:07
Wow, to dyrektor sam nie potrafił?
Anna
14 lipca 2017 — 12:04
Akurat dyrektor, o którym piszę, dopiero do nas przyszedł i biedak trafił na jakąś okrągłą rocznicę powstania szkoły. Na uroczystości musiał powiedzieć coś o przeszłości, więc mnie poprosił. Zresztą ja też korzystałam z kroniki szkoły, bo nie pracowałam od początku jej istnienia.
Potem dyrektor sam pisał, ale prosił, abym sprawdziła styl wypowiedzi.
jotka
13 lipca 2017 — 12:53
Chyba nie będę pisać za pieniądze, nawet recenzje ciężko jest pisać, bo to sprawa subiektywna, a tym bardziej pisać wbrew sobie za kasę?
Nigdy nie mów NIGDY, ale ….
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 13:07
Jotko, na pewno NIGDY wbrew sobie:)
jotka
13 lipca 2017 — 18:46
Skłamałam, pisałam przez rok za symboliczne pieniądze, ale miałam wolną rękę. Potem ograniczono fundusze i pisałam w czynie społecznym, ale satysfakcja była taka sama…
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 20:51
Jesteś wielka:)
anabell
13 lipca 2017 — 14:29
Nigdy nie piszę tekstów sponsorowanych, podobnie jak nie sprzedaję swoich biżutków. Bo to co robię i piszę to wynika z mojej wewnętrznej potrzeby, a tym się nie handluje- przynajmniej wg. mnie.
Miłego;)
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 14:36
Niektórzy jednak z tego żyją więc może dobrze, żeby wiedzieli, prawda? Grunt, by nie pisać wbrew sobie i wbrew temu, co się myśli.
bezzasadna
13 lipca 2017 — 14:49
Pisanie za pieniądze, dla niektórych, ma jedna wielka wadę. Najprawdopodobniej trzeba pójść na kompromis chyba ,że samemu się napisze, wyda i spróbuje sprzedać ale wtedy czasu braknie na pisanie. Inne pisanie to zwyczajowe rzemiosło, jak stolarz , hydraulik, malarz, tynkarz jednak przez wzgląd na możliwość dotarcia do wielu osób w oszukany sposób dowartościowywane. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie interesują się poznawalnymi ludźmi, tak pióra jak i innymi. Aktorami, piosenkarzami itp. Mnie nie interesuje twórca a jego stworzenie i tylko do niego mam prawo a ludzie, biegający za” gwiazdami”jak hieny chcą dopaść więcej.
Możliwe ,że komuś przydadzą się Twoje rady ale czy nie produkujesz potencjalnych swoich pracowników ?
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 15:18
Ja nie jestem tak krytycznie nastawiona do tego, co nazywasz „rzemiosłem” – dobry rzemieślnik jest w każdej dziedzinie poszukiwany, również jeśli chodzi o pisanie treści do czasopism, internetu itd. Artyści nie tworzą raczej w takich miejscach. Dlatego też nie mam na uwadze w swoim poście pisania na zamówienie większych pozycji typu książka czy inne ściśle autorskie utwory.
Czy ja „produkuję” swoich pracowników? To dobre – nie, ja sama całe życie byłam pracownikiem i nie sądzę, żeby miało się to zmienić. Pozdrawiam:)
Andrzej Rawicz (Anzai)
13 lipca 2017 — 15:04
Ostatni artykuł, gdzie mogłem podpisać się imieniem i nazwiskiem napisałem ok. 2007 r., potem można było używać tylko inicjałów, albo nicka. To były dobre czasy, bo redagowanie tekstów wyglądało mniej więcej tak jak opisujesz. Potem redakcje zredukowały zespoły i zaczęto pisać skrypty, tutaj już nie obowiązywała żadna sztuka i żadne prawa autorskie. Z panelu admina pobierało się temat i w ciągu 20-30 min. musiał powstać tekst, który należało zdać do panelu pobierając nowy temat. W ten sposób można było zarobić ok. 30-40 zł./dzień (2008 r.).
Ok. 2009 r. polscy informatycy zaczęli kombinować tworząc oprogramowania, które … odwalały za nich dziennikarską robotę. Przyznaję się, że też to robiłem, chociaż nie na taką skalę:
http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2015-11-27/stworzyl-program-ktory-wykonuje-prace-za-niego-pisze-tez-do-zony/
Ostatni skrypt napisałem w 2015 r. Ciekawe jak to teraz wygląda?
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 15:21
Ja jestem osobą z „papieru” i to, co opisałam jest wciąż aktualne. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bo niestety pracodawcy, co ostatnio poznałam aż nazbyt dobrze, są gotowi dla przysłowiowej złotówki, zrobić wszystko (tyle że to wszystko często oznacza ujmę na profesjonalizmie i samopoczuciu redaktora, nie właściciela).
Andrzej Rawicz (Anzai)
13 lipca 2017 — 21:32
Ja zaczynałem też na „papierze”, ale było to sporadycznie, i dawno, dawno temu. 😉
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 21:36
Coraz bardziej czuję, że i ja nie chce już wiązać się na stałe z jakimś „papierem”. A też z czegoś trzeba żyć, więc pewnie będę musiała. Póki co – zrobiłam sobie urlop.
barbara
13 lipca 2017 — 16:14
Przydatny wpis choć takich tekstów nie piszę.
Pozdrawiam Iwonko, miłego dnia…
Gabrysia
13 lipca 2017 — 16:17
Sama chwaliłam kiedyś na blogu preparat magnezowy, który akurat na mnie dobrze działa i chciałam się podzielić tą widzą i doświadczeniem z innymi, bo tak czuję. Ale gdyby mi ktoś zapłacił za coś czego nie czuję – to chyba bym nie napisała. Pozdrawiam Iwonko
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 17:32
Ja też nie. Nic wbrew sobie. Ten artykuł jest dla tych, którzy piszą i w ten sposób zarabiają. jeśli to robią, to przynajmniej zgodnie z zasadami. Wolę wiedzieć, że czytam tekst sponsorowany, niż się domyślać.
Maria
13 lipca 2017 — 21:12
Najlepiej pisać tylko dla własnej przyjemności. Ale dla niektórych pisanie jest pracą i z pewnością Twoje wskazówki im się przydadzą. Myslę, że osoby potrafiące dobrze pisać z wyczuciem tematu powinny na tym zarabiać jeśli mają potrzebę i okazję ku temu.
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 21:34
Tak Marysiu, pisanie to praca jak każda inna i nie zawsze oznacza sztukę, czasem, a właściwie często to rzemiosło. Myślę, że dobry rzemieślnik, osoba która zna się na tym, co robi powinna to robić, prawda? Też mam nadzieję, że moje porady znajdą swoich odbiorców.
Ania
13 lipca 2017 — 21:37
Jak do tej pory miałam okazję pisać recenzję tylko dla trzech marek, chociaż biorąc pod uwagę krótki staż mojego bloga to i tak jestem z tego i z siebie bardzo dumna 🙂
Nie wiem czy poprawnie/właściwie recenzję napisałam, ale pisałam to co myślałam i co mi w duszy grało, więc jedno jest pewne – tekst, który wyszedł spod moich paluszków był w 100% prawdziwy.
Klienci byli zadowoleni, dostałam wiadomości z podziękowaniami ( nie wiem, czy tak się praktykuje, ale dla mnie było to bardzo miłe ).
Twój wpis bardzo mi się przyda w przyszłości – mam przynajmniej taką nadzieję 🙂
Ściskam mocno i przesyłam pozdrowienia 🙂
Iwona Kmita
13 lipca 2017 — 21:40
Aniu, gratuluję i życzę powodzenia. Bardzo, bo twój blog jest niesamowicie smaczny:)
Aleksandra Załęska
14 lipca 2017 — 09:20
Super wpis, pełny wskazówek, do wykorzystania 🙂
Iwona Kmita
14 lipca 2017 — 09:38
Bardzo się cieszę, mam nadzieję że ci się przyda:)
boja
14 lipca 2017 — 12:01
No dobrze. Ale skąd wytrzasnąć takich co zechcą płacić?
Iwona Kmita
14 lipca 2017 — 13:37
Nie mam doświadczenia w tej kwestii, ale chyba sami się zgłaszają jak cię w sieci dojrzą:)
boja
16 lipca 2017 — 14:46
A co zrobić, żeby mnie dojrzeli? Mam się rozebrać?
Goga
14 lipca 2017 — 19:04
Fajne wskazówki dla początkujących pisarzy 🙂
Bet
14 lipca 2017 — 22:24
No właśnie, gdzie są chętni do płacenia? Piszę i piszę, piszę… A tu nic :)))))
Ale co tam, hobby to nie biznes.
Iwona Kmita
14 lipca 2017 — 22:30
Święte słowa:)
Ula z prostoofinansach
15 lipca 2017 — 09:32
Ciężko czasami czyta się niektóre teksty, przepisywanie z ulotki to częsty zwyczaj. Czasami się zastanawiam, czy ktoś się łudzi, że taki tekst jest ciekawy? A nie tylko nadaje „ilości” na naszym blogu… Nie przypuszczam, że ktoś za to jeszcze płaci. Każdy tekst ma być ciekawy. I tak jak piszesz, ten który pisany jest za pieniądze powinien być właściwie oznaczony.
Marta K
15 lipca 2017 — 09:47
Na samym początku podziękuje Ci za ten wpis. Od roku pisze teksty na zlecenie dla różnych firm i branży i o kilku ważnych rzeczach nie wiedziałam. Profesjonalny artykuł z dużą wartością merytoryczna dla mnie.
iwona
16 lipca 2017 — 14:35
Dziękuję bardzo:)
Kwadrans dla Ciebie
15 lipca 2017 — 10:03
Bardzo ciekawy wpis. Wiele z niego wyniosłam na przyszłość. Pozdrawiam 🙂
Kasia
15 lipca 2017 — 16:28
Cenne rady. Ja też pisałam swego czasu teksty sponsorowane. Pracowałam w ogólnopolskim dzienniku. Najgorzej było gdy wszystko chciała poprawiać dla klienta agencja pr. Mój tekst po ich poprawkach robił się nudny i aż zionęło od niego reklamą. Pracownicy agencji jeszcze chyba nie rozumieją, że nie wszytko musi być takie ładne i wygładzone.
iwona
16 lipca 2017 — 14:34
Niestety oni są ciągle do tyłu. Znam dobrze to o czym napisałaś.
Oto ja
15 lipca 2017 — 19:46
Fajnie że dzielisz się swoją wiedzą. Pewnie wielu osobom Twoje teksty będą pomocne, bo napisane są w przystępnej formie. Pisz o tym dalej, bo ten cykl jest ciekawy. Pozdrawiam ?
iwona
16 lipca 2017 — 14:33
Cieszę się że tak myślisz, pozdrawiam
Gaja
15 lipca 2017 — 20:09
Kiedyś myślałam o pisaniu artykułów za pieniądze (w wolnej chwili), ale w końcu wybadałam, że to nie są kokosy, a przynajmniej dla osoby początkującej, a czas i energię trzeba przecież w to włożyć i zdecydowałam, że wolę mieć tę chwilę odpoczynku po powrocie z pracy. Gdybym nie pracowała zawodowo, to na pewno próbowałabym szczęścia z pisaniem, tak więc rady sobie zapamiętam. Na razie piszę w wolnej chwili wyłącznie dla przyjemności 🙂
iwona
16 lipca 2017 — 14:30
Ja jeszcze nie wiem co będę robiła
Póki co zrobiłam sobie wakacje. A potem zobaczymy
Nie mówię nie żadnej opcji.
Stokrotka
16 lipca 2017 — 05:32
Wprawdzie nie piszę za pieniądze, ale z ciekawością wszystko przeczytałam.
Pozdrawiam pięknie Iwono.
🙂
iwona
16 lipca 2017 — 14:31
Dziękuję, pozdrawiam ciebie Stokrotko
Stokrotka
16 lipca 2017 — 05:32
Wprawdzie nie piszę za pieniądze, ale z ciekawością wszystko przeczytałam.
Pozdrawiam pięknie Iwono.
🙂
dopieszczamy.pl
16 lipca 2017 — 15:49
Iwonko, bardzo ciekawy i rzeczowy tekst. Pisanie takich tekstów to prawdziwa sztuka 🙂
iwona
16 lipca 2017 — 20:18
Dziękuję Kinga. Twoja ocena jest dla mnie bardzo ważna.
Agata
16 lipca 2017 — 21:57
Dlatego jeśli będę kogoś reklamować to tylko dlatego, że sama bym chciała z ich usług skorzystać 🙂 uważam, że powinno się do tego podchodzić zgodnie ze swoim sumieniem. Kasa nie jest najważniejsza, a influencerzy zdają się o tym zapominać.
iwona
16 lipca 2017 — 22:07
Myślę w ten sam sposób. Nie robić niczego wbrew sobie:)
Maja
17 lipca 2017 — 10:54
Twój blog od jakiegoś czasu staje się swego rodzaju poradnikiem … ale może to i dobrze bo wiele osób w potrzebie może skorzystać z Twoich profesjonalnych rad .
Nie jestem zainteresowana pisaniem za złotówki , gdyż jak wiadomo nie każdy ma talent pisarski i ja akurat go nie mam … ale zaglądam z zainteresowaniem i czytam bo a „nóż widelec ” coś na miarę moich grafomańskich potrzeb znajdę ? Pozdrawiam serdecznie i dalszego owocnego poradnictwa życzę . 🙂
Iwona Kmita
22 lipca 2017 — 23:50
Nie tyle mój blog się takim staje, ile stworzyłam poradnicze dwie zakładki: o pisaniu i o urządzaniu wnętrz, designie. Po prostu po roku chcę spróbować czegoś nowego i kontynuować dawne przemyślenia. Zobaczę, czy to się spodoba. A co do ciebie, to akurat uważam, że choć zbyt wiele nie piszesz, to jeśli już to są to naprawdę dobre kawałki.:)
Pojedyncza
17 lipca 2017 — 13:43
Ja też lubię z góry widzieć czy artykuł jest sponsorowany czy nie. Irytuje mnie, gdy zaczynam czytać np. na blogu ciekawy, dowcipny post, który około trzeciego akapitu przeradza się w typową reklamę – z jednej strony brawa dla autora, że potrafił inteligentnie przyciągnąć czytelnika (intrygującym tytułem, ciekawym wstępem itp.), ale jednak w takich sytuacjach czuję się zwyczajnie oszukana.
Iwona Kmita
22 lipca 2017 — 23:51
Święta racja:)
Networkerka
17 lipca 2017 — 14:52
Samo sedno!
parrafraza
22 lipca 2017 — 21:18
Nie piszę na zlecenie i chyba bym nie umiała. Choć kto wie, co człowieka w życiu spotkać może.
Ale rady dobre, jasno napisane. Myślę, że przydać się mogą wszystkim tym, którzy taką profesję wybrali.
Iwona Kmita
22 lipca 2017 — 23:51
Dziękuję, o to chodziło:)
piotrek
25 lipca 2017 — 13:52
przydatne info, dzięki:)
SielskieM
25 lipca 2017 — 22:37
Przypomniało mi się, jak w którejś części Ani z Zielonego Wzgórza, bohaterka pisała swoje pierwsze opowiadania, które bardzo chciała wydać, czy wydrukować w prasie. Brak zainteresowania jej tekstami spowodował, że przyjaciołka Ani postanowiła „delikatnie” tekst…obrobić, umieszczając nazwę handlową nie pamietam czego (proszku do pieczenia?) w „odpowiednich” miejscach i wysłaniem tekstu bez wiedzy Ani na konkurs. Poskutkowało to wygraną…która Anię raczej wepchnęła w otchłań rozpaczy. Do czego ja zmierzam 🙂 Do tego, że większość tekstów sponsorowanych, na które się natykam w sieci są troszkę jak ten stworzony przez przyjaciółkę…nachalne wciskanie produktu w każde zdanie. I faktycznie zostawiam pod takimi tekstami komentarze w stylu „fajnie” 🙁
A może też czytam, teksty, które są tak dobre, że się nie orientuję 🙂
Kiedyś swoich sił spróbować bym chciała 🙂
i jeżeli będzie mi to dane, wrócę do Twojego tekstu z jak zawsze cudnymi radami 🙂
Krystyna M.
8 sierpnia 2017 — 14:46
Dobre porady, warto skorzystać. Czytałam wiele artykułów sponsorowanych, wiedziałam o tym – ale były ciekawe i zupełnie mi to nie przeszkadzało, że autor otrzymał za nie pieniądze. Jeśli reklama jest umiejętnie wpleciona w interesujący tekst – to dlaczego nie?